Showa v3 by Clement Soh na licencji CC BY NC ND 2.0 Kamen Riders są własności Ishinomori Shoutarou/Ishinomori Inc/Toei Company. |
Kamen Riderom udało się osiągnąć od
początku coś, co długo nie udawało się w Super Sentai. Mianowicie spójność
serii między sobą. Oczywiście, jest to spójność względna bowiem obowiązuje ona
do pewnego stopnia. Ale wiecie, jest to bardzo fajne widzieć postaci z
poprzednich sezonów, a także zwyczajnie tylko usłyszeć, że one były. Bo tak się
zaczyna Kamen Rider V3. Od Tachibany Tobeia i Kamen Ridera Ichigou i Nigou. I jest to serial, który
Ishinomori'emu wyszedł bardzo dobrze.
Swoistym problemem z
opowiadaniem o takich sezonach, jest nasza polityka spoilerowa. Już sama
informacja, że serial zaczyna się od pokazania nam obu Riderów i Tachibany, jest spoilerem do poprzedniego sezonu (wiemy
już, że przeżyli). Tak samo jak to, z kim tak naprawdę przyjdzie się zmierzyć
Riderom w tym sezonie i kilkoma innymi sprawami. Mimo wszystko, zmierzmy się z
tym sezonem.
Serial
jest o wiele krótszy od poprzedniego - ma tylko 52 odcinki - i w zasadzie do
jakiegoś stopnia jest kopią historii z pierwszego sezonu. Jest wiele tych
samych elementów lub podobnych zagrań, ale widać też znaczące różnice. Tym
razem, kiedy całkiem przypadkiem Kazami Shiro staje naprzeciw złej organizacji
Destron. Początkowo to Double Rider
próbują zmierzyć się z nowym zagrożeniem, ale ostatecznie zmuszeni zostają do przyjęcia
pomocnej reki od Kazami, doprowadzając do jego przemiany w Kamen Ridera V3 i
zostawienia sprawy jemu. Celowo nie mówię więcej szczegółów, ponieważ najlepiej
będzie jak sami się zapoznacie.
Rider
V3 jest o wiele lepiej zaprojektowany nie tylko pod kątem stroju, co i
możliwości - dokładniej dwudziestu sześciu sekretów, których wszystkich nie
poznajemy w serialu. Możemy jednak powiedzieć, że jest to dobra nowość, która
pokazuje większy potencjał bitewny bohatera, choć nadal pięści i kopniaki
stanowią podstawę. Również jego pomocnicy przechodzą zmianę - mamy nie tylko
Tachibanę Toubeia, ale również częstą w tej franczyzie, żeńską pomocnicę, Tama
Junko oraz jej młodszego brata Shigeru. Znaczącą odmianą jest brak kogoś
pokroju Taki'ego, ale serialowi to nie przeszkadza. Skutkiem tego jest o wiele
większe zarysowanie faktu, że Kamen Rider
musi wygrać i jest to odgórnie ustalone. W ten sposób, poprzez np. dwadzieścia
sześć sekretów, co chwila można wprowadzać nagłe rozwiązania, dzięki którym
wyciąga on kolejne asy z rękawa.
Jeśli
chodzi o oponentów, to niewiele się zmienia. Potwory (znane nam z poprzedniego
sezonu kazou ningen) są dość
oryginalne - często są to połączenia jakiegoś zwierzęcia i przedmiotu - i
przysporzą wiele kłopotów. Ale sama organizacja jest po prostu bardzo podobna
do Shocker pod względem metod, hierarchii, sposobu funkcjonowania itd. Choć
jest przy temu powód - którego wam nie zdradziłem i nie zdradzę - to jednak
można było to zgrać lepiej. Niestety, ponownie, sposób konstrukcji świata (co praktycznie sprowadza się do Rider musi zwyciężyć) sprawia, że jak
większość organizacji tego typu, jest to organizacja, która ma pomysły niezbyt
mądre, a nawet jak mądre to kuleje ich realizacja. Czasem jest to wynikiem tego
swoistego deux ex machina¸ a czasem
po prostu tego, że muszą przegrać. Zwyczajnie, po prostu. Podobnie jak
poprzednio, są pokonani przez garstkę ludzi, co akurat nie wynika z ich
działań, ale potrzeby fabularnej.
Można
przez to odnieść wrażenie, że serial jest nieciekawy. Ale powyższe zastrzeżenia
można mieć do każdego serialu tego typu. Zastosowanie zjawiska speed plot (tzn. coś działa czy też
porusza się tak, jak na to pozwala mu fabuła), niejako wymusza takie
konstrukcje. Przez to siła postaci jest mocno zależna fabularnie i raz jakiś
przeciwnik jest niebywale silny, a potem stanowi tylko niuans. Wczesne serie tokusatsu pokazują nam jednak jak
rozegrać to dobrze. Seriale tego typu nigdy nie mają być logiczne i zgodne z
nauką. Na plus ogromny zasługuje więc,
że mimo iż wiemy to wszystko, to i tak chce się dalej oglądać ten serial. Że
fabuła nas ciągnie, a wydarzenia są ciekawe. Tak naprawdę fakt, że nie musza
się trzymać pewnych zasad, sprawia, że chcemy wiedzieć jaki potwór, z jakim
kolejnym dziwnym pomysłem chce sprawić by Destron wygrało oraz w jaki sposób to
się mu nie uda. Tak po prostu.
To
jest poniekąd zaskakujące, ale ten serial ogląda się dla fabuły, która nadaje
sens tym wszystkim głupstwom. Która, poza dwoma odcinkami będącymi kalką dwóch
odcinków z sezonu pierwszego, jest mimo wszystko ciekawa i pociągająca.
Podbudowująca i dająca nam nie tylko przyjemność, co i swoistą siłę do
działania. Kamen Rider są symbolem i
to doskonale widać. Popatrzcie na to przez pryzmat Sami Wiecie Czego: tak
naprawdę nie interesowało nas czy Rangersi wygrają, ale jakiego potwora tym
razem da nam Rita i jakie on będzie miał moce, a przez to jak zostanie
pokonany. Tak samo jest tutaj. Najbardziej interesujące są te elementy, które
budują fabułę. Takie, które pozwalają nam nacieszyć się klimatem, a nie
zastanawiać się dlaczego Destron znowu przegrało (bo musiało), a Rider
zwyciężył (bo musiał).
Mogę
więc z całą stanowczością rzecz, że największym plusem tego serialu jest jego
fabuła i gra aktorska Miyauchi Hiroshi,
która pozwoliła rozkręcić tokusatsu,
a także więc i Super Sentai . Nie
jest to dla mnie w żaden sposób zaskakujące - oglądnąłem już tyle sezonów tokusatsu - mogę wam z całą stanowczością
polecić ten serial i ten sezon. Jego prostota jest zwyczajnie po prostu
oszałamiająca zajmująca i ciekawa. A najlepsze, jest jak zwykle w końcówce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz