Ostatnimi
czasy na naszych półkach zawitało kilka gier. Po Tomb Raider pojawili się Saints
Row the Third oraz Ultra Street
Fighter, a w zeszłym tygodniu zainstalowaliśmy LoLa. Każda z nich była zaczynem do zastanowienia się nad tym, w
jaki sposób przedstawiane są różne postaci. Nie chodzi nam jednak o ogólną
specyfikę budowania charakterów czy profesji. Co łączy wszystkie cztery tytuły?
Ano... Może od samego początku.
Lara
Croft nie słynie tylko z charakterystycznego topu i szortów. Restart serii zmienił
to oraz tę część jej budowy, która rosła chyba z każdą częścią (chyba tylko
dzięki implantom). I chwała im jest za to. Grając w momentami obsceniczną Saints Row the Third nie dziwi mnie
możliwość rozebrania postaci i grania golasem. Nie dziwi mnie seksistowskie podejście
- obie strony zostały potraktowane mniej więcej po równo (wbrew pozorom, przez
graczy również). Można stworzyć zarówno macho z wielkimi coyones jak i wymoczka. Seks-bombę z wielkim biustem jak i całkiem
normalną postać. I pośród tego, misji, które rozgrywa się nago, pobocznego
zadania polegającego na ekshibicjonizmie przez 600 sekund, wielkim dildo jako
broni, dziwkach i motywach sado-maso dziwi fakt, że części intymne pokrywa
pikseloza. Nie przeszkadza mi to, ale dziwi. Nawet byłem zadowolony, że mimo
tego, jaka ta gra ma być, twórcy zdecydowali się na taki ruch. Naturalnie,
powstał nude mod. Co z tego? Krocze u
obu płci wyglądają tak samo (=brak ich), za to piersi kobiece doczekały się
stosownego potraktowania. Istnieją (ja znalazłem) dwie wersje moda i jedna
zawiera wersję tekstur tylko dla kobiet. I to wszystko jest ok. Gra jest pod
tym kątem uczciwa (choć zob. poniżej), nawet jak zainstalujesz tego moda (bo
wiemy, że tak naprawdę chodzi o piersi). Ale...
A jednak się da ładnie i bez seksizmu. Więcej w źródle. |
"Gruba" Bat Girl. Source. |
Problem
pokazywania postaci przez pryzmat literki stanika (im dalej od C tym
"lepiej"), która i tak niewiele mówi o wielkości biustu, oraz jakości
kaloryfera, nie dotyczy tylko gier. Po sieci krąży strona, która - odnośnie
komiksów - pokazuje męskie postaci narysowanae w tych samych pozach co kobiece -
najczęściej Hawkeye'a (Bah! The Hawkeye Initiative). Czyli
wypinające tyłki i ukazujące klatki piersiowe. Kiedyś była afera o okładkę Teen Titans z Wonder Girl (nastolatką) o figurze Wonder Woman czyli piersiami pokroju 70E-70F i talią osy. Raz ta o
niebotycznie dziwnie wypiętą Spider-Woman.
I ta sytuacja kiedy rysowniczka pokazała mało znanemu wydawnictwu fanart Batgirl (<---), który został określony
jako mało kobiecy i gruby. Ktoś to sprawdził. Rysowniczka narysowała ją z
figurą zbliżoną do Marylin Monroe. W komiksach tylko niektóre postaci są
rysowane z małym biustem jako wersja podstawowa (czyli nie błąd artysty).
Pewnie dlatego, że wprowadzono jako nastolatki np. Jubilee czy Shadowcat i
artyści po prostu utrzymali trend/styl/zapomnieli, że ktoś dorasta. Nie jest to
regułą (Wonder Girl, Starfire, Jean
Grey). Miseczki mają też tendencje do rośnięcia z bardziej przeciętnych do
seksbombowych. Storm. Mistique. Nawet
Wonder Woman. Samus Aran. Princess Peach. Kurczaki (TM dla znajomej), nie szukajmy daleko - mamy Witchblade, Bayonettę, Red
Monicę, Power
Girl, Black Cat (poza już wspomnianymi)
jako przykład skrajnego potraktowania kobiecości (sprowadzenia jej do wielkości
i poziomu ekspozycji = odkrycia biustu). Z drugiej strony nie jest dużo lepiej,
mimo iż trudniej mi jest na gorącą znaleźć donośne przykłady. Tam każdy niemal
samiec epatuje kaloryferem. Tyle, że każdy mężczyzna może uzyskać kaloryfer, a
nie każda kobieta nieoperacyjnie powiększyć piersi. Zaś o ekstremach mówiąc. Bruce
Banner (czyli ludzka wersja Hulka)
doczekał się "sześciopaka" w animowanej wersji, co też nie jest
normalne. Ma go Peter Parker - normalnie bardziej bliżej
"przeciętnej" - choć jego moce pajęcze tego nie dają. I niemal każdy
superbohater, który nie ważne jak mało ćwiczy na siłowni. A każdy rozsądny wam
powie, że rzeźba to jedno. A możliwości, to drugie.
"Typowa" nastolatka. Source. |
"Kłopotliwa" okładka vs. anatomia. Source. |
Każda
z tych gier (poza Giana Sisters) ma
też jeden problem. Jest do przejścia w tydzień. Niekoniecznie oznacza to
ukończenie całej zawartości (zdobycie 100%), ale oznacza to że od startu do
napisów końcowych, mija tydzień. Potem już jest tylko szukanie smaczków. W
przypadku SF, skupisz się raczej na
tym drugim. A, i tu dochodzimy do kolejnej kwestii. Gra jest nie w pełni
grywalna. Albo inaczej: bez kupienia i podpięcia pada albo specjalnego
urządzenia udającego przyciski i rączkę znaną z automatów, nie możliwe jest
wykonanie większości ciosów. Po zrobienie ćwierć obrotu na klawiaturze jest
możliwe. Pół... wykonalne. Pełny, a niekiedy w przypadku Zangiefa dwa,
awykonalne. Tak zwana zetka (przód-dół-przód) i odwrócona zetka (tył-dół-tył)
jest wykonalna, ale nie zawsze komputer zaliczy. Najlepiej dwa razy nacisnąć
przód-dół/tył-dół razem. Wtedy łatwiej idzie. Innymi słowy, gra nie została
przystosowana do możliwości platformy. Co śmieszy, bo w Street Fighter x Tekken dało się zaimplementować uproszczone
sterowanie. To mi psuje zabawę, a lubię tę serię.
Nimi nie pograsz. Moveset vs. klawiatura 1:0. Źródło zdjęcia. |
Zgadzam
się, że posiadanie gier, w które mogę sobie popykać od czasu do czasu albo
skończyć i odkrywać smaczki po trochu jest fajne. Jednakże brakuje mi gier,
które kupię i będę przechodził miesiącami. Na spokojnie, bez pośpiechu, że jeszcze godzina i będę miał 90% ukończone. Bo tyle to zajmie albo tak wiele mam
możliwości. Może one gdzieś tam są, ale ich jeszcze nie kupiłem? Może. I być
może dlatego LoL jest taki fajny.
Można zagrać raz dziennie i grać latami, by zdobywać i odkrywać wszystko. Kolejnych championów, taktyki i metody gry.
| ||
Nierozróżnianie
terminów noob od newbie też nagminne. Innymi słowy, wszyscy są nieumiejącymi grać
debilami, którzy nie chcą się nauczyć grać, a nie początkującymi, którym coś
jeszcze nie wychodzi. Jest ogromna różnica między kimś, kto gra tak jak chce, a
kimś kto gra drużynowo i się uczy tzw. meta-gry i zgrywania się. Dzięki temu
jak gram sobie na pozycji tzw. Junglera, to mam tzw. "lajt". Nikt mi
nie wpadnie, nikt mnie nie napadnie, bo i po co? Bo drużyna przeciwna nie ma
nikogo na tej pozycji. Lepiej ścigać fragi. Tylko, że jak zrobię zasadzkę z
nieosłoniętego krzaka to ich wybiję, nabufowany tym, co i oni mieć powinni ze
swojej dżungli. Bo ja sobie poczytałem to i owo, zanim zacząłem grać bardziej
poważnie. I tak się składa, że najmniej oblegana rola (support) akurat mi
odpowiada i jest potem zdziwko, jak mój support sprawia, że cała drużyna na pół
hp pokonuje tamtą na pełnym. Albo jak im zwiewamy...
Jest też (moja własna nazwa) efekt samuraja. Czyli bezpodstawne parcie do przodu, prosto w objęcia śmierci. Jedni, bo nie rozglądają się po mapie i/lub nie myślą. Inni... bo nie będą się poddawać - lepiej przegrać doszczętnie. Nawet jeśli już w dwudziestej piątej minucie gry wiadomo, że nie wygramy, to jednak zamiast się poddać, gracze uparcie dążą do przedłużenia gry. Być może dlatego, że nagroda zależy od czasu (im dłużej tym więcej). Sęk w tym, że dwie porażki lub porażka plus wygrana po dwadzieścia pięć minut na mecz dają tyle więcej jak przegrana pięćdziesiąt minut. Więc jeśli wiesz, że nie wygrasz, oszczędź sobie i innym czas i zagraj następną walkę. LoL czy inna gra to dla większości nie życie i zarobek - jak dla pro-drużyn pokroju Fnatic, H2K czy Unicorns of Love. A ja już w pierwszym tygodniu sprawdziłem, jak grać by ugrać. Może jesteśmy jedyni tacy? Ja i Kitsune? Że czytamy o tym, w co gramy online z innymi?
Jest też (moja własna nazwa) efekt samuraja. Czyli bezpodstawne parcie do przodu, prosto w objęcia śmierci. Jedni, bo nie rozglądają się po mapie i/lub nie myślą. Inni... bo nie będą się poddawać - lepiej przegrać doszczętnie. Nawet jeśli już w dwudziestej piątej minucie gry wiadomo, że nie wygramy, to jednak zamiast się poddać, gracze uparcie dążą do przedłużenia gry. Być może dlatego, że nagroda zależy od czasu (im dłużej tym więcej). Sęk w tym, że dwie porażki lub porażka plus wygrana po dwadzieścia pięć minut na mecz dają tyle więcej jak przegrana pięćdziesiąt minut. Więc jeśli wiesz, że nie wygrasz, oszczędź sobie i innym czas i zagraj następną walkę. LoL czy inna gra to dla większości nie życie i zarobek - jak dla pro-drużyn pokroju Fnatic, H2K czy Unicorns of Love. A ja już w pierwszym tygodniu sprawdziłem, jak grać by ugrać. Może jesteśmy jedyni tacy? Ja i Kitsune? Że czytamy o tym, w co gramy online z innymi?
Niestety,
wielu graczy nie rozumie, że to nie RPG
na single player, ale multiplayer. Na single to sobie całą drużynę zgrasz sam. Tutaj jest nas pięciu,
najczęściej obcych sobie ludzi. I chyba tu jest problem. Każdy jest
indywidualistą i myśli, że jak wybierze swoją ulubioną postać to wygra. Albo
jak weźmie Elise, Katarinę lub Miss Fortune. Bo cycki. A potem ktoś musi go
ratować. I jeszcze zostanie za to zjechany. Zjechany... Zwyzywany! Nie od
noobów. Od gorszych rzeczy, bo noobem jesteś tylko w grze. O wiele przyjemnie
się gra, jak ktoś się chociaż próbuje komunikować i daje różne sygnały. A
jeszcze lepiej, jak jest rozeznanie i wszyscy wiedzą jak się ustawić i gdzie
wskoczyć. Zwykle jestem osobą, która jako ostatnia wybiera postać. Uzupełniam
luki. I kończy się na tym samym: support. Czy to typowy czy jakiś czołg, ale to zawsze jakiś team fighter. I wiecie co? Mi to pasi.
Jaki
mam z tego wniosek? Widzę w LoL-u odbicie świata. Postaw i zachowań. O wściekłości i chamstwa, po spokój i uprzejmość. Pytanie dokąd zmierza świat (quo vadis, mundi? - dokąd
zmierzasz, świecie?) jest aktualne. Nie sądzę, by świat w swich pryncypiach się zmieniał. Choć może się mylę. Coś się zmienia, coś zostaje. Ogólnie, stan pozostaje taki sam. Jak to powiedziała Czerwona Królowa z Alicji "It takes all the running to stay in place". I jak świat
był pełen ludzi, którym tylko biusty w głowie, tak dalej jest. I jak dalej
świat pełen jest tych, co myślą, że zjadli rozumy, tak jest. I jak zawsze, był
pełen tych, co robili co do nich należało i mieli gdzieś, to co powyżej opisane,
tak jest. I tych się trzymajmy. Good to be back. I dalej na przód. Zdjęcie w nagłówku pochodzi z https://unsplash.com/, jakby to kogoś interesowało. Następnym razem, Kitsune i jej niespodzianka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz