Search this blog/このブログの中でさがす:

sobota, 25 marca 2017

Sami Wiecie Jaki Film



Krótkie podsumowanie recenzji.



Byliśmy wczoraj na Sami Wiecie Jakim Filmie. Z racji, że jest to notka o nim, to spokojnie możemy powiedzieć, że chodzi o Saban's Power Rangers. I, ludzie (i lisy), temu filmowi brakuje wiele, by powiedzieć, że seans był udany. Naprawdę. Ale jest jedna rzecz, która gryźć nas będzie zawsze. Głupota ludzi, którzy zdecydowali o tym by pewnego, kluczowego elementu franczyzy nie umieścić w filmie. I ja się pytam, czy główny pomysłodawca tegoż został już ukarany? Pewnie nie. I to źle.

Żeby jednak nie siać fermentu: film jest na tyle dobry, że powinien się obronić i mieć zyski. Być może na tyle, że dostaniemy kolejny. Czemu kibicować będziem, choć Super Sentai byłoby lepsze, aczkolwiek szeroko pojęty zachód nie jest gotowy nań. Nie na darmo przecież Sami Wiecie Co, stanowi amerykańską wersję Super Sentai i nikt się na puszczanie japońskiego pierwowzoru na zachodzie raczej nie porwie. Ale tym samym film ma kilka, podstawowych błędów, które jak dla mnie odebrały przyjemność seansu. Nie był to dla mnie powrót do dzieciństwa. Na trzydziestą piątą rocznicę Sentai, Toei zrobiło film taki, że trzydzieści pięć pokoleń Japończyków oglądało go z przyjemnością. A tutaj? Cóż. Kolejny, holywoodzki film. Nic nad to. (_)



Sami Wiecie Co wyrosło na swoim pierwowzorze. I nigdy nie powinno się od niego odcinać. To co postanowiło o sukcesie serialu, było umiejętne połączenie tego, co zrobili Japończycy z tym, co wymyślili Amerykanie. Zawsze. Jakakolwiek by to nie była seria. Inaczej można to ująć tym, że wizja i pomysły Amerykanów były hamowane i ograniczane przez materiał źródłowy. Im bardziej zaczęto odbiegać od materiału źródłowego, tym było gorzej i widać było straszne wysiłki twórców na łatanie luk - jak choćby drugi sezon MMPR, gdzie oryginalne roboty smoka, lwa, pegaza, feniksa i quilin stały się odpowiednio smokiem, lwem, jednorożcem (! - to już quilin jest czasem nazywany chińskim jednorożcem), ognistym ptakiem (O_o) oraz gryfem, a kolejny sezon przyniósł nam Ninja Sentai Kakuranger w koszmarnej (w porównaniu z oryginałem) wersji Rangersów z Aquitaru, którzy ledwo co sobie walczyli. Dla jasności - to były i są fajne sezony Sami Wiecie Czego, ale ogrom pracy trzeba było włożyć i zmian zrobić, by to działało. I nieomal zabiło franczyzę, którą jak wiemy , uratowało In Space, a potem serie luźno między sobą związane.

To co ważne w tym, to fakt, że widać jak bardzo film ma być na nowo opowiedzianą historią "five teenage with attitude", co wyszło bardzo zgrabnie (choć nie bez zgrzytów). Ale jednocześnie widać, że zdecydowano się unowocześnić wszystko i odejść od pierwowzoru aż tak bardzo, że z oryginalnego pomysłu zostało niewiele. Projekty strojów i zordów przypominają Transformersy i drużynę pół Iron Manów, czyli tropy bardzo amerykańskie. A za co kochaliśmy Sami Wiecie Co? Za historię, skrytą pod tandetą wymuszoną niskim budżetem. Kartonowe budynki, transformacje, mastodonty i tygrysy szablozębe uznane za dinozaury, obrzydliwe stwory, gumowe bronie, dużą ilość kolorowych wybuchów, iskier itd. Historię mamy, cała reszta poszła w odstawkę. Choć i ona nie napawa cudownością. Jest też trochę zbytnio zamerykanizowana. Zestandaryzowana. (--_--)

Nie mówię, że nie powinno się tego unowocześniać. Nie mówię, że nie powinno się tego ulepszać. Ale co kierowało nimi wszystkimi, aby całkowicie odchodzić od pierwowzoru? Tylko kolorystyka strojów, trochę kształtów tu i tam, personalia, do pewnego stopnia projekt Alphy 5 oraz twarz Zordona zostały. To za mało, by powiedzieć, że to jest to. Niestety, jest to kolejny blockbuster. Wybaczcie, ale Toei nie raz nie dwa pokazywał i udowadniał, że można unowocześnić kolejne serie i zrobić z nowymi teamami  epickie filmy.


No... ale stroje i to ujęcie są
przynajmniej fajne. 
Ale nade wszystko, za to, o czym zaraz napiszę, powinno się zwolnić albo przynajmniej poobcinać pensje/gaże/co tam dostają wszystkim, którzy to wymyślili i/lub zatwierdzili. Weźcie dowolny, typowy odcinek Sami Wiecie Czego. Wymieńcie wszystko, co czyni go Sami Wiecie Czym. No dalej. Co mają Sami Wiecie Co, a czego inni nie mają. Lista ma być długa od walk z kitowcami, po atak wykańczający Monster of the week i morał tygodnia.

Taka lista pewnie będzie miała kilka rzeczy mało i kilka bardzo ważnych. Jak to zawsze. No to w filmie z tej listy nie uświadczycie co najmniej  dwóch z części listy z ważnymi elementami. Tak, moi drodzy. Kluczowe elementy franczyzy nie dostały się w pełnej liście do filmu. Wiecie co to oznacza? Moim zdaniem, wielki, środkowy palec w naszą stronę. Naprawdę, im więcej o tym myślę, tym bardziej tak to odbieram. To w żaden sposób nie jest lisiastyczne To jak oderwanie ogonów lisowi. Urwanie skrzydeł pegazowi. Nosorożec bez rogu. Japonia bez Cesarza. Ameryka bez swojej flagi. Anglia bez Królowej/Króla.

Na sam koniec. Wiedzieliśmy od samego początku, że film to reebot oparty na oryginalnej serii. Więc mnie efekt końcowi nie powinien zaskakiwać. A jednak, zaskakuje. Osobisty, lisiastyczny werdykt: nie wiem co widziałam, ale to nie byli Power Rangers. I nazywanie ich tak wbija mi szpilę w serce. I wyrywa ogony. Film zasługuje na ocenę, którą dostał od nas już dwa lata temu. Trzy, w skali szkolnej, polskiej. Innymi słowy: poniżej przeciętnej, ale nie aż tak, by powiedzieć, że ledwo-ledwo zdaje. I nic więcej. Czemu? Bo to nie jest reebot. To jest film inspirowany, a ponieważ twórca dzieła inspirującego i  zainspirowanego jest tą samą personą, to obyło się bez naruszenia praw autorskich.


A mogło być na przykład tak... 


Franczyza ma 3+3+3 = dziewięć ogonów!








Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz