Always look for the bright side of life. Smile, smile, smile! Źródło grafiki: Licencja: domena publiczna. |
Zdarza mi się przyznawać do
różnych rzeczy. Przyznaję się do nagminnego oglądania japońskich seriali tokusatsu, nie ważne jak czasem jest to
męczące - zwłaszcza tłumaczenie innym, co to jest to "Super Sentai". Przyznaje się do posiadania wielkiej miłości do
My Little Pony i chęci posiadania
ogromnej ich kolekcji. No bo skąd niby Kitsune
wie kim jest Pinkie Pie i co i gdzie robiła w serialu i filmach, o czym pisała
ostatnio? Po prostu wyszukała w Google? Nope.
Przyznaję się do posiadania marzenia o pełnej kolekcji filmów Pixara i Disneya.
Przyznaję się, że wydaję niemałe pieniądze na naukę języka Japońskiego - co mi
się może nigdy nie przydać - oraz do bronienia japońskiego stylu myślenia.
Przyznaję się również do tego, że w mojej głowie jest ułożone inaczej niż w
reszcie świata i traktuję (najczęściej) opinię innych o tym tak samo jak pewien
rodzaj papieru. I przyznawać mógłbym się do wielu innych rzeczy. Najczęściej
jednak muszę przyznawać się do tego, że wierzę w wiele rzeczy. W miłość.
Wierność. Przyjaźń. Uczciwość. Zasady. Że warto. I w to, co do wierzenia podaje
Kościół Katolicki. Choć z tym bywa czasem ciężko. Dzisiaj więc kawałek mojej
historii. Nie w urodziny moje, ani bloga ani Kitsune. Ale właśnie w Zmartwychwstanie. Najważniejszy dzień roku.
Kiedy
zasiadałem nad tym wpisem, zastanawiałem się mocno nad tym, co powinno się w
nim znaleźć. Jak powinienem ująć, to co chcę, by nie był to kolejny smutny wpis
o problemach życia kolejnej osoby. Bo nie chcę pisać o tym, że mam jakieś tam problemy. Każdy je ma, mniejsze i większe. Problemy z pracą.
Zrozumieniem. Czasem. Ludźmi. Światem. Mniejsze czy większe, poważniejsze i te
nie. Ale nie każdy ma w życiu coś takiego, co pozwala czerpać siłę do ich
pokonywania. Swoje źródło of sugar, spice
and everything nice, które pozwala mu się zasilić, stanąć naprzeciw i
powiedzieć "Nie boję się zranienia, ale w żadnym wypadku nie jestem silna .
Po prostu, nie potrafię już dalej znieść
nic nie robienia!" (tłumacz. własne - oryginał w stopce)*
Nie
neguję potrzeby wygadania się i ogłoszenia szerszej publiczności, że pewne
nasze zachowania wynikają z czegoś tam. Sam mam taką potrzebę, czasem i
wdzięczny jestem za pewną osobę, która choć nie rozumie moich pasji tak jak ja,
chce słuchać o tym wszystkim. Pozwala
mi się wygadać. Bo I used to wonder what
friendship could be, until You all shared it's magic with me. Dlatego
zazdroszczę poniekąd Myszy. Mimo iż nie zdarza mi się
komentować jej wpisów za często (nazbyt nie moja tematyka), jest jedną z osób,
za które dziękuję Bogu, że są lub były. Podziwiam Myszę za entuzjazm, jak
również tą iskierkę, którą rozpala w innych. W tym w Nas.
Moim
problemem - którego szeroko opisywać nie będę - jest fakt, że jestem
pięciokątem, pięciodzielnym kimś, który usilnie próbuje się wcisnąć w kwadrat
czy trójkąt. Czyli w swoje własne ramy, sposoby myślenia. To czasami rodzi
problemy, kiedy muszę się dogadać z kwadratem czy trójkątem, a przecież myślę
pięciokątnie. Jestem otoczony przez bardzo wielu ludzi, którzy nie
tylko nie rozumieją mnie i tego co lubię, ale również nie za często próbują. I
to ja jestem zmuszany do tłumaczenia się z tego, kim jestem. I to ja jestem
debilem, choć często to ja mam rację. Ke
kosa? Kowalski, jakie mam opcje? Nieszczególnie ciekawe? Otóż, nie. Opcje
mam całkiem spoko.
Pytanie,
jakie nieustannie sobie zadaję, jak w świecie trójkątów i czworokątów, być
pięciokątem? Jak pozostać sobą? Skąd czerpię siłę, by codziennie wstać, wykonać
poranny rytuał i wyjść do ludzi, którzy codziennie dziwią się, że istnieje ktoś
taki jak ja? Którzy potrafią jednocześnie pomyśleć o mnie negatywnie i
pozytywnie? Dziękować za moją obecność i ją przeklinać w tej samej sekundzie?
Odpowiedź jest dla mnie zawsze taka sama.
Jestem
Chrześcijaninem. Katolikiem, żeby być bardziej specyficznym. Czy wierzę? Nie
wiem. Wiem, że chcę. Że pragnę. Że to siedzi we mnie bardzo. Bóg jest dla mnie
odpowiedzią na moje problemy. Widzę go wszędzie - jego słowa, naukę, ducha.
Choć może to moje skrzywienie, a Wy nie musicie się ze mną zgadzać. A ja nie
zamierzam Was przekonywać na siłę. To co chcę Wam powiedzieć, to to, że nie musicie w
Niego wierzyć, by dojść do tego, co ja odkryłem dzięki Niemu. Czym nasiąkniecie,
tym będziecie. A sharing kindness is an
easy feat.
Jan Zamoyski powiedział, że takie będą Rzeczpospolite, jakie młodzieży chowanie.
Moja wersja brzmi:
Takie będą Rzeczypospolite, jakie
Młodzieży chowanie.
Takie młodzieży chowanie, jakie dzieci
wychowanie.
A takie dzieci wychowanie, jakie na ich
rzeczy zapatrywanie.
A że gówniane rzeczy zapatrywanie, to i
gówniane dzieci wychowanie.
Takie więc młodzieży chowanie, i takie
będą Rzeczpospolite.
Miałem
kiedyś rozmowę z wicerektorem jednego z seminarium w Krakowie. Z tego miejsca
go pozdrawiam, bo mimo swoich wad, jest Złotym Człowiekiem. Kiedy przez
piętnaście minut tłumaczyłem Mu czemu w ankiecie na ulubioną sentencję wybrałem
motto Spider-Mana - z wielką mocą,
wiąże się równie wielka odpowiedzialność - to przestał drwić, kiedy zacytowałem
mu fragment Ewangelii, który o tym mówi, a na którym - wedle mojej wiedzy -
opierał się Oevres de Voltaire, tworząc je - skąd zaczerpnięto je do komiksu.
Choć niektórzy twierdzą, że chodzi o Bacona, Churchilla czy Roosvelta. Sęk w
tym, że chodzi o to, że wychowałem się na Spider-Manie
- i to jest mój ulubiony superbohater. Obok zaraz jest chyba Kapitan Ameryka.
Niezaprzeczalny wzór cnót. I tak postrzegam wiele rzeczy, na których wyrosłem.
Jako coś, co Bóg postawił na naszych drogach, abyśmy z tego czerpali
Jeśli
takie będziemy mieć podejście jak wtedy ów Ksiądz, to niezaprzeczalnie stracimy
to, co najlepsze już na starcie. Ale nie dla siebie. Dla dzieci, a w
konsekwencji dla świata. Jeśli z góry uznamy, że to co dla dzieci musi być
słabe, infantylne, głupie i w ogóle, to stracimy całe pokłady dobra, które
można Je i Siebie nauczyć. Bo dzieci nie zobaczą ukrytych sensów i koszulki z
Magnum oraz nawiązania do Indiany Jonesa w niedzielnej kreskówce od Disneya.
Dzieci na pytanie, o czym jest My Little
Pony: Friendship is Magic nie powiedzą, że o przyjaźni, a o ładnych
kucykach. Tak mi powiedziała jedna dziewczynka. A przecież dzieci się nie mylą?
Nope. Akurat tutaj się pomyliła.
I
za każdym razem dziękuję za to wszystko Panu Bogu. Za to wszystko na czym
wyrosłem, że miałem taką możliwość. Za wiarę w dobro, miłość, przyjaźń,
uczciwość, zasady. Czyli wiarę w coś uniwersalnego, obecnego w większości religii. Jestem sobą i będę pięciodzielnym kimś.
No
ale, widzicie, świat - jako taki - jest w odcieniach szarości, a nie tylko
bieli i czerni. Ludzie są różni, świat jest różny. I zło - jakkolwiek je chcesz
nazwać - jest tam. 人々の心の中に. W ludzkich sercach. Poniekąd ta jest jego miejsce
- póki co. Ale również jest tam światło nadziei. Na lepszy świat, na kolejny
dzień. Ale ten trzeba budować, codziennie, drobnymi, losowymi aktami dobroci.
Budzę
się codziennie i niekiedy naprawdę mam takie okresy, że najchętniej to bym
zamknął się w pokoju i nie wyszedł dalej jak do toalety. Jestem wyzuty z siły,
ochoty, chcenia, przebywania wśród nierozumiejących mnie trójkątów. Ta sama
osoba, z która toczę rozmowy o madagaskarskich pingwinach, miłości do Kucyków i
jaki film powinienem kupić, aby móc puścić trzyletniej siostrzenicy, jest
również tą, która pyta się, jak mimo codziennego wylania na mnie wiadra pomyj,
prób wpasowania mojej pięciodzielności do trójkątnej ramy, zadaje mi pytanie
czemu mam sił się jeszcze uśmiechać? Z pasją opowiadać o kolejnej figurce,
obejrzanym serialu, zabawach z siostrzenicą i bratanicą? Ktoś inny pyta się
mnie, jak ja to znoszę? To ciągle maglowanie mojej osoby.
A
ja niezmiennie odpowiadam, że receptą jest po prostu być sobą. Nie ma prób.
Czyń albo nie. Znaleźć coś takiego, o czym pomyślenie napawa Cię radością i
powie Ci, jeśli oni, czemu nie ja? Nie mogę powiedzieć, że nauczyłem się nie
poddawać. Mogę powiedzieć, że nie poddałem się tak wiele razy, że wiem jak to
jest.
A
było to tak, że któregoś dnia powiedziałem sobie, że mam dość udawania kogoś
innego. Unikania cytowania ulubionych seriali - w tym ostatnio również My Little Pony. W ogóle, unikania tego,
że lubię ten serial i mam na półce - na moment pisania - trzydzieści figurek i
jednego pluszaka. Nie walczenia o poprawne używanie słów "warzywo",
"jagoda", "bajka", "cudzysłów" i innych. Twierdzenia,
że jestem kimś innym. Że mam być kimś innym i mam robić jak inni. Oszukiwać.
Kombinować. Okradać siebie czy Państwo. Chować swoje komiksy w piwnicy, nigdy
nie powiesić jakiegoś plakatu i nie kupować animacji. Udawać, że nie mam zdania
- albo, że zdanie innych jest zawsze ważniejsze. Milczeć. Nie wypowiadać ani słowa po japońsku. Czy bardziej personalnie - modlić się w sposób, który jest dobry dla moich kontaktów z Bogiem.
Mam
w pokoju wiele rzeczy, które przypominają mi o tym wszystkim, co pozwala mi się
starać bardziej. Być sobą i nieprzerwanie przeć naprzód. Ale kiedy mam naprawdę
niezły kryzys, to mam kilka takich piosenek, do których wracam. Które są moim
drogowskazem do gwiazd. Które pozwalają mi z uśmiechem biec ku przyszłości,
mimo iż prawdą jest, że niektóre dni są ciemne i mroczne. Które przypominają mi
o tym wszystkim - co dzięki Bogu - nauczyłem się od Super Sentai i kucyków -
dwóch, wielkich podpór moich - i dla których Hayao Miyazaki, Stan Lee, Megumi
Hayashibara, Lauren Faust i Ken Akamatsu - na dzień dzisiejszy - są w nagłówku
Bloga. Brakuje mi miejsca i znaków w nazwie na Shoutaro Ishinomori czy Leonarda
Nimoya. I które przypominają mi o konieczności nie kradnięcia czyichś grafik do
wpisów i dawania źródeł w stopkach i pracowania, tak jak się powinno.
Ogólnie,
nie lubię świąt. Albo inaczej. Nie lubię sposobu, w jaki postrzega się święta -
jako tylko okres wolnego, który jest równie wolny co urlop na malowanie ścian -
i tego, co on na nas wymuszają podczas tych mniej publicznych wydarzeń.
Zmuszania nas do posprzątania tego, co już dawno wysprzątane na połysk.
Kupowanie tego i tamtego bo przecież musi być. Obowiązkowych rozmów, w których zawsze
ten sam ktoś musi mieć rację, niezależnie od tematu. I góry jedzenia. Dwunastu
ciast. I nieudanych prezentów.
Wielkanoc
jest postrzegana jako pomniejsze święto, bo nie jest tak komercyjna. Bo nie da
się wziąć kilku dni wolnego i mieć labę na dwa tygodnie. Bo jest w środku wiosny, nie wiadomo czemu (a no
wiadomo - ma to być pierwsza niedziela po pierwszej wiosennej pełni księżyca -
a więc po 21 marca). Bo nie ma Santa Clausa od Coca Coli. Ale prawda jest taka,
że jest to największe święto w roku. Dla mnie. Nie znoszę (już) Bożego
Narodzenia, ale uwielbiam Wielki Post i Wielkanoc, choć śmierć i
Zmartwychwstanie Jezusa nie mają racji bytu bez Jego Narodzin, których nie
potrafię przeżyć i do których mentalnie przygotowuję się od listopada. Chodzi o
to, że Wielkanoc jest o wiele radośniejsza, teraz, dla mnie, niż jest Boże
Narodzenie.
I
recepta na przeżycie świąt jest dla mnie taka sama jak na wiadro pomyj. Trzeba
być sobą. Trzeba sobie pozwolić zepsuć humor tym, że musisz o to walczyć. Nie
pozwolić się stłamsić. Inaczej się nie da. Jeśli pozwolisz by inni przeżyli za
Ciebie święta, to nigdy ich nie przeżyjesz
- i nie tylko mówię o wymiarze religijnym. Jeśli się nie wściekniesz -
czasem - to nigdy nie dotrze do, że ktoś może być inny, uważać inaczej, chcieć
zrobić coś w inny sposób.
Więc na Wielkanoc, życzę wam bycia sobą. I tylko sobą. Słuchajcie innych, bo przecież nie zawsze musimy mieć rację, ale pozostańcie sobą. Zupełnie jak Jezus. Przyszedł, zrobił to co miał zrobić, nawet mimo tego, że sporo osób mu mówiło, że powinien sobie dać spokój. Wy też tak róbcie. Bądźcie sobą i róbcie swoje.
*
Oryginalnie:
傷つく事は恐くない
だけどけっして強くない
ただ何もしないままで
悔やんだりはしたくない
Nagroda Prawdziwego Pogromcy dla tego,
kto zgadnie skąd to jest cytat.
Bardzo fajny wpis! Z większością napisanych w nim rzeczy się zgadzam.
OdpowiedzUsuńLiczę, że w przyszłości tego typu wpisy, czyli twoje przemyślenia w formie krótszego, dłuższego tekstu pojawiać się będą częściej się na tym blogu.
Bardzo fajnie to słyszeć. Odsyłam do innych tego typu wpisów. Wystarczy poszukać pod etykietą geekness. MOSZA i TWOJSZA i Quo Vadis Mundi mi się nasuwają na szybko.
UsuńBy the Way, wyłapałeś wszystkie smaczki geekowskie? ^_^
Starałem się wyłapać większość smaczków geekowskich a jest ich w twoim tekście sporo.Kucyki Pony, Power Rangers, Pixar, Disney, Magnum-serial z Tomem Selleckiem, Spider-Man i słynne słowa wujka Bena, że z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność, Indiana Jones.
OdpowiedzUsuńJa także podziwiam Myszę za jej hura optymizm odnośnie wybranych filmów i seriali, czasem go popieram czasem niezbyt (bo dany film czy serial jednak akurat mi nie przypadł do gustu).
Moim problem było dostosowywaniem się do innych osób, które nie są moją rodziną a były (tak piszę w czasie przeszłym, bo już nie są) znajomymi, kolegami, przyjaciółmi. To ja zakończyłem stopniowo kontakty, bo, to było tak, że to mi zależało na spotkaniach, próbach kontaktu, rozmowach nie im. Od ponad pół roku milczę, nikt z nich do tej pory nie podjął żadnej próby kontaktu ze mną. W sumie nie żałuje swojej niełatwej decyzji.
Spider-Man jest także dla mnie ulubionym superbohaterem, bo jest zabawny, wygadany, przyjacielski itd. słowem spoko gość. Na drugim miejscu wiesz w sumie nie mam nikogo takiego wśród herosów, bo się nigdy nad tym nie zastanawiałem. Po prostu od prawie ćwierć wieku , to Człowiek Pająk jest moim numerem jeden.
Sam Wiesz Co/Wielka Miłość Misiaela? Gdzie? Definitywnie zaprzeczam.
UsuńTak więc nie wyłapałeś wszystkich. Umknęło Ci kilka produkcji. Podpowiedź: cytowałem piosenki. Z kilka ich będzie.
Super Sentai:D-dla mnie chyba już na zawsze zostanie Power Rangers. Pamiętam jak kilkanaście lat temu oglądałem ten serial w niedzielne poranki na Polsacie. Pamiętam też, że PR miał też spin-off ale tytułu już nie pamiętam, wiem, że wyemitowany był po raz pierwszy na TV 4 we wrześniu 2000 roku.
UsuńOdnośnie piosenek, to:
Always look for the bright side of life. Smile, smile, smile!-oczywiście pochodzi z Żywotu Briana-grupy Monty Python:D
"...of sugar, spice and everything nice" -intro z Atomówek
I used to wonder what friendship could be, until You all shared it's magic with me- czołówka z My Little Pony: Friendship is Magic :D
Ja mam kilak ulubionych czołówek z seriali animowanych. Na pewno jest nią intro Gumisów (ubóstwiam), piosenka początkowa Smerfów (ale dopiero od 2 sezonu pojawiła się wersja z wokalem), Pszczółka Maja, Brygada RR (uwielbiam!!!) :D, Kacze opowieści, Muminki,Kacza Paczka, Aladyn i sporo więcej :D
Nie tylko Monty Python. Tam są dwie piosenki. A i "sharing kindness is an easy feat" to również z czołówki Pony. Ogólnie mnóstwo tego tutaj... Niech policzę... 13 różnych rzeczy - niektóre wielokrotnie. Pomyśl o jakiś Anime. XD
UsuńCzołówki są fajne. Ducktales są wśród poprawiaczy mi humoru. Oryginalne. No i zresztą, zobacz mój wpis o piosenkach z sentymentem:
http://miru-ra-kiru.blogspot.com/2015/03/dziesiec-piosenek-z-sentymentem.html
Może zasiądę na tym tekstem za kilka dni i poszukam tych 13 różnych odniesień geekowskich-ale na, tą chwilę mi się nie chce, czasem bywam leń, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że tekst przeczytałem 3 razy ale prócz już prze ze mnie wymienionych rzeczy nie wyłapałem nic nowego.
Usuń14. Powolne przeczytanie i znalazłem jeszcze coś.
UsuńJakby co, to lista pomija samo wspomnienie nazwy (odpada Magnum). Znalazłeś więc poniższe:
1. Monty Python
2. My Little Pony: Friendship is Magic
3. Powerpuff Girls
4. Spider-Man (franczyza) - poprzez motto.
5. Disney... ale jaki film/serial konkretnie?
6. Pixar... j.w. Bardzo trudne. Baaardzo trudne.
Jako bonusy (wspomniane z nazwy tylko)
1. Magnum
2. Indiana Jones
3. - 9. Osoby z nagłówka + Ishinomori i Nimoy.
Jedno jest strasznie trudne. Możesz tego nigdy nie zauważyć. Ślij listę privem, nie będziemy innym psuć zabawy odnośnie szukania smaczków.
Ok, to ci podeślę przez PW na Avalonie :D najpóźniej do końca tygodnia!
UsuńTobie ze swojej strony mogę polecić kilka rzeczy, które ostatnio bardzo mi poprawiły humor (a kiepskie zdrowia często go potrafi zepsuć). Po pierwsze serial Bliskość od HBO (piszę o nim na Avalonie w temacie o serialach), po drugie Zwierzogród, cudowny film, cudowna historia i postaci. Plus znakomita polska wersja piosenki do tego obrazu w wykonaniu Pauliny Przybysz "Nie bój się chcieć"-ogromna dawka pozytywnej energii z niej płynie-wysłuchałem jej z kilkaset razy. Po trzecie serial Limitless-podobnie jak Mysz ja jestem ogromnym fanem tej produkcji, bo główny bohater jest bardzo sympatyczną postacią, a odcinki potrafią być bardzo pokręcone i zabawne. To tyle od de mnie. Pzdr Ł.
OdpowiedzUsuńZwierzogród czeka na swoją kolej. Pozostałe seriale... może wcisnę między Super Sentai.
UsuńMaster of None, Unbreakable Kimmy Schmidt od Netfliksa także bardzo polecam, to seriale, które warto obejrzeć, bo nie tylko śmieszą ale pokazują, że trudne sprawy można czasem załatwić z uśmiechem na twarzy :D
UsuńMam jeszcze 20 sezonów Super Sentai, nie wspominając o serialach DC i Agentach... Gdzie tam inne... Lista długa.
UsuńJa wszystkie super bohaterskie seriale oglądam, prócz Gotham.
OdpowiedzUsuńPowiedz mi to w twarz: oglądasz Super Sentai i Kamen Raider? I Metal Hero? Bo to też o superbohaterach...*
Usuń*wiem, że pewnie chodzi tylko o zachodnie i bazujące na komisach. Ale nie mogłem sobie odpuścić. ^_^
Miałem na myśli oczywiście zachodnie produkcje.
OdpowiedzUsuń„Ciągłe maglowanie Twojej osoby” – dość odważna teza. Małoskromna. Niczym stwierdzenie celebryty. Założenie, że jest się bardziej wielodzielnym od otoczenia, bez wskazania choćby drugiego, „pięciodzielnego” egzemplarza – to już dość zuchwałe. Zaskakująco zuchwałe, jak na kogoś, kogo codzienność momentami przytłacza do maksimum, sprawia, że nie ma się ochoty wstać. Tacy ludzie mało kiedy są w stanie się do tego otwarcie przyznawać. Gdyby okroić ten urozmaicony cytatami, obcojęzycznym zwrotami i odniesieniami do wąskiej tematyki tekst i usiłować pojąć go, jak ten mizerny trójkąt, co to mało wie, mało rozumie i kipi bluzgami w Twoją czy inną stronę, to wyłania się, moim skromnym, trójkątnym zdaniem, smutna pointa… Taki obraz „kogoś”, kogo nie znam i raczej nie poznam, ale może przez to odbiorę bardziej „na zimno”. Jawisz mi się, jako człowiek, mimo swoich wynurzeń, zamknięty w sobie. Jako kreacja „superbohatera”. Krytyczny wobec innych, upatrujący w sobie kogoś, kto wie lepiej, potrafi więcej, myśli inaczej, ma nietypowe pasje, z założenia zacne i postanowił, że będzie tym udręczonym. Ale takim, który dumnie będzie upatrywał winy w innych. Nie w tym, że może nieumiejętnie dzielisz się ze światem swoim światopoglądem, bombardujesz czymś dla innych niezrozumiałym, monotematycznym, a może nawet – dla większości zwyczajnie nieinteresującym? Człowiek światły, za jakiego niewątpliwie się uważasz, to w mojej skromnej opinii, również człowiek, który niezależnie od okoliczności i rozmówców się odnajduje, potrafi celnie pointować, kontratakować, ale z perspektywy konstruktywnej rozmowy i w pełni zrozumienia, dla nie tylko swoich poglądów/zapatrywań. Nie jak chorągiewka, ale z empatią, otwartością, nie z góry. To też człowiek, dla którego wielkie słowa, tkwią w sztuce szerzej pojętej, ogólnie za nią uważanej, a nie kończą się na kanale Disney Junior. Dla kogo bowiem muzea i obszerne biblioteki? Dla trójkątów?
OdpowiedzUsuńByć ekshibicjonistą, to z jednej strony odwaga, z drugiej, wystawianie się na publiczną ocenę. Nie liczysz chyba, że to zawsze będzie zachwyt, ochy i achy? Nieskromnie uważasz się za odmieńca, a masz potem pretensje do świata, że takim Cię widzi?
Może to przez moją małodzielność, a może zwykłe płytkie myślenie, ale mniemam, że każdy szanujący się blogger, jest przygotowany na to, że i Ci mniej światli będą czytać. Chwilami można odnieść wrażenie, że właśnie na to liczysz…
Porównanie do pięciokąta było celowe. Pod nim są nie tylko trójkąty i czworokąty, a nawet proste, półproste i odcinki wszelakie, a nad ogromna liczba innych wielokątów. Wklęsłych i wypukłych. No i są jeszcze koła i okręgi. Różnych, różnistych figur w bród. Chodzi o to by było coś pod i nad, a równie dobrze mogłem napisać stukąt albo siedmiokąt (choć faktycznie zawęziłem wypowiedź do trzech figur - mój błąd). Nie oznacza to, że jestem na pewno lepszy od innych. Nie pisze o tym, że pięciokąt jest lepszy od trójkąta ani, że trójkąty nie mogą poznać i zrozumieć pięciokątów i odwrotnie. Chodzi o to, że jesteśmy inni. Myślimy inaczej. I tylko to nie powinno być powodem do tego, by kogoś wciskać w swoje ramy. A niektórzy to robią i wszystko co mają do powiedzenia, to bluzgi czy małowartościowe słowa. To, że ja lubię X, nie oznacza, że ty też masz lubić. To, że ja uważam, że mam rację, nie oznacza, że ją mam. Może masz ją Ty? To, że lubię My Little Pony, nie musi oznaczać, że dzięki temu jestem taki jak Ty sądzisz, że jestem, ale również nie musi oznaczać, że jestem taki jak ja sądzę. To, że czegoś nie rozumiem, że znaczy, że jest to złe czy nie dobre.
UsuńByć może jest tak jak piszesz i problem jest we mnie – a nawet więcej, na pewno jest w jakimś stopniu (może nawet w całości). Może masz rację i to JA jestem nie interesujący i jestem w błędzie? Zamknięty w sobie dziwak, ekscentryk czy tam ktoś inny jeszcze. Nie wiem. Ale to jest opcja, którą biorę pod uwagę i myślenie. W związku z tym, to również oznacza, że to ja powinienem coś zrobić, a nie oczekiwać, że inni zrobią za mnie. Ale to nie znaczy również, że mam się zmieniać w sposób, w jaki oczekują ode mnie tego inni. Na ich modłę i mniemanie. Być tym, kogo oczekują/chcą inni.
Nie wiem czy jestem światły (albo bardziej światły od innych w tym czy innym temacie). Wiem, że mam swoje przemyślenia. Którymi mniej czy bardziej udolnie się dziele rzadziej lub częściej. I z którymi można się zgadzać albo nie zgadzać. Wręcz uważam, że prawdziwie światłych ludzi jest niewielu. A słuchać trzeba każdego, bo nawet zegar, który stoi dwa razy na dzień dobrą godzinę pokazuje. I nigdy nie wiesz, kiedy ktoś powie coś światłego.
Istotą tego jest, że nie zamierzam się poddawać. Przestawać być sobą, odkrywać siebie i innych, zmieniać się oraz rozwiązywać swoje problemy. Problemy ze mną i z innymi. Również dlatego, że otwarcie mówię o tym kim jestem, jaki jestem i co lubię. Masz rację, nie liczę tylko na ochy i achy. Kubły zimnej wody też są ważne i oczekiwane. Ponieważ akurat mnie one zmuszają do myślenia. Po ostatnim, jaki mi zafundowano wniosek był taki, że już lepiej wiem, co muszę zmienić w sobie (ja, a nie ktoś). Może za jakiś czas powiem, że się pomyliłem i jestem trójkątem albo sześciokątem. A może będę innego rodzaju pięciokątem. Masz rację liczę, że będą mnie czytać ludzie zarówno mniej jak i bardziej światli ode mnie. I że zostawią swoją opinię – jedni i drudzy. Nawet jeśli to nie będzie coś, czego bym oczekiwał.