Search this blog/このブログの中でさがす:

niedziela, 2 września 2018

Dlaczego inność jest jak niebo?


Source na licencji CC 0.

Stosunkowo niedawno pojawił się wpis o tym, czemu wolę mangi od innych komiksów, postulując, że żadne nie jest lepsze od innego. Niedawno na naszym fanpage'u nabiło się 30 polubienie. Yai. Na blogu, który pisze głównie o tym, co jest mało popularne w Polsce i jakoś nigdy nie miałem z tym problemów. W jednej i drugiej sprawie, najważniejszą kwestią jest inność, przez niektórych rozumiana jako nienormalność. Więc skoro przyszło mi pisać o inności, wyjdę od tego co to jest normalność i co to jest kultura, bo to najważniejsze kwestie w tej dziedzinie.

Kultura, wedle słownikowej definicji, oznacza każdy materialny i niematerialny wytwór człowieka. Jest więc to zarówno rzucanie petów koło przystanków jak i V symfonia Beethovena. Jedyną różnicą między jednym, a drugim jest wielkość, czy też ilość, owej kultury. Ale jest też pojęcie kultury, jako zachowania społecznego - ktoś jest kulturalny, ma kulturę lub też nie. W tym kontekście, kulturą nie jest papieros, ale to co z nim czynimy i jakie mamy do niego podejście. W jednym z wcześniejszych wpisów dzieliłam kulturę na cztery typy, będące wypadkową pomiędzy popularnością danej kultury, a zaangażowaniem odbiorcy. Upraszczając tamten wpis, dziś po prostu w ramach przypomnienia powiem, że owe cztery typy to kultura masowa (masowa-masowa), kultura popularna (masowo-niszowa) oraz dwa rodzaje popkultury (niszowo-niszowa i niszowo-masowa).

Dziś, chcąc rozwinąć tą myśl, powinnam nazwać je inaczej: kultura nie-zaangażowania, kultura zaangażowania, kultura pasji oraz pasji rzekomej. Innymi słowy: pierwszy typ oznacza np. "Lubię seriale". "Interesuję się sportem". Albo "lubię palić papierosy/pić alkohol". Budynek. Szkoła. Ulica. Jak łatwo zauważyć, nawet nieznaczne uściślenie nie zmienia tego typu. "Lubię seriale kryminalne" czy "Lubię dr House'a" albo "buduję domy" jest tak samo nie wymagające zaangażowania. Kultura zaangażowania jest tylko wtedy, gdy obiekt zaangażowania jest nie tylko doprecyzowany, ale podąża za nim znajomość tematu. Co jest istotne, ów  obiekt i poświęcony mu czas nie dziwi nikogo albo przynajmniej niewielu.

Kulturą pasji jest kultura geeków tzn. pasjonatów, którzy oprócz znajomości tematu, gotowi są na pewne jemu poświęcenie. Ktoś kto "lubi drogi" może się im oddać, ale tylko jeśli ktoś mu zapłaci albo sam nie będzie musiał płacić. Jego "pasji" i doszkalaniu nie towarzyszy element poświęcenia. Kiedy jednak obiekt ich zaangażowania i pasji w jakimś stopniu zyskuje na popularności i zaczyna być produkowany masowo, to mamy do czynienia z kulturą pasji rzekomej. W takim przypadku bowiem,  wiele osób interesuje się konkretną wersją, wycinkiem danego obiektu i dlatego, że jest popularna. Moja znajoma uwielbia MCU. Tylko MCU. I to zainteresowanie wynika tylko z faktu, że są filmy i są to - ogólnie - dobrze (z pompą) zrobione filmy. Iron Man to dla niej Robert Downey Jr. Fantastyczna Czwórka? Co to? Tak samo jest kiedy ktoś interesuje się budownictwem, ponieważ stawia dom.

Jednym z błędnych przekonań większości ludzi, jest fakt że kultura oznacza albo dobre wychowanie albo pewne, wybrane dziedziny sztuki. W ten sposób dzieli się ludzkie zainteresowania i życie na lepsze i gorsze. A to, do przekonania, że inne należy tępić czy odrzucić. Jednakże, kulturą są zarówno śmieci, które wynosi się do kubła jak i "k***" jako przecinek. Jakkolwiek by to nie raziło i nie dziwiło.
Rosehill Theatre promotion pic by Alan Cleaver na licencji CC BY 2.0
Różnicą między jedną a drugą grupą jest to, czy dany element kultury jest "normalny" czy też nie. Zainteresowanie komiksem czy też kucykami u dzieci postrzegane jest jako takie, ale u dorosłych już nie. Dlatego trzeba zaznaczyć, że jest to wszystko rzeczą szalenie kontekstową. Dla kogoś, kto buduje domy trzydzieści lat, jest to kultura zaangażowania, ale dla kogoś kto interesuje się budowaniem domów - metodami, sposobami, materiałami itd. - to jest kultura pasji. Idziemy już do sedna. Pojawił się nam właśnie temat normalności.

Wiele osób rozumie przez to słowo "typowe" lub inaczej jeszcze mówiąc, często widziane/spotykane. Jednakże nie jest to dobre podejście. Jest wiele rzeczy "normalnych", które nie są "typowe" (czyli częste). Trudno jest zdefiniować normalność, niemniej jednak w kontekście inności, musimy mówić o normalności w rozumieniu "typowe/częste", dlatego nie będę podejmował próby definiowania. Powiem więcej: tak definiują to pojęcie naukowcy, choć zdecydowanie się tutaj z nimi nie zgadzam.

Normalność staje się przez to względna, bo to co typowe we Włoszech, nie musi być w Chinach. A to co w Teksasie nie musi w Kolorado. Jednakże jedna rzecz jest zawsze niezmienna: to inność wyznacza normalność. Istnienie wyjątku, sprawia, że musi istnieć jakaś reguła, od której jest ten wyjątek.

Powiedzmy sobie szczerze: my, geeki i nerdy, poznaliśmy inność i związane z nią problemy na wylot. Każdy z nas ma na swoim kącie mnóstwo historyjek, anegdot itd., które mogłoby stanowić w tej kwestii studium. Lisio, kiedy kończy się to po prostu tolerancją z drugiej strony, mniej lisio, gdy ktoś wyzywa, próbuje kabacić itd. Każda inność związana jest z NIEZROZUMIENIEM, a ta wynika z niewiedzy. Owo niezrozumienie i niewiedza bierze się również z faktu, iż dla danej osoby dana rzecz jest w innym kręgu kultury. Sporo o takim myśleniu pisałam we wpisie o kucykach. Ta pierwsza część wpisu stanowi podsumowanie tej części tematu. Poruszę więc dziś drugi rodzaj inności, ten ogólniejszy i nie związany z hobby i zainteresowaniami.

Ludzie nie lubią inności. Nie lubią, ponieważ jest ona wymagająca. Wymaga by się zainteresować, wstrzymać z opinią, czegoś dowiedzieć. A ludzie nie lubią się uczyć i wysilać. Opisana wyżej inność związana jest z świadomym wyborem. Ale jest też inność wynikająca z jego braku. Nie wybraliśmy swoich ciał. Choroby. Kraju. Kultury. Czasu. Nawet pracy - przynajmniej nie do końca. Nawet moje hobby i zainteresowania nie są do końca w pełni świadome. Część z tej inności możemy zmienić. Przeprowadzić się. Zmienić otoczenie, pracę.
Source Na licencji CC BY SA 3.0.
Ten wpis Myszy jest jednym z najlepszych w tym temacie. Zwłaszcza moment, kiedy cytowane są słowa Johna Greena. Sława to pojęcie względne. Kiedy czytam plakaty koncertowe albo oglądam zapowiedzi różnych wydarzeń kulturalnych, to przekonuję się jak bardzo nie znam współczesnych artystów. i jak bardzo nie ma to dla mnie znaczenia. Tak jak dla wielu innych osób to, kim jest Stan Lee, Leonard Nimoy czy Lauren Faust. A mówimy o ikonach popkultury. O ludziach, którzy ukształtowali świat. Niestety wielu ludzi drażni, że ktoś kogoś nie zna. Nawet jeśli istnienie tego kogoś dla świata czy personalnego szczęścia nie ma znaczenia.
Inność dla mnie jest pozytywna. Lubię inność i bycie innym. Nie jestem wtedy szablonowa. Jestem lisem i człowiekiem. Polakiem i Japonką. Europejczykiem i Azjatką. Kucykiem. Moja wewnętrzna geekowatość i nerdowatość jest czterogoniastym lisem z japońskiego folkloru i w związku z tym czasem pisze z żeńskimi końcówkami lub w liczbie mnogiej, kiedy na blogu uzewnętrzniam swoją naturę.  Nie czuję się z tym źle. Wprost przeciwnie. Ale też również, mam świadomość tego, że nie muszę się z tym afiszować. Nie muszę wpychać komuś ani kultury japońskiej ani kucyków ani mężczyznom umiłowania do swojej kobiecości i kobietom swojej męskości. Bo - choć to nie oczywiste - każdy z nas ma w sobie coś z drugiej płci.

Moim zdaniem, inność wymaga tego, by się z nią nie wpychać innym. Nie muszę na każdym kroku zaznaczać "JESTEM KATOLIKIEM!" albo "NIE JEM MIĘSA!". Moja rozmowa z koleżanką w pracy, która jest wegetarianką skończyła się na tym, że powiedziała iż dzisiaj ma "kotlet z ciecierzycy". A ja nie ciągnąłem tematu. Podeszliśmy to tego oboje, jak do najnormalniejszej rzeczy.

Inność jest jak niebo. Przez większość czasu jest albo czarne/ciemne albo niebieskie. Czasem, o zachodzie albo wschodzie, przybiera inny kolor. Jest wtedy inne, ale nie znaczy "mniej normalne". Cierpię za każdym razem, gdy ktoś wymaga od ludzi by zmusili rzeczywistość by zamieniło kolory miejscami. Na świecie są idioci, którzy tępią czerwone niebo zachodu oraz tacy, którzy będą  z nimi walczyć. Owszem, kiedy ktoś próbuje nam wmówić, że niebo powinno być zielone, to powinniśmy działać. Ale kiedy ktoś próbuje mi udowadniać, że niebieskie niebo w południe równie dobrze mogłoby być czerwone i nic by się nie zmieniło, to wiem, że mam do czynienia z jakiegoś pokroju głupkiem.

Trudno jest odróżnić osobę inną, nietuzinkową od idioty. Powiem wam więcej: często osoby mądre i inteligentne są uznawane za idiotów, ponieważ z reguły myślą innym schematem, który wymaga pewnej wiedzy, znajomości metod czy filozofii. Problem polega również na tym, że takie osoby nie są wstanie w przeciągu relatywnie krótkiego czasu uzupełnić u oponentów tych braków.
 
Znam - nie zawsze osobiście - kilku takich właśnie głupków. Choć powinnam powiedzieć: niedouków. Ich poglądy nie są bowiem wynikiem głupoty per se, ale braku pewnego podkładu myśli, która naprostowałaby im poglądy. Choć trzeba powiedzieć, że czasem filozofia jest wypaczana, więc nie zawsze zapoznanie się z jakąś myślą oznacza sukces. Jesteśmy ostrożny z wyrażaniem pewnych naszych opinii w sieci. Nie dlatego, że się ich boimy czy nie umiemy obronić. Po prostu jesteśmy świadomi tego, że jedna osoba krzycząca do kiboli, że "ich drużyna" to patałachy prosi się o kłopoty. Nawet jeśli akurat powiedziała prawdę. Wiemy po prostu, że czasem z opinią jest jak z tyłkiem: każdy ją ma, ale nie każdy musi się tym chwalić zawsze i wszędzie. Jeśli więc wiem, że nie wygram sporu z drugą, nawet nie mającą ewidentnie racji, stroną, to nie rozpoczynam bitwy. A w szczególności, kiedy do swoich racji musze przekonać nie kilka osób, a kilka tysięcy. Na raz. A tak byłoby w przypadku, który teraz podam.

Jest w naszym, polskim poletku popkulturowym, pewien geek - tak go nazwiemy, żeby uniknąć wytykania palcami. Ów geek broni i propaguje pewną inność. O ile dopóki polega to na wytykaniu i niszczeniu debili, którzy ową inność obrzucają kupą, to ok. Ale on w tej kwestii - tak przynajmniej to odbieramy - zachowuje jakby chciał wymienić kolory nieba miejscami. Jestem na tyle mądry by nie toczyć z nim o to bitew - choć wiem, że mam rację - bo cóż, nie mam siły przebicia. Nec Hercules contra plures. Co nie znaczy, że się nie bronię, jak trzeba, ale po prostu wiem, że nie jest mądrym porywać się z motyką na słońce. Nie walcz z głupkami - zmuszą cię do zniżenia się do swojego poziomu i wykończą doświadczeniem.

Prawdą jest, że często inność wiąże się również konieczność pewnego wyboru, a ten - cytując W.I.T.C.H. - zawsze wiąże się z rezygnacją. Na świecie większość ludzi to idioci, którzy danej rzeczy nie chcą i nie będą próbowali zrozumieć. Wybór polega na tym, czy chcesz się z nimi użerać czy chcesz być zdrowszy i szczęśliwszy. W szerszym rozumieniu: możesz wybrać pokój albo agresję. Owa osoba  jak wybrał agresję, a ja wolę spokój. Agresywnie propaguje nie tylko swoją inność, ale w jakimś stopniu mieni się obrońcą inności. Może się mylimy, ale tak to dla nas wygląda.

Szczerze? Nigdy nie bądźcie obrońcami jakichkolwiek inności. Z doświadczenia wiem lub podejrzewam, jak to by się mogło skończyć: najazdem idiotów na ciebie i twoje życie. Mimo iż mam tylko trzydzieści polubień, to kilkukrotnie przez ostatnie trzy lata przeżyłem takie ataki. Zakładając Miru ra Kiru, nigdy nie chciałem by ten blog był taki jak inne. Miał być inny. I jest. Nie tylko w tematyce, ale podejściu do spoilerów (niemal całkowity ich brak) czy grafik (szanowanie prawa autorskiego). Nie mierzyłem w szybki sukces. Ani powolny. Zamierzałem o prostu robić swoje. Pisać kolejne wpisy. Oglądać sentai. Nieświadomie, stało się to tak, że stało się to moim fundamentem ikigai - japońskiej filozofii, o której do niedawna nie miałem pojęcia, że istnieje i że się tak to nazywa. Słowo to znaczy "powód to bycia" i nie oznacza to sensu życia, tylko "robienie swoich rzeczy". Powtarzanie swoich rytuałów i trzymanie się swoich zasad. Wielu znanych Japończyków, odniosło sukces lub uznanie w swojej dziedzinie właśnie dzięki ikigai - trzydzieści czy czterdzieści lat robienia swojej rzeczy i udoskonalania jej.

Taka powinna być inność. Powinna o prostu istnieć i robić to, co do niej należy, jak czerwone niebo zachodu. Z czasem pewne inności odniosą sukces, a inne nie. Ale to inność - poprzez bycie wyjątkiem, który potwierdza regułę - nadaje światu kolorytu. Agresywna inność... przestaje być innością. Zaczyna być problemem. A problemy się zwalcza i rozwiązuje.



Postać Kitsune Copyright by Me (Konrad Włodarczyk) 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz