Jak spora liczba widzów miałam problem z
polskim tytułem Captain America: Civil
War, ale po seansie uważam, że w porównaniu do treści filmu jest bardzo
adekwatny. (⌒‿⌒) Podobnie jak do tego w jaki sposób zamierzam podejść do podwójnej
recenzji Captain America i X-Men: Apocalypse. Bo historia filmów Marvela
pokazuje, że nieustanna wojna pomiędzy właścicielami praw do ekranizacji
udowadnia jedno: wszystko ze szkodą dla fanów, a w konsekwencji dla tych, co
zarabiają. (`ε´) Ale widzę też, że powoli zauważają, czego się od nich oczekuje i nam
to dają. Bo oba filmy, to dobre filmy. Nie wybitne, ale spełniające oczekiwania
fanów. I mają te same bolączki. (⇀‸↼‶)
Pozwólcie
mi wyjaśnić. Kiedy pierwsze filmy wchodziły do kin, zachwyt był ogromny, a
jednocześnie było to przeświadczenie, że wszystko robi Marvel i to jeden świat.
Ostatecznie okazało się, że nie. Spider-Man
swoją drogą, X-Men swoją, FF swoją i tak dalej. Dopóki, dopóty Marvel
(o zgrozo) nie zrozumiał rzeczy, która wydawała się oczywista: fanom chodziło
nie tylko oto, by powstawały filmy i miały rzeszę postaci znanych z komiksów,
ale by te filmy tworzyły spójną całość. Ok, zrobiliście X i Y. Teraz pokażcie
nam ich razem. Ale jak to nie da się? Znowu te prawa
autorskie i licencje? Sęk w tym, że Marvel zrozumiał iż chcemy Reeda
Richards, Tony'ego Starka i Bannera gadających o promieniowaniu gamma i
pozytronach, Wolverine'a i Thinga łypiących na siebie, Icemana obok Human Torcha gadającego z Spider-Manem
oraz Thora i Storm na wspólnej pogawędce
po tym jak posprzedawał prawa do ekranizacji (które wróciły do niego już w
większości - czego przykładem był bój o Spider-Mana). A gdzieś obok Ghost Ridera i Blade'a. A tymczasem część filmów powstała bez
większego planu. Każdy w swojej piaskownicy. (nasza reakcja: ٩(╬ʘ益ʘ╬)۶ ) Nic nie było połączone. Ten sam
piasek, nie te granice. Niech się cieszy każdy, kto odkrywał to od Iron Mana, a nie pierwszych X-Men.
Drugim
pokłosiem, jest to, co powoduje, że nie wróżę sukcesu (niekoniecznie
finansowego) DC z filmami: chęć zadowolenia wszystkich fanów i upchania jak
największej liczby postaci, zamiast budowanie spójnego świata. Na siłę wciskane
postaci do X-Men: Last Stand czy Wolverine: Origins albo villains w kolejnych Spider-Manach, rzesza filmów o kolejnych
postaciach, byle te filmy były (Daredevil,
Elektra, Blade, Ghost Rider, Fantastic Four). Podczas gdy MCU i najnowsza
trylogia X-Men pokazuje, że powoli i spokojnie daje lepszy efekt (nadal czekam
na kolejny solowy film Hulka, w którym pojawi się She-Hulk!). I te wszystkie cameo
i krótkie występy w X-Men: Apocalypse
są cudowne. Dają niedosyt, ale nie poczucie, że są zbędne. Bo my chcemy Jubilee i Banshee i Syrin i Klawa i tak dalej. Ale nie kosztem powiedziania ((╬◣﹏◢))
Trzecim
problemem filmów, jest sztampowość. Przekonanie, że film trzeba zbudować według
konkretnego schematu, na końcu którego jest rozwałka/bójka ze złym.
Obowiązkowo, nawet jeśli nie ma to sensu (Deadpool)
albo patetycznych do bólu z ogranymi schematami (X-Men: Last Stand, Spider-Man
3) lub kolejny film ociekający Wolverinem
(ile już ich było? X-Men Trilogy,
Origins, Wolverine, DoFP...). Potrzeba było dopiero powstania MCU oraz nowej trylogii X-Men by zrozumiano, że chcemy mnóstwa
postaci, ale z sensem i nie naraz! Chcemy opowieści, którą możemy łyknąć, a nie
krzywić się przy popijaniu. Owszem, bywało lepiej i gorzej, ale ogólnie jest
już lepiej.
I w całej
tej wojnie mamy teraz te dwa filmy, które to wszystko potwierdzają, a
jednocześnie udowadniają, że powinno być inaczej. Że mimo wojny o postaci i
prawa, da się zrobić dwa filmy, które choć nie dzieją się w tym samym świecie,
tworzą spójny obraz światów XCU i MCU. Wbrew pozorom oba filmy są o tym
samym. Civil War opowiada o konsekwencjach
akcji. O tym, że każda akcja wiąże się z reakcją. Po czterech latach istnienia Avengers,
tuzinie filmów i kilku serialach, świat zadał pytanie quis custodiet ipsos custodies? Któż strzeże strażników? Ano nikt. Są
na wolności. Poza pierwszymi Avengers, które dawały nam to przeświadczenie, że S.H.I.E.L.D. i jakaś rada światowa nad
tym panuje. Dopóki się nie posypało i dopóki agencja nie przeszła do serialu, a
wojna między studiami filmowymi i serialowymi udowadnia, że twórcy generalnie
mają serial w gdzieś i nie zamierzają reperkusji z serialu umieszczać w
filmach, ale na odwrót już tak. W związku z tym pa-pa S.H.I.E.L.D. Dziś już nikt nie kontroluje Avengers poza nimi samymi. A oni robią co chcą i kiedy chcą. I
okazuje się, że ci ludzie są niebezpieczni i stanowią zagrożenie. I każda ze
stron ma rację.
Pokrótce.
Wyobraź sobie, że masz policję, która przed oddanie każdego strzału musi
wystąpić o zgodę. Zgroza, co nie? Bo przecież wiadomo, że nikt nie będzie
czekał dwa tygodnie czy nawet pięciu minut na zgodę, kiedy przestępca ucieka tu
i teraz albo tu i teraz morduje. A jednak tego oczekiwano od Avengers. I mądry Captain America powiedział "nie", a równie mądry Iron Man powiedział temu "nie" swoje własne
"nie". Potrzebna jest kontrola Avengers jak i ich swoboda. Jak w animowanym Young
Justice: potrzebny jest zespół do działań oficjalnych i wolnych jak i
szybkich i tajnych.
X-Men: Apocalypse opowiada o konieczności
reakcji. O tym, że na każdą podjętą akcję, musi być reakcja. Zasadnicza różnica
jest taka, że X-Men są
przeciwieństwem Avengers. Za to, za
co świat lubi jednych, nienawidzi drugich. Pierwszych postrzega jako złych,
drugich jako dobrych. W ich przypadku, nie ma tego pytania czy jest zagrożenie
i czy ktoś to kontroluje. Są już jasne odpowiedzi: jest zagrożenie i nie ma
strażników. I X-Men reagują - stają
się strażnikami swojej rasy. Pojawia się zagrożenie i działamy. Nie ma
zagrożenia, siedzimy cicho. Proste i skuteczne. Bo tego oczekujemy od X-Men*.
Zasadniczą
różnicą między jednym, a drugim jest to, jakie mieliśmy oczekiwania odnośnie
filmów. Captain America miał być
filmem o konflikcie między przyjaciółmi i nim był. Nie było wielkiego złego.
Epickiej walki z bad guyem. Jest
sobie drużyna remarkable people,
którzy są indywidualistami i którzy wcześniej czy później muszą się pokłócić.
Po drugiej stronie mamy film o młodych ludziach, którzy odkrywają w sobie nowe
możliwości i razem z nimi zostają rzuceni w wir działań i muszą temu podołać.
Stać się drużyną, ponieważ obecnie nikt inny tego nie dokona. Nie ma Avengers, jesteśmy my. Oba filmy mają
swoje grzeszki, mniejsze i większe. Ale oba są tym, czym mają być. Nie próbują
udawać nadmiaru patosu (choć niektóre rzeczy w X-Men dzieją się, bo scenariusz tak mówi i są głupie), dawać nam odpowiedzi na
postawione pytania. Dają frajdę, i ku temu były stworzone. Wreszcie! Bo nawet
tego twórcy musieli się uczyć na nowo. Jak Avengers
i First Class dało nam frajdę, tak
teraz Civil War i Apocalypse. Mimo - jak powtórzyć wypada - swoich bolączek,
błędów i luk.
Jest
tylko jeden grzech, którego nie przeboleję. Który wpędza mnie w (ノ°益°)ノ Odpowiedź na pytanie czemu Marvel
jest lepszy od DC jest fakt, że jest Ci pierwsi mają zdecydowanie mniej
"dopakowane" postaci. Mniejszą skalę. Jednakże Marvel i FOX w filmach próbują
nam pokazać na siłę jacy oni wszyscy są destrukcyjni i ciągle podkręcają śrubę.
Wszyscy wiemy, że jak się bohaterowie biją, to szkody będą. Ale jak widzę po
raz kolejny jak podnoszą cudzą własność i ciskają nią albo niszczą budynek bo
tak (czyt, bo eksplozja musi być), to mnie skręca w ogonach. Jak widzę po raz enty dokręcanie logiki mocy na
poziom już nie up to eleven, ale up to twenty to mam ochotę podrapać
scenarzystę, producenta i całą resztę. Albo kolejne szpiegowskie gadżety, pieniądze
znikąd. Wiadomość dla wszystkich: nie chcemy rozpierduch. Nie chcemy wyrywania
budynków w Sydney, kiedy jesteśmy w Kairze, Bagdadzie czy nawet Melbourne. Superszpiegowskiej
agencji, w której każdy ważny jest superdetektywem i która wie wszystko. Chcemy
X-Men: Evolution, Wolverine and the
X-Men, Avengers: Earth's Mighties Heroes. Ponieważ to są historie, które
pokazują, że można, że się da. Które dają nam X-Men i Avengers jakich kochamy
i lubimy. I chcemy, tak chcemy, by wszystkie postaci które nam daliście (te z seriali i
X-Men również) spotkały się razem i
skopały Thanosowi tyłek. I nikt ma nie zginać. Thanos również. Ponieważ retconów śmierci i wskrzeszania też nie
chcemy.
Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.
*Dlatego warto przeprosić moich byłych graczy sesji X-Men RPG na Avalonie. Nie dałem wam X-Men. Dałem wam Avengers z mieszanych z Fantastic Four, podszytych X-Menami, i którzy udają, że są X-Men. Dopiero mój następca pokazał wam prawdziwych X-Men.
Przypis by Pan F.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz