Pierwsze trzy filmy. Zdjęcie własne. |
Jest rok 1957. W rodzinie
szkocko-irlandzkiej Jacka i Irene rodzi się córka. Ponieważ jednak urodziła się
w Morden, Manitoba, to jest Kanadyjką. Początkowo chciała zostać weterynarzem,
ale dla nas na szczęście tak się nie stało. Jeszcze w młodym wieku
zainteresowała się muzyką, zwłaszcza celtycką. Nauczyła się grać na celtyckiej
harpie i innych instrumentach. I zaczęła komponować, grać i śpiewać swoim
cudownym głosem sopranu.
Jest
rok 1985, rok moich narodzin. Jest to ten sam rok, w którym wydaje Ona swój
pierwszy album Elemental, ale dopiero
jej album The Visit z 1991 roku
osiąga wysokie statusy sprzedaży - złoty w Wielkiej Brytanii i USA oraz
poczwórną platynę w Kanadzie. W 1993 roku współtworzyła muzykę z Highlander III, a 2001 roku po raz
pierwszy użyto Jej muzyki w produkcji, miniserialu Mist of the Avalon.
Tyle
można się dowiedzieć o Niej po szybkim przeglądzie Internetu. Bo nie ukrywam,
nie robiłem wielkiego researchu, bo
nie o tym ma być wpis. Mało, prawda? Częścią
życia muzyków jest to, że są nie jako w cieniu innych "gwiazd showbiznesu". Że lubi
się ich albo za całokształt twórczości, albo za konkretne
dzieło, kompletnie niezależnie od tego kim są rzeczywiście. Wątpię by
ktoś na swojej playliście miał czyjąś pełną albo bardzo pełną
dyskografię. Raczej wrzucamy tam tylko te wyjątkowe kawałki. Ja tak
właśnie
podchodzę do muzyki - uwielbiam utwory, a nie artystów. Wiem, że muzyka
wymaga
ogromnej pracy, aby mogła powstać, dlatego doceniam każdego artystę,
nawet
jeśli nie lubię jego muzyki.
I
tak jest w tym przypadku. Nie znam tej artystki i nie mam na swojej
playliście
mnóstwa jej utworów. Mam jeden. Nie pragnę również poznać jej bliżej i
dowiedzieć się więcej. Kupić i przesłuchać jej płyt. Uwielbiam ją za
jeden utwór. Jednym z moich ulubionych (i jeden z
nielicznych ^_^) momentów w pracy jest kiedy siedząc przy komputerze na
słuchawkach, nagle odtwarzać decyduje się mi puścić ten, Jej jedyny
utwór jaki mam na playliście.
Zapewne
wymagałoby to ode mnie niezłego poświęcenia, aby móc się dowiedzieć kiedy i w jaki
sposób poznała opowieść o Piotrusiu Panie i jak doszło to tego, że postanowiła iż weźmie udział w najnowszym projekcie wytwórni
Disneya. Jest rok 2004, rok premiery filmu o niesfornej cynce, Tinkerbell. Filmu, który opowiada o tym,
że każdy z nas ma jakiś wyjątkowy talent i nawet jeśli wydaje mu się, że to nie
jest to, to jednak może się w nim odnaleźć i zmienić wszystko wokół, nadal
będąc tylko zwykłym trybikiem. Bla, bla, bla. Nie o tym, wbrew pozorom, piszę.
Chodzi
o ten jeden utwór i ten głos. Cudowny głos sopranowy otwiera całe dzieło, gdyż
Ona zgodziła się zostać jego narratorką. Przez pierwsze minuty podążamy za jej
głosem i pierwszą częścią skomponowanego przez nią utworu to the Fairies they draw near. Ale to nie jest to, na co chcę
byście czekali. Musicie przebrnąć przez cały film, w wersji angielskiej, bo
tylko wtedy ma to sens. Tinkerbell to
świetny film dla każdego, choć wiem, że wielu go niedoceni. Ale kluczowym momentem są ostatnie minuty, ostatnia piosenka.
Poczekajcie
na finał, którego sens budowany jest przez całą produkcję. Wielkość tego
utworu polega na tym, że aby móc go zrozumieć, trzeba obejrzeć film i go przetrawić.
Jest już więc finał i jak to musiało się stać, Tinkerbell pokazała swoje -
uratowała wiosnę i wróżki, spełniła marzenia i udowodniła, że potrafi coś
więcej niż tylko sprawiać kłopoty. I lecą, w górę, na stały ląd, a my po raz
drugi słyszymy Jej głos, który śpiewa o pożegnaniu zimy i nadejściu wiosny.
Boże,
jak ja Ci dziękuję za to piękno. Za jej głos i talent muzyczny. To jeden z
najpiękniejszych utworów, jakie słyszałem. Nigdy, ale to już nigdy, nie obejrzę
sam dla siebie innej wersji jak angielskiej, tylko po to, aby móc na nowo
czekać na ten utwór. Na końcowe minuty.
Chcę
tylko powiedzieć, żebyś poszedł ze mną, w górę do nieba, nad wszystkimi wzgórzami
i morzem. Tam, daleko, gdzie leżą wspomnienia - do miejsca, gdzie każdy jest
wolny, aby być sobą. Nie ważne jak bardzo zabrzmi to szalenie, niech to wypełni
twoją duszę abyś był sobą dla siebie, a nie dla innych. Chodź ze mną do
miejsca, gdzie niezależnie od pogody - czy śnieżna okrywa czy niebo płacze
deszczem - są tylko przyjaciele, a każdy kwiat czeka na słońce. A to wszystko,
po to, abyś był po prostu sobą. Zapraszam do Nibylandii, do Przystani Elfów. I
niech cudowny głos Loreeny McKennnitt Cię tam zabierze. Do wróżek, które są
blisko gdzieś.
Fajnie mi się czyta kolejny wpis jaki stworzyłeś. Widać jak sporą sympatią darzysz opisywaną tu przez siebie produkcję Disneya. Sam z animacji tego studia uwielbiam kilka piosenek, które nieodparcie kojarzyć mi się będą przez dłuższy czas z filmów w, których się pojawiły po raz pierwszy. Czyli Mam tę moc z Krainy Lodu czy Marzenie mam z Zaplątanych :D
OdpowiedzUsuńEkhm... https://www.youtube.com/watch?v=OC83NA5tAGE Lacincal! Laaavincaaal!
UsuńEkhm... https://www.youtube.com/watch?v=hjbPszSt5Pc
Frozen też kiedyś się pojawi. Jak kupię. Na razie mam w planach inną klasykę Disneya.
Poczekaj na kolejne części o Dzwoneczku. Przyznaję, widziałem dopiero połowę serii. Reszta czeka na kupienie.