Nasza pozycje na dziś. Źródło własne. |
Przez
ostatnie dwa lata (tak, to już tyle) z różną częstotliwością informowaliśmy was
o różnych mangowo-animowych nowościach. Prawda jest taka, że coś kiedyś w nas
pękło i zapał jakoś przygasł. Choć komiksy i manga ogólnie stoją dobrze, to jednak animacje poza Disneyem,
Pixarem czy Dream Works nadaj mają się fatalnie. Dlatego tym bardziej cieszy,
że reorganizacja czasu (oraz zakup zewnętrznego napędu DVD po padnięciu
oryginalnego w laptopie) pozwoliła nam wrócić do tematu i na nowo odkryć radość
z japońskiej rozrywki. To cieszy niezmiernie, gdyż powiedzenie, że dziś będziem
pisać o ai to yuuki seigi no senshi nie
będzie na wyrost. I zostanie przykładnie ukarani, w imieniu Księżyca. Jedną
pięścią. XD
Sytuacja w tych dwóch dziedzinach -
komiksów i animacji - ma się w Kraju nad Wisłą różnie. W latach
dziewięćdziesiątych XX w. było dobrze i tu i tu. Potem były różne zwiechy to tu
to tam. Animacje przeniosły się na kanały tematyczne, anime wyemigrowało, a
komiks miał się i ma sie względnie dobrze, choć upadek TM Semic był wielki. (︶︹︺)
Przez względnie dobrze, mogę powiedzieć
dzięki obecności i sukcesowi zarówno Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, a
potem DC, a teraz również Superbohateowie Marvela, obecności Muchy i Egmontu na
polskim rynku. Nie śledzim tego aż tak, więc i rozwijać nie będę. Za to manga ma się wprost wyborowo. Po
pierwsze, odkąd JPF wydał Berserka oraz mangę
Tezuki, a Studio JG zaczęło wydawać Fairy Tail, możemy powiedzieć, że w Kraju
nad Wisłą zawitał do nas, każdy, większy tytuł. I autor. Narzekam tylko na brak Negimy, ale to moje
(nasze, ekhm, nasze. Pan F.) prywatne narzekania.
Nie powinniście być zdziwieni, że do tego
wpisu wybraliśmy mangę o
superbohaterze. Spokojnie połowa naszych wpisów porusza w ten czy inny sposób
tę dziedzinę. Co jednak odróżnia One
Punch Mana od innych superbohaterów, jest konstrukcja świata oraz samych
herosów. Tak naprawdę bowiem, do skonstruowania całego uniwersum wystarczyło
tylko niewielki zestaw mocy. Super siła, nadludzka szybkość czy zwinność i
wszystko w tym stylu. Trochę cyborgów i sztuk walk. Nudne, co nie? A jeśli
dodam, że tytułowy bohater to znudzony życiem superbohater, który dzięki
własnemu treningowi osiągnął poziom równy Goku czy Supermanowi i - zgodnie z tytułem - swoich oponentów
pokonuje jednym ciosem? Taki jest właśnie Saitama.
Dość powiedzieć, że nie lubię
superbohaterów up to eleven. Jak
Superman. Mnóstwo mocy i zdolności oraz
mimo wrażliwości na kryptonit i magię, nietykalny. To typ postaci, która
umieszczona w swoim świecie odstaje i wymaga przeciwników równie silnych, a
jednak nie dość silnych by jego koledzy nie zostali zmiażdżeni zbyt szybko.
Batman również prezentuje coś podobnego, ale na innym poziomie. Rodzi to
swoiste problemy natury jak to wyważyć? Jeśli wpuścisz takich do historii, to
musisz dać im wyzwanie, zaś jak je dasz to pozostali zostają w tyle. Kreskówka Young Justice pokazuje, że nie tylko się
da, ale że takie historie trzeba konsekwentnie planować i rozwijać.
To co jednak odróżnia tasiemcowe, nawalankowe
mangi w stylu Naruto, Bleach, Dragon Balla czy Fairy Tail
od zachodniego komiksu, jest fakt, że z założenia protagoniści mierzą się z
coraz silniejszymi przeciwnikami. Owszem, główna postać jak Naruto, Ichigo czy
Goku odstają w mocy najbardziej, ale tak naprawdę są to światy pełne samych
silnych osobistości. Mają taką konstrukcję, w której up to eleven nie przeszkadza. Choć źle poprowadzone, sprawia, że
główne postaci, które za bardzo odstają muszę odejść w tył jak Chaozu,
Tenchinhan czy Krilin z Dragon Balla. W mangach siłowy status quo zmienia sie bardzo szybko, podczas gdy w zachodnich
długo pozostaje niezmienny.
Nie lubię ani jednego, ani drugiego. Albo
inaczej. Nie lubię Supermana i Batmana. Ot przesadzone kozaki. Nie lubię
historii dragonballizowanych, czyli takich w których przez trzydzieści plus
ileś tomów coraz silniejsi bohaterowie mierzą się z coraz silniejszymi złolami.
Dlatego Fairy Tail mi się podobało: choć wszyscy rosną w siłę, tak naprawdę
często bohaterowie nie mierzą się li tylko z coraz silniejszymi, ale po prostu
z kimś, kto prezentuje sobą inny typ mocy i możliwości, a więc wymaga innego
podejścia. I dlatego późniejsze tomy Negimy były słabsze: za dużo
dragonballizacji.
Nie znaczy to, że nie ma dobrych historii
z tego typu postaciami, a Naruto czy Dragon
Ball to złe mangi. Po prostu coraz częściej mi się tego typu rozwiązania
nie podobają. One Punch Man nie miał
prawa mi się spodobać. Jest kwintesencją jednego i drugie złego (IMO)
podejścia. Jest pomiędzy obiema wersjami. Z jednej strony, ma typowo mangową
konstrukcję pakernych i tylko pakernych postaci. Z drugiej, posiada mnóstwo
postaci, które wyraźnie odstają poziomem mocy i możliwości i tak naprawdę
wszyscy wiemy, że nigdy nie pokonają konkretniejszego przeciwnika, a jednak
stają do walki. Pośród tego wszystkiego jest Saitama. Bohater Jednego Ciosu.
Znudzony bohater. To, co go wyraźnie odróżnia od Goku czy Ichigo jest fakt, że
jest od samego początku nadzwyczaj silny. Nie obserwujemy wzrostu jego potęgi,
tylko ją już mamy. Jednocześnie, ponieważ zestaw mocy w jego świecie jest
ograniczony, nie nosimy się z problemem konstrukcji opowieści starć innej niż
nawalanie pięściami. Tu nie ma kontr, jak w chińskich żywiołach.
One
Punch Man jest swoistym dowodem na to, że nawet z mało lubianych klocków,
można zbudować coś, co zachwyci. Ten tytuł nie miał prawa mi się spodobać, a
jednak czekam na każdy kolejny tom i chcę go chłonąć. Wydaje mi się, że to
właśnie idea głównego bohatera, znudzonego herosa, który swoich przeciwników
pokonuje jednym ciosem, sprawia, że to tak wypaliło. Bohatera, który na swój
mało heroiczny sposób pokazuje ideę bycia bohaterem.
Z drugiej strony tematyki, mamy anime i ogólnie animacje, które w Polsce
mają się słabo. Pójście do sklepu i popatrzenie na półki z tenże i widać od
lewa do prawa, Disney, Pixar i Dream Works (choć nie tylko). W pobliskim mi
Empiku, ostatnie dobitki Negimy!?, a w Matrasie zakupiono Ponyo. W telewizji,
właściwie to odkąd doszły nas kanały tematyczne, to najpopularniejsze kanały
naziemne robią nam powtórkę Shreka cz Epoki Lodowcowej. Disney XD puszcza
Pokemon XY, a Canal + zaszczyci nas od czasu do czasu jakimś filmem
pełnometrażowym. Nawet AXN Spin już chyba nic nie puszcza.
Starsi fandomu pamiętają, stare dobre
czasy i AnimeGate w Kraju nad Wisłą. Pierwsze oznaki upadku były już 2011 roku,
a potem ostatecznie pożegnaliśmy je w 2013. Yatta.pl jest jedynym znanym mi
miejscem, gdzie jeszcze coś można kupić z pierwszej ręki. Na jak długo starczy
zapasów? ┐( ̄~ ̄)┌ Nie wiem.
Ale, ale. Trochę radości. W 2015 roku
świat ujrzało nowe wydawnictwo, a mianowicie AnimeEden. I już w tym samym roku dało nam dwa kinowe
filmy, które były niczym niezwykły powrót do przeszłości dla starszych fanów, a
dla młodszych możliwość zapoznania się z klasyką Anime.
Może przewrotnie, ale zważywszy na fakt,
że trzeba by porozmawiać o filmach dziejących się w ramach serii drugiej oraz
trzeciej, to ciężko byłoby obyć się bez spoilerów - a znacie naszą politykę
spoilerów. Jednakże z drugiej strony, mówimy o czymś, czego żaden szanujący się
otaku znać nie może. Bishoujo Senshi Seeraa Muun jest
światową ikoną anime i to na tyle
dużą, by uczynić ją ambasadorką nadchodzących igrzysk olimpijskich. Z tejże
racji w ramach radości z oglądnięcia filmów kinowych Sailor Moon R i Sailor Moon S,
porozmawiamy o ich najnowszej wersji polskiej li tylko.
Tak to się składa, że jakoś i zapału i
chęci i funduszy i dziwacznego braku sposobności oba filmy długo nie zagościły
na półce (a obecnie leżą już stosie, równo ułożonych pudełek z innimi
animacjami ^_^). Ale po ostatniej "dramie" między sklepem x, a y, wydawnictwem
J, a J przesiedliśmy się z zaopatrzeniem otaku. I całkiem przypadkiem
odkryliśmy, że Oni, w przeciwieństwie do poprzedników, mają oba filmy w
ofercie. Cyk i dodane. I trzeba nam przyznać, że możliwość dowolnego, niemal
nieograniczonego zanurzenia się w świat Czarodziejek, świat własnego
dzieciństwa zawsze jest cudowna.
Pewne rzeczy odchodzą. Jedne
bezpowrotnie, a inne nie. Kiedy pokolenie osób, które znało i oglądało Generała
Daimosa umrze, raczej nikt nie będzie tego anime pamiętał i pozostanie ono po
prostu kolejną pozycją na listach, wpisem na Wikipedii. W przypadku Sailor Moon nigdy tak się nie stanie.
Manga ma już ponad dwadzieścia pięć lat, a anime bez mała niewiele mniej. I
widać znaki czasu, to jednak bezapelacyjnie trzeba zaznaczyć, że to już jest,
jeśli nie klasyka, to kanon. Osobiście, jako równie ważne tytuły wskazałabym
jeszcze z całą pewnością Doremona, Dragon Balla, Tetsuwan Atomu oraz Kagaku
Ninjatai Gatchaman.
O tym jak bardzo ważne było to, by tego
nie sp... zepsuć niech będzie fakt, że aż to dziś są ludzie, którzy odkrywają
to anime i się zakochują.
Sailor
Moon jest poniekąd świętością (przez małe "ś") i każdy kto się
tego tyka, albo zrobi klasycznie (napisy + oryginalna ścieżka) albo musi to
zrobić przynajmniej dwa poziomy wyżej od przyzwoicie. Nie ma zmiłuj się. A
jeśli porywasz się z tym jako swoim pierwszym tytułem, to jest to Twoje być
albo nie być, bo później odkuć się będzie trudno. A w przypadku polskiego
wydania, dochodzi kwestia naprawienia najgorszego tłumaczenia ever. Bunny
zamiast Usagi, mydła-powidła, grochu-fasoli i innych prysznicy. Potęg ognia i
co tam jeszcze było. Naprawdę było tego dużo.
Anime-Eden jednak dokonało cudu nad
Wisłą. Małego, bo małego. Po pierwsze, udało im się nie zepsuć tłumaczenia, a
postawić je na przyzwoitym poziomie. Po drugie, udało im się zrobić dubbing,
który... hm... jeśli posłuchasz go
zbiegu albo losową scenę (lub jeszcze lepiej, wykrzykiwanie ataków) to
usłyszysz, że brzmi trochę sztucznie. Ale jeśli oglądasz całość, to przynajmniej
dla nas brzmi on bardzo dobrze i miło. Nieszczęsne sztuczności wynikają z
faktu, że nazwy ataków są jakie są i ciężko czasem wykrzesać coś z Księżycowej
Potęgi czy Innego Księżycowego Ataku Serc i Miłości. <( ̄︶ ̄)> Trzeba przyznać, że to jest bardzo dobre
wykonanie swojej pracy i Studio Sonica, które dokonało tego na zlecenie Anime
Eden powinno zostać uhonorowane.
A konkluzja? Oglądajcie anime, czytajcie
mangi. W znaczeniu japońskim - animacji i komiksów - również.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz