Dawno temu na demotach... |
Zamiast standartowej wyliczanki, co i kto
wyda i kiedy, rozpiszę się zdań kilka o jednej kwestii. W (Not)
Gotta Cath Them All wypowiedziałam się o tym, jak stoi Polski rynek
Anime. A stoi tak: (╥﹏╥). Czas na mangi. Swego czasu byłam zdania, że rynek mangowy w Polsce nie
przędzie dobrze. Odnosiłam wrażenie, że wydaje ciągle tytuły... dziwne. W tym
sensie, że mało znane i które nie rokowały na to, że coś się polepszy i zobaczymy,
to co wiemy już, że zobaczymy. Królem tamtych czasów było JPF. Najpierw
Czarodziejka z Księżyca, potem Dragon Ball, Naruto, Bleach wprost trafiały na
rynek. Nikt im wtedy nie dorównywał, i z tamtego okresu przetrwało tylko
Waneko, które miało również popularne Love Hinę i GTO. Dekadę po ich starcie powstało
Studio JG i ich sklep Yatta.pl, ostatni z Wielkiej Trójcy. (◕‿◕)
Tak naprawdę, od powstania JPF rynek
polski nigdy nie miał się źle albo bardzo źle. Owszem, był zastój czy bardzo powolny wzrost, który
skończył się jakąś dekadę temu. Od tamtego czasu jednak, obserwujemy ciągłe polepszanie się sytuacji. Problemem,
w wypadku Efushi, który (problem, nie ja - dop. Pan F.) w tamtym
okresie kształtował zapatrzenie na rynek, była najpewniej kwestia funduszy.
Albo raczej ich braku. (--_--) Na dekadzie przełomu mileniów, kiedy to w Polsce
zamiłowanie do mangi i anime Japonii powstawało i rosło, dalej pokutowało w
myślenie, że animacje = bajki = dla dzieci. Podobnie komiksy. Niektóre inne
hobby miały lepiej. Niektóre mniej tradycyjne, ale zrozumiałe, były akceptowane.
W karate widziano jakiś cel
(samoobrona). Inne bardziej tradycyjne, a więc zrozumiałe, wprost się narzucały
i pytaniem nie było "czy", ale "skąd" wziąć pieniądze. W
piłka nożna spotykała się z zrozumieniem. Natomiast manga i anime (czy inne geekowe)... cóż. (︶︹︺) Królowało myślenie, że
"kiedyś się wyrośnie". Doprowadzało to do sytuacji, że wydanie
rocznie kilkuset złotych na bilety na imprezy sportowe, koncerty, kino lub
kursy było akceptowalne w budżecie rodzinnym, podczas gdy na geekowe hobby, niekiedy znacznie tańsze,
trudno było uzbierać. U niektórych doprowadzało to do silnego niedoboru
funduszy. A to zaś powodowało, że jeśli już się decydować na kupno czegoś, to
co się znało. A znało się tytuły, które emitował Polsat, RTL 7 czy później
Hyper. A w wydawaniu ich mangowych pierwowzorów lub adaptacji, królowało JPF.
Pierwszą mangą jaką kupił Efushi byli
Slayers (Magiczni Wojownicy). Potem Sailor Moon. Hellsing. Vampire
Princess Miyu. Wszystko nadawane w TV. Dopiero później pojawiły się
tytuły w Polsce nigdy nie wyemitowane. Nie sądzę by był w tym osamotniony.
Od
tamtego czasu zmieniła się jedna rzecz. Ci, którym do tej pory brakowało
pieniędzy, poszli do pracy. ٩(◕‿◕)۶ Kiedy Polsat nadawał Sailor Moon, a RTL 7 Dragon Balla, mieli około dziesięciu
lat. Kiedy powstawało Studio JG i Yatta.pl, a wraz z nim wróciły mangowe
czasopisma po upadku Kawaii (a więc Arigato, Otaku, Kyaa! i Torii również), mieli po
około dwadzieścia. A od tego momentu mniej więcej zaczęła się znacznie poprawiać sytuacja
w Polsce na rynku mangowym. Starzy Fani zaczęli zarabiać. Yanek czy Naq zakładali wydawnictwo i sklep, a inni po prost dalej byli fanami. I przestali być
uzależnieni od rodziców czy dziadków. Ich półki, nie tylko dosłownie, zaczęły
się powiększać. Co za tym idzie, coraz więcej ludzi było skłonnych kupić tytuły
nie tylko dla dzieci i nastolatków. Dojrzewali. Zaczęły pojawiać się tytuły
dojrzalsze, a wraz z nimi walka o naprawdę niezłe pozycje bardzo wcześnie po premierze. Ostatnia dekada przyniosła nam Kuroshitsuji,
Pandora Hearts, Tokyo Ghoul czy Kuroko no
Basket od Waneko; One Piece, Doubt, Berserk (!), Attack on Titan
oraz zapowiedziane Pieśń Apollo Tezuki Osamu (!) i One Punch Man (!) od JPF (czyli shut
up and take my money), a także ciągle powiększanie się oferty Yatta.pl i powstanie sklepów dedykowanych Waneko i JPF (Mangarden). Same hiciory, w większości dla starszego odbiorcy.
Oprócz tego mamy również mnóstwo innych, ciekawych tytułów. Strażnik domu
Momochi, Kamisama Hajimemashita, Monster Musume, kilka tytułów z
uniwersum Madoki, Wilcze Dzieci, Otoyomegatari,
Kaichou ha Maid-sama, Silver Spoon czy Kokoro Connect. Patrząc na zapowiedzi, nasz portfel skwierczy, bo
wie, że czeka go wydatek również na to, co zwie się mebel, który to pomieści. (⌒▽⌒) Bo w odróżnieniu od japońskiego fana, polscy są kolekcjonerami. Japonia przyzwyczaiła się, że z powodu klęsk żywiołowych dziś masz, jutro nie. Polska nie ma tego problemu w tej skali.
W tym wszystkim cieszy również fakt, że
Anime Eden wydało wreszcie pierwszy tytuł. Sailor
Moon R the Movie już jest dostępne. Niestety, telewizor nie zaoferuje nam
nic nowego poza dawno zapowiedzianym Doraemonem.
Nawet starego. Od czasu wpisu (Not)
Gotta Cath Them All nic
się nie zmieniło, jeśli pominąć Doraemona. Ogólnie ramówki odnośnie kreskówek,
nawet na kanałach dedykowanych, zmieniają się rzadko.
Zeszłam trochę z tematu, a przecież nie
jestem przygotowana na dyskusję o ramówkach stacji TV. ^_^ Chcę po prostu powiedzieć, że
problem funduszy jest nadal aktualny, ciągle z tego samego powodu: niedoboru.
Duża liczba tytułów powoduje potrzebę wyboru, tego co się chce kupić. Nie
zmieniło się nijak jednak podejście otoczenia. Efushi pamięta scenę jak szedł ulicą z mangą 18+ i spotkał znajomego
księdza, który zapytał się go jak mu się chce marnować czas na komiksy dla
dzieci. W sumie dobrze, że ksiądz się nie zorientował. Mimo iż na jego półce
przez wakacje pojawiło się kilka tytułów gier, znalazł się ktoś kto sądzi, że
ciągle gra w jedną. Tę ostatnią. Czyli darmowego LoLa... 35 złotych na fajne, ładne
geekowskie na geekowskie rzeczy, które wytrwa lata, znaczy się przepłacił. Nic
to, że samemu ktoś wydał trzy razy tyle na swoje pudełka na przechowywanie swojego hobby. Ale
takie właśnie podejście sprawiło, że anime
praktycznie zniknęło z TV. I nadzieja również w nadchodzącym do Polski
Netflixie, który ma je w ofercie.
Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.
Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz