Ostatnio kilkukrotnie miałem okazję mocniej
zastanowić się nad swoim życiem i tym, jak spędzam wolny czas. Kilka osób w
moim życiu powiedziało mi po prostu kilka rzeczy, które po skumulowaniu dały mi
do myślenia. Jakimś zrządzeniem losu, zbiegło się to z faktem oglądnięcia
przeze mnie serialu the Big Bang Theory,
który słusznie i niesłusznie jest raczej oceniany negatywnie. Bo widzicie,
co byście sobie nie wmawiali, my wszyscy
- Geeki, Nerdy i Otaku - jesteśmy jak
Sheldon Cooper. I mamy znajomych, których widzimy jak Leonarda, Howarda, Penny
czy Raja. Niektórzy z nas mają szczęście i trafią na swoją Amy. Co nie zmienia
faktu. Również tego, że ten serial, to para-naukowy dokument oparty na faktach.
The
Big Bang Theory w swoich założeniach miał opowiadać o życiu czterech geeków.
Różne są opinie o tym, jak to się udało. Serial spotkał się z krytyką trzech
elementów: stereotypowego i błędnego przedstawienia geeków, kiepskich
dowcipów oraz śmiania się z geeków zamiast z geekami.
Jest
w tych zarzutach trochę z właściwości oksymoronu: są jednocześnie prawdziwe i
nieprawdziwe. The Big Bang Theory to serial zrobiony o geekach przez
nie-geeków, którzy pokazali Nas od swojej strony. Jednakże, gdyby to był serial
o paczce maniaków sportowych, to nadal byliby oni przedstawieni stereotypowo,
dowcipy byłyby kiepskie i śmiano by się z nich, a nie z nimi. Pod tym względem
serial to porażka: jest przykładem ignorancji i hipokryzji. Rozumiemy więc,
czemu wiele osób nie ocenia serialu pozytywnie.
Jest w tym wszystkich
jednak kilka, innych den.
Twórcy w tym wszystkim
przypadkiem dali nam świetny materiał do spojrzenia na nasze życie geekowskie z
bocznej strony. Wystarczy postawić się w miejscu Sheldona Coopera. Mamy swoje
idiosynkrazje, ekscentryczności, mamy swoje memorabilia, poprawiamy innych –
nie zawsze, nie we wszystkim, a często poziom naszej wiedzy i inteligencji jest
wyższy od przeciętnej i rodzi to czasem problemy komunikacyjne i zrozumieniowe
– jak Sheldon. Robimy rzeczy, które dla innych są dziwne, nie rozumiemy czasem niektórych
„social convention”, mówimy w obcych językach, nie po to by je wpisać do
CV i dostać lepszą pracę. Inni muszą nas znosić. I wiele innych. Wszystko jak
Sheldon Cooper. Co do zasady, bo nie wchodźmy w szczegóły. Oczywiście, mamy tak
nie tylko my. Tak zaznaczymy, gwoli ścisłości. Znam kilku fanów piłki nożnej,
którzy się tak zachowują. Ale akurat z nich się nikt nie śmieje i to nie
dlatego, że mieliby by być kibolami, bo nie są. Po prostu ich hobby jest
zrozumiałe.
Anyway,
przede wszystkim jednak, wszyscy jesteśmy jak Sheldon Cooper ponieważ bardzo
wiele osób traktuje nas w ten sposób. Jesteśmy postrzegani jaki ekscentryczni
dziwacy z głupimi zainteresowaniami, którzy nie wykorzystują swojego
potencjału. Jednocześnie jednak, niejednokrotnie można na nas polegać, tak jak
na Sheldonie. Jest też, jak mniemam przypadkowy, efekt autorefleksji.
Postawienie się w jego miejscu pozwala zrozumieć, jak widzą nas inni i co
powinniśmy zmienić w sobie by być lepiej zrozumiałym. I pozwala dostrzec, jak
wiele rzeczy inni w nas muszą znosić. Pozwala też dostrzec jak często inni są w
stosunku do nas, eufemistycznie ujmując, piekielni i spróbować to jakoś
zmienić. Nie chodzi więc o to, że jesteśmy inni i nietypowi, ale o to jak to
wpływa na nasze życie i tych wokół nas. Ponieważ czasem nasza inność też bywa piekielna.
To, że inny na naszym miejscu mieliby to w nosie, nie znaczy, że my musimy. Nie
znaczy to, że mamy się wyrzec swojej istoty. Chodzi o kompromis. Tak jak ja nie
muszę pojmować czyjegoś hobby, tak nie przeszkadza mi kogoś w tym wspierać i
wykazać jakiś poziom zainteresowania.
Dostrzegliśmy
w serialu jeszcze jeden element: jeśli przymkniemy oko na śmianie się z
nas i naszych zainteresowań – co zresztą
nam się przydarza często – oraz potraktujemy ten serial jako oparty na faktach
– nie wierny, ale wystarczająco – i przyjrzymy się fabule oraz rozwojowi
postaci, to nagle dostrzeżemy drugie dno. Owszem serial z początku pod tym
kątem mocno ssie, ale kiedy Howard się już zmieni (przestanie być creepy), a
Sheldona poznany lepiej to nagle wszystko staje się inne. Jak kiedyś sądziliśmy,
że pierwsze sezony były ok, a potem się coś zepsuło, tak teraz uważamy
odwrotnie. Owszem nadal jest mnóstwo
rzeczy, które są nielogiczne (nagła zmiana charakteru Amy czy udawanie, że
element prowadzony później był od zawsze), ale kiedy już się wszystko ułoży, to
nagle serial mocno zyskuje na swojej historii. Zyskują też coraz lepsze
nawiązania popkulturowe, które nie są tylko po prostu wymienianiem kolejnych
tytułów. Zyskują postaci na wyrazistości. I powiedzmy sobie szczerze: żaden
inny serial czy inne dzieło popkulturowe nie łypie do nas tak bardzo okiem.
To,
że się z nas śmieją nie jest dla mnie niczym nowym. To, że nas nie znają i nie
rozumieją również. Ale dzięki temu serialowi przynamniej można zrozumieć jacy
piekielni jesteśmy i jak bardzo możemy się zmienić, aby nie dać innych powodów
do żartów z nas jak również by innym żyło się z nami lepiej. I nam z nimi.
Po prostu. No i fabularnie, pomijając nawet wątki popkulturowe, to jest świetny
serial, który dobrze mi się binge’owało. Polecam każdemu geekowi go obejrzeć,
ale nie po to, aby się zachwycać, ale by wyciągnąć lekcje. Rozumiem każdą
opinię, która stwierdzi, ze serial jest zły. Wiem z czego ona wynika. Ale po
powtórnym obejrzeniu znanych mi już wcześniej sezonów i tych nowych,
jednoznacznie stwierdzam: serial jest na tyle dobry i kultowy, że przynajmniej
na czas seansu można na to jakoś przymknąć oko. A potem ponarzekać, że nadal
nie mamy dzieła, które by się śmiało razem z nami.
Bo
widzicie: wybór jest prosty. Możemy być jak Sheldon – nie do zniesienia. Możemy
też być jak Sheldon. Wierny przyjaciel, który się tak bardzo zmienił i starał,
jak tylko mógł, aby być lepszym przyjacielem, synem i mężem/chłopakiem. Który
parł na przód. Bądźmy jak Sheldon i zmieniajmy się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz