Gekiranger. Oto jeden z najbardziej
zaskakujących sezonów w Super Sentai.
Kiedy nie wiesz nic, albo bardzo niewiele, a twórcy robią sezon, w którym
nieustannie Cię fabularnie zaskakują. Co prawda wielki zły staje się... W sumie
nie mogę wam tego powiedzieć. Po prostu zaburzy to wam spokojne oglądanie
końcówki sezonu. A jest co oglądać. Bo jak co, ale fabularnie twórcy nas rozpuścili.
Juuken Sentai Gekirager to sezon
inspirowany Chinami - podobnie jak Gosei Sentai Dairanger
czternaście lat wcześniej. Również jak wcześniej, są to chińskie sztuki walki,
w tym wypadku kenpou, które otrzymaliśmy tutaj w wymiarze "Beast Fist". Zgodnie z historią tejże sztuki, onegdaj
powstały dwa jej odłamy, których starcie przyjdzie nam obejrzeć.
Długo
- bo aż kilka tygodni - zastanawiałem się w jaki sposób opisać Gekiranger, by nie być monotonnym.
Wspaniała historia? Doskonałe zwroty akcji? Dobrze wpisujące się w to postaci?
Genialna końcówka? W sumie... wyświechtane zwroty? Nawet nie chce mi się
przeglądać poprzednich wpisów i sprawdzać w ilu zastosowałem podobne opisy. Tak
się jednak składa, że jesteśmy w momencie prezentowania wam kolejnych sezonów,
gdzie trudno o sezon słaby. Tak naprawdę słaby. Albo po prostu odstający.
Zresztą,
cokolwiek bym wam nie powiedział o fabule sezonu, to mocno ograniczają mnie
spoilery albo po prostu ukierunkowywanie was na to, w którą stronę pójdzie sezon. Sprawia to, że wpis ten ma dziwny charakter:
jest jakbym was próbował poprowadzić po ciemku do drzwi, za którymi jest
światło i wy mi po prostu musicie uwierzyć, że tak jest. I musicie mi uwierzyć po prostu bo ja tak
mówię, czyli sofizmat aż się prosi.
To
co jednak odróżnia moje wpisy od wpisów innych osób, to naprawdę znikoma ilość
informacji, o tym kto z kim i dlaczego. Nie jest więc łatwo mi powiedzieć, dlaczego
X jest dobre, a Y złe. W przypadku tego sezonu to co mogę powiedzieć, poza
zwykłymi frazesami, jest to, że faktycznie fabuła jest dobra. Nie dostajemy
zwykłych postaci i przeciętnych złych (choć ich pojedynek jest oparty na faktycznie
prostej przesłance), ale takich których historia się wzajemnie przeplata, brzmi
i wygląda realistycznie. Obie strony popełniają błędy, ale te nie są wynikiem
ich głupoty, a charakterów. Owszem, wszystko w Sentai'owej odsłonie, więc
trochę z dodatkiem tego, co tak lubimy.
To
co się podoba mi najbardziej, to historia złoczyńco-centryczna. Mimo faktu, że
protagonistami są kolorowi wojownicy, to jednak najbardziej istotną postacią
jest ktoś z drugiej strony. To jest w sumie najbardziej innowacyjny i ciekawy
element historii. Mieliśmy już kilkukrotnie przypadki takie, ale nigdy na skalę
sezonu, a raczej odcinka. I wyszło to dobrze, tym lepiej im bardziej poznajemy
historię. Jest to też jeden z dwóch (jeśli dobrze liczę) sezonów, o takim
zakończeniu. Zakończeniu, które poniekąd lubię, ponieważ nie są typowe.
Mimo
wszystko, jak tak myślę, to jest jeszcze jeden zaskakujący element. Sezon o
sztukach walki, ale tak naprawdę to nikt nikogo nie chce pobić, a jednocześnie
nie jest to sezon pacyfistyczny. Bo - co w jakiś sposób powinno być oczywiste -
sztuki walki nie służą do bicia się, a jednak nazwać je pacyfistycznymi to przesada.
Nie
będę pisał nic o tym, co jest słabe w tym sezonie, ponieważ stanowią to
elementy, które nie mają znaczenia fabularnego, a np. estetyczny i komuś mogą
się podobać, a komuś nie. Nie ma takich elementów dużo i wpisują się raczej w
estetykę tokusatsu,, którą
polubiliśmy przecież (mam nadzieję). Komuś niedawno mówiłem, że to są
specyficzne seriale i jeśli kogoś odrzuca taki sposób prezentacji, to niestety
niewiele możemy na to poradzić. A tym przypadku mówimy o elementach, które dla
mnie są po prostu neutralne. Mogłoby być lepiej, a nie jest. Mogłoby być
gorzej, a również nie jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz