Search this blog/このブログの中でさがす:

wtorek, 17 marca 2020

Met on! Engine Sentai Go-Onger!

Nareszcie brak problemu z grafiką. Takie mam dwie figurki Go-On Black. Ta po lewej to jakaś oszukana chyba jest, a ta po prawej to wygląda porządnie i zgodnie z oryginałem. Zdjęcie własne.
Go-Onger i Go-On Black są własnością Toei Ltd.
 

              Jak wiele mamy sezonów związanych z maszynami i technologią w Super Sentai? Nie, w którym mamy technologiczne cuda, jak w Liveman. Byli Turborangers i Carranger, ale nawet oni nie mieli takich cudów jak Engine Sentai Go-Onger. Mianowicie, gadające, żywe maszyny, zwane Engine. I jak nigdy dotąd nie mieliśmy takich złych jak teraz, choć motywy ekologiczne się już przewijały. Ale wiecie co? Jest to też pierwszy sezon, który oglądałem na raty. Smile! Smile!
 
               To znaczy się, u początku swojej przygody z Super Sentai, oglądałem sezony od nowszych ku starszym. Dopiero obejrzenie filmu z wspólnym występem Shinkengers i Go-Ongers uświadomiło mi, że ta metoda oznacza cofanie się ku starszym, gorszym technicznie sezonom oraz spoileruje mi poprzednie sezony np. poprzez vs. filmy. Poznałem więc Go-Ongers w pierwszym roku oglądania Sentai, by dogonić ich w tym, w którym doszedłem do stanu bieżącego. Jest więc to dla mnie sytuacja unikalna, choć nie wyjątkowa.

               W dwóch poprzednich wpisach związanych z Super Sentai, o Boukenger i Gekiranger, napisałem, że doszliśmy do sezonów dobrych, wśród których jeden można uznać za słabszy. I nie są nimi Go-Onger. Ten sezon ma kilka pierwszych rzeczy, które na pozór już wcześniej były: np. zespół jest pięcioosobowy, ale zaczyna jako trzyosobowy. Podobnie było z Liveman czy Hurricanger, ale w tym przypadkach zespoły albo domyślnie trzyosobowe i potem się powiększyły o kolejnych core rangerów* czy też nowości w sixth ranger. Takich elementów jest więcej, ale spoilery nie pozwalają mi się wam pochwalić.

               Po raz pierwszy mamy w tym sezonie, oficjalne wprowadzenie dodatkowych światów (braneworlds), a nie jak do tej pory wymiarów w ramach jednego (choć raczej powinienem powiedzieć, jednej brany, ale o tym zaraz). W przypadku Go-Onger mamy na myśli coś ze skraju teorii strun – światy te bowiem nazywają się po angielsku braneworlds czyli branowe światy, a brana to właśnie pojęcie z tej dziedziny. Sama brana jest czymś podobnym do naszego czterowymiarowego świata (długość, szerokość, głębia i czas). Oprócz naszej brany, istnieje 10 innych (z czego niektóre już zniszczone przez Gaiark). Mam swoje hipotezy w tej materii, ale o tym kiedy indziej. Popatrzcie, Sentai uczą!

               Go-Ongers są jedną z odpowiedzi na panującą tu zasadę: każdy sezon mamy oglądać z założenia jako samodzielny, z dodatkiem filmów, a dopiero kiedy fabuła np. filmu, jako część wspólną z innymi. Swoboda w potraktowaniu zgodności z poprzednimi wersjami pozwoliła na stworzenie lepszych Kamen Riderów (z ich A.R. Worlds), a tutaj pozwala stwarzać lepsze, bardziej unikalne sezony. Owszem, moim zdaniem, czasem się producenci pomylą w jakimś elemencie (np. w filmie Kakurangers vs. Ourangers) albo nieopatrznie napomkną o kolejnym powodzie wymarcia dinozaurów (film z Boukengers), ale generalnie ta swoboda pomaga tworzyć oryginalne sezony bez konieczności zastanawiania się zbyt bardzo. Ostatnio widać jednak, że chyba się Twórcom jednak odmieniło i traktują to poważniej.

               Anyway, jest to sezon, który bardzo przypomina nam to, czym i jak powinno być Sentai w mojej opinii. Pozytywnym serialem o superbohaterami w kolorowych kostiumach. Od „Smile! Smile!Go-On Yellow po to, w jaki sposób zespół się powiększał, skończywszy na relacjach pomiędzy ludzkimi członkami, a mechanicznymi Engine’ami. Tym bardziej to widać, jeśli się wie jak się sezon skończył i jak wyglądały filmy. A tym bardziej, jeśli weźmie się pod uwagę niespodziankę z jednego z odcinków z drugiej połowy sezonu**. Pozytywny serial o pozytywnych ludziach, z pozytywnym nastawieniem. Również uwzględniając tych złych. Ten sezon jest też najbardziej proekologiczny ze wszystkich dotychczasowych. Choć podobne tematy były już poruszane np. w Turborangers, to jednak dopiero teraz otrzymaliśmy przeciwników, Gaiark, których zadaniem jest po prostu zatruć świat. Tylko tyle. I aż tyle.

               A samych Gaiark nie da się w konsekwencji nie polubić. Przynajmniej główną trójcę. Mieliśmy już ten typ przeciwników wielokrotnie, ale zwykle były to pojedyncze przypadki. A tu mamy cały zespół. Choć ich cel jest niecny i zły, to trudno nazwać ich typowymi złymi. To nie jest liga kolejnego imperium czy organizacji, której celem jest władza, podbój czy zniszczenie. Są podobni do Rodziny Londerz z Timerangers – po prostu mają własny cel i szukają swojego miejsca. Owszem, i jedni i drudzy są źli, ale nie jest to zło w czystej postaci; zło nad złami. Tym bardziej, że w przypadku Gaiark trzeba wziąć pod uwagę zakończenie i ich kolejnego pojawienia się w przyszłych filmach. Pod tym kątem są lepszą wersją Bowzock z Carranger – Toei potraktował ich nie tyle sprawiedliwiej, co logiczniej. Gdyby życie było ułożone inaczej i zanieczyszczenie byłoby normalnością, byliby tymi dobrymi. Ot co.

               To nie znaczy, że ich w jakikolwiek sposób usprawiedliwiam. O nie. Po prostu ich motywy są bardzo zrozumiałe i klarowne oraz nie są to zapędy imperialistyczne etc. I są to złe zapędy. Zgadza się.

Jak więc ocenić Go-Onger? Pozytywnie. Nie zawiodłem się ani historią ani postaciami ani samą otoczką. A tym bardziej jak wam powiem, że przed nami jest tylko lepiej.


Sezon ma 1+1+2 = 4 ogony!


 
 
 
 
 
 
*Technicznie, Black Bison jak i Green Sai z Liveman to sixth rangers, ale Toei oficjalnie uznaje ich za core rangers, a Kabuto Raiger i Kuwaga Raiger stanowią osobny zespół, Gouraiger, który jednak klasyfikuje się jako podzespół Hurricanger (którzy składają się z Hurricangers, Gouraigers i Shurikangers).

** Podpowiedź dla chętnych: Japonki, które grają żeńskie postaci nie są często tylko aktorkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz