Cover for Free Comic A.X.E. Judgement Day. The art and characyers are property of Marvel. Use by Fair Use clasure. Decapicted story is mentioned and descibed in following text. |
Wiele osób słyszało powiedzenie „władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”. I przypisuje je Einsteinowi. Nie tylko nie on jest ich autorem, a John Acton, co oryginalnie brzmią one „power tends to corrupt and absolute power corrupts absolutely”. Kto zna angielski na tyle, by zrozumieć dosłowne znaczenie, już widzi błąd typu „zgubiło się w tłumaczeniu”. Bliższa bowiem oryginałowi jest wersja „władza ma tendencję do korumpowania, a władza absolutna korumpuje całkowicie”. A to zasadnicza różnica.
Ta mała dywagacja jest wstępem do odpowiedzi na jedno pytanie „Co jest nie tak ze współczesnymi lub współczesnymi wersjami starszych bohaterów?”.
Many people has heard the sentence „power corrupts and abolute power corrupts absolutly” by Einstein. Not only he i snot it’s author, but John Acton but also the correct version is „power tends to corrupt and absolute power corrupts absolutely”. The difference in meaning is clear.
This little divagation is a prelude to answer for one question „what is wrong with modern or modern versons of older heroes?”.
Kiedy byliśmy mali, w dziełach związanych z
superbohaterami pełno było pewnych charakterystycznych postaw. W
jednej historii z Marvela Captain America stanął naprzeciwko
Thanosowi, a walka zaczęła się od tego iż musiał wyjaśnić mu
iż dopóki jest wstanie walczyć, to będzie próbować go
powstrzymać. Odcinki He-Mana kończyły
się morałem, podsumowującym historię. Superman w jednym z seriali
animowanych tworzących DCAU powiedział „że zawsze wierzy w drugą
szansę daną komuś”. Goku z Dragon Balla mówił, że „Poddać
się? Nigdy nie nauczyłem się jak się to robi” (piszemy z
pamięci, więc cy
tat może być niedokładny).
Podobnych przykładów jest więcej. I dotyczą znacznie większej liczby bohaterów. Nie są oni nieskazitelni. Zarówno Cap w komiksach czy Superman w DCAU pokazali i swoją słabszą stronę. Niemniej jednak najbardziej charakterystyczną cechą większości historii z superbohaterami, powiedzmy z przedziału 1980-2010, był „pozytywny przekaz”. Nawet jeśli spojrzeć na bardziej kontrowersyjne postaci, jak Punisher, Ghost Rider, Batman, Hulk czy Wolverine, to widać tą samą zależność. I nawet jeśli większość historii polegała na bijatyce, w ten czy inni sposób, to i tak ten powiedzmy aksjomat superbohaterski był gdzieś widoczny.
Element, na który zwrócimy teraz uwagę jest fakt skali. Dominującym stanem było to iż bohater głównie „kąpał się sam we swojej wannie”, lub w przypadku zespołów „klasowa impreza nad basenem” i poza łazienkę/parcelę się to nie rozwijało za często. To nie znaczy, że nie było historii na wielką skalę i sporych zniszczeń. Były. Ale to nie było tak iż co roku czy dwa był większy event, który wymagał spotkania się większej liczby herosów. Ziemia wcale nie była zagrożona zniszczeniem czy dominacją co tydzień. Historie pokroju kryzysów, Flashpoint czy Knightfall z DC albo Infinity Trilogy, Onslaught, Anihilation albo Mutant Massacre czy Maximum Carnage to były kwestie sporadyczne. Chcecie dowodów? Oto lista dla Marvel Comics: KLIK!, a tu dla DC: KLIK!. Na pierwszy rzut oka, widać różnicę, między kiedyś, a dziś.
Do czego zmierzamy? Angielskie słowo „power” nie oznacza tylko mocy czy władzy. „I have the power” oznacza „mam moc, siłę, zdolność, przywilej, władzę etc.”, a w domyśle „by coś zrobić”. Moc czy siła oznacza tutaj każdą możliwość zrobienia czegoś. Superbohaterowie i superzłoczyńcy byli po prostu istotami, którzy pokazywali jedno: jak bardzo „power” mnie skorumpowało. Lex Luthor, Joker, Sinestro, Mirror Master, Cheetach, Dr Doom, Green Goblin, Wrecking Crew, Abomination czy Mandarin robili swoje rzeczy z tego samego powodu, co Superman, Batman, Green Lanterns, Flash, Wonder Woman, Fantastic Four, Spider-Man, Avengers, Hulk czy Iron Man swoje.
Bo mogli. Bo mieli moc, siłę czy władzę by tak móc zrobić. U podstaw superbohaterów stoi prosta przesłanka: mam moc, by coś zrobić. Tak jak w życiu: dręczeni uczniowie w szkole chcieliby mieć siłę przywalić dręczycielowi, a okradziony złodziejowi. Chcielibyśmy móc uciszyć kłótliwe osoby, przestawić na koniec ludzi wpychających się w kolejkę, pomijać korki, ukrócić szeryfów drogowych. I tak dalej.
Jednym więc z celów superbohaterów było pokazanie, że każdy COŚ może zrobić. Że jedna osoba może stanowić różnicę. To nie znaczy, że trzeba być nie rozsądnym i pchać ręce między drzwi. Bardziej chodzi o to, że przez naśladowanie bohaterów i ich postaw uczyliśmy się, że w naszym otoczeniu na skalę jaką możemy, stanowimy istotną różnicę nad tymi, którzy się boją działać. I by trzeba rozsądnie wybrać, kiedy i jak działać. Superman nie lata z pięściami na każdego – choć są i historie, które pokazują, co by było gdyby tak robił. I nie są to piękne wizje. Czasami kosztem posiadania „power” jest po prostu wybranie braku działania.
Za naszego dzieciństwa i młodości, to pamiętam jeszcze superbohaterów, którzy maksymę zakończyli na „power tends to corrupt”. Historie z ostatnich lat, na jakie trafiam, o wiele częściej pokazują, że przeszli do drugiej części. Powód jest prosty: superbohaterowie przestali się mierzyć z ludzkimi problemami na skalę przeciętnej osoby lub ze złoczyńcami o stosunkowo małej skali zagrożenia. Zaczęli używać swojej mocy na większą skalę. Ich konflikty urosły z czasem, wraz z kolejnymi, coraz silniejszymi postaciami. To nie chodzi o kwestię, że wcześniej byli słabsi i teraz urosło im się w siłę. Nie. Oni po prostu zaczęli wykorzystywać swoją przewagę nad innymi. Zaczęli używać swoich zdolności w sposób i na skalę, jaka wcześniej nie była do pomyślenia.
I często cierpią na zaniki pamięci. Taki bardzo wyrazisty przykład ze świata mutantów Marvela. Dzisiejszy ich status polega na tym, że Mr Sinister czy Apocalypse siedzą sobie na posiedzeniu obok członków X-zespołów. Zmienili Marsa w planetę zdolną do życia. Mają „maszynkę” do wskrzeszania mutantów (i jak się potem okazuje, nie tylko ich). Semi-wksrzeszania, ale bez szczegółów, bo to trochę za bardzo spoiler by już był. Po zbrodniach przeciw ludzkości, bo chyba tak to można nazwać, a nawet ludobójstwie Xavier, Cyclops i Scarlet Witch spokojnie witają się grabą z innymi i to nie w sytuacji kiedy Ziemię chce zniszczyć Knull czy inne „większe” zagrożenie. A w ostatnich, większych historiach z ich udziałem ważniejsze jest pokazanie, że mają moc od tego, że mogą kogoś uratować. Porównajmy więc.
W historii „Back in Black”, gdzie po tym jak świat się dowiedział, że Peter Parker to Spider-Man, to Kingpin zza krat wynajął zabójcę, który strzelił do Ciocii May. I on wkurzony, jak się dowiedział o tym, że to on, odwiedził go, zdjął kostium by nie bić się jako Spider-Man, ale prywatnie. I kiedy lał po mordzie Kingpina, ten dziwił się jego sile i przekonał się, że ten przez lata po prostu superbohater powściągał pięści. A końcówka tej historii dalej jest iście superbohaterska. Z morałem. Z lekcją. Bo taki był Spider-Man.
Sięgnijcie po tą historię. Przeczytajcie i zobaczcie, że nawet w obliczu takiej tragedii Spider-Man musiał pozostać Spider-Manem. To nadal jest opowieść o superbohaterze. Nawet Civil War czy World War Hulk, poprzedzone historią Planet Hulk, pozostawały w tym samym tonie, choć większa część to „nawalanka”. To nadal klimat zadawania pytań. Poruszania dylematów w rodzaju głównego trzonu konfliktu Civil War czy co zrobić z „wiecznie” szalejącym Hulkiem, który nadal jest naszym przyjacielem. Ba! W World War Hulk, wkurzony na swoich przyjaciół Hulk, kiedy powraca z „kuku”, które mu sprawili i chce się zemścić na nich to przezornie zaczyna bitkę od „macie trzy dni na ewakuację miasta zanim zacznę rozwałkę”. A potem, niemniej wkurzony, dalej ratuje cywilów czy nie pozwala na bezsensowną śmierć podczas jego konfliktu z bohaterami (choć przy okazji robi tez sporo paskudnych rzeczy). Ale zarówno w jednej jak i drugiej historii stawiane są istotne pytania i szukane są odpowiedzi na nie: jak daleko można się posunąć, mając „power’”?
Ale może przede wszystkim, obie opowiadają o przyjacielskiej walce. Civil War to opowieść, w której dwóch – patrząc naszą rachubą lat – ponad półwiecznych przyjaciół próbuje się wzajemnie uratować od katastrofy, jaką na siebie sprowadzają wzajemnie. I kończy się w momencie, w którym jeden z nich rozumie, że posunęli się za daleko i pozwala drugiej stronie wygrać. World War Hulk to zaś opowieść o przyjaciołach, którzy próbują uratować swojego innego przyjaciela, którego wcześniej bardzo mocno zranili i ten, co zrozumiałe, nie pała do nich teraz zaufaniem. To w zasadzie opowieść o granicach przyjaźni. Obie z mnóstwem typowego dla superbohaterów lania się po mordach.
I obie historie by cokolwiek opowiedzieć; cokolwiek pokazać nie muszą sięgać po zagrożenie poziomu planetarnego. Nie muszą siać zniszczenia – choć jakieś zniszczenia są. Nawet liczba ofiar, w obu historiach, nie sięga więcej niż tuzin ŁĄCZNIE. Jeśli dobrze liczymy.
Porównując to do „dzisiejszych” historii. King is Black z 2021 roku jest historią, w której Eddie Brock, a.k.a. Venom, teraz bardziej bohater niż złoczyńca, próbuje uratować swojego syna, a z pomocą bohaterów, całą planetę przed Knullem, bogiem symbiontów. Choć cała historia jest pełna superbohaterskich elementów i marvelowskich nawiązań, to jednak nie porywa sama w sobie. W tym sensie, że nie ma żadnego większego przekazu. Od kolejna historia, w której Ziemia ma być zniszczona i nie jest bo, uwaga, bohaterom dzięki Deus Ex Machina udaje się zwyciężyć. Jest też pełna dziwnych zachowań ze strony mutantów czy innych frakcji, które nie potrafią w pierwszym odruchu zrozumieć, że jak chcą chronić swoje interesy to powinny ruszyć dupę w kroki, bo w erze Knulla to on zawładnie nimi i będzie po ptokach.
Idźmy dalej. Wspomniana wcześniej maszynka do wskrzeszania to również Deus Ex Machina w historii dziejącej się obecnie tzn. Judgement Day. I jedynymi plusami tej historii jest fakt, iż pokazuje jak przez lata ideały Captaina America i on sam nie upadli, a Xavier stał się większym dupkiem. Zawsze nim bym, ale przynajmniej widać tu konsekwencję jego postaci. Przeczytaliśmy podsumowanie, ze dwa razy ponownie historię, z nadzieją, że może coś pominęliśmy, ale dalej nie możemy jakoś znaleźć innych powodów do pozytywów poza faktem, że Steve Rogers nadal jest Stevem Rogersem. Bardzo nie lubimy tej maszynki. Bo o ile śmierć nigdy nie była przeszkodą do powrotu bohaterów w świecie komiksowym, tak w sytuacji kiedy otwarcie jest mechanizm, który pozwala każdemu zginąć by mógł znów powrócić w ciągu dnia… Dlaczego mam ubolewać na czyjąkolwiek śmiercią, jeśli wiem, że scenarzysta ma mechanizm do powrotu bohatera w następnym panelu? I to się właśnie dzieje w Judgement Day.
Żeby jednak nie być stronniczym, sięgnęliśmy również po mniejszej skali historię w sposób semi-losowy: przeglądnęliśmy jedną ze stron o Marvelu na Facebooku i wybraliśmy pierwszą postać, na której recenzję opowieści trafiliśmy, a której (postaci) historii nie czytaliśmy za wiele. Co nie było łatwe, bo połowa to spoilery o MCU. Trafiło na She-Hulk. Żeby mieć dobry kontekst, w skali ważności dla komiksów Marvela 1-5, ona jest na 3. Na 5, jeśli jej występ jest jako Avengers lub Fantastic Four (czyli zespół). Nasza znajomość historii z She-Hulk ogranicza się do jej originu oraz części runu Johna Byrne’a w ramach kolekcji „Superbohaterowie Marvela”. Czyli niewiele jak na ponad trzydziestoletnią historię postaci.
Efekt eksperymentu jest taki, iż było różnie. Jedne historie były kiepskie, inne lepsze. Jedne doskonale pamiętały o tym, że She-Hulk może łamać czwartą ścianę, a inne zapominały o tym. Niektóre wiedziały „z czym się je” tą postać, inne nie miały na nią pomysłu. Ale większość podpadała pod podstawowy aksjomat superbohaterski. Starały się pokazać postać innej perspektywy niż tylko „siłaczki” i pokazywały fakt, iż jest również prawniczką z wykształcenia. Niektóre stawiały interesujące pytania odnośnie prawnego aspektu działalności bohaterskiej czy też wypalenia superbohaterstwem.
Były to historie z ostatnich mniej więcej czternastu lat, co pokazuje że gdzieś tam jednak pamięta się o tym aksjomacie. Co więc jednak powoduje, że mamy niesmak w stosunku do większości historii? Idąc za ciosem She-Hulk i kontynuując przykład tej postaci. Jeden z Youtuberów, w krótkim filmiku, który oglądnęliśmy jako jeden z researchów do wpisu, podsumował całość tej sytuacji w prosty sposób. Posłużymy się prostą analogią: nawet jedna do roku, większa, kilku numerowa historia, w której She-Hulk (sama czy z kimś) ratuje Ziemię nie wzbudzi u mnie więcej niż tylko „meh”, ale kiedy musi ratować kogoś konkretnego, jak swoją przyjaciółkę czy starego kumpla z Avengers, to jakoś mnie bardziej łapie zainteresowanie. A dzieje się tak, że niezidentyfikowana masa ludzi nie budzi często w nas emocji jak postaci, które znamy lub właśnie poznajemy. Popatrzcie się na nasz wpis o Avengers: Infinity War. PÓŁ ŚWIATA wyparowało, ale nas obchodziły tylko te konkretne postaci. Poszukajcie po YT filmików jak ludzie reagują w kolejnej części na powrót tenże (A jakże! Wiedzieliśmy, że wrócą!). Scena „Avengers! Assemble!” to chyba najlepsza scena MCU właśnie ze względu na emocjonalny wydźwięk. I ma bardzo dobre udźwiękowienie również. I jednocześnie pokazuje najlepszą i najważniejszą część charakteru Kapitana (którą w końcówce scenarzyści mieli gdzieś).
Odpowiadając więc na zadane u początku pytanie: Ponieważ zbyt często nie są bohaterami, którzy budzą pozytywne emocje. Za to zbyt często są przerośniętymi ego dupkami. Zdecydowanie bardziej wolimy miałkie historie o She-Hulk, które mijają się z konceptem tej postaci niż ostatnie „epickie” historie. Już sam pierwszy numer tegorocznej serii o She-Hulk jest o niebo lepszy od całości Judgement Day, ponieważ pokazuje emocje między wszystkimi, obecnymi i nieobecnymi, postaciami. Pokazuje, że mimo z rywalizacji między She-Hulk a Titanią można wycisnąć coś więcej niż kolejne walenie się piąchami.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
When we were younger, works connected to superheroes were full of typical behavior. In one story Captain America was facing Thanos ame before the real fight has started he has to explain to him that as long he can take a breath he will fight. Episodes of He-Man were ending with moral conclusion. Superman in one animated show, which is part of DCAU, he said „I always believe in second chance given to someone”. Goku from Dragon Ball was saing „Give up? I have never learned how to do that”.
There more examples of such and they are accounted for many more heroes. They aren’t perfect. Even Cap in comics and Superman in DCAU has showed their’s weaker side. But most common feature of most heroes stories from let’s say 1980-2010 period, was „positive message”. Even if you will look for more controversial heroes like Punisher, Ghost Rider, Batman, Hulk or Wolverine, you can still see same principle. Even if most stories rely on fights, in that or the other way, you can still see that superhero axiom somwhere in between.
The part on which we will focus now is scale. Most common state was that each hero was mainly „taking bath in his own tube” or, in case of teams, it was „class party at the pool” and in both cases it wasn’t breaking the boundary too often. It does not mean there was no big stories on large cale and massive property damage. There were. But it wasn’t once per year or two that more heroes were required to deal with it. Earth just wasn’t in danger every week . The stories like DC’s Crisises, Flashpoint or Knightfall or Marvel’s Infinity Trilogy, Onslaught, Anihilation or Mutant Massacre or Maximum Carnage weren’t common. You want prove? Marvel Comics list: KLIK!, here’s for DC: KLIK!. At first glance you can see difference.
Where does it leads us? The word „power” just do not mean strenght or rulling power. I have the power” means „I have a possiblity” [to do something]. Its just opportunity to do something. Superheroes and supervillains just were showing how much that power has corrupted them. Lex Luthor, Joker, Sinestro, Mirror Master, Cheetach, Dr Doom, Green Goblin, Wrecking Crew, Abomination or Mandarin were doing their stuff from the same reason Superman, Batman, Green Lanterns, Flash, Wonder Woman, Fantastic Four, Spider-Man, Avengers, Hulk or Iron Man did their own.
They just could. They had power to do something. This is the basic principle of being superhero. Just like on real life: bullied wants to stand agaist bullies and robbed against robber. We would ike to have a power to shut up some quarrels, move people to the end of the queue if they has squeezed in the line, to skip traffic jams, slam down SJW etc.
One of the purpose of superheroes is just to show that everybody can do something. That one person can make a difference. It does not mean that you have to skip wisdom and be stupid in that. It’s more like, that in following heroes steps we were learing that in our enviroment in the scale of our skills we are making the difference as opposed to the one who do not act. We just have to choose right how and when to act. Superman do not flies with punches everywhere. There are stories where he does and they aren’t showing a nice vision of the world. Sometimes just inaction is a good choice of using power.
In our’s childhood we remember that heroes has ended that maxim on „power tends to corrupt”. Last years stories more often are showing that they has moved to the second part. The reason is simple: they just have stopped to deal with particular human problems or small scale. They started to use ther power to much greater degree. Their conflicts became bigger over time with stronger and stronger enemies over time. They did not become sttonger than before. They just started to use their advantage over the others. They started to use their powers the way and on the scale which were unbelievable before.
And more often has memory loses. Let us give a clear example from Marvel’s mutant. They current status is that Mr. Sinister and Apocalypse are sitting on one meeting with various X-Teams members. They have transformed Mars info place suiatble to live. And they have a ressurection „machine”. Semi ressurection but the details are spoiler. And after commiting crimes against humanity, and in some cases mass murders, Xavier, Cyclops and Scarlet Witch can just „say hello” like nothing big has ever happened - and it is not in sit when Knull wants to destroy Earth or any other big event. And last, big events they focus more on showing that they have power rather than on saving anybody. Let us show.
In the story „Back in Black”, after Spider-Man’s identity went into public, Kingpin has send from beyond jail a murder to kill Aunt May. And furious Parker, when he learns that, he vist him in jail, tooks of the costume to fight as Parker not Spider-Man. And when he was punching Kingpin right into face, the villains first hand learned that all those years he was pulling his punches. And the ending is pure superhero like. With moral. And lesson given. Just because Spider-Man is the way he is.
Just read the story. Read and look like even in the face of tragedy Spider-Man has to remain Spider-Man. It is still a story about superhero. Even Civil War or World War Hulk (which happens right after Planet Hulk) stories where such even though most of them is just pure punching. They still ask questions and demands answers like the Civil War’s main plot line or what to do with everlasting angry Hulk who is still our friend. And when angry like he never was Hulk has come back from what his firends did to him, he starts the fight with „you have 3 days to evacuate the city”. And later, not even slightly less angry, still saves people and tries to avoid pointless death (but he still did some nasty things too). Both stories important questions are given like „how much you can push forward, when you have power?”.
But at basic principle, both are stories about fights between friends. Civil War is stil a story about two – from real life perspective – over 50 years long friends trying to save each others from cathastrophe they have brougth for each other. And story ends in the moment when one side has realised that they has pushed to much. World War Hulk is still a story about friends trying to safe friends which they hurt badly. And that friend do not like them anymore. It is basically a story about boundaries of friendship. With a lot of typical superhero punching.
And both stories try to show any kind of answer or plot, do not need to any planet level threat. They do not need much to destroy to show anything. In both stories combined, the casualties are less than dozen. If we are cointing them correctly.
If you compare them to last events. King is Black from 2021 is a story about Edie Brock a.k.a. Venom, nowaday more hero thatn villain, trying to save his son, and with the help of heroes, whole planet from Knull, the god of symbionts. Whole story is full of superhero tropes and tributes to Marvel’s things but it does not touch the reader in anyway. We mean, in it’s message. Just another story when Earth is supposed to be destroyed and heroes thanks to Deus Ex Machina saves the day. It has full of strange behavior from mutants and other, various fractions who in 1st place do not get that if they do not move the *** there will be nothing to gain and all to loose if Knull wins.
Let’s go further. Mentioned above, mutant’s ressurection machine is also a Deus Ex Machine in current event, Judgement Day. The only pluses of the story is that over the years, Captain America’s ideals are still the same and that he has not fallen and that Xavier has become eben more jerk than he was before. He always was one but it stay in his character’s persona. We have read a summary and story at least twice so far, just to be sure that we did not miss something but still, nothing more than Rogers being Rogers. And we really do not like this machine. Death has never been obstacle in heroes comebacks but now, when screenwriter has a way to give back a dead character in one day… Why do we have to care if anybody can come back from being dead very next panel? And this is happening in Judgement Day.
And just to not be biased, we have reached to smaller scale stories in a semi-random way: we went into one of Marvel related pages and we have choosen 1st character who’s sory review was posted and about who we has not read much so far. It was hard: we had to skip half of the content, cause most of them are MCU related spoilers. The lucky one is She-Hulk. To give all of ya good view: she is 3 in up to 5 „How much I am iportant for Marvel Universe” scale. 5 if her appereances is a team of Avengers and Fantastic Four (which means that 5 is given to the team). Before, we have read only her origin story and part of JohnByrne’s rune in one of comic bok collections.
The results of this experiment differs. Some stories were good some bad. Some has rembered tat she can cross fourth wall some has not. Some has grasped the idea of character and some not. But most has taken into consideration superheo axiom. They were trying to show her not only as a powerhpuse but a person with legal degree. Some has given interisting questions about legal part of superhero activity or superhero burnouts.
Those stories were from last 14 years, which proves that someone remembers superhero axion in Marvel. So why do we ahve this bad feeling about most stories? Follosing She-Hulk example. One Youtuber, in short story, which we have watched during research for this entry, has summed it easy way. Simple analogy: If She-Hulk will save the world in few covers long sotry even once a year then most common reaction is „meh” but is she is saving a particular person, like best friend or old Avenger’s mate, then it may catch some attention. The reason beyond that is that saving and mass of undentified people do not follow with viewers emotions, in contratry to know characters. Just look into our Infinty War review. Its a rant about not killing the half of world but some heroes. Go, see the react vids to Avengers Assemble scene from Endgame. It’s one of best in not the best scene from MCU. Cause of emotion. And perfect Cap’s persona showcase (which later screenwrites has screwed up).
So to answer the question from the begging: because they to often can not be called heroes who excit us with emotions. To often they are big ego a***holes. Be far more like She-Hulk’s shallow stories, which do not grasp her well that those emotionless „epic” stories. This year 1st cover of her comic line is far more better than Judgement Day. Because it shows more emotons between aver present or mentioned character. It has showed that you can squeeze something else than mere punching from She-Hulk – Titania rivalry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz