Zdjęcie okładki pierwszego numeru - źródło własne. |
Disclaimer: Prezentowane w notce zdjęcia pokazują zawartość objętą prawem autorskim, której nie jestem właścicielem. Jednakże w tym konkretnym przypadku, opieram się na prawie cytatu, jako iż niniejsza notka ma charakter recenzji pierwszego numeru i serii ogólnie. Zalecam więc by nie kraść zdjęć, bo kłopoty mogą być ogromne.
Nasamprzód,
nie kolekcjonowałem i nie kupowałem WKKM - Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela.
Jakoś do mnie nie przemawiała, ilościowo, cenowo i pomysłowo. Nie będę pisał o
niej. Nasamprzód drugi, może najważniejszy. Trzeba ustalić, do kogo kierowana
jest najnowsza kolekcja Hachette? Do starych wyjadaczy? Do komiksowych fanów?
Może też. W końcu, nie każdy z nas posiada stare numery i wydania niektórych
komiksów (niektóre dostępne już zresztą w WKKM), a teraz bez kozery można by
się pochwalić posiadaniem takowych. Oczywiście, uczciwie zaznaczając, że to nie
pierwsze i oryginalne wydania. Pewnie część posiada w jakiś różnego rodzaju
wydaniach zbiorczych. I dlatego wydaje mi się jednak, że kolekcja jest przede
wszystkim kierowana do dwóch innych kategorii osób.
Pierwszą
z nich są Ci, którzy komiksów nie kupują, a postaci znają z filmów i seriali i
chcą je jakoś poznać i być może dać się przekonać. Do osób, którym trzeba
pokazać dobre historie z udziałem postaci, które coś opowiedzą, a jednocześnie
nie będą wymagały znajomości uniwersum i całej otoczki. Bo czyż jest istotne,
kim jest Dormammu czy Dr Strange, skoro dla historii "wszystkiego
Najlepszego" ma to niewielkie znaczenie? Ot złol, jego arch-nemesis i
Spider-Man w centrum tego, jako tym razem zbawca świata. Jeśli historie w
pozostałych numerach będą równie starannie wybrane co dla Spider-Mana, to na
pewno będzie to dobry dla nich pomysł by poznać lepiej jedną postać, a do innej
się przekonać. A już rugi numer Z Wolverine'em zdaje się to potwierdzać.
Jest
też trzecia grupa odbiorców. Moja. Kogoś, komu nie trzeba tłumaczyć w
większości przypadków, kto jest kto. Kogoś, kto w jakimś stopniu się orientuje,
ale w zasadzie to na półce ma niewiele. Może trochę TM-Semiców. Jakieś Muchy.
Dla kogoś, kto z jakiegokolwiek powodu nie kupuje (ale być może kupował?) i nie
zapoznaje się, a jednak gdzieś tam w nim siedzi ta myśl i chcenie. Ta malutka
lub duża chęć, by jednak może kiedyś, gdzieś tam...
I
właśnie dla mnie taka kolekcja jest po prostu świetna. Proszę Państwa, oto
bowiem w prosty sposób mam teraz możliwość posiadania wydań kilku-kilkunastu
najważniejszych i najbardziej znaczących komiksów Marvela, ale z punktu
widzenia konkretnych postaci, a nie całości. Już po pierwszym numerze, każdy
może powiedzieć, że ma na półce Amazing Fantasy #15, a po drugim Incredidle Hulk #181 z pierwszymi występami odpowiednio Spider-Mana i Wolverine'a. Owszem, nie amerykańskie wydanie
z 1962 r/1974., ale takie numery kosztują niekiedy milion dolarów. Ale mam. Jeśli
tego typu pozycje będą w następnych numerach, a z tego co widziałem zawartość
niektórych numerów prezentuje się pod tym kątem bardzo fajnie - choć część tych
pozycji zawiera już WKKM - to kolekcja zapowiada się dobrze.
Z
mojego punktu widzenia, warto dodać
jeszcze jedno. Zdecydowanie większości prezentowanych historii nie znam. Nigdy
nie czytałem. Generalnie, większość postaci w ten czy inny sposób kojarzę i
znam ich historie, jednakże, jak już zaznaczałem, od dawna nie kupowałem nic i
od dawna nie śledzę nie bieżąco. Do Marvela i jego postaci mam po prostu
sentyment. Dlatego nie patrzę na zawartość na zasadzie "to mam, a tego
nie" czy "tej czy tamtej historii nie chcę, bo mi się nie
podoba". Dla mnie ogromne znaczenie ma fakt, że historia ma przede mną
odkryć coś, co z jakiegoś powodu nie było dotąd
dla mnie znane lub zaprezentować mi postać z innej strony. Poniekąd ma
wzbudzić żal w rodzaju "szkoda, że akurat z tego musiałem
zrezygnować".
I
właśnie taki jest pierwszy numer. Niemal każda historia odkryła coś nowego w
mojej wiedzy o świecie Spider-Mana. Innego, nieznanego Jamesona. Świetną
historię urodzinową, mówiącą o tym, ile znaczy to co zrobił, nawet jeśli zawsze
mu się udało. Historię z pobocza, o pewnym Nowojorczyku, któremu pomógł. A
właściwie, który pomógł jemu. To taka historia o tym, że nawet złoczyńcy mają
uczucia (np. Dr Doom najwyraźniej bardzo lubi swoją pelerynę). Pod tym względem
oceniam wydanie wzorowo.
Skoro
już wiemy, z czym to się je, słów kilka jednak o samej kolekcji. Polskie
wydanie jest wzorowane na brytyjskim, to znaczy, że będzie podążało za jego
linią wydawniczą - to jaka postać i jakie historie się pojawią w kolejnych
numerach jest mniej więcej znane. Pierwsze sześćdziesiąt numerów to historie o
postaciach i zespołach, które premiery miały od 1939-1975 roku, a poszerzona
wersja o czterdzieści numerów, doda lata 1976-2015, których pełna zawartość nie
jest znana. Jedyną zmianą, osobiście na gorsze, jest numeracja boczna. Oryginalnie,
numery i składająca się na nie grafika boczna podążały latami pojawiania się
postaci, a nie kolejnością wydania. Polska wersja podąża jednak tym drugim
szlakiem.
Na
plus trzeba dać, że dodatki w rodzaju historii postaci, dotychczasowe kostiumy
czy najważniejsze walki wypadają dobrze albo wręcz nieziemsko dobrze. Dla kogoś mjego pokroju, jest to naprawdę cudowna sprawa. Cena numeru to 39,99 zł, począwszy od
numeru trzeciego (dwa pierwsze są tańsze), co stanowi cenę w mojej ocenie w
miarę dobrą do proponowanej jakości (o tym za chwilę). WKKM kosztuje tyle samo,
więc Hachette ani nie podrożało ani nie potaniało nic w tym zakresie. Zawartość
jest więc w porządku. No, ale ta jakość...
Przykład błędów w wydaniu:
tytuły historii "Złowieszcza Szóstka" oraz "Wszystkiego
najlepszego " zostały zamienione miejscami.
Zdjęcie: Źródło własne.
|
Samo
wydanie prezentuje się dobrze. Dobry papier, kolory, druk i szycie oraz twarda
oprawa. Niestety zawiodła kontrola jakości. Na głównej stronie zamienione są
miejscami tytuły historii zawartych w numerze. Pod wieloma względami kuleje
korekta. Pewnie, gdybym poszukał naprawdę dobrze i dogłębnie, to mógłbym
znaleźć jeszcze więcej. Z pewnym względów jednak, nie szukam. Jest to mankament
dość spory, ale dla mnie przede wszystkim liczy się zawartość i prezentacja
("oprawa zewnętrzna"), niż fakt, że ktoś nie dopatrzył się przed
drukiem "kilku" błędów (poniekąd, jest to swoista ironia). Jednakowoż
nie można nie powiedzieć, że powinni to poprawić i to mocno. W numerze drugim, nie dopatrzyłem się na pierwsze patrzenie takich wpadek jak przykładowa na zdjęciu, ale też i tych mniejszych, ale czujne oczy internetu donoszą: są.
Ostatecznie
mogę powiedzieć, że jest kolekcja dziwna. Po WKKM dostajemy coś takiego. Wiele kluczowych kolekcjonersko numerów powtarza się z poprzednią serią, część z nich stazy wyjadacze mają jeszcze z czasów TM-Semic. Problemem jednak poprzedniej serii była konieczność znania kontinuum,
ze względu choćby na urwane czy wyrwane z kontekstu historie. Jeśli tutaj nie
będzie tegoż, albo jak w drugim numerze będą krótkie wyjaśnienia i historie będą równie dobrze dobrane, to całkowicie nie widzę
problemu. O ile to nie zawiedzie, jakość wydania (tzn. ilość błędów w dół) się poprawi, to
wróże kolekcji, że dotrwa przynajmniej te sześćdziesiąt pierwszych numerów. A to dla mnie oznacza konieczność znalezienia miejsca na półce i złociszy w portfelu.
Postać ma 3+3+3 = 9 ogonów!
Komiks ma 3+2+0 = 5 ogonów! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz