Search this blog/このブログの中でさがす:

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Quo vadis, mundi?

                Te trzy litery mogą znaczyć jedno z dwóch. Ale wprawne oko zauważy, że pomiędzy dwoma dużymi "L" jest małe "o". Więc nie chodzi o głośny śmiech. Może trochę. Kitsune się uśmiała niemiłosiernie przez ostatnie dni grając razem ze mną w różne gry, a zwłaszcza siejąc zniszczenie jako dziewięcioogoniasta lisica Ahri w League of Legends (LoL). I równie jak ja, dostrzegła pewne problemy w tej materii. Zwłaszcza jeśli chodzi o... pewien trend, stały od dawna. Nie tylko grach. Quo vadis, mundi?
 
                Ostatnimi czasy na naszych półkach zawitało kilka gier. Po Tomb Raider pojawili się Saints Row the Third oraz Ultra Street Fighter, a w zeszłym tygodniu zainstalowaliśmy LoLa. Każda z nich była zaczynem do zastanowienia się nad tym, w jaki sposób przedstawiane są różne postaci. Nie chodzi nam jednak o ogólną specyfikę budowania charakterów czy profesji. Co łączy wszystkie cztery tytuły? Ano... Może od samego początku.
                Lara Croft nie słynie tylko z charakterystycznego topu i szortów. Restart serii zmienił to oraz tę część jej budowy, która rosła chyba z każdą częścią (chyba tylko dzięki implantom). I chwała im jest za to. Grając w momentami obsceniczną Saints Row the Third nie dziwi mnie możliwość rozebrania postaci i grania golasem. Nie dziwi mnie seksistowskie podejście - obie strony zostały potraktowane mniej więcej po równo (wbrew pozorom, przez graczy również). Można stworzyć zarówno macho z wielkimi coyones jak i wymoczka. Seks-bombę z wielkim biustem jak i całkiem normalną postać. I pośród tego, misji, które rozgrywa się nago, pobocznego zadania polegającego na ekshibicjonizmie przez 600 sekund, wielkim dildo jako broni, dziwkach i motywach sado-maso dziwi fakt, że części intymne pokrywa pikseloza. Nie przeszkadza mi to, ale dziwi. Nawet byłem zadowolony, że mimo tego, jaka ta gra ma być, twórcy zdecydowali się na taki ruch. Naturalnie, powstał nude mod. Co z tego? Krocze u obu płci wyglądają tak samo (=brak ich), za to piersi kobiece doczekały się stosownego potraktowania. Istnieją (ja znalazłem) dwie wersje moda i jedna zawiera wersję tekstur tylko dla kobiet. I to wszystko jest ok. Gra jest pod tym kątem uczciwa (choć zob. poniżej), nawet jak zainstalujesz tego moda (bo wiemy, że tak naprawdę chodzi o piersi). Ale...
A jednak się da ładnie i bez seksizmu. Więcej w źródle.
                Ponieważ grając w Saints Row nie da się uniknąć filmików prezentujących nagość dzięki modom, trafiłem od razu na linki do tychże modów. Mały research i odkryłem nude mody do Sims 4 i każdej powyższej gry. I setek innych. Jest ku temu postawiona SPECJALNA strona. Tak. I wszystkie dotyczą tego, by móc zobaczyć kobiecie piersi w całej okazałości. A im one większe lub postać popularniejsza, tym większa szansa, że ktoś taki moad wykonał. Więc pewniejszy mod dla Ahri czy Chun Li niż Sakury czy Poppy. Ale to nie tylko to. W Saints Row tzw. "sześciopak" (który może w rzeczywistości być cztero lub ośmiopakiem) u mężczyzny jest już nawet przy wersji "standart" (opcje ustawione po środku). Dla kobiety, pojawia się on stosunkowo lekko zarysowany przy maksymalnych ustawieniach. W Street Fighter każdy facet ma "sześciopak", o ile nie jest Rufusem, który jest puszysty. Ale przesadą jest "sześciopak" u nawet Edmunda Hondy, zapaśnika sumou (!). Przesadą jest że obaj są szybcy, mimo swojej tuszy. Jeśli chodzi o biust, to jest nieźle. Tylko Chun-Li i Poison mają podskakujące sprężyny, a Rose i Crimson Viper większą miseczkę. Pozostałe postaci doczekały się "normalnych" kształtów, w tym lubiana i ceniona Cammy i popularna Sakura. Oczywiście mówię tylko o czwartej części więc pomijam np. Rainbow Mikę. Choć niemal każda bijatyka ma swoją miseczkową gwiazdę. Morrigan i Felicię z Darkstalkers, Mai Shiranui z KoF, Taki z Soul Calibur. Tekkena, Mortal Kombata czy DoA nie chciało mi nawet już się sprawdzać.
"Gruba" Bat Girl. Source.
                Problem pokazywania postaci przez pryzmat literki stanika (im dalej od C tym "lepiej"), która i tak niewiele mówi o wielkości biustu, oraz jakości kaloryfera, nie dotyczy tylko gier. Po sieci krąży strona, która - odnośnie komiksów - pokazuje męskie postaci narysowanae w tych samych pozach co kobiece - najczęściej Hawkeye'a (Bah! The Hawkeye Initiative). Czyli wypinające tyłki i ukazujące klatki piersiowe. Kiedyś była afera o okładkę Teen Titans z Wonder Girl (nastolatką) o figurze Wonder Woman czyli piersiami pokroju 70E-70F i talią osy. Raz ta o niebotycznie dziwnie wypiętą Spider-Woman. I ta sytuacja kiedy rysowniczka pokazała mało znanemu wydawnictwu fanart Batgirl (<---), który został określony jako mało kobiecy i gruby. Ktoś to sprawdził. Rysowniczka narysowała ją z figurą zbliżoną do Marylin Monroe. W komiksach tylko niektóre postaci są rysowane z małym biustem jako wersja podstawowa (czyli nie błąd artysty). Pewnie dlatego, że wprowadzono jako nastolatki np. Jubilee czy Shadowcat i artyści po prostu utrzymali trend/styl/zapomnieli, że ktoś dorasta. Nie jest to regułą (Wonder Girl, Starfire, Jean Grey). Miseczki mają też tendencje do rośnięcia z bardziej przeciętnych do seksbombowych. Storm. Mistique. Nawet Wonder Woman. Samus Aran. Princess Peach. Kurczaki (TM dla znajomej), nie szukajmy daleko - mamy Witchblade, Bayonettę, Red Monicę, Power Girl, Black Cat (poza już wspomnianymi) jako przykład skrajnego potraktowania kobiecości (sprowadzenia jej do wielkości i poziomu ekspozycji = odkrycia biustu). Z drugiej strony nie jest dużo lepiej, mimo iż trudniej mi jest na gorącą znaleźć donośne przykłady. Tam każdy niemal samiec epatuje kaloryferem. Tyle, że każdy mężczyzna może uzyskać kaloryfer, a nie każda kobieta nieoperacyjnie powiększyć piersi. Zaś o ekstremach mówiąc. Bruce Banner (czyli ludzka wersja Hulka) doczekał się "sześciopaka" w animowanej wersji, co też nie jest normalne. Ma go Peter Parker - normalnie bardziej bliżej "przeciętnej" - choć jego moce pajęcze tego nie dają. I niemal każdy superbohater, który nie ważne jak mało ćwiczy na siłowni. A każdy rozsądny wam powie, że rzeźba to jedno. A możliwości, to drugie.
"Typowa" nastolatka. Source.
                Wiecie, chodzi o arystotelesowski złoty środek. Są dobrze zbudowani mężczyźni i hojnie  obdarzone kobiety. I nie jestem temu przeciwny, by takie postaci się pojawiały. Nie mam nic przeciwko uzasadnionej nagości. Popatrzcie. Nagość i seksizm nie przeszkadza mi w Wiedźminie (żeby wymienić coś mniej wizualnego, bo mówię o książkach), Saints Row czy innych tytułach. To tak jakby przeszkadzały mi wybuchy i strzelaniny w filmach akcji. Jestem wstanie to przełknąć. Zwłaszcza, że twórcy Saints Row dali nam wybór, kim zagramy. Nie narzucają nam ani kaloryfera ani dużej miseczki. Trudno więc jest tutaj szukać winy bardziej po ich stronie. Ale Sims czy League of Legends... Ludzie, czemu? Co wam da zobaczenie piersi Simsa albo Ahri czy Elisy? Bo na pewno nie chodzi o "płaskie" Jinx, Tristanę czy Lulu. Co wam da zobaczenie sutków Lary Croft (bo w zasadzie tyle wprowadza mod)? Albo bijatyki... (tu rant bardziej na twórców, którzy ulegli "woli graczy"). O ile można zrozumieć np. Morrigan z Darkstalers, która jest sukubem, o tyle Mai Shiranui, Chun Li czy Taki to przykład tego kto nigdy nie powinie się pojawić w takiej formie jako wojownik. Chun Li przeraża, bo ma również (ponoć zwg. na swój styl walki) nienaturalnie wielkie uda. Dwa wielkie kloce (w pełni więc popieram mod to naprawiający). Każdy ćwiczący jakikolwiek sport wam powie, że są wysportowane kobiety z ładnym biustem, ale bez implantów się nie obędzie, jeśli chodzi tylko by wojowniczka zaprezentowała coś wielkości dwóch arbuzów. Bo wszystko sprowadza się do tego, że pominąwszy rolę sekrecyjną i atraktant, biust to tylko skórny balon tłuszczu, który podczas ćwiczeń się spala. Ale ponieważ jest popyt na biuściaste zawodniczki w grach, twórcy je dadzą. Czego przykładem jest to, że ponoć głównym elementem silnika DoA jest... mechanika biustu. Czego przykładem jest, że Jin i Poison obronią się same jako nowe postaci w SF IV podczas gdy Abel czy Rufus muszą być promowani przez Capcom. Jin po zapowiedzi od razu stała się gwiazdą. Hakam, który wszedł razem z nią... nie. Moim zdaniem, oczywiście. El Fuerte... zapomniany (choć mi też nie przypadł). A Crimson Viper nie.
"Kłopotliwa" okładka vs. anatomia. Source.
              Uff. Dwie strony o biuście i mięśniach. Zmieńmy temat. We wspomnianych grach, uderzyło mnie jeszcze coś innego. Kupiłem płyty nie z grami. Kupiłem płyty z unlockerem na konto Steam i cd-keyem do wpisania. Tak było przy Giana Sisters: Twisted Dream, Tomb Raider, Saints Row i Ultra Street Fighter. Czyli kupiłem dostęp do legalnego ściągnięcia tychże. Dla mnie to tak jakby kupować owoce w postaci nasion, do których muszę najpierw stworzyć ogródek (Steam), a potem zasiać i zebrać (zalogowanie i ściągnięcie). I tak naprawdę zostałem odarty z wolności z tego, co z grą mogę uczynić. Nie mogę jej komuś oddać, bo jest powiązania z moim kontem na Steam. Nie mogę jej również odsprzedać. Nie mogę tak naprawdę zacząć grać od początku, z zerowym stanem, bo Steam przechowuje zapisy. Jedynym plusem jest to, że dopóki Steam działa, mogę w nią zawsze grać - nigdy nie zgubię płyty lub nie stanie się ona nie do odczytu. Bo raz odblokowaną grę, mam tam zawsze. Minus? Steam dziś jest, jutro nie ma.
                Każda z tych gier (poza Giana Sisters) ma też jeden problem. Jest do przejścia w tydzień. Niekoniecznie oznacza to ukończenie całej zawartości (zdobycie 100%), ale oznacza to że od startu do napisów końcowych, mija tydzień. Potem już jest tylko szukanie smaczków. W przypadku SF, skupisz się raczej na tym drugim. A, i tu dochodzimy do kolejnej kwestii. Gra jest nie w pełni grywalna. Albo inaczej: bez kupienia i podpięcia pada albo specjalnego urządzenia udającego przyciski i rączkę znaną z automatów, nie możliwe jest wykonanie większości ciosów. Po zrobienie ćwierć obrotu na klawiaturze jest możliwe. Pół... wykonalne. Pełny, a niekiedy w przypadku Zangiefa dwa, awykonalne. Tak zwana zetka (przód-dół-przód) i odwrócona zetka (tył-dół-tył) jest wykonalna, ale nie zawsze komputer zaliczy. Najlepiej dwa razy nacisnąć przód-dół/tył-dół razem. Wtedy łatwiej idzie. Innymi słowy, gra nie została przystosowana do możliwości platformy. Co śmieszy, bo w Street Fighter x Tekken dało się zaimplementować uproszczone sterowanie. To mi psuje zabawę, a lubię tę serię.
Nimi nie pograsz. Moveset vs. klawiatura 1:0. Źródło zdjęcia.
                Wracając do sedna. Są to gry strasznie krótkie i jednostronne. W przeciwieństwie do np. sagi Baldur's Gate, które da się przejść na kilkadziesiąt (kilkaset?) sposobów. Możesz zawsze grać tą samą postacią, ale za każdym razem inaczej przechodzić. Diablo II czy Dungeons Siege, mimo iż też okropnie powtarzalne, za każdą grą, inne. LoL też jest nieprzewidywalny (choć ta gra to temat na inny wpis). Ale to nawet nie o to chodzi, czy przewidywalne czy nie. W sadze Baldur's Gate pomagało planowanie. Jak zagram tym a tym, to najpierw zrobię Twierdzę d'Arnise, a jak tamtym to Targowo i Gaj Druidów. A jak nie zagram złodziejem, to albo musi mi starczyć Imoen albo biorę Jana Jansena... I tak dalej. A przejście sagi w całości od pierwszej części do dodatku drugiej, wymagało planowania drużyny w pierwszej części z myślą o drugiej. W nowym Tomb Raider czy Saints Row... Bierz co chcesz, nawet jak to składu nie ma. I tak się uda przejść dalej.
                Zgadzam się, że posiadanie gier, w które mogę sobie popykać od czasu do czasu albo skończyć i odkrywać smaczki po trochu jest fajne. Jednakże brakuje mi gier, które kupię i będę przechodził miesiącami. Na spokojnie, bez pośpiechu, że jeszcze godzina i będę miał 90% ukończone. Bo tyle to zajmie albo tak wiele mam możliwości. Może one gdzieś tam są, ale ich jeszcze nie kupiłem? Może. I być może dlatego LoL jest taki fajny. Można zagrać raz dziennie i grać latami, by zdobywać i odkrywać wszystko. Kolejnych championów, taktyki i metody gry.

U góry, tydzień-dwa gry na pudełko.

U doły, rok na grę minimum. Pudełko zawiera 5 gier.

         Najostatniejsza kwestia. Podczas gry w LoL poznałem całe spektrum zachowań ludzkich. I wszystko musiałem tłumaczyć Kitsune czemu ludzie są tacy... nietowarzyscy i sportowi. No bo to jest niby gra drużynowa, tak? Więc nie czegoś takiego jak kill steal (popularnie ks) czyli ukradnięcie komuś "fraga". Bo nie liczy się to, że ktoś ma staty 30/3 (trzydzieści zabitych przeciwników/trzy śmierci własne), ale ile ma ich drużyna i jak bardzo dzięki temu są bliżej zwycięstwa. Grałem grę, gdzie miałem 4/7/35 (zabójstwa/śmierci/asysty przy zabójstwach) i choć przegraliśmy o jakieś 30 s (tyle brakowało nam by wygrać), to była moja dotąd najlepsza rozgrywka. Miałem też takie, że wolę zapomnieć. Ale jak widzę, że ktoś zamiast grać by wygrać, szuka fragów i oskarża o ks, czyli coś co w tej grze nie istnieje, to mnie zalewa. Ks wśród profesjonalnych graczy oznacza kill secured czyli, że samemu uda mi się zabić i nie musisz kolego ze mną iść i mnie osłaniać. Lepiej będzie jak pójdziesz zrobić coś innego. Niektórzy jednak wolą ścigać fraga i nadużywać słowa na "f", kiedy ktoś podczas walki "przypadkiem" zabije kogoś zamiast nich.
                Nierozróżnianie terminów noob od newbie też nagminne. Innymi słowy, wszyscy są nieumiejącymi grać debilami, którzy nie chcą się nauczyć grać, a nie początkującymi, którym coś jeszcze nie wychodzi. Jest ogromna różnica między kimś, kto gra tak jak chce, a kimś kto gra drużynowo i się uczy tzw. meta-gry i zgrywania się. Dzięki temu jak gram sobie na pozycji tzw. Junglera, to mam tzw. "lajt". Nikt mi nie wpadnie, nikt mnie nie napadnie, bo i po co? Bo drużyna przeciwna nie ma nikogo na tej pozycji. Lepiej ścigać fragi. Tylko, że jak zrobię zasadzkę z nieosłoniętego krzaka to ich wybiję, nabufowany tym, co i oni mieć powinni ze swojej dżungli. Bo ja sobie poczytałem to i owo, zanim zacząłem grać bardziej poważnie. I tak się składa, że najmniej oblegana rola (support) akurat mi odpowiada i jest potem zdziwko, jak mój support sprawia, że cała drużyna na pół hp pokonuje tamtą na pełnym. Albo jak im zwiewamy...
                Jest też (moja własna nazwa) efekt samuraja. Czyli bezpodstawne parcie do przodu, prosto w objęcia śmierci. Jedni, bo nie rozglądają się po mapie i/lub nie myślą. Inni... bo nie będą się poddawać - lepiej przegrać doszczętnie. Nawet jeśli już w dwudziestej piątej minucie gry wiadomo, że nie wygramy, to jednak zamiast się poddać, gracze uparcie dążą do przedłużenia gry. Być może dlatego, że nagroda zależy od czasu (im dłużej tym więcej). Sęk w tym, że dwie porażki lub porażka plus wygrana po dwadzieścia pięć minut na mecz dają tyle więcej jak przegrana pięćdziesiąt minut. Więc jeśli wiesz, że nie wygrasz, oszczędź sobie i innym czas i zagraj następną walkę. LoL czy inna gra to dla większości nie życie i zarobek - jak dla pro-drużyn pokroju Fnatic, H2K czy Unicorns of Love. A ja już w pierwszym tygodniu sprawdziłem, jak grać by ugrać. Może jesteśmy jedyni tacy? Ja i Kitsune? Że czytamy o tym, w co gramy online z innymi?
                Niestety, wielu graczy nie rozumie, że to nie RPG na single player, ale multiplayer. Na single to sobie całą drużynę zgrasz sam. Tutaj jest nas pięciu, najczęściej obcych sobie ludzi. I chyba tu jest problem. Każdy jest indywidualistą i myśli, że jak wybierze swoją ulubioną postać to wygra. Albo jak weźmie Elise, Katarinę lub Miss Fortune. Bo cycki. A potem ktoś musi go ratować. I jeszcze zostanie za to zjechany. Zjechany... Zwyzywany! Nie od noobów. Od gorszych rzeczy, bo noobem jesteś tylko w grze. O wiele przyjemnie się gra, jak ktoś się chociaż próbuje komunikować i daje różne sygnały. A jeszcze lepiej, jak jest rozeznanie i wszyscy wiedzą jak się ustawić i gdzie wskoczyć. Zwykle jestem osobą, która jako ostatnia wybiera postać. Uzupełniam luki. I kończy się na tym samym: support. Czy to typowy czy jakiś czołg, ale  to zawsze jakiś team fighter. I wiecie co? Mi to pasi.
                Jaki mam z tego wniosek? Widzę w LoL-u odbicie świata. Postaw i zachowań. O wściekłości i chamstwa, po spokój i uprzejmość. Pytanie dokąd zmierza świat (quo vadis, mundi? - dokąd zmierzasz, świecie?) jest aktualne. Nie sądzę, by świat w swich pryncypiach się zmieniał. Choć może się mylę. Coś się zmienia, coś zostaje. Ogólnie, stan pozostaje taki sam. Jak to powiedziała Czerwona Królowa z Alicji "It takes all the running to stay in place". I jak świat był pełen ludzi, którym tylko biusty w głowie, tak dalej jest. I jak dalej świat pełen jest tych, co myślą, że zjadli rozumy, tak jest. I jak zawsze, był pełen tych, co robili co do nich należało i mieli gdzieś, to co powyżej opisane, tak jest. I tych się trzymajmy. Good to be back. I dalej na przód. Zdjęcie w nagłówku pochodzi z https://unsplash.com/, jakby to kogoś interesowało. Następnym razem, Kitsune i jej niespodzianka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz