To bardzo dobrze postawione pytanie. Po kilkuletniej przerwie dostaliśmy powrót Kamen Ridera w postaci nieudanego (na szczęście) rebootu, który zamienił się w kontynuację, by po kolejnym roku dostać kolejną serię. Niestety, potem znów przyjdzie okres stagnacji, podczas którego doczekamy się tylko jednego odcinka specjalnego, dwóch sezonów i trzech filmów by na powrót móc cieszyć się znów Kamen Riderami. Pytanie jakie więc sobie zadaję, co się stało, że Ishinomori Shoutarou nie był wstanie tego już pociągnąć? Odpowiedź nie powinna dziwić. A jednak będzie.
Prawda jest taka, że stworzenie czegoś wielkiego nie jest tak trudne, jak utrzymanie tego wielkim. Kamen Riders zaczęli się w 1971 roku i po pięciu latach emisji, 1975 się skończyli. Cztery lata później nastąpił reboot/nie-reboot, a nadzieja na to, że Kamen Riders podzielą los Super Sentai tzn. rok rocznego sezonu, odżyła. Niestety po Super-1 musieliśmy poczekać kilka lat na Kamen Rider Black i Black RX, a potem kolejne lata na trzy filmy, Shin, ZO i J. Wszystko to ciągnął jeden człowiek – Ishinomori Shoutarou. I to tworząc przy okazji wiele mang i seriali po drodze.
Nie sposób mi odnieść wrażenia, że po prostu nie był zdolny lub nie chciał tego zakątka pociągnąć. Prawda może być jednak znacznie inna: Ishinomori był przede wszystkim mangaką – i mimo iż w latach siedemdziesiątych XX w. stworzył wiele serii telewizyjnych, to jednak znacząca część jego prac to mangi. Dla nieświadomych: stworzenie komiksu jest o wiele tańsze niż animacji, a tych niż serialu telewizyjnego. To prowadzi nas do kolejnego faktu: serial musi na siebie jakoś zarobić. Współcześnie tokusatsu zarabiają na siebie sprzedażą produktów około np. zabawek. W historii tego gatunku, były dwa momenty kiedy to dało o sobie znać: słabe wyniki J.A.K.Q Dengekitai, co doprowadziło do odsunięcia Ishinomori’ego od serialu i jego rocznej kasacji oraz słabe wyniki Fiveman, które mogły skończyć się dla Sentai tym samym. Uratowali nas Jetman. Obecnie wyniki nie są zadowalające dla obu franczyz, ale póki zabawki się sprzedają, to nie ma tragedii.
Anyway, chodzi o prosty fakt: było najpewniej łatwiej Mu tworzyć kolejne mangi niż seriale. Tym bardziej, że reboot/nie-reboot Kamen Rider nie był do końca udany. Patrząc po notowaniach oglądalności, pierwszy sezon miał ponad 21%, drugi niecałe 20%, potem mamy wyniki oscylujące około 16-13%, a od Super-1 wyraźny spadek – 9,9%. I choć patrząc po kolejnych sezonach, jest to dobry wynik, który od tamtego momentu pobił ten wynik tylko Kamen Rider Agito, to jednak trzeba popatrzeć na kontekst. Dla Super-1 jest to spadek o 25% (o 3,3 pkt. %) w stosunku do Skyridera. To bardzo dużo, tym bardziej biorąc poprawkę na tamte czasy. W tym samym okresie, Denshi Sentai Denjiman zaliczył wzrost w stosunku do Battle Fever J 12,5 % (o 1,5 pkt. %).
Przyczyna była bardzo prosta, moim zdaniem. Ishinomori lubił powtarzać te same elementy w wielu swoich dziełach. Do czasu Super-1 wszyscy Kamen Rider byli cyborgami (jap. kaizou ningen 改造人間 – dosł. przemodelowany człowiek). Jeśli dodać J.A.K.Q. czy Cyborg 009, którzy podpadają pod ten sam schemat oraz Kikaidera i Kikaidera-01, to daje mnóstwo cyborgów. Ponownie zła organizacja, tu Dogma Kingdom, przypomina poprzednie w schemacie swojego działania, jak również tego co ją potem spotkało. Znowu mamy Junior Kamen Rider Squad i powrót postaci mentora kolejnych Riderów na wzór Tachibany Tobei’a (tutaj pełni tą rolę Tani Genjirou). Owszem, motyw serialu (sztuki walki i kosmos - pierwotnie Super-1 to projekt samowystarczalnego astronauty), postaci wspomagających (np. Benkei, mistrz Genkai czy Choro) to nowości, ale ogólny schemat jest podobny.
Innymi słowy: spadek jakości spowodowany powtarzalnością. Gdy spojrzycie na Kamen Rider z ery Heisei, to każdy sezon jest inny pod wieloma względami np. motywami, motywacją przeciwników, motywacją niektórych Riderów, prezentacją i in. elementami. Mimo wszystko, nadal mają wiele wspólnego, ale są wystarczająco różne. Super-1 ogląda się dobrze i jest to klasyka tokusatsu lat 70 i 80 XX w. Chyba nigdy po nich nie pojawiły się tak absurdalne potwory jak potwór mydło czy rozgwiazda-Hitler albo zabójcza opona. Z perspektywy czasu, nie ma powodów, by nie polubić tego sezonu i by uznać go za gorszy. Z obiektywnej perspektywy ówczesności – powody są. Super-1 po prostu nie mógł się powieść w takiej formie.
Choć jest to sezon, który cenię bardziej niż np. X czy Stronger, to jednak muszę przyznać: showbiznes jest showbiznesem i niewiele osób będzie wykładać pieniądze na samą ideę. Film czy serial ma na siebie zarobić, w tej czy innej formie. Jeśli idea nie zarabia lub się wyczerpała, to się serialu nie kontynuuje albo zmienia się formę. Choć fabuła była w porządku, postaci lubialne, złole też, to finalnie to było za mało by serial utrzymać. Pewnie nałożyły się na to inne elementy, personalne decyzje oraz rzeczy, o których nie mamy pojęcia, a o które w tamtych czasach nie miał kto pytać, bo nie było takiej dużej fanbazy, Internetu, globalizacji i dostępu do wiadomości. Ponowna próba, z Kamen Rider Black i Black RX też się nie powiedzie, ale o tym następnym razem.
Czyli…
czy Super-1 był super czy nie? Nie był. Mimo iż dla mnie był
wystarczająco dobry, by kontynuować, to jednak nie mogę powiedzieć, że był to
sezon super. Przynajmniej nie tak super jak wiele innych. A szkoda. Wielka
szkoda. Bo Kamen Rider zasługują na to, by było ich jak najwięcej. Wtedy również.
Sezon ma 1+0+1 = 2 ogony! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz