Search this blog/このブログの中でさがす:

niedziela, 8 października 2017

Słów kilka o Godzilla (1954).



Źródło - Według Wikipedii domena publiczna. Na oryginalnym źródle - CC BY NC ND 2.0. Wierzę Wikipedii.

Nie powinno być dla nikogo, kto czyta tego bloga, co jest źródłem tokusatsu. Oprócz wczesnych  efektów w teatrze kabuki oraz Ishinomori'm Shoutarou, u którego wiać wpływy Tezuki Osamu, a u tegoż Walta Disneya, jest jeszcze jeden element popkulturowy. Jest to coś, co na stałe wrosło w kulturę japońską i wyrosło na niej tak jak w Polsce Kloss czy Pancerni - są związani z historią danego kraju i jego mentalnością oraz filozofią. W tym wypadku mówimy o nastrojach lat pięćdziesiątych oraz o negatywnych skutkach użycia bomb atomowych - konkretniej na Hiroshimie i Nagasaki oraz incydencie Daigo Fukuryuu Maru (ang. Lucky Dragon 5) - jakie narastały w Japonii. W ten sposób narodził się Król Potworów Gojira!  Choć czasem to był Królowa, zależnie od wersji.

Gojira, czyli gorylo-wieloryb (albo jeszcze lepiej, Goryloryb), jakby należało to przetłumaczyć, jest jedną z najstarszych ikon popkultury japońskiej. Większość Zachodu zna tą kreację dzięki amerykańskim adaptacjom, które jak w wielu tego typu przypadkach, tracą to, co stanowiło o pierwotnym sukcesie. Dlatego dzisiaj porozmawiamy sobie o pierwszym występie tego potwora - tzn. Kaijuu (dosł. dziwne bestie), czyli filmie z 1954 roku. Sukces tej produkcji wraz z sukcesem seriali przyczynił się do powstania Sentai i Kamen Rider, a i same filmy są lisiastycznie fajne.

Jak zwykle nie będzie spoilerów, także sie nie martwcie. Nie będę opowiadała całego filmu, ponieważ mija się to z celem.  Zresztą choć film opowiada o Gojirze, to nie jest to opowieść o potworze, ale o ludziach, którzy przez swoje poczynania stają się potworami. Film nawiązuje do tego, przekuwając obawy związane z bronią jądrową na tytułowego bohatera.

Film ma świetne efekty specjalne, którego oddają umiejętnie klimat całości. Operując zaledwie gumowym kostiumem, sprężonym powietrzem oraz ogniem pokazał całe spektrum możliwości, wraz z kluczową bronią potwora - atomowym oddechem. Klasyczne efekty specjalne powodują, że czas filmu trzeba zapełnić aktorami i związaną z nimi fabułą, ale tak, by nie stanowiły wypełniacza, a po prostu pełnoprawną część filmu. To jest coś, czego do pewnego stopnia brakuje mi w współczesnych filmach Marvela. Cytując Iron Mana "Olej wodotryski" (w domyśle "i daj mi to, co niezbędne"). Tutaj tego nie ma. Mają to amerykańskie Godzille, które są dostosowane do widza zachodniego, który do pewnych rzeczy podchodzi z kijem, oceniając tym samym książkę po okładce. Jak choćby to, że ten film jest czarno-biały. I nic a nic mu to nie ujmuje, ale komuś tam pewnie może przeszkadzać.

Od samego początku takie podejście widać w filmie. Muzyka, dźwięki, aktorzy. Scenariusz i prowadzenie opowieści. Drobne smaczki, w postaci kilkusekundowych scen, zagrań czy przemilczeń. Czy są w tym wszystkim jakieś wady? No tak. Gojira przynosi ze sobą ŻYWE stworzenie wymarłe w Kambrze, a jak twierdzi film jest stworem pochodzącym z Jury. No tak z jakieś kilkaset milionów lat różnicy. Pewnie tego jest więcej, ale nie wgryzałam się. ^_^ Dla samego filmu i jego sensu nie ma to znaczenia, a i większości osób przeszkadzać nie będzie. Ponadto, taka niekonsekwencja jest typowa dla tokusatsu, które często nie jest logiczne czy też zgodne z nauką. Owszem, zgodności są fajne, ale nie dla nich produkowany jest tenże film.

Centralnym jednak wątkiem jest opowieść o Naukowcy Serizawie oraz o związanym z tym japońskim poczuciem obowiązku. Aby to zrozumieć, trzeba wprowadzić wam dwa pojęcia zobowiązań: on i giri. On jest zobowiązaniem nakładanym na nas przez innych. Jest ono nam dane samo z siebie, przez niejako to kim jesteśmy. To zobowiązania wobec cesarza, rodziców, nauczycieli czy pracodawców, którym przez to co nam dali (państwo i jego struktury, opiekę; wychowanie i przetrwanie oraz naukę) należy się odpłata. Jest to swoisty rodzaj długu, który nie da się spłacić, gdyż jest on zbyt wysoki i ciągle narasta. To z tego zobowiązania wynika uległość wobec woli rodziców czy pracoholizm kończący się karoshi.

Giri stanowi to zobowiązanie, które musi być spłacone w całości i w określonym czasie. Są to więc obowiązki wobec suwerena, powinowatych, osób, od których dało nam przysługę (np. pieniądze), dalszych krewnych (wynikające z posiadania wspólnych przodków) czy wobec swojego imienia. To z tego wynika wiele postaw samurai'ów w tym prawo zemsty, konieczność odwdzięczenia się za prezent prezentem o tej samej wartości czy szacunek i dbałość o przodków. Ogólnie, zobowiązania, które da się spłacić do zera.

Prawdą jest, że jest to ledwo liźnięcie, ale chętnych do głębszego zrozumienia tematu, proszę o zapoznanie się z ksiązką Ruth Benedict "Chryzantema i miecz", która o wiele lepiej i dokładniej opisuje całość.

Serizawa staje właśnie przed takim dylematem moralnym. Z jednej strony ma zobowiązanie wobec nauki, a z drugiej jego odkrycie nakłada na niego zobowiązanie wobec kraju w postaci udzielenia pomocy w walce z Gojirą. Kaiju jest tutaj ucieleśnieniem nie tylko obaw, co destrukcyjnej siły, niepohamowanego pędu ku coraz większej sile, tylko dla samej jej posiadania, a Serikazawa jest świadomy, że ktokolwiek go pokona, będzie tym, kto jest jeszcze silniejszy i każdy będzie chciał posiąść od niego tę siłę. Jakkolwiek nie postąpi - z pozoru - jest świadom tego, że ktoś posiądzie moc i siłę, której nikt posiąść nie powinien.

Dla mnie całkowicie bez zdziwienia, ale dla wielu pewnie tak, rozwiązanie było oczywiste, a sam film broni się do samego końca kończąc się jak wiele bajek: morałem. Dość oczywistym, dość prostym i może patetycznym, ale jednak znaczącym i ważnym. To jest prosty, a jednak jakimś sposobem fajny film. To nie jest film, na wieczór, kiedy ludzie lub lisy siadają by oglądnąć coś "fajnego" dla rozrywki. To jest raczej film na spokojne popołudnie, dla odprężenia. Z herbatą w ręce, na fotelu pod kocykiem. Po prostu. Miły, przyjemny, spokojny, ważki i poważny, a jednocześnie cieszący oko i umysł. Tylko ty, ja, Gojira i jej ryk. I czasem, czy nie warto siąść nad takim filmem? Jak dla mnie tak. Wielkie, lisiastyczne tak.

Być może dlatego, że jestem lisem i myślę jak Kitsune. Być może dlatego, że taka tematyka do mnie przemawia albo porusza. Albo z innego "być może" powodu. Nie ważne. To jest film, który po prostu wpisuje się dobrze w tenże. Nie jest to film wybitny czy wielce wspaniały. Nie. Ale w dzisiejszych czasach mamy przesyt takich filmów. Takich, które są na czasie, a nie ponadczasowe. A Gojira jest nie na czasie, ale ponadczasowa. I szczerze, z całego lisiego serca, mówię wam: obejrzyjcie sobie. To tylko 90 minut, ale ich nie powinno wam być szkoda. 

Film i franczyza mają 3+3+3 = 9 ogonów!










Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz