Copyright reasons by gaelx na licencji CC BY SA 2.0 |
Kamen Rider 555 (czytane Faiz) i Blade to dla nas zadziwiające sezony. Widzicie, ludzie generalnie zachwalają Kamen Riders bardziej od Super Sentai, ale dwa kolejne sezony, które dziś pokrótce omówimy, mają tą same problemy. I omówię je razem, bo finalnie oba wspominam tak samo: to ciężka dwójca Kamen Rider Heisei I. Ale żeby to zrozumieć, trzeba wam przypomnieć inne, nasze wpisy.
W naszej drodze do zbudowania odpowiedniej definicji popkultury, pasującej do tego co właściwie geeków interesuje (i wbrew popularnej opinii i portalom typu Interia, nie są to głównie nowinki technologiczne), bo to w dużej mierze im zawdzięczamy ten termin, wyprodukowaliśmy trzy inne teksty, w których to zagadnienie jest poruszane. Pozwolimy więc je troszkę przybliżyć. Dwa pierwsze wpisy dotyczą podobnego konceptu, początkowo opartego przez nas na „masowy i niszowy”, ale napotkał on zasadniczy problem: ten podział można zastosować do każdego dzieła, bo to jakie ono będzie zależy od stopnia zaangażowania konkretnej osoby lub od poziomu omawiania. W kolejnym zmieniliśmy więc nazewnictwo by lepiej oddać naszą myśl. Ostatecznie doszliśmy do tego. A dziś kolejny poziom przemyśleń, konsolidujący oba podejścia. Można to przedstawić na poniższym grafie.
Zapoznanie się z tym grafem będzie właśnie na przykładzie dwóch wspomnianych sezonów Kamen Rider. Uważamy, że klasyczne podejście do podziału na kulturę wysoką/elitarną i niską/masową nie miało nigdy racji bytu. Jedyna elitarność, jaka powinna mieć miejsce w tym podziale nie dotyczy „wyższości” jednej kultury nad inną, bo tworzą ją jakieś elity społeczne, ale że tworzą ją elitarne grupy tzn. takie, co do których nie każdy może dołączyć. Taki wyrazisty przykład z Dragon Balla: Goku miał talent do sztuk walki. Vegeta nie. Goku był po prostu lepszy, bo miał wrodzoną predyspozycję czy też talent (czy jakkolwiek to nazwiemy). Ale nie zmienia to faktu, że Vegeta nadal mógł być częścią tej kultury i tworzyć nowe elementy. W momencie kiedy jednak masz grupę osób, która jest elitarna tzn. wąska liczba osób, która wymaga członkostwa, które jest dostępne na niewielu, to dopiero wtedy możesz mówić o kulturze nie tyle elitarnej, co wejścia. Kulturą wejścia jest więc kultura gejsz, gangów, duchowieństwa różnych religii, ale również i konkretnych rodzin, miejsc pracy, szkół etc. Taka zasada zawsze nakłada jedną rzecz: kultura wejścia jest ze swej natury niszowa i zakłada jakiś rodzaj zaangażowania (nazywany w moim podziale „pasją”).
W zasadzie więc biorąc, współcześnie jedynym rodzajem kultury wejścia są tylko kultury konkretnych, wąskich, grup. Nie muszą być elitami narodu czy społeczeństwa (jak kiedyś): muszą mieć tylko jakiś sposób ograniczenia wejścia w nie, zostania członkiem. Zawsze więc była to arystokracja, czy historycznie kulturalna elita społeczna, ale obecnie wiele z dawnych elit nie jest już zamknięta i pozwala wielu osobom na bycie jej członkiem.
Tokusatsu jest kulturą nie-wejścia. Teoretycznie, każdy może zacząć się nią zajmować i również każdy wytwarzać. Owszem, w przypadku japońskiego wydania, może być ciężko z tym drugim, ale nie wynika to z samego charakteru tegoż, ale z samego podejścia Japończyków do takiej kwestii (dopuszczenia obcokrajowców). Jak manga i anime w Japonii jest kulturą masową, a poza nią niszową, tak tokusatsu jest uniwersalnie niszowe. I tu pojawia się problem tych sezonów.
Dzieła tworzone z myślą o niszach tworzy się inaczej niż dzieła tworzone z myślą masowości. Wynika to z faktu iż aby być opłacalnymi muszą trafić do innej grupy docelowej. Widać to wyraźnie w przypadku MCU: zaczynało tak jak pierwsze filmy o superbohaterach (tzn. jako dzieła niszowe) by w końcu stać się w pełni masowymi produkcjami. I ostatnie filmy i seriale są zupełnie inne od pierwszych, bo nie mają w zamyśle trafiania do jakiś „mas”.
I tu przechodzimy do clou. Co by nie myśleć i sądzić, Kamen Rider jest franczyzą niszową. I powinien być tworzony z myślą o niszy. To co, sprawia, że japońska popkultura przypada ludziom do gustu jest jej unikatowość i używanie często niekiedy wręcz absurdalnych rozwiązań, pomysłów czy połączeń. Jeśli porównasz moce zachodnich superbohaterów, to są często mocno sztampowe, podczas gdy np. takie My Hero Academia daje popis pomysłowości, nawet w sprawach tak prostych mocy jak super siła i tsunami nią wywołane.
Problem więc z Kamen Rider 555 i Blade mam jeden: po sukcesach Kuuga i Agito oraz dobrej fabule Ryuuki (z kiepskim zakończeniem), próbują udawać dzieła dla mas i podchodzą do nich w taki sposób. Jako serial niszowy próbują trafić do nie tej grupy docelowej – do przeciętnego widza, a nie do niszowego odbiorcy. I nie chodzi tu ani o odbiorcę tokusatsu czy Kamen Rider, bo w tamtym czasie jedynym stałym serialem było Sentai, a Kamen Rider się dopiero odbudowywali. To nie ten czas. Sedno całości polega na tym: przeciętnemu odbiorcy o wiele więcej rzeczy się spodoba, bo ich jeszcze nie widział, nie zna lub nie posiada jakiejś wiedzy/doświadczenia, by je dobrze ocenić. Dlatego fabuła tych sezonów wielu osobom się podobać może, ponieważ nie dostrzegają lub świadomie ignorują te elementy, które jej umniejszają: zaskakiwanie niezaskawiwalnym oraz zbyt oczywiste zbiegi okoliczności.
Ostatnio obejrzeliśmy anime „Cyborg 009: Call of Justice” i mimo nieskomplikowanej fabuły, 13 głównych bohaterów, w żadnym momencie nie odczułem, że próbuje się nam sprzedać coś innego i udawać inny poziom, niż się jest. A w wypadku tych dwóch sezonów KR, jakimś cudem są tam wrzucone pewne elementy, które mają zbudować jakieś napięcie, a nie robią tego, bo ich rozwiązanie jest oczywiste. Jeśli serial definitywnie stwierdza „jeśli A to B” i zachodzi „B” i trwają jakieś deliberacje „czy to oznacza, że A?” i potem się okazuje, że tak i to ma być takie „straszne” oraz mam udawać zdziwienie, że jednak „A”, bo chcielibyśmy, żeby nie. No nie wiemy, niby jak? Jeśli mówi się nam, że jedynym sposobem na rozwiązanie sytuacji jest „X” lub „Z” i widać, że bohater dąży do „Z” to czemu mam się dziwić, że „Z” się stało ze wszystkimi swoimi konsekwencjami, a nie „Y”?
Jeśli fabuła ma mnie zaskoczyć, a nie zaskakuje, to wolę by była oczywista i nie zaskakiwała w ogóle. Dzieło nie musi być zaskakujące i nowatorskie, by być dobrym. Wiele, jak nie wszystkie, z kolejnych serii bierze swój motyw lub motywy i je po prostu rozgrywa, podczas gdy Faiz i Blade bierze swoje i próbuje nimi na siłę zaskoczyć, zamiast je rozegrać. Dość powiedzieć, że tak bardzo nie chciało się nam kończyć oglądać „Blade’a”, że w międzyczasie obejrzeliśmy WSZYSTKIE dwanaście sezonów TBBT. Ciurkiem.
Czy więc warto obejrzeć te sezony? Mimo wszystko tak. Są ludzie, którym się one podobają i mogą się nimi nacieszyć. I nie jest to grupa mała. Niemniej jednak, nie jesteśmy nią my. Po prostu, my dostrzegamy w tych sezonach coś, co sprawia, że ekscytacja szybko umyka i nie chce się dalej oglądać.
Kamen Rider 555 i Blade ma... 1+1+2 = po 4 ogony! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz