Źródło - Według Wikipedii domena publiczna. Na oryginalnym źródle - CC BY NC ND 2.0. Wierzę Wikipedii. |
Nie
powinno być dla nikogo, kto czyta tego bloga, co jest źródłem tokusatsu. Oprócz wczesnych efektów w teatrze kabuki oraz Ishinomori'm
Shoutarou, u którego wiać wpływy Tezuki Osamu, a u tegoż Walta Disneya,
jest jeszcze jeden element popkulturowy. Jest to coś, co na stałe wrosło w
kulturę japońską i wyrosło na niej tak jak w Polsce Kloss czy Pancerni - są
związani z historią danego kraju i jego mentalnością oraz filozofią. W tym
wypadku mówimy o nastrojach lat pięćdziesiątych oraz o negatywnych skutkach
użycia bomb atomowych - konkretniej na Hiroshimie i Nagasaki oraz incydencie Daigo Fukuryuu Maru (ang. Lucky Dragon 5) - jakie narastały w
Japonii. W ten sposób narodził się Król Potworów Gojira! Choć czasem to był
Królowa, zależnie od wersji.
Gojira, czyli gorylo-wieloryb (albo
jeszcze lepiej, Goryloryb), jakby należało to przetłumaczyć, jest jedną z
najstarszych ikon popkultury japońskiej. Większość Zachodu zna tą kreację
dzięki amerykańskim adaptacjom, które jak w wielu tego typu przypadkach, tracą
to, co stanowiło o pierwotnym sukcesie. Dlatego dzisiaj porozmawiamy sobie o
pierwszym występie tego potwora - tzn. Kaijuu
(dosł. dziwne bestie), czyli filmie z 1954 roku. Sukces tej produkcji wraz z
sukcesem seriali przyczynił się do powstania Sentai i Kamen Rider, a i
same filmy są lisiastycznie fajne.
Jak zwykle nie będzie spoilerów, także
sie nie martwcie. Nie będę opowiadała całego filmu, ponieważ mija się to z
celem. Zresztą choć film opowiada o Gojirze,
to nie jest to opowieść o potworze, ale o ludziach, którzy przez swoje
poczynania stają się potworami. Film nawiązuje do tego, przekuwając obawy
związane z bronią jądrową na tytułowego bohatera.
Film ma świetne efekty specjalne, którego
oddają umiejętnie klimat całości. Operując zaledwie gumowym kostiumem, sprężonym
powietrzem oraz ogniem pokazał całe spektrum możliwości, wraz z kluczową bronią
potwora - atomowym oddechem. Klasyczne efekty specjalne powodują, że czas filmu
trzeba zapełnić aktorami i związaną z nimi fabułą, ale tak, by nie stanowiły
wypełniacza, a po prostu pełnoprawną część filmu. To jest coś, czego do pewnego
stopnia brakuje mi w współczesnych filmach Marvela.
Cytując Iron Mana "Olej wodotryski" (w domyśle "i daj mi to, co
niezbędne"). Tutaj tego nie ma. Mają to amerykańskie Godzille, które są
dostosowane do widza zachodniego, który do pewnych rzeczy podchodzi z kijem, oceniając
tym samym książkę po okładce. Jak choćby to, że ten film jest czarno-biały. I
nic a nic mu to nie ujmuje, ale komuś tam pewnie może przeszkadzać.
Od samego początku takie podejście widać
w filmie. Muzyka, dźwięki, aktorzy. Scenariusz i prowadzenie opowieści. Drobne
smaczki, w postaci kilkusekundowych scen, zagrań czy przemilczeń. Czy są w tym
wszystkim jakieś wady? No tak. Gojira przynosi ze sobą ŻYWE stworzenie wymarłe
w Kambrze, a jak twierdzi film jest stworem pochodzącym z Jury. No tak z jakieś
kilkaset milionów lat różnicy. Pewnie tego jest więcej, ale nie wgryzałam się.
^_^ Dla samego filmu i jego sensu nie ma to znaczenia, a i większości osób
przeszkadzać nie będzie. Ponadto, taka niekonsekwencja jest typowa dla tokusatsu, które często nie jest
logiczne czy też zgodne z nauką. Owszem, zgodności są fajne, ale nie dla nich
produkowany jest tenże film.
Centralnym jednak wątkiem jest opowieść o
Naukowcy Serizawie oraz o związanym z tym japońskim poczuciem obowiązku. Aby to
zrozumieć, trzeba wprowadzić wam dwa pojęcia zobowiązań: on i giri. On jest zobowiązaniem nakładanym na nas
przez innych. Jest ono nam dane samo z siebie, przez niejako to kim jesteśmy.
To zobowiązania wobec cesarza, rodziców, nauczycieli czy pracodawców, którym
przez to co nam dali (państwo i jego struktury, opiekę; wychowanie i
przetrwanie oraz naukę) należy się odpłata. Jest to swoisty rodzaj długu, który
nie da się spłacić, gdyż jest on zbyt wysoki i ciągle narasta. To z tego
zobowiązania wynika uległość wobec woli rodziców czy pracoholizm kończący się karoshi.
Giri
stanowi to zobowiązanie, które musi być spłacone w całości i w określonym
czasie. Są to więc obowiązki wobec suwerena, powinowatych, osób, od których dało
nam przysługę (np. pieniądze), dalszych krewnych (wynikające z posiadania
wspólnych przodków) czy wobec swojego imienia. To z tego wynika wiele postaw samurai'ów w tym prawo zemsty,
konieczność odwdzięczenia się za prezent prezentem o tej samej wartości czy
szacunek i dbałość o przodków. Ogólnie, zobowiązania, które da się spłacić do
zera.
Prawdą jest, że jest to ledwo liźnięcie,
ale chętnych do głębszego zrozumienia tematu, proszę o zapoznanie się z ksiązką
Ruth Benedict "Chryzantema i miecz", która o wiele lepiej i dokładniej
opisuje całość.
Serizawa staje właśnie przed takim
dylematem moralnym. Z jednej strony ma zobowiązanie wobec nauki, a z drugiej
jego odkrycie nakłada na niego zobowiązanie wobec kraju w postaci udzielenia
pomocy w walce z Gojirą. Kaiju jest
tutaj ucieleśnieniem nie tylko obaw, co destrukcyjnej siły, niepohamowanego
pędu ku coraz większej sile, tylko dla samej jej posiadania, a Serikazawa jest
świadomy, że ktokolwiek go pokona, będzie tym, kto jest jeszcze silniejszy i
każdy będzie chciał posiąść od niego tę siłę. Jakkolwiek nie postąpi - z pozoru
- jest świadom tego, że ktoś posiądzie moc i siłę, której nikt posiąść nie
powinien.
Dla mnie całkowicie bez zdziwienia, ale
dla wielu pewnie tak, rozwiązanie było oczywiste, a sam film broni się do
samego końca kończąc się jak wiele bajek: morałem. Dość oczywistym, dość
prostym i może patetycznym, ale jednak znaczącym i ważnym. To jest prosty, a
jednak jakimś sposobem fajny film. To nie jest film, na wieczór, kiedy ludzie
lub lisy siadają by oglądnąć coś "fajnego" dla rozrywki. To jest
raczej film na spokojne popołudnie, dla odprężenia. Z herbatą w ręce, na fotelu
pod kocykiem. Po prostu. Miły, przyjemny, spokojny, ważki i poważny, a
jednocześnie cieszący oko i umysł. Tylko ty, ja, Gojira i jej ryk. I czasem,
czy nie warto siąść nad takim filmem? Jak dla mnie tak. Wielkie, lisiastyczne
tak.
Być może dlatego, że jestem lisem i myślę
jak Kitsune. Być może dlatego, że
taka tematyka do mnie przemawia albo porusza. Albo z innego "być
może" powodu. Nie ważne. To jest film, który po prostu wpisuje się dobrze
w tenże. Nie jest to film wybitny czy wielce wspaniały. Nie. Ale w dzisiejszych
czasach mamy przesyt takich filmów. Takich, które są na czasie, a nie
ponadczasowe. A Gojira jest nie na czasie, ale ponadczasowa. I szczerze, z
całego lisiego serca, mówię wam: obejrzyjcie sobie. To tylko 90 minut, ale ich
nie powinno wam być szkoda.
Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz