Źródło Własne. |
Wszystkie prezentowane na zdjęciach ostrza pochodzą ze zbiorów muzeum Bizen Osafune.
Szabla uchigatana. Źródło Własne. |
Mamy
w swoim sercu szczególne miejsce dla broni białej, a już dla japońskiej w
szczególności. Nie było więc innej możliwości, by wybrać się na serię wykładów
o nihontou i kuciu japońskich ostrzy,
towarzyszące wystawie kilkudziesięciu ostrzy przywiezionych specjalnie z
Japonii z Muzeum Miecza Japońskiego Bizen Osafune. Całe wydarzanie miało tylko
jeden zgrzyt i od niego zaczniemy.
Szabla tachi. Źródło Własne. |
W
dwóch
wpisach poświęconych broni siecznej
wspomnieliśmy, że tak zwana katana
nie istnieje, a konkretniej jest to określenie ogólnikowe, na każdą długą,
japońską broń sieczną lub jako synonim uchigatany.
Ta rozbieżność sprawia, że tak naprawdę nigdy nie wiadomo o czym jest mowa. Czy
rozmówca ma na myśli również wakizashi, tachi czy tsurugi czy tylko japońskie szable Właśnie - szable, nie miecz. Japońskie
miecze to ken i tsurugi (są to odczytania tego samego znaku 剣).
Natomiast większość pozostałych typów to szable lub sztylety oraz noże. W owym
wydarzeniu oba określenia, katana i
miecz japoński, były nagminne. O ile pierwsze jest w jakimś stopniu
akceptowalne, tak druga kwestia niezmiernie nas drażni. Jej obecność jest
oczywista - wynika bowiem z utrwalone w języku potocznym błędu merytorycznego w
nazewnictwie. Błędu, który podczas wykładów "zmusił" do określenia
tantou (SZTYLETU!) czy naginaty (BROŃ DRZEWCOWA) również mieczem.
Ostrze naginaty. Źródło Własne. |
Jednakże,
mieliśmy okazję porozmawiać o tej kwestii z samą Panią dyrektor Mangghi, Panią
Doktor Bogną Dziechciaruk-Maj o tym problemie. To była bardzo fajna rozmowa,
ponieważ obie strony - My i Muzeum - wykazaliśmy się zrozumiem sytuacji i
powodów wyboru nazewnictwa przez obie strony. Wystosowaliśmy więc prośbę aby
przy następnych wystawach po prostu dodać zdanie-dwa wyjaśnienia i swobodnie
dalej używać określenia miecz - jako tego, którego stosowanie wynika z głównie
troski o zwiedzających. Dostaliśmy odpowiedź, że Muzeum rozważy taką opcję w przyszłości. Dlatego mogę powiedzieć, że to
jest w sumie niewielki zgrzyt, ponieważ nie mogę własnymi preferencjami
zagłuszyć głosu Muzeum, które stara się być tutaj maksymalnie profesjonalne,
przyjazne dla zwiedzających, a jednocześnie nie odgrywać roli eksperta
militarystyki, którym nie jest. Brawo. I również, nie zabieraliśmy wcześniej
głosu w tej sprawie bo aż do dnia tych wydarzeń, stanowisko Muzeum nie było nam
w pełni znane.
Szabla uchiganata, |
Pomijając
jednakże tą kwestię, a przechodząc już do samego wydarzenia. Musimy je
podzielić na trzy części: wykłady, pokazy i wystawę. Wykłady głosili sami eksperci z Japonii, który nie są
tylko teoretykami, co i praktykami przedstawionych rzeczy. Należy docenić fakt,
że wykłady były proste, dostosowane do laika, a jednocześnie przekazywały
poziom wiedzy akademickiej. Sporo osób je chwaliło. Mnie niestety przeszkadzał
fakt, że tytuły odbiegały czasem od treści, a czas trwania krótszy niż
planowano. Niemniej jednak, były one ciekawe. Nie można tego im odmówić. Taka
sprawa jest również rzadkością. Wiedza w Internecie jest różnej jakości, a ta
była po prostu dobra. Nie codziennie dowiadujesz się, czemu
"techniczne" ulepszenie pozyskiwania rudy okazało się krokiem wstecz.
Grot yari. Źródło Własne. |
Najciekawszą
częścią były same pokazy. Oczywiście, w skróconej formie - ciężko bowiem w trzy
godziny pokazać co najmniej dwutygodniowy proces. Mimo to, zostało pokazane jak
ciężką pracą jest bycie kowalem, a tym bardziej tak bardzo specyficznym
kowalem. Mistrzowie wykuwania japońskich ostrzy bowiem trzymają się dalej
starych metod, bo jak się dowiedzieliśmy z wykładów nowe metody czy techniki nie
dają często zadowalających rezultatów. Do tego dochodzi fakt, że
"prawdziwa katana" musi być
wykuta z odpowiedniej rudy tzn. z stali tamahagane
co wymusza specyfikę procesu - tzn. konieczność wielokrotnego składania. Stal
ta bowiem nie jest stalą wysokiej jakości.
Pokazy
trwały trzy godziny. Tyle mniej więcej trwało oglądanie pracy mistrzów wraz z
komentarzem. Można było zadawać pytania i dowiedzieć się wielu, ciekawych
rzeczy. W końcowej fazie, nawet podejść nieco bliżej i obejrzeć same narzędzia
czy piec tatara. Dla wielu pewnie nie
jest to nic nadzwyczajnego, ale nie każdy z nas może podpatrzeć pracę
prawdziwego kowala, niezależnie od tego, przy czym on pracuje. Mistycyzm, jakim
otoczone jest tradycyjne kowalstwo japońskie i same nihontou dodatkowo sprawia, że prawdziwych, nie przekłamanych
informacji w Internecie czy programach popularnonaukowych jest niewiele. A tu
mamy informacje z pierwszej ręki.
Źródło Własne. |
Ostatnim
elementem jest wystawa. Musimy podziękować naszemu byłemu już nauczycielowi
języka Japońskiego. Miyanaga-Sensei zaaranżował wystawę w ten sposób, że każdy
bez problemu jest wstanie dostrzec wszystkie elementy ostrzy. Tym bardziej, im
bardziej się ktoś orientuje na co patrzeć i czego szukać. Ta część akurat jest
dość dobrze w Internecie opisana, więc można przyjść przygotowanym. Piękno
ostrzy leży w szczegółach, które na wystawie zostały dobrze opisane - i to jest
stały pozytyw wystaw w Mandze. Prawda, że jeśli ktoś się zna, to zobaczy
więcej, ale docenić piękno i kunszt może każdy.
Jak
więc możemy ocenić całe wydarzenie? Lisiastycznie. Dajemy dziewięć ogonów na dziewięć. Pełna moc
lisa! Tym bardziej, że przygotować wydarzenie i wystawę tak by laik, pół-laik,
ćwierć-ekspert i ekspert byli zadowoleni i wyszli ukontentowani, to nie lada
wyzwania.
A
tu się to udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz