Search this blog/このブログの中でさがす:

piątek, 8 kwietnia 2022

Kamen Rider Ryuuki: niesmak po czasie.

 

Copyright reasons by gaelx na licencji CC BY SA 2.0

    Kamen Rider Ryuuki pokazał od samego początku zupełnie inne podejście do marki. Już na samym bowiem starcie dostajemy większą liczbę riderów, sporą dawkę akcji, napięć i tego typu elementów. Niestety, niezbyt podeszło nam zakończenie. I o tym dysonansie dobre złego początki dziś sobie porozmawiamy.

    Pierwsze zaczątki napięć między riderami mieliśmy w poprzednim sezonie, ale to Ryuki mocno rozbudował tę kwestię. Największą różnicą między Sentai a Rider jest właśnie to: zespół kontra grupa indywidualistów. W tym sezonie widać to najbardziej, kiedy z zasady muszą walczyć o swój cel, bo wygrać może tylko jeden. Cały sezon toczy się wokół tej walki, o to kto wygra główną nagrodę, że tak to ujmę.

    Takie podejście pozwala co prawda na znacznie szerszy wachlarz postaci, motywacji czy innych elementów, ale oznacza również zupełne inne podejście do fabuły i niejako wymusiło bardziej poważny ton. O ile Kuuga i Agito byli również poważniejsi, ale nadal również pracowali głównie jako zespół lub zespoły z innymi osobami. Od momentu nastania Ryuuki, mamy co raz większe rozbicie na osobne grupy i grupeczki, choć nie zawsze, to jednak zaczyna zdarzać się to częściej.

    Czy to źle? Kiedyś wam odpowiemy na to pytanie, kiedy przyjdzie nam omawiać nowsze sezony (z ery Heisei 2), a dziś skupmy się na tym, że Ryuuki ma bardzo porządną fabułę i postaci, ale nadal brakuje nam „czegoś”. Mniej więcej wygląda to tak jak potrawami na Wigilię, że co roku się mówi, że ma być dwanaście, a nigdy nie mogę się doliczyć nawet sześciu. Dwanaście to by może wyszło jak zsumuję wszystkie znane. To nie znaczy, że Wigilia była nie udana albo mniej udana, ale znaczy, że coś poszło nie tak z planem. I tak mniej więcej można podsumować Ryuuki: udany sezon, ale się można przyczepić.

    To się przyczepmy. Niestety, nie powinno się dawać takich zakończeń w seriach, które mają być w JAKIKOLWIEK sposób kontynuowane, jak to zrobiono w Ryuuki. Skoro już wiadomo, że będzie jakaś – nawet nie bezpośrednia – kontynuacja (a w tamtych czasach można było się tego domyślić, że tak będzie), to nie można kończyć w sposób, który uniemożliwia wszelakie… interakcje z innymi seriami czy postaciami bez naginania faktów. Ten sezon jest jednym z niewielu, który spokojnie można nazwać „standalone” tzn. taki, który w zasadzie mógłby nie istnieć i nic by się nie zmieniło w całym kontinuum Kamen Riderów. Używając takiej specyficznej przenośni: mamy swój smak dzieciństwa. Są nim kiszone ogórki Mamy Pana F. Nigdy więcej jej powtórzyć tego wyczynu.

    Tak samo jest z Ryyuki. Za każdym razem, kiedy się pojawia jest to „ten” Kamen Rider, ale jednak nie ten, którego poznaliśmy i pokochaliśmy czy też nie, oglądając sezon. Mama Pana F. może zrobić tysiące więcej ogórków kiszonych, ale żaden nie powtórzy tego już smaku. Tak samo tutaj: z powodu zakończenia, żadne inne wystąpienie postaci z tego sezonu nie będzie już takie same jak to z serialu. Wszystko przez zakończenie. I możemy powiedzieć już, że to nie ostatni taki sezon, ale nadal…

    Bo to trochę dziwne, że oglądasz kolejny film team-upowy czy rocznicowy i widzisz Ryuuki’ego i zastanawiasz się jak to możliwe? Taki dysonans. A sam sezon był przecież fajny. Dobry motyw, historia dobrze poprowadzona, dobrze się oglądało i śledziło, ale to zakończenie wzbudza trochę niesmak. Wiecie, że musieli zrobić filmy, z alternatywnymi zakończeniami? Tak po prostu, by, jak sądzę, uciszyć fan-teorie. Albo dać wyjaśnienie. Cokolwiek.

    Całkowicie nie przekreśla to jakości sezonu i zabawy z oglądania, ale jednak powoduje, że jest ten dysonans kiedy już siadasz do rzeczy związanych Riders lub Ryuuki po sezonie. Tak po prostu. Mam niesmak. Nie odpuszczajcie sobie tego sezonu, bo nie ma takiej potrzeby, ale miejcie na uwadze, że możecie mieć niesmak w ustach potem. 

 

Kamen Rider Ryuuki ma... 1+1+2 =4  ogony!

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz