Search this blog/このブログの中でさがす:

niedziela, 19 lutego 2017

Sailor Punch!



Nasza pozycje na dziś. Źródło własne.

Przez ostatnie dwa lata (tak, to już tyle) z różną częstotliwością informowaliśmy was o różnych mangowo-animowych nowościach. Prawda jest taka, że coś kiedyś w nas pękło i zapał jakoś przygasł. Choć komiksy i manga ogólnie stoją dobrze, to jednak animacje poza Disneyem, Pixarem czy Dream Works nadaj mają się fatalnie. Dlatego tym bardziej cieszy, że reorganizacja czasu (oraz zakup zewnętrznego napędu DVD po padnięciu oryginalnego w laptopie) pozwoliła nam wrócić do tematu i na nowo odkryć radość z japońskiej rozrywki. To cieszy niezmiernie, gdyż powiedzenie, że dziś będziem pisać o ai to yuuki seigi no senshi nie będzie na wyrost. I zostanie przykładnie ukarani, w imieniu Księżyca. Jedną pięścią. XD

Sytuacja w tych dwóch dziedzinach - komiksów i animacji - ma się w Kraju nad Wisłą różnie. W latach dziewięćdziesiątych XX w. było dobrze i tu i tu. Potem były różne zwiechy to tu to tam. Animacje przeniosły się na kanały tematyczne, anime wyemigrowało, a komiks miał się i ma sie względnie dobrze, choć upadek TM Semic był wielki. (︶︹︺)

Przez względnie dobrze, mogę powiedzieć dzięki obecności i sukcesowi zarówno Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, a potem DC, a teraz również Superbohateowie Marvela, obecności Muchy i Egmontu na polskim rynku. Nie śledzim tego aż tak, więc i rozwijać nie będę. Za to manga ma się wprost wyborowo. Po pierwsze, odkąd JPF wydał Berserka oraz mangę Tezuki, a Studio JG zaczęło wydawać Fairy Tail, możemy powiedzieć, że w Kraju nad Wisłą zawitał do nas, każdy, większy tytuł. I autor.  Narzekam tylko na brak Negimy, ale to moje (nasze, ekhm, nasze. Pan F.) prywatne narzekania.

Nie powinniście być zdziwieni, że do tego wpisu wybraliśmy mangę o superbohaterze. Spokojnie połowa naszych wpisów porusza w ten czy inny sposób tę dziedzinę. Co jednak odróżnia One Punch Mana od innych superbohaterów, jest konstrukcja świata oraz samych herosów. Tak naprawdę bowiem, do skonstruowania całego uniwersum wystarczyło tylko niewielki zestaw mocy. Super siła, nadludzka szybkość czy zwinność i wszystko w tym stylu. Trochę cyborgów i sztuk walk. Nudne, co nie? A jeśli dodam, że tytułowy bohater to znudzony życiem superbohater, który dzięki własnemu treningowi osiągnął poziom równy Goku czy Supermanowi i  - zgodnie z tytułem - swoich oponentów pokonuje jednym ciosem? Taki jest właśnie Saitama.

Dość powiedzieć, że nie lubię superbohaterów up to eleven. Jak Superman. Mnóstwo mocy i zdolności  oraz mimo wrażliwości na kryptonit i magię, nietykalny. To typ postaci, która umieszczona w swoim świecie odstaje i wymaga przeciwników równie silnych, a jednak nie dość silnych by jego koledzy nie zostali zmiażdżeni zbyt szybko. Batman również prezentuje coś podobnego, ale na innym poziomie. Rodzi to swoiste problemy natury jak to wyważyć? Jeśli wpuścisz takich do historii, to musisz dać im wyzwanie, zaś jak je dasz to pozostali zostają w tyle. Kreskówka Young Justice pokazuje, że nie tylko się da, ale że takie historie trzeba konsekwentnie planować i rozwijać.

To co jednak odróżnia tasiemcowe, nawalankowe mangi w stylu Naruto, Bleach, Dragon Balla czy Fairy Tail od zachodniego komiksu, jest fakt, że z założenia protagoniści mierzą się z coraz silniejszymi przeciwnikami. Owszem, główna postać jak Naruto, Ichigo czy Goku odstają w mocy najbardziej, ale tak naprawdę są to światy pełne samych silnych osobistości. Mają taką konstrukcję, w której up to eleven nie przeszkadza. Choć źle poprowadzone, sprawia, że główne postaci, które za bardzo odstają muszę odejść w tył jak Chaozu, Tenchinhan czy Krilin z Dragon Balla. W mangach siłowy status quo zmienia sie bardzo szybko, podczas gdy w zachodnich długo pozostaje niezmienny.

Nie lubię ani jednego, ani drugiego. Albo inaczej. Nie lubię Supermana i Batmana. Ot przesadzone kozaki. Nie lubię historii dragonballizowanych, czyli takich w których przez trzydzieści plus ileś tomów coraz silniejsi bohaterowie mierzą się z coraz silniejszymi złolami. Dlatego Fairy Tail mi się podobało: choć wszyscy rosną w siłę, tak naprawdę często bohaterowie nie mierzą się li tylko z coraz silniejszymi, ale po prostu z kimś, kto prezentuje sobą inny typ mocy i możliwości, a więc wymaga innego podejścia. I dlatego późniejsze tomy Negimy były słabsze: za dużo dragonballizacji.

Nie znaczy to, że nie ma dobrych historii z tego typu postaciami, a Naruto czy Dragon Ball to złe mangi. Po prostu coraz częściej mi się tego typu rozwiązania nie podobają. One Punch Man nie miał prawa mi się spodobać. Jest kwintesencją jednego i drugie złego (IMO) podejścia. Jest pomiędzy obiema wersjami. Z jednej strony, ma typowo mangową konstrukcję pakernych i tylko pakernych postaci. Z drugiej, posiada mnóstwo postaci, które wyraźnie odstają poziomem mocy i możliwości i tak naprawdę wszyscy wiemy, że nigdy nie pokonają konkretniejszego przeciwnika, a jednak stają do walki. Pośród tego wszystkiego jest Saitama. Bohater Jednego Ciosu. Znudzony bohater. To, co go wyraźnie odróżnia od Goku czy Ichigo jest fakt, że jest od samego początku nadzwyczaj silny. Nie obserwujemy wzrostu jego potęgi, tylko ją już mamy. Jednocześnie, ponieważ zestaw mocy w jego świecie jest ograniczony, nie nosimy się z problemem konstrukcji opowieści starć innej niż nawalanie pięściami. Tu nie ma kontr, jak w chińskich żywiołach.

One Punch Man jest swoistym dowodem na to, że nawet z mało lubianych klocków, można zbudować coś, co zachwyci. Ten tytuł nie miał prawa mi się spodobać, a jednak czekam na każdy kolejny tom i chcę go chłonąć. Wydaje mi się, że to właśnie idea głównego bohatera, znudzonego herosa, który swoich przeciwników pokonuje jednym ciosem, sprawia, że to tak wypaliło. Bohatera, który na swój mało heroiczny sposób pokazuje ideę bycia bohaterem.

Z drugiej strony tematyki, mamy anime i ogólnie animacje, które w Polsce mają się słabo. Pójście do sklepu i popatrzenie na półki z tenże i widać od lewa do prawa, Disney, Pixar i Dream Works (choć nie tylko). W pobliskim mi Empiku, ostatnie dobitki Negimy!?, a w Matrasie zakupiono Ponyo. W telewizji, właściwie to odkąd doszły nas kanały tematyczne, to najpopularniejsze kanały naziemne robią nam powtórkę Shreka cz Epoki Lodowcowej. Disney XD puszcza Pokemon XY, a Canal + zaszczyci nas od czasu do czasu jakimś filmem pełnometrażowym. Nawet AXN Spin już chyba nic nie puszcza.

Starsi fandomu pamiętają, stare dobre czasy i AnimeGate w Kraju nad Wisłą. Pierwsze oznaki upadku były już 2011 roku, a potem ostatecznie pożegnaliśmy je w 2013. Yatta.pl jest jedynym znanym mi miejscem, gdzie jeszcze coś można kupić z pierwszej ręki. Na jak długo starczy zapasów? ┐( ̄~ ̄)┌ Nie wiem.

Ale, ale. Trochę radości. W 2015 roku świat ujrzało nowe wydawnictwo, a mianowicie AnimeEden.  I już w tym samym roku dało nam dwa kinowe filmy, które były niczym niezwykły powrót do przeszłości dla starszych fanów, a dla młodszych możliwość zapoznania się z klasyką Anime.

Może przewrotnie, ale zważywszy na fakt, że trzeba by porozmawiać o filmach dziejących się w ramach serii drugiej oraz trzeciej, to ciężko byłoby obyć się bez spoilerów - a znacie naszą politykę spoilerów. Jednakże z drugiej strony, mówimy o czymś, czego żaden szanujący się otaku znać nie może. Bishoujo Senshi Seeraa Muun jest światową ikoną anime i to na tyle dużą, by uczynić ją ambasadorką nadchodzących igrzysk olimpijskich. Z tejże racji w ramach radości z oglądnięcia filmów kinowych Sailor Moon R i Sailor Moon S, porozmawiamy o ich najnowszej wersji polskiej li tylko.

Tak to się składa, że jakoś i zapału i chęci i funduszy i dziwacznego braku sposobności oba filmy długo nie zagościły na półce (a obecnie leżą już stosie, równo ułożonych pudełek z innimi animacjami ^_^). Ale po ostatniej "dramie" między sklepem x, a y, wydawnictwem J, a J przesiedliśmy się z zaopatrzeniem otaku. I całkiem przypadkiem odkryliśmy, że Oni, w przeciwieństwie do poprzedników, mają oba filmy w ofercie. Cyk i dodane. I trzeba nam przyznać, że możliwość dowolnego, niemal nieograniczonego zanurzenia się w świat Czarodziejek, świat własnego dzieciństwa zawsze jest cudowna.

Pewne rzeczy odchodzą. Jedne bezpowrotnie, a inne nie. Kiedy pokolenie osób, które znało i oglądało Generała Daimosa umrze, raczej nikt nie będzie tego anime pamiętał i pozostanie ono po prostu kolejną pozycją na listach, wpisem na Wikipedii. W przypadku Sailor Moon nigdy tak się nie stanie. Manga ma już ponad dwadzieścia pięć lat, a anime bez mała niewiele mniej. I widać znaki czasu, to jednak bezapelacyjnie trzeba zaznaczyć, że to już jest, jeśli nie klasyka, to kanon. Osobiście, jako równie ważne tytuły wskazałabym jeszcze z całą pewnością Doremona, Dragon Balla, Tetsuwan Atomu oraz Kagaku Ninjatai Gatchaman.

O tym jak bardzo ważne było to, by tego nie sp... zepsuć niech będzie fakt, że aż to dziś są ludzie, którzy odkrywają to anime i się zakochują.



Sailor Moon jest poniekąd świętością (przez małe "ś") i każdy kto się tego tyka, albo zrobi klasycznie (napisy + oryginalna ścieżka) albo musi to zrobić przynajmniej dwa poziomy wyżej od przyzwoicie. Nie ma zmiłuj się. A jeśli porywasz się z tym jako swoim pierwszym tytułem, to jest to Twoje być albo nie być, bo później odkuć się będzie trudno. A w przypadku polskiego wydania, dochodzi kwestia naprawienia najgorszego tłumaczenia ever. Bunny zamiast Usagi, mydła-powidła, grochu-fasoli i innych prysznicy. Potęg ognia i co tam jeszcze było. Naprawdę było tego dużo.

Anime-Eden jednak dokonało cudu nad Wisłą. Małego, bo małego. Po pierwsze, udało im się nie zepsuć tłumaczenia, a postawić je na przyzwoitym poziomie. Po drugie, udało im się zrobić dubbing, który... hm... jeśli posłuchasz go  zbiegu albo losową scenę (lub jeszcze lepiej, wykrzykiwanie ataków) to usłyszysz, że brzmi trochę sztucznie. Ale jeśli oglądasz całość, to przynajmniej dla nas brzmi on bardzo dobrze i miło. Nieszczęsne sztuczności wynikają z faktu, że nazwy ataków są jakie są i ciężko czasem wykrzesać coś z Księżycowej Potęgi czy Innego Księżycowego Ataku Serc i Miłości. <()>  Trzeba przyznać, że to jest bardzo dobre wykonanie swojej pracy i Studio Sonica, które dokonało tego na zlecenie Anime Eden powinno zostać uhonorowane.

A konkluzja? Oglądajcie anime, czytajcie mangi. W znaczeniu japońskim - animacji i komiksów - również.



One Punch Man ma 2+2+2 = sześć ogonów!
Sailor Moon ma 3+3+2 = osiem ogonów!












Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz