Rawwrr! by ice-vision. Obublikowane za zgodą autora (Posted with author permission). AbareRed jest własnością. Toei. |
Ostatnio (tak z pół roku temu)
obiecałem sobie skończyć oglądanie Sentai
do końca roku - a właściwie, dojść do
momentu kiedy o oglądnięcia zostanie mi tylko ostatnia/bieżąca seria. Spowodowało
to rozjechanie się wpisów i przyjętego wcześniej schematu miesięcznego wpisów i oglądania. Od ostatniego
wpisu nadrobiliśmy już serie do 39. Innymi słowy, oprócz wspomnianych tam,
obejrzeliśmy Juuden Sentai Kyouryuuger,
Ressha Sentai ToQuger oraz Shuriken Sentai Ninninger, a obecnie
oglądam Doubutsu Sentai Juuouger. To sprawia,
że zostały nam dwa sezony - czyli jeszcze Uchuu
Sentai Kyuurenger i bieżący. Tempo, w jakim czasem oglądam (niekiedy jest to 12
odcinków) jest zabójcze. Można powiedzieć, że szaleńcze. Tak samo jak dzisiejsza
seria, Bakuryuu Sentai Abaranger.
Seria, której nie dało się nie polubić.
Przy okazji ostatniego, rocznicowego
wpisu wspomnieliśmy, że w Sentai są pięć wersje wymarcia Dinosaurów. W wersji Abarenger, meteor nie zniszczył życia na
Ziemi, ale stworzył jej dwie wersje - znaną nam (Another World), oraz Dino
Earth, gdzie dinozaury (i nie tylko - mamy również dimetrodona i
pterozaury) ewoluowały dalej w mechaniczne stwory - bakuryuu, a ludzie są znani jako dino ludzie. Nie było jednak tak
różowo - meteor przyniósł ze sobą rasę Evolian, którzy pragną - a jakże -
zniszczenia Ziemi.
Walka z nimi trwa do dziś, do
momentu kiedy Asuka przenosi się na Drugą
Ziemię (czyli do nas), a wraz z nimi przychodzą Evolianie. Założenie się
zespołu - nazwanego później Abaranger - dosłownie Rampage Rangers - nie było proste. Choć kilkoro ludzi odpowiedziało
na dino wezwanie - ze względu na
silny poziom dino guts, źródła mocy
zespołu - to jednak ani nie wszyscy mieli okazję stać się członkami czteroosobowego
zespołu.
Abaranger
są pierwszym sezonem, który trzeba oglądać aż do samego końca odcinka (włącznie z napisami), a to ze
względu na krótkie sceny po napisach, których znaczenie dla fabuły jest
istotne. Sam zespół ma klasyczne kolory - czerwony, żółty i niebieski i
zostawia - orz czarny i ma dwa nawiązania do poprzedniej, „dino” serii, Jyuurenger,
a mianowicie czerwonego tyranozaura i niebieskiego triceratopsa. Klasyką jest
to, że w ogóle nie rozróżnia się tutaj dinozaurów od innych stworzeń, ale w
żaden sposób to nie przeszkadza.
Abarenger
to jednak coś więcej jak tylko czwórka wojowników - jest jeszcze ich ekipa
restauracji Dino Curry, której
przyjdzie się również - mimo braku mocy - zmierzyć z Evolianami. Jest to
unikatowe, na skalę Sentai, choć Arashiyama
Misa z SunVulcan czy inni Sentai
Wannabe (postaci, które chcą być częścią zespoły t.j. rangersami, ale nie mogą) byli już wcześniej i walczyli. Nigdy
jednak nie został im przyznany oficjalny tytuł honorowych członków. Zostało to
potwierdzone w sezonie 35, Kaizoku Sentai
Gokaiger, w odcinku będącym honorem
dla tej serii. A dowodem jest istnienie FUNKCJONALNEGO ranger key dla kolejnej osoby. Postaci poboczne w ogóle stanowią
doskonałe ubarwienie serialu i zespołu. Dodaje im jakże potrzebnego kolorytu i
realizmu.
Ich historia mocno związana jest
z Evolianami. W większości serii, tak silny związek pomiędzy obiema stronami
konfliktu nie był obecny. Mogę spokojnie powiedzieć, że żadna z poprzednich
serii i następnych serii nie ma pod tym względem tak unikalnych złych. Złych,
którzy są bardzo mocno powiązani z bohaterami, a nie będący tylko po prostu ich
adwersarzami. Źli z tego sezonu są również unikalni pod innym względem. Jest to
ciężkie do wyjaśnienia bez użycia spoilerów, więc muszę się posiłkować
ogólnikiem. Historia Evolian jest zawiła i łączy się z nią wiele pobocznych
wątków, a saych Evolian da się bardzo mocno lubić. Choć niektórzy z nich są
ewidentnie źli, inni mają po prostu inne priorytety i motywacje, które będą
musieli poddać weryfikacji.
Istnieją w tej serii również
swoiste smaczki. Pisałem o tym na fanpage'u. Najbardziej... superaśne przybycie
wojownika w serii należy się właśnie tej serii*. Najlepszy odcinek z postacią
gościnną z innej, nie sentai'owej (a nawet Kamen Rider'owej) serii również.
Najlepsze... ujmę to tak: fabularne twisty. Najlepsze konotacje źli-dobrzy. Doskonałe
postaci poboczne. Fajne MCGuffiny.
Ostatnim dobrym elementem - poza
postaciami i smaczkami - jest fabuła. Seria posiada również najlepszy
(zaskakujący) początek, najlepszy (zaskakujący) śródsezonowy twist i GENIALNY
twist na zakończenie. Jak do tej pory, patrząc na szybki przegląd sezonów,
twist śródsezonowy dorównuje żadnej serii, a zakończenie jest co najmniej równie
dobre co w Jetman i Dynaman.
Wbrew jednak temu, nie jest to seria, która dorównywałaby Jetman czy Liveman pod
kątem ogółu fabuły, ale to jest nadal solidna fabuła. Jedynym jej mankamentem
jest po prostu bycie częścią późniejszych sezonów Sentai, zdecydowanie obciążonych bagażem już iluś sezonów i po
prostu znanych nam rozwiązań. Unikalność fabuły Liveman polega na o mroczniejszym i poważniejszym podejściu, które
zostało dobrze rozegrane. Fabuła Jetman
jest nie do przeskoczenia, nawet przez samych Gokaiger. Z innych - nie omawianych jeszcze sezonów - jest kilka o
równie dobrej fabule, ale do nich dojdziemy jeszcze.
Ogólnie bowiem, choć Abaranger posiadają znakomite, poszczególne
elementy, to w zasadzie, fabularnie i pod względem postaci, ustępują Jetman i Liveman w jednym. Napięciem. Oglądając te dwie serie, czuć je.
Oglądając Abaranger już wiemy, jak to
się potoczy. Nie ma tego elementu zaskoczenia i niepewności. Owszem, wszyscy
sentai muszą zwyciężyć, ale ten rodzaj napięć między Liveman i Volt oraz
wewnętrzne utarczki w Jetman (i
trójkąt miłosny) są nie do pobicia. To, co jednak Abaranger mają unikalnego, to rozgrywki w drużynie złych. Nacisk,
powiedziałbym, jest właśnie tam przesunięty, zwłaszcza im dalej w sezon, ale
nie ma nim napięcia. I tak wiemy, jak to się skończy. Tak jak się skończyło. Po
prostu.
Co nie zmienia faktu, że jest to
sezon wielce udany. Personalnie to sezon, który mocno miesza w czołówce
najlepszych sezonów Sentai. Za dużo sezonów tam pasuje. A Abaranger - i kilka następnych - również się miejsce na
podium należy.
* Ta scena
jest tak fajna, że oglądnęliśmy ją jeszcze raz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz