MagiBlue - źródło własne. Magiranger są własnością Toei Ltd. |
Sześć lat i cztery dni. Z
dokładnością do mniej więcej godziny. Tyle zajęło mi czasu Oglądnięcie niemal
wszystkiego, co związane z Super Sentai
- niemal, bo zostało kilka filmów. Ale z sezonami jesteśmy na bieżąco i czeka
nas teraz mozolne czekanie na kolejne odcinki. Wśród wszystkich, obecnie 42
sezonów, jest jeden poświęcony w całości magii. Sezon dwudziesty dziewiąty, Mahou Sentai Magiranger. Sezon z
niespecjalnym początkiem, magicznym trapezem (sic!), ale sezon, który rozwinął
się idealnie. Sezon, który scementował magię w Super Sentai. Maji Maji Majiiro!
Odwieczny problem z magią
jest prosty: może wszystko, ale nie wiadomo dokładnie co. Bardzo często trudno
jest wyznaczyć górne granice możliwości. W przypadku serialu takiego jak Super Sentai, gdzie poziom mocy jest
zależny mocno fabularnie, to wyznaczenie górnej granicy jest jeszcze
trudniejsze. W przypadku Magiranger
ten problem również występuje. Jest on oczywiście trzymany w ryzach przez
konwencję, ale patrząc na przyszłe powiązania z kolejnymi sezonami, to nie
bardzo jednak się to twórcom udało.
Już
wtedy twórcy mieli na podorędziu kilka źródeł magii np. Vader z Denjiman
czy Bandora z Juuranger
używali jej. Sposób w jaki więc magia miałaby działać nie spina się z
istniejącymi seriami. Według bowiem omawianego sezonu jej źródłem miałaby być
odwaga, co kiepsko wychodzi w starciu nie tylko ze złymi, obecnymi w różnych
sezonach, co również z koncepcją Niebiańskich Świętych, zamieszkujących Magitopię,
którzy owej magii udzielają.
To,
co się jednak twórcom udało to stworzenie przekonującego świata i bohaterów.
Zespół w całości składa się z członków jednej rodziny - Ozu - którzy muszę
stawić czoło podziemnemu imperium Infereshii. Oczywiście jest swoista kalka:
rodzinę bohaterów mieliśmy już w Fiveman, a Infereshia
pod pewnym względem jest podobna do
Gozma z Changeman (pozwolę sobie nie powiedzieć w jakim).
Koncepcja rodziny Ozu jest dość
zaskakująca: najmłodszy członek, jeszcze niepełnoletni, jest czerwonym
wojownikiem, a najstarszy zielonym. Jest to odwrotna sytuacja niż np. w Goranger.
Prowadzi to do oczywistej różnicy charakterów - z uwzględnieniem oczekiwań
kultury japońskiej wobec konkretnych członków - ale różnicy poprowadzonej
dobrze. Osobiście ani razu nie miałem wątpliwości, że mamy do czynienia z
rodziną, a nie po prostu grupą postaci tak nazwanych.
Kwestia
rodzinności jest w ogóle o tyle istotna, że stanowi ona jedną z osi serialu.
Historia Ozu stanowi czasami tło, a czasami główny element akcji i dziejących
się wydarzeń. Są oni bardzo mocno związani z Infereshią. Ci zaś są różnej
maści. Przez większą część czasu stanowią oni po prostu złoli - zbiór potworów
z różnych, zachodnich opowieści, którzy po prostu chcą spełnić swój niecny - i
przy okazji głupi - cel. Ale kiedy spojrzymy na nich z boku, to zaczynamy
zauważać wśród nich kilka, naprawdę mądrych osób, których pobudki stawiają
działania Infereshii w innym świetle. Ogólnie, źli kilku ostatnich sezonów (m.
in. Dekaranger
czy Timeranger)
prezentują podobny styl: postaci z realistycznymi pobudkami. Infereshia też takie ma, a jej
członkowie dość logicznie i realistycznie na nie reagują.
Zaskakując dobry opening...
Fabuła
tego sezonu jest mocno zagmatwana. Oczywiście, dla wytrwałych serialowców, nie
jest niczym nowym czy zaskakującym. Jednakże trzeba przyznać, że jej
konstrukcja jest, wielowątkowość, sposób złożenia i rozwinięcie są dobre.
Fabuły nie powinno dzielić się po tym, jakie odgrzane kotlety użyła, ale z czym
i jak je połączyła. Podejrzewam bowiem, że w dzisiejszych czasach odkrywczość
tenże polega właśnie na tym. Mamy więc historię dwóch frakcji - rodziny, która
za pomocą magii chce ochronić świat przed ciemnością, której do życia
potrzebuje Infereshia, a która chce się przenieść na powierzchnię i przestać być
zdanym na paskudne podziemia, co trochę czyni ich podobnymi do Tube z Maskman.
Konstrukcja
tenże czyni ten sezon fabularnie nie doskonałym czy perfekcyjnym, ale bliskim
tenże. Oczywiście, nijak ma się to do doskonałej fabuły z np. Jetman, ale
jest to czołówka pośród Sentai (w
której jest mocno ciasno, na obecny moment). Ma jednak ten jeden, poważny
mankament: niezbyt udany początek. Wszyscy rozumiemy, że kilka pierwszych
odcinków zapoznawczych oznacza konieczność ściśnięcia wielu elementów w
dwudziestominutowych partiach, ale mówimy o kilku Deus Ex Machinach oraz pistoletach
Chekova ukrytych w kilku odcinkach zawiązawczych. Aby fabuła
dalszych odcinków mogła być tak dobra, a twórcy mogli się skupić na jej
rozwoju, to aż nadto skupili się na ściśnięciu zawiązania. Widać to zwłaszcza
po tym, że niewiele elementów z pierwszych odcinków się ostało - w tym również
magiczny trapez zawieszony na niczym, służący do wykonywania ataków...
Jest
to szerszy problem, ale kilka sezonów - wcześniejszych i późniejszych -
pokazało, że można mieć i jedno i drugie - dobry początek i dobry rozwój
fabuły. Czy to czyni Magiranger złym
sezonem? Nie. Ale widziałem już wpis osoby, która po kilku pierwszych odcinkach
porzucała sezon na bliżej nieokreślony czas. A szkoda, bo akurat Magiranger to sezon dobry. Nie wybitny,
ale dobry. A już na pewno zasługujący na oglądnięcie.
... oraz endidng.
Specjalnie
nie mówię o kilku nowościach w tym sezonie. Chciałbym byście sami mogli je odkryć
i poczuć zaskoczenie (choć o jednym już kilka razy wspominałem wcześniej). A jest co odkrywać. Oprócz fabularnych rozwiązań, mamy
kilka elementów, które przyjemnie się poznaje i widzi. I to nie jest tak, że
mamy je tylko na samym początku. Nie, kilka z nich zostało zostawionych na sam
koniec. A niektóre, na kolejne sezony. Cieszy mnie ogromnie fakt, że po ponad
dwudziestu latach twórcy zaczęli spajać świat Sentai, czyniąc go jednocześnie zbiorem niepowiązanych elementów. I
Magiranger pokazują to doskonale.
Sezon ma 1+0+1 = 2 ogony! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz