Pełne źródło w stopce. |
Pisałam
kiedyś o tym, co można by uznać za nowość. Tym razem nie mam z tym kłopotu.
Seriale po prawdzie mają po kilka miesięcy od premiery na Netflixie, ale tenże
dopiero niedawno wszedł oficjalnie do Polski. (⌒▽⌒)☆ Można więc
spokojnie uznać, że zarówno Netflix's Daredevil jaki Netflix's Jessica Jones to
świeżutkie bułeczki. Ja już swoje schrupałam. I teraz podzielę się wrażeniami
oraz powróżę o przyszłości. Ale powróżę z sensem, nie jak Ci, którym peron
odjechał (TM Zwierz).
Netflix w Polsce budził już emocje od
ponad roku, kiedy pojawiły się pierwsze spekulacje, na temat tego, że ma się
pojawić. Jednym z symptomów było pojawienie się napisów polskich do Daredevila.
Już wtedy pojawiły się pierwsze głosy z polskich mediów, że z powodu braku
oferty polskich seriali, Netflix nie odniesie w Polsce sukcesu. Stety (i mówię
to bez wyrzutów (≧◡≦) ) ma się to do rzeczywistości jak przewidywanie pogody
jutrzejszej po zeszłorocznym śniegu. Muda na koto. Wróżysz z nie tych fusów co trzeba.
Żeby zrozumieć do kogo jest kierowany
Netflix, trzeba zrozumieć subtelną różnicę między masowością, a popularnością kultury; między kulturą masową, kulturą
popularną , a popkulturą. W tym przypadku, rzecz rozchodzi się o pieniądze. Po
kilku godzinach pisania (i kilkunastu skasowanych akapitach... (*μ_μ) )doszłam
do wniosku, że najlepiej będzie przedstawić to krótko i się nie rozwodzić.
Zdaje sobie sprawę, że to jest duże
uproszczenie i do tego tendencyjne w przykładach, ale to po to by skupić się na
temacie. I tak, Wikipedia Polska ma złe definicje. W dużym skrócie: Kulturę
możemy podzielić na masowo-masową: tworzoną z myślą o masach i masowo.
Masowo-niszową: produkowane z myślą o masach, ale niszowo. Niszowo-masowe:
produkowane z myślą o niszy, ale masowo oraz niszowo-niszowe: produkowane
niszowo i dla nisz. Kolejnym wyznacznikiem jest to jak bardzo odbiorca danej
kultury musi się jej poświęcić, by móc powiedzieć, że się nią interesuje i to
wpływa na to jak wygląda masowość i niszowość. Reality show czy lokalne seriale
typu slice of life (Bold and Beautiful, M jak Miłość) są
przykładem masowo-masowej kultury i nie wymagają dużego zaangażowania - jest to
kultura masowa. W tym przypadku, ponieważ w zasadzie fan jest oddany tylko
temu, by się z dziełem zapoznać, a niekoniecznie wydać nań tysiące, masowa
produkcja oznacza, że jest dużo podobnych produkcji, które są podobne do
siebie, które mają przyciągnąć kolejnego odbiorcę. A odbiorca = zysk bo
reklamy.
Gdy ktoś próbuje mi udowodniać, że
jestem wstanie
wydać więcej na M jak Miłość niż My
Little Pony.
Dare-mo dekinai.
|
Masowo-niszowa jest tzw. "sztuka
wyższa" czy muzyka albo sport - i jest to co ja nazywam kulturą popularną.
Może nie wymagać ona dużego zaangażowania, ale poważne się nią zajmowanie już
jego wymaga. Masowa, bo każdy w zasadzie ma styczność z muzyką, filmem czy sportem, ale
nie każdy jest Mozartem, Dariuszem Szpakowskim czy Kasai Noriakim (Yai! \(≧▽≦)/). Każdy może
biegać, malować, rysować, tańczyć itd. Poziom zainteresowania jest różny, od
przypadkowego (pójdzie do Empiku i kupi książkę) po wymagający poszukiwań
(wyprawy do antykwariatów, szukanie po Allegro konkretnych tytułów itd.). Choć
często zahacza to o bycie geekiem (w
znaczeniu po prostu bardzo lubienia czegoś), w większości przypadków ludzie nie
wiedzą, że nimi są. Specyficzną odmianą kultury popularnej jest popkultura.
Objawia się na dwa sposoby. Niszowo-niszowa jest kultura otaku, geeków i nerdów - w tym przypadku w znaczeniu
ludzi, którzy śmieją lubić/interesować się czymś, co nie jest typowe
(konwencjonalne) jak komiksy, animacje, space opera itd. i często wiedzą, że są
geekami. I to jest popkultura -
kultura popularna inaczej. (⌒ω⌒) Niektóre dzieła lub postaci popkulturowe są tak
popularne, że są popularyzowane dla mas. Godzilla (a właściwie Gojira), Batman,
Superman, Spider-Man, MCU. Wtedy stają się kulturą niszowo-masową, choć nadal
pozostają popkulturą. Taki typ kultury wymaga zaangażowania, gdyż nie można
zwyczajnie pójść do biblioteki/antykwariatu czy kina by dostać to co się chce. Nie
wystarczy zapisać się do szkoły muzycznej. Efushi raz obszedł "cały Kraków" i jego antykwariaty i znalazł tylko jeden
egzemplarz, jednej książki z listy "klasyki polskiej literatury o
Japonii". Takie zachowanie to jednak mało. Trzeba mieć coś więcej - nawet niż HBO, Netflix, SyFy, Comedy Central... Wymagane
jest poświęcenie i zaangażowanie przekraczające "typowe" hobby: nie
chodzi tylko o własnoręczne załatwianie sobie dostępu, ale o chęć wiedzenie
wszystkiego, jednoczesne kolekcjonowanie dóbr okolicznych (figurek, plakatów,
płyt itd.); niekiedy trzeba polować na ciekawe okazy - jak przypadkowa figurka
z magazynu (np. w MLP Egmontu można trafić rzadko widywane figurki postaci z poza
main six) czy jednorazowo rzucona "zabawka"
z serialu (oj widziały nasze oczy czerwonego Power Rangers Mega Force w Auchan). Zwykła wizyta w sklepie może
stać się źródłem przypadkowej zdobyczy. I co równie ważne: nie da się tego
czynić samemu.Jak możesz być sam na sam z M jak Miłość, muzyką Bethovena, nie możesz
Uff. Być może kiedyś rozwinę (niemy)
zarysowaną tu pobieżnie kwestię - wróćmy do seriali. ^_^ Więc o porażce
Netflixa w Polsce wypowiadali się ludzie, zajmujący się kulturą masową, w
najlepszym wypadku kulturą popularną, którzy często nie potrafią dostrzec
potencjału popkultury. Podobnie jak większość osób. Tymczasem tenże celuje
właśnie w odbiorcę popkultury i kultury popularnej, czyli odbiorę świadomego!
Takiego, który sam chce wybrać co oglądnąć czy przeczytać, a nie np. skacze po
kanałach. Odbiorcy HBO, SYFY, Comedy Central, AXN i innych kanałów tematycznych.
Takiego, który obejrzy serial, ponieważ jest dobry lub ma świetną historię, a
nie tylko bo jest częścią MCU. Netflix
nie jest zbawieniem i nie wyruguje telewizji. Jest jednak czymś, czego w Polsce
w takiej cenie trudno szukać.
Nasz stosunek do cena/jakość odnośnie Netflixa. |
W pakiecie minimalnym trzydziestu
złotych, co równa się dwóm biletom do kina, masz nieograniczony dostęp do
proponowanych seriali oraz filmów. Wystarczy obejrzeć dwa filmy albo jeden w
dwie osoby i wychodzi się na zero. Albo po prostu obejrzeć ten sam film
codziennie, ciągle chrupiąc popcorn - i
to z możliwością pauzy! Każda kolejna pozycja zwraca nam usługę. Jeśli oglądasz
trzy filmy tygodniowo (w weekend tylko - jeden dziennie) i płacisz za TV 50
złotych, Netflix zwróci się w połowie miesiąca. Równie dobrze, może stanowić
uzupełnienie kina i/lub telewizji. Ale co najważniejsze: jego targetem jest
odbiorca świadomy, który chce o czymś decydować.
Z Netflixem związane są dwa problemy. Po
pierwsze, dziwaczne dla mnie, typowo polskie myślenie, że mi się należy i czemu
tak drogo? Jak to mam płacić?! Czemu nie za darmo? Otóż nie! Tym prawdziwym geekom to nie przeszkodzi, a Ci jeszcze
prawdziwszy pokombinowali i mieli dostęp wcześniej i już na Serialkonie -
półtora miesiąca od oficjalnej premiery usługi - oglądali Jessicę Jones. A
narzekać i tak będzie biadolił. Po drugie, nie rozwiązuje problemu; problemu
braku dostępu do tekstów poza krajem ich produkcji. Problemu tego, że w Polsce
popkultura rzadko traktowana jest na poziomie kultury popularnej i - w myśleniu
wielu - musi przegrać z tąże oraz, co gorsze, z masową. (︶︹︺ Jeśli ktoś liczy na to, że
zastąpi on kino tak jak HBO może uczynić albo, że oglądnie tam każdy serial, to
niestety nie ma racji. Netflix ma ograniczoną ofertę. Może stanowić
alternatywę, uzupełnienie, ale póki co nie podstawowe źródło. Nadal jednak ma
jedną, ogromną zaletę. Jako substytut kina, telewizji naziemnej czy tańszą
odmianę telewizji satelitarnej, w swojej cenie spisuje się bardzo dobrze.
No dobrze, ale w takim razie przejdźmy do
konkretów. ^_^ Marvel Cinematic Universe
pokazało nam, że można zbudować ogromny świat superbohaterów i przedstawić go w
miarę realnie, uwzględniając suspension
of disbelief. Jest tak dlatego, że producenci teraz muszą się porządnie
zastanowić nad tym, jak coś pokazać by było realistyczne, przyciągało, a
jednocześnie nie wyglądało głupio. Bo to co w komiksach ujdzie, niekoniecznie
na ekranie (jak choćby kostium Hawkeye'a,
Wolverine'a czy Jessicy Jones).
Pomaga, ale nie wymagane. |
Już Antman
pokazał, że świat przenoszenie Marvela na MCU
daje nam ogromne możliwości i nie musimy kręcić się tylko wokół Avengers,
wielkich bitew i oszałamiających plotów. Netflix'owi przyszli Defenders również to nam pokazują. Z
zapowiedzianych już, wyemitowano już Daredevil
i Jessica Jones, a pojawił się również Luke Cage. Jego serial i Iron Fista są w produkcji, mamy
zapowiedzianego Punishera; wiemy, że
pojawi się on i Elektra w drugim sezonie Daredevila.
Mamy szansę na zobaczenie tych postaci w zupełnie innej odsłonie, której nie
pokazały nam filmy (starsze i nowsze) i wątpię by były wstanie. Również ze
względu na plot z Thanosem. Mamy więc mnóstwo możliwości do pokazania tego, jak różnorodni są
bohaterowie i złoczyńcy.
Netflix zrobił przy tym coś bardzo odważnego.
Typowo serial wypuszczany jest odcinek po odcinku. Jego istotą są cliffhanger, których tu nie praktycznie
nie ma. Praktycznie, bo seriale wypuszczono w całości, dając nam możliwość
obejrzenia wszystkiego na raz. Albo w dowolny inny sposób, jaki sobie
wybierzesz ^_^. Jest więc to zupełnie inna metoda. Osobiście uważam ją za
ciekawą, pasującą do w stylu w jaki lubię oglądać. Choć ma to również swoje
minusy, a mianowicie już dzień po premierze masz pełen przekrój spoilerów,
którymi można Cię zarzucić...
Prawie rok temu ukazał się nam Daredevil.
Diabeł z Hell's Kitchen. Miejsce akcji nieszczególne (samo w sobie - bo w
komiksie jest nim ta sama dzielnica), ale idealnie obsadzone w realiach MCU.
Subtelne nawiązanie do pierwszych Avengers i bitwy o NY, stanowią tło do
pokazania tej mroczniejszej i niebezpieczniejszej części świata. Tej, która
mierzy się bezpośrednio z faktem, że grupa gości odparła atak kosmitów, a oni
by to zrobić musieli narobić trochę szkód. Wiecie, jak złapać złoczyńcę, co to
ukradł tysiąc dolarów i narobić szkód za milion. To nie jest również serial o
tych wielkich złych, co to mają kosmiczny plan na zdobycie milionów czy władzy.
Jak widzę poziom złoczyńców MCU po serialach Netflixa. Finally! |
Może to dziwne, ale Daredevil pokazuje
nam o wiele lepiej to, co by się stało, gdyby przeciętna osoba, próbowała
został superbohaterem niż czyni to Kick-Ass. I odbyła ku temu odpowiednie
szkolenie - więc nie była takim baka
yarou. Co najważniejsze, jego celem jest tylko zrobić różnicę. Nie zbawić
świat, uratować miliony. Ocalić swoją dzielnicę i pokazać, że można coś zrobić,
robiąc po prostu coś dobrego, ale z sensem. Matt Murdock chce tego jako oba
swoje wcielenia, ale choć inteligentny i posiadający swoje moce, nie jest w tym
wszystkim kimś, komu się zawsze udaje. Niejednokrotnie widzimy jak obrywa, jest
ranny albo nie za bardzo podąża za tym, co się dzieje. Przez bardzo długo
próbuje odkryć, kto próbuje go powstrzymać. A głównym oponentem są możliwości
jakie dają pieniądze i władza. Matt, Foggy, Karren i Ben muszą się z tym
zmierzyć at low level. Nie mają
możliwości swoich przeciwników i paradoksalnie to sprawia, że są do przodu, choć
z każdym odcinkiem tracą impet. Bo i są nikim wielkim (do czasu). I wygrywają
tylko dlatego, że ich przeciwnik głupieje z czasem i jest jak "królestwo
wewnętrznie skłócone". Gdzieś umyka jego siła. Jego zrozumienie sytuacji.
Po raz kolejny zawodzi marvelowy złoczyńca. Loki jest jedynym, któremu
cokolwiek wychodzi i jedynym, którego lubię. Choć Wilson Fisk jest
przekonywujący i jest dobrym złoczyńcą. Ale sam, a nie w zaprezentowanej
grupie.
To co wzbudza podziw w całym serialu, to
sposób w jaki pokazane są walki. Są realistyczne. Tutaj nie działa prawo
zachowania ninjustu ani inne w tym
stylu. Daredevil musi dorosnąć zarówno do używania broni (choć to jeszcze nie
jego komiksowa laska niewidomego) jak również przekonać się do zmiany swojego
kostiumu - znaleźć balans między protekcją, lekkością i moblinością. Wszystko w
imię większej efektywności, ale nie efektowności.
Jessica Jones prezentuje zupełnie inne
podejście. Daredevil, mimo swoich mocy, jest w zasadzie zwykłą osobą. Gdyby dać
mu wzrok, a odjąć jego zmysły, to naprawdę niewiele by to zmieniło. Pragnie
również zrobić jakąś różnicę. Jessica Jones (serial) ma za bohaterów ludzi,
którym odebranie ich mocy zmienia postać rzeczy. Jednocześnie żadna z
zaprezentowanych postaci nie celuje wysoko. Nie myślą o czyś wielkim, ale o
zwykłym życiu, codzienności. Jessica nie marzy o superbohaterstwie, ale używa
swoich mocy tylko w pracy. Jest przeciwieństwem Matta, pod tym względem. Luke
Cage - który występuje przez połowę sezonu, pragnie chronić tylko to, co należy
do niego i swoich bliskich. Swoją strefę komfortu. Przyrodniej siostrze
Jessicy, Patsy Walker (kto zna komiksy, powinien skojarzyć ją jako Hellcat) też
zależ tylko na ochronie swojej strefy - na tyle, na ile może zwykła osoba.
Wszyscy w konsekwencji rozumieją jakim zagrożeniem jest Kilgrave (nigdy nie
nazwany Purple Manem w serialu, bo też i nie ma on jego fioletowej aparycji.
Bleh...) i czy chcą czy nie, ponieważ to oni go spotkali, to im przypada
zadanie powstrzymania go. I udowodnienia, że jego moc jest czymś realnym.
Strona 25 z Alias vol 1 (źródło), pokazująca wszystko musisz wiedzieć
o Jessice Jones i
Kilgrave'ie. Wymień dziesięć różnic.
|
Kilgrave... Też w zasadzie dba tylko o
siebie i swoje potrzeby - o odpowiednią kobietę przy swoim boku i swoje
zachcianki. I jest pierwszym, udanym złoczyńcą Marvela w MCU. Pierwszym, który
wzbudza strach. W komiksach nigdy nie był kimś wielkim, złoczyńcą klasy
najwyższej. Ale dopiero serialu widać do
czego byłaby zdolna osoba, która jest wstanie kontrolować innych według swoich
zachcianek. Rujnująca życie innym, tylko jednym zdaniem. Słowem. Wysiądź.
Wysadź. Chodź. Zastrzel. Krok w przód. Wracaj. Idziesz sobie ulicą i ktoś Ci
mówi jakieś zdanie, polecenie, a ty je wykonujesz. Czasami niewinne, czasami
niszczące wszystko, co osiągnąłeś.
Jessica Jones jest zupełnie inną
odpowiedzią na to, jak wyglądałby świat pełen metaludzi. Ludzi (i lisów),
którzy mogą coś więcej - którzy nie muszą mieć tarana by sie włamać, wanny by
przeżyć wybuch (udowodnione - taka żeliwna). Wystarczy, że zrobią nic więcej
ponad to, co każdy może. Pociągnąć za łańcuch/kłódkę/klamkę i stać. Nie
wyobrażam sobie tego.
Oba seriale można opisać tymi samymi
cechami, ale jednocześnie dostajemy dwa różne seriale. Dwie detektywistyczne
opowieści. Dwa mroczne światy. Dwaj przerażający złoczyńcy. Co je odróżnia? Daredevil
jest serialem mroczniejszym w kolorystyce i z większą ilością walk, a Jessica
Jones bardziej serialem noir, kolorowszym, ale bardziej przerażającym. W teorii
Jessica opowiada o detektywie, ale to Daredevil jest bardziej taki. W teorii Daredevil jest mroczny, ale to Jessica jest bardziej taka. Na oba
lubię patrzeć przez pryzmat tego, że nie każdy superbohater jest super i nie
każdy nadaje się do epickich walk. Oba są w zasadzie opowieściami o tym, że każdy
może uczynić różnicę, że każdy może być na swój sposób super. Świat jest pełen
Fisków, Kilgrave'ów i innych paskudztw. Zostawcie walkę z Thanosem wesołej
menażerii Avengers, a sami zajmijcie
się swoją okolicą. Taka moja lisia rada.
Netflix udowadnia jedno. Są postaci dobre
na film. Są postaci dobre na serial. I jeśli jesteś usługodawcą VOD, masz
szansę wygrać batalię.
P.S. A tak powinna wyglądać Patsy Walker: Klik! Klik!
Daredevil (postać) ma
2+2+2 = 6 ogonów!
Netflix's Daredevil ma
2+1+2 = 5 ogonów!
Jessica Jones (postać) 2+1+2 = 5 ogonów!
Netflix's Jessica Jones ma 2+1+2 = 5 ogonów!
|
Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015-2019, all rights reserved.
Żródła grafik:
Logo seriali - Daredevil pochodzi z domeny publicznej. Jeesica Jones na licencji CC BY 4.0
Memy pochodzą z KnowYourMeme.com
Daredevil Title Card - dozwolony użytek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz