Search this blog/このブログの中でさがす:

sobota, 15 października 2016

Skąd się wzięło piractwo?

She is a Pirate! Czyli powrót grafik własnych, przy okazji. ^_^


Gdyby zapytać się wielu osób, dlaczego istnieje zjawisko piractwa, odpowiedzi byłyby od "bo mogę", przez "bo za darmo" i "po co frajerzyć" po "nie stać mnie". Niewielu odpowie, że tak naprawdę powody są dwa. Hai! Futatsu dake! Pierwsza przyczyną piractwa jest niedokształcenie. Brak zorientowania prawnego, w tym co można, a co nie czy brak znajomości rynku (np. obecności Netflixa, czy w ogóle produktu na danym rynku). Jednakże naczelną przyczyną piractwa jest zasada Pareta czyli zasada nierównej dystrybucji dóbr. Zasada rujnująca świat. <( ̄ ﹌  ̄)>
Ja, pan F., nie jestem zbyt dobrym rysownikiem i nie zawsze potrafię coś w miarę poprawnie narysować bez wsparcia. Dlatego, dla porządku, zaznaczam, że powyższy rysunek Kitsune jako piratki jest heavily inspired przez splashart Miss Fortune z League of Legends. Wszelkie podobieństwo nie jest przypadkowe.

W 1951 roku Joseph Juran po raz pierwszy opracował i opublikował to zjawisko w pełni. Być może znacie ją jako zasadę 80/20 - dwadzieścia procent czegoś, daje osiemdziesiąt procent wyników. Dla przykładu, dwadzieścia procent klientów czy towarów daje osiemdziesiąt procent zysku. Ale zasada Pareta siedzi jeszcze głębiej w naszym życiu - wyjątkowo, akurat tutaj na szczęście lisów i ludzi (⌒‿⌒). Na przykład, zwykłe dołożenie kosza na recykling w domu i oddzielanie tychże śmieci oraz ich późniejsza odpowiednia utylizacja (np. do tak zwanych dzwonów), to w niewielki wysiłek. Ale jego przełożenie jest ogromne. W domu Pana F. zmniejszyło to regularną ilość wywożonych śmieci o połowę (a w konsekwencji pobierane opłaty). Pozostałe lądują w specjalnych workach, które wywozi ta sama firma i później dokonuje ich recyklingu. Podobnie jest z np. odchudzaniem. Małe zmiany z sposobie żywienia (20% działań) np. zmniejszenie ilości cukru w kawie i herbacie, dają często duże efekty bez ćwiczeń i diet (80% efektów). Znam osoby i lisy, które dzięki kilku tego typu zmianom schudły całą zbędną wagę. Rekord: piętnaście kilogramów. Ale oczywiście, my nie o takich aspektach zasady Pareta. Na początku wyjdziemy z nory, czyli krok po kroku od zdobywania jedzenia do kupowania kucyków z My Little Pony.

Dywersyfikacja towarów istniała od zawsze. Pewne dobra są ważniejsze od innych. Skąd się to wzięło? W przyrodzie, a więc i u ludzi i lisów, więcej zagarnia ten, który potrafi na innym wymusić to zagarnięcie. Sprytniejszy. Silniejszy. Zagarnia on dobra szeroko pojęte dla siebie z tysiąca różnych powodów. Przegrany musi obejść się smakiem. Ale oboje mają pewne potrzeby wspólne. Jeść, spać, ubrać się muszą. W ten sposób wytwarza się pewna grupa dóbr, które musi posiadać każdy i pewna grupa dóbr, które posiadają mniej liczni. Są więc takie pierwszej, drugiej, dziesiątej i entej potrzeby. Nie kupujesz książek, kiedy nie masz na przysłowiową miskę ryżu. Po co nowe kimono, skoro nie opłacisz nim rachunku. Ale kiedy stać cię na najważniejsze potrzeby, to możesz kupować kolejne, mniej ważne. Jeśli zostaje Ci grosza, to kupujesz albo lepsze dobra albo nowe dobra. Coraz to inne i lepsze, zależnie od tego,  ile Ci grosza zostaje. I świat się kręci.

Takie popkulturowe fanty są przykładem nierównego rozkładu dóbr.. Niezależnie od tego jak fajne byłoby dla fana Super Sentai posiadanie takich przedmiotów ich dostępność jest bardzo limitowana.. Niestety, niewiele osób w kraju nad Wisłą ma tyle naddatkowego grosiwa, by pozwolić sobie na takie przedmioty.. A Ci, którzy mają, nie pałają chęcią aby się ze mną podzielić i sprawić miły prezent.. I ja się im nie dziwię.


W ten sposób stworzył się nierówny podział dóbr. Silniejsi i sprytniejsi posiadają (zagarniają) więcej (do czasu! I tak odzyskam swoją kulę! Nu pagadi, Efushi!). I owo więcej przekazują dalej, swoim potomkom. Potomek silniejszego czy sprytniejszego dostaje więcej na start niż ten słabszego. W szerszym kontekście, komuś z bogatszego kraju łatwiej się wybić  (zagarnąć dużo dóbr) niż temu z biedniejszego. Bo ma większe możliwości - czy to bezpośrednio czy przez posiadaną wiedzę i obycie. Zasada Pareta mówi, że ten empirycznie zaobserwowany rozkład wynosi tak, iż dwadzieścia procent danego społeczeństwa posiada osiemdziesiąt procent jego dóbr. Obecnie obserwuje się nawet dalszą dywersyfikację. Coraz więcej z tych osiemdziesięciu procent posiadane jest przez coraz mniejszy odsetek z tych dwudziesty procent. Ponieważ komuś, kto posiada dużo zagarnięcie dodatkowego połacia jest łatwiejsze niż komuś, kto posiada mniej. To jak kolekcjonowanie. Kupienie pierwszego tysiąca książek jest trudniejsze niż setnego. Dlatego bogaci się bogacą, a biedni biednieją. Przynajmniej do momentu aż się coś odwróci i bogaty straci, albo biedny zyska.

Od tego momentu będziemy się poruszać głównie w tematyce popkulturowej i problemu piractwa. Dlatego posłużę się skrótami myślowymi i np. dobro = dobro popkulturowe itd. Będziemy więc mówić o potrzebie posiadania dóbr nie pierwszej potrzeby i problemie ich dostępności. Dla przykładu więc, komiksy w Stanach Zjednoczonych są o wiele łatwiej dostępne niż w Europie wschodniej. Oczywiście wynika to również z przyczyn historycznych.  W kluczowym momencie USA były bogatsze niż Europa wschodnia i nadal są. Dlatego o wiele więcej powstaje tam dóbr, których kupowanie zależy mocno od zamożności, bo nie są dobrami z pierwszych kręgów potrzeb, jak komiksy. Ale również jest to kwestia tego, że w Stanach o wiele więcej ludzi stać na ich kupowanie, nawet tych bardzo drogich egzemplarzy (jak również o wiele więcej osób je posiada) np. pierwszych numerów, w których pojawiła się jakaś znana postać. Nie mały wpływ ma na to również wielkość miast, a co za tym idzie szansa na zgromadzenie się w jednym miejscu chcących kupić niszowy towar.

Dla lepszego zrozumienia różnicy w dystrybucji dóbr. W USA jest 866 sklepów Toy's r Us. W Polsce, 11 oraz 125 Smyków. To sprawia, że dostępność zabawek licencjonowanych (a więc nie "zwykłych" klocków, pluszaków czy lalek) jest zupełnie inna. Dlatego kiedy na przykład Bin i Jon na YT już omawiają trzecią falę figurek z Friendship is Magic Collection, to w Polsce w sprzedaży nie było nawet jednego zestawu. Obecnie fani zauważyli już pierwszy z czternastu planowanych. Reszty ni widu i słychu. Nawet w lisim świecie nie wiedzą kiedy trafią do Polski [Update: już są - Pan F.]. A Jon i Bin omówili już wszystkie chyba. Z drugiej strony, w USA nie ma Egmontu i jego gazet dla dzieci, a więc również wydawanych razem z nimi figurek My Little Pony i Littlest Pet Shop, które w Europie są tanie, a na eBay kosztują tyle samo, ale nie złotych, a dolarów. Ale to tylko pewien ułamek dóbr z tych marek. Niewielka strata. W Stanach wyszło również o wiele więcej mang i anime niż w Polsce. Ale w porównaniu do rynku japońskiego to i tak jest to kropla. W Polsce nie ma ten przykład stacjonarnych, piętrowych specjalistycznych sklepów z postaciami z kreskówek i komiksów. Nie ma nawet jednego takiego. Trudno Yattę uznać za takowy - nawet nie dorasta do pięt sklepom w Japonii. Nie dorasta również tym jednopoziomowym z USA.

Rzeczona kolekcja. Kolejny przykład rozkładu dóbr i możliwości ich zagarniania.

Ale tak naprawdę, dlaczego? Skąd taka różnica? Przecież nie muszę zagarniać tylko u siebie lub tylko swoje. Globalizacja, ludzie i lisy! Czemu więc dalej dobra są nierówno dystrybuowane? I czemu dotyczy to dóbr z kilku(nastu) krajów? Wszystko rozbija się o to zagarnianie. U podstawy tego, że mimo globalizacji, pewne dobra pozostają, tam gdzie powstały, a inne są agresywnie propagowane, stoją popyt i podaż, rządzące importem i eksportem tychże dóbr. Historycznie, w kluczowym okresie XX w., te kraje, które były bogate stać było na produkcję dóbr nie pierwszej potrzeby i ich eksport. Dlatego kluczowe postaci popkultury pochodzą z USA czy Japonii. Doprowadziło to również do rozrostu rynków, na który wpływ ma... ludność kraju. To prosta zasada odwróconej statystyki. Jeśli w każdym kraju dokładnie jeden procent społeczeństwa to komiksiarze, jeden to otaku, serialowcy, fantaści, RPG-owcy itd. (przynależność grupowa może się zazębiać), to jeden procent z mieszkańców w Polsce da trzysta osiemdziesiąt tysięcy, Japonii prawie milion trzysta tysięcy, a USA ponad trzy miliony. To nadal jeden procent, ale pomijając różnice kulturowe i gustowe, stoi za nim zupełnie inna liczebnie grupa, czyli inni wielkościowo popyt. Próba przeniesienia rynku dóbr Japonii i USA do Polski to próba wlania dwunastu litrów do litrowego garnka. Muda na koto. Ale jak pisałam wyżej, to zagarnięcie setnego tysiąca jest łatwiejszego niż pierwszego. I dlatego niektórzy się wciskają (zagarniają), a innych sami zapraszamy do zagarniania, bo sami potem zagarną. Dlatego w TV więcej jest seriali z USA niż polskich. Dlatego w sklepach w Polsce sprzedaje się zabawki z MLP, LPS czy Marvela lub  DC, a nie Reksia, Bolka i Lolka czy misia Uszatka (choć i na takie się trafi, ale w bardzo małej liczbie sklepów). Dlatego w Empiku Biały Orzeł [taki polski komiks - dop. Pan F.] stoi dumnie obok kilkudziesięciu mang z Japonii. Mang, które nie przywędrowały same, ale zostały sprowadzone wraz z pojawieniem się na nie niszy. Bo dobro wytworzone w USA czy Japonii trafiło do wielu, spodobało się wielu i zostało do wielu sprowadzone. Kto zagranicą słyszał o Pancernych, Klossie czy Misiu Uszatku? I w ten sposób Hasbro czy Disney zagarnia coraz więcej i wykupują kolejne marki (odpowiednio np. Marvel Comics i Lucas Arts oraz marka LPS), powiększając krąg zagarniania - naszym zdaniem, ze szkodą dla tenże ((╬◣﹏◢)). Do momentu jak się rodzi coś pokroju Geralta z Rivii. Yai!


Aczkolwiek ten przebrany za Mickey'go aktywista protestuje w innej sprawie, niż omawiana, zdjęcie to jest obrazem polityki Disneya. Koncern nie tylko bezustannie nie pozwala by spod praw autorskich wyszły jego postaci - czyniąc z nich swoich niewolników - co również kupuje coraz więcej znanych marek. Więcej o problemach praw autorskich i Myszki Miki - tutaj.
Nierówny rozkład dóbr to czysta ekonomia. Pieniądz. Silny, czyli bogaty, zagarnia dużo i zagarniać będzie. Słaby, czyli biedny, zagarnia mało i zagarniać będzie. Do czasu. Ostatnim, ważnym, pokłosiem zasady Pareta jest fakt, że wybitni są nieliczni, a niewybitni liczni. Ale każdy, potencjalnie, może stać się wybitnym i trafić do nielicznych. Makr Zuckenberg. Bill Gates. Walt Disney. Hayao Miyazaki. Osamu Tezuka. Im się udało. Ale to nie znaczy, że każdemu się uda. Jak to mówił Dash z the Incredibles: jak każdy jest super, to nikt nie jest. Ale nadal, w czystej teorii, każdy lis i każdy człowiek może się wybić i stać się zdolnym zagarniać dużo dóbr. Siedzieć w Nigdowie i sprowadzać bez patrzenia na koszty, co mu się podoba. Zamawiać co tydzień wszystkie komiksy DC, mieć każdą zabawkę MLP czy oglądać seriale tylko z płyt. W oryginale. Mieć biblioteczkę pudełkowych gier.

W przypadku dóbr popkulturowych dochodzi jeszcze jedna kwestia. Czysto marketingowa i ekonomiczna. Nie chcę zanudzać was konkretnymi przykładami, bo wyszedłby z tego potężny akapit (był napisany, ale cyk! Nieznośny oni go pożarł), więc ujmiem to inaczej. Nec Hercules contra plures, a po swojskiemu i Herkules pupa (XD), kiedy wrogów kupa. Silniejszy jest Herkulesem, i w starciu tłumem przegra. Ale w Achai jest taki fajny ustęp o tym, dlaczego Herkules kontra plures wygrywa. Bo pierwszy, który mu spróbuje uciąć łeb będzie martwy. I nikt nie chce być tym pierwszym. Na Goliata trzeba nie wojska, a Dawida. A o takiego trudno. Dlatego zagarniający często dyktują warunki po swojemu, a cała reszta musi się dostosować. I to pogłębia jeszcze różnice.

Walka pomiędzy domeną publiczną i darmową kulturą, a prawami autorskimi jest przykładem mocy zagarniania. Duże firmy i korporacje posiadają duże możliwości by bronić swoich praw. W tym samym czasie mniejszy podmiot, choć ma rację, może przegrać. Prawo bowiem - co również jest smutne - nie jest od ustalania prawdy, ale tego, kto, kiedy i dlaczego złamał prawo i tego kogoś odpowiedniego ukarania.
Source - według niego, domena publiczna.

Miało być o piraceniu. Więc będzie. Fakt, że dobra są nierówno rozdzielone, nierówna walka Herkulesa z tłumem i, że nie każdemu uda się mieć do nich nieskrępowany dostęp, sprawia, że powstaje dylemat. Jak dotrzeć do dobra, które chce się skonsumować? Od razu warto powiedzieć, że "zrezygnować" to nie jest wybór - mimo niekiedy kosmicznych cen, to nie jest opłacalna opcja, choć niekiedy jedyna. To jakby powiedzieć komuś "nie jedz", skoro nie stać Cię na takie jedzenie. Ale nic nie zastąpi jedzenia. Owszem, ktoś powie, więc jedz coś innego. A, tu Cię boli! Ale kurczak zamiast sushi to nadal kurczak, a nie sushi. Makaron to nie ryż czy ziemniaki. Odpowiedz sobie sam, czy kiedy Twoje ulubione danie jest za drogie by je jeść regularnie, mówisz sobie "będę jeść zamiast sushi kurczaka"? Czy zrezygnowałbyś z dobrych, smacznych i ulubionych dań i jadł mniej ulubione, bo te, które lubisz są za drogie? Czy może raczej próbowałbyś obejść system i zafundował sobie co jakiś czas ten stek? Kotlet schabowy? Czy co tam lubisz? A bardziej popkulturowo, zrezygnowałbyś z kupowania książek na rzecz empikowania i bibliotek? Z chodzenia do kina i telewizji satelitarnej na rzecz naziemnej telewizji? Z komiksów na rzecz pasków w gazetach? Książki z Empiku nie weźmiesz na wakacje. HBO nie nadaje naziemnie. Śmieszny pasek z gazety to nie Superman, Witchblade czy Iron Man, a nawet nie Tin Tin czy Asteriks. W przeciwieństwie do jedzenia, gdzie można czasem tanio coś przyrządzić i jakoś zastąpić doznania, tu nie ma substytutów. To jest wybór zero-jedynkowy: albo masz albo nie masz.

Powstają więc w ten sposób dwa rodzaje piratów. Ci, którzy konsumują bezprawnie, bo mogą, i Ci, którzy bo muszą - oraz całe spektrum pośrednie. Inaczej bowiem nie ma sushi. I o sytuacji tych drugich będzie - bo rzeki już napisano o piraceniu i o tym, jacy to Ci pierwsi są mniej czy bardziej "be". Dla ścisłości, będziemy mówić o sytuacji, kiedy ktoś chce legalnie; gotowy jest zapłacić - kupić i posiąść, ale z powodu nierównej dystrybucji nie jest wstanie. Więc piraci lub rezygnuje.
Uniwersalna biała grafika, która jest wyrazem kilku słów o współpracy pomiędzy obiema stronami konfliktu, a mianowicie doujinshi, czyli wydana, fanowska manga, która czerpie z innego dzieła bez pytania się o pozwolenie. Przykładem jest wydane przez Studio JG na polskim rynku polskie doujinshi Akatsukiss czy Dead Not. Ponieważ zachęcam do przestrzegania prawa i korzystania z pewnych legalnie źródeł, nie jestem wstanie zamieścić tutaj przykładowej okładki tych tytułów. Powiązany z Studiem JG sklep Yatta.pl nie sprzedaje bowiem już tych tytułów. Stąd tylko biała plama.

Pewna mądra książka (Tu o niej szerzej pisaliśmy) powiedziała tak - i ja się z nią wybitnie lisio zgadzam - potrzebna jest współpraca pomiędzy stroną dobro oferujące i dobro odbierające. Ta pierwsza strona nie może tępić każdego przejawu przekroczenia swoich praw, bowiem jest zależna od strony drugiej. Ta druga strona nie powinna tego nadużywać, bowiem nic nie dostanie. To nierówna sytuacja, w której kompromis pomiędzy Herkulesem, a tłumem jest trudny. Anime do Polski trafiło dzięki Polonii 1, a rozpropagował je RTL 7 i Polsat. Zwłaszcza mowa tu o pozycjach takich jak Sailor Moon czy Dragon Ball, ale także Kyaputen Tsubasa czy Tosho Daimos. Stąd, metodą kroczków, ludzie dowiedzieli się o mangach. I proszę oto w już 1997 roku wydano w Polsce Sailor Moon, Dragon Ball to 2001 - dwie podwaliny polskiego fandomu. Obecnie chyba każdy wielki światowo tytuł jest już wydany lub w trakcie wydawania. Ale już pojawienie się w Polsce Kuroshitsuji, Kuroko no Basket, Bleach, Naruto, Fairy Tail czy Hetalii było spowodowane piractwem. Tytuły te jako znane i lubiane były chciane bardziej niż np. Stigmata, Hack lub Are you Alice. Ale gdyby ludzie ich nie znali, to przecież by ich nie chcieli. A skąd je znali? Nie z sklepu, oczywiście. Gdyby jednak japońscy wydawcy ukrócili - w jakiś cudowny sposób - owo piractwo, nie zarobili nie tylko na Polsce (to nawet nie jest kropla w zarobkach), ale i Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Niemczech itd. Akurat "Japonia" to "rozumie", ale tak zwany "zachód" o wiele rzadziej. Ale sens tego jest taki: zarobek z Zachodu byłby zerowy przy zerowym piractwie. W najlepszym wypadku, znikomy. Być może znalazłby się jakiś pasjonata, który by rozpropagował. Ale wtedy sytuacja wyglądałaby jak za czasów magazynu Kawaii: znane byłoby tylko to, co sprowadzone/opisane. Innym przykładem są seriale i platforma Netflix. Zanim oficjalnie wszedł do Polski były dwa wybory: piracić albo oszukiwać, że jest się z np. z USA i półlegalnie uzyskać płatny dostęp. I wiele osób czyniło to drugie i jakoś dziwić to nie może.
Cosplay. Kolejny przykład cudownej współpracy pomiędzy obiema stronami konfliktu. Natura prawna jest niejasna, jak w przypadku fanficków czy fanartów, ale ważne jest jedno: da się wspólnie tworzyć coś wielkiego i bez zbędnych ceregieli. Zdjęcie z kolekcji własnej.
Pytanie się nasuwa takie, co więc zrobić? Nie zachęcam do piractwa, choć mam świadomość tego, że bez niego wiele dóbr byłoby nieznanych szerzej. Dame desu. Wprost przeciwnie, zachęcam do szukania legalnych rozwiązań. Osobiście o wiele częściej rezygnuję z danego dobra, niż je pozyskuję gdyż uczciwość mi na to nie pozwala na piractwo. Ot taka ma lisia natura. Natomiast jest kilka zachowań, które mogą poprawić ogólną sytuację niezależnie od Twojego podejścia. Wszystkie opierają się o zasadę Pareta, czyli rób małe rzeczy, aby efekt był duży. Wspieraj lokalny rynek. Jeśli coś jest oficjalnie dostępne w Twoim miejscu bytowania, korzystaj z tego. Nawet jeśli trzeba poczekać. Te dwadzieścia procent wysiłku od każdego, procentuje w osiemdziesiąt procent całości. Nie pozwól by piractwo zabiło rynek, tak jak się stało z anime. Nie dziwić może pojawianie się w sieci pirackich wersji. Ale jeśli polska wersja jest spiracona w "dniu" premiery i dostępna "nazajutrz" (Bah! Szczegóły -> Klik!) toż czego oczekiwać? Po drugie, jeśli tylko znasz języki odpowiednie, staraj się sprowadzać inne wersje. To także jakoś pomaga rynkowi lokalnemu. Zwiększa popyt i powiększa lukę rynkową, którą ktoś może chcieć zapełnić. Po trzecie, nie narzekaj za bardzo - a przynajmniej bez powodu. Niektórzy mają do Empiku dziesięć minut piechotą, a do Smyka czy Carrefoura dwa przystanki - a inni muszą się wybrać do sąsiedniej miejscowości. Niektórzy na wyprawę do Toys R Us muszą poświęcić tylko popołudnie, a inni cały weekend albo nawet wziąć urlop. Dobre zachowanie to niemy strajk. Zdecydowana większość Bronies  nie kupuje w Smyku. Bo cena jest z innej galaktyki. Gdyby była z naszej (ale nadal z kosmosu) to inna sprawa. Ale, że jest z Andromedy, a nie Ame no michi, cóż, papa nasze pieniążki w waszych portfelach. Po czwarte, co równie istotne, dokonuj wyborów. Nie możesz mieć wszystkiego. Z czegoś trzeba czasem zrezygnować. Staraj się pamiętać, że mówimy o dobrach nie pierwszej potrzeby. Naprawdę. Bądź cierpliwy - nie musisz mieć wszystkiego teraz i już. Ogólnie, w ogóle nie musisz. Chcesz.

Najważniejsze jest jednak zupełnie coś innego. Staraj się zrozumieć inne strony. Inne fandomy, wydawców, dystrybutorów i wszystkich, którzy dostarczają ci Twoje dobro lub mogą z niego korzystać. Jedziemy na jednym wózku, jesteśmy niejako jednym. Na filmy MCU nie chodzą tylko casualowi fani Iron Mana, a seriali Netflixa nie oglądają tylko zatwardziali komiksiarze. Znam wiele osób, które nie czytuje komiksów i pojawienie się postaci X nie budzi w nich nerdgazmu.  Jednak potrafią wspierać tę dziedzinę bo lubią filmy czy  seriale i trzeba zrozumieć, że dla nich Iron Man to Robert Downey Jr. Anime powiązane jest z mangą. I oba z fantasy i RPG, które wzajemnie też się wspierają. Seriale z książkami. I na odwrót. A anime i kreskówki to też seriale (i filmy). Często ani producenta ani fana nie interesuje skąd pochodzi figurka. Czy jest to książki czy do serialu albo gry. Czasem ma to znaczenie (IMHO, przypadek Wiedźmina), ale czasem nie. A wtedy, fakt czy figurka (poduszka, portfel, skarbonka czy podkoszulek) jest bo film, bo serial/kreskówka/anime, bo komiks, bo coś tam nie ma znaczenia. Wolverine jest jeden i co najwyżej istnieją jego odmiany (wersje z różnych opowieści). I Twilight Sparkle również jest jedna. Tylko doktorów było dziesięciu czy iluś. Szanuj innych, a oni będą szanować Ciebie. Ot co. A zasadę Pareta trzeba kochać i nienawidzić w tym samym momencie. Bo jedynym na nią lekarstwem jest ona sama.


Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz