Aby nie było wątpliwości, o przygodach tychże w tenże ich
wydaniu pisać dziś będziemy. Kamen Rider jest właśnością Ishinomori Shoutarou/Ishinomori Inc/Toei Company.
|
Od pewnego czasu było to tak
jakby pewne, że moja przygoda z tą franczyzą musi się jakoś zacząć i rozkwitać,
nawet jeśli ostatecznie okazałoby się, że nie polubię tejże. Wszelka, poprawna
logika nasuwała ten sam fakt: muszę się tym zająć. Czy to dlatego, że sam Toei
połączył ją oficjalnie na wiele sposobów z Super
Sentai czy też dlatego, że w Japonii jest to dzieło nie mniej znane jak i
również lubiane. Manga Change 123 zawiera spore nawiązania do
tenże, a w One Punch Man pojawia się
postać inspirowana, Mumen Ridera (i
choć w tłumaczeniu Pawła Dybały nawiązanie znika na rzecz Sami Wiecie Czego w
postaci Rower Rangera). Ale również
dlatego, że jako obecnie chyba największy, aktywny (powiedzmy) polski
propagator gatunku tokusatsu nie mogę
po prostu pominąć tak dużego dzieła. Oznacza to nie tylko to, że seriale z cyklów
Metal Hero i Ultraman oraz filmy o Gojirze
kiedyś u nas zagoszczą. Oznacza to przede wszystkim, że nadszedł czas na
drugą z trzech największych franczyz tokusatsu.
Obok Gojiry i Super Sentai jest to... KAMEN RIDER!
Pokrótce więc tak
przedstawia się moja przygoda z Kamen
Riderami. Nie jest to moje z nimi pierwsze spotkanie - to miało miejsce
przy okazji oglądania Saban's Masked
Rider czyli odpowiednika Sami Wiecie Czego dla Riderów - amerykańskiej adaptacji serii Kamen Rider Black RX. Pomysł jednak nie chwycił - co najmniej z dwóch powodów. Podówczas
brakowało dalszych sezonów, którymi można by pociągnąć historię dalej. Jak
dojedziemy do tego momentu w historii Riderów,
to wtedy poznamy powody, czemu Toei
wtedy anulował serial, by później do niego wrócić. Ruga kwestia, to jednak
fakt, że serial był nijaki.
Historia
franczyzy zaczyna się od ich twórcy, znanego już nam Shoutarou Ishinomori'ego, czyli
legendy tokusatsu. Serial jest
spuścizną po jego mangach, Cyborg 009 i
Skullmanie, którego - kiedy przeniósł się do tworzenia seriali -
chciał sfilmować. Z racji faktu, że "oryginał" był dość mocny,
poważny i nieodpowiedni dla dzieci, musiał to złagodzić. Tak więc powstało Kamen Rider, w którym można było
dostrzec wiele elementów charakterystycznych dla Cyborg 009 i Skull Mana.
Chcę
wam powiedzieć na samym początku, że żeby się móc się dobrze rozeznać w
pierwszej serii i ją dobrze ocenić, potrzebne będą drobne spoilery. Dotyczyć
one będą tylko i wyłącznie pojawienia się pewnych dwóch, kluczowych dla
większości odcinków postaci. Na szczęście pojawiają się na tyle wcześnie, że
nie będzie to duże odstępstwo. Inaczej bowiem rozmawiając z każdym kto serię
zna lub który coś tam w internecie zobaczył, będziecie zaskoczeni i
zdezorientowani.
Kamen Rider jest pierwszą z serii -
obecnie dwudziestu trzech - opowiadających o (prawie) samotnej walce jeźdźca z
"złą/przestępczą" organizacją. Celowo mówię samotnej, bo zwykle w
większości przypadków, choć protagonista ma swoich towarzyszy, którzy czasem
również kopią tyłki, to jednak główne starcia odcinka toczy solo. Pierwszym Kamen Riderem został motocyklista, Hongo
Takeshi, który został porwany przez tajną organizację terrorystyczną, Shocker. Pierwotnie, jej celem była
dominacja nad światem poprzez przemianę wszystkich w cyborgów (dosł. zmienionych
ludzi; ang. altered human; jap. kaizou
ningen), a zabicie tych, którzy się nie nadają. Hongo ucieka tuż przed
praniem mózgu, a konkretniej jego "zremodelowaniem", które efektywnie
równa się praniu mózgu. Również pierwotnie, ludziom były nadawane w ten sposób cechy (w tym wygląd) prostych
zwierząt, jako iż te łatwiej jest "modelować", dlatego pierwszy Kamen Rider ma motyw konika polnego, a
kolejni już innych owadów. Anyway, w
dużym skrócie, Hongo udaje się do swojego klubu wyścigowego i razem z jego
prezesem, Tachibana Tobei'em toczyć walkę z Shocker.
Charakterystyczną
cechą wszystkich seriali Ishinomori'ego jest nieprzemyślany pomysł.
Konkretniej, wpadł na jakiś, zaczął realizować, ale nie wszystko do końca
przemyślał. Widać to bardzo wyraźnie po powyższym oraz wielu innych elementach,
które pozwolę wam samemu odkryć. W miarę kolejnych odcinków, kiedy już się
wyjaśni co chwyciło, a co nie, świat nabiera jedności. Ważne jest również
zaznaczyć, że jest to pierwszy jego serial i to na nim uczył się tegoż. Jako
osoba, która obejrzała już więcej jego pozycji, to lepiej to widzę. Budowanie
świata Toei zajęło mu sporo czasu, ale w konsekwencji doszedł to tego. Co jest
również istotne, Kamen Rider są jego
oczkiem w głowie: serią, którą chciał zrobić, a nie został poproszony jak było
z "zespołem Riderów" czyli Super Sentai. Poświęcił więc jej
naturalnie o wiele więcej i nie został od niej tak bardzo odsunięty. To widać w
kolejnej już serii, Kamen Rider V3
jak i dwóch seriach Sentai
Ishinomori'ego. Nie doszedłem do tego, ilu tak naprawdę Kamen Riderów
stworzył - niemal wszędzie podaje się, że większość,, nawet tych po swojej
śmierci w 1998 r, ale spokojnie możemy powiedzieć, że bez nich nie było by Sentai jak i innych serii. Teraz więc
możemy już sobie powiedzieć jaki jest pierwszy serial.
Długi.
Odniósł podówczas ogromny sukces, czemu dziwić się nie można, zważywszy, że
ówcześnie jedyną, większą serią byli Ultraman,
a filmami Gojira. Pierwsze trzynaście
odcinków stanowi wstęp. Początkowo ciekawy, a potem nudnawy aż do zastąpienia Kamen Ridera Ichigou przez Kamen Ridera Nigou. To był ten moment,
który nie tylko uratował serial, ale wydobył z niego wszystko, co najlepsze.
Opowiadana historia zaczęła się krystalizować i nabierać rozpędu oraz jest
pchana w konkretną stronę: ku pokazaniu jakimi fanatykami i złymi ludźmi są Shocker oraz jakim bohaterem jest Kamen Rider. Oraz jak trudno jest mu być
tym, kim jest - choć ten aspekt jest słabo pokazany.
W
tym momencie warto zaznaczyć, że wygląd obu Riderów
jest bardzo podobny. Hongou w serialu ma aż trzy różne stroje, a pierwszy znak
rozpoznawczy stroju Ichimonji'ego (paski na rękawach i nogawkach) jest szybko
zaimportowany do stroju Honga. Jedyną,
stałą różnicą są rękawice - Rider Ichigou
ma najpierw zielone, a potem
srebrne, a Nigou czerwone. Same
kostiumy są w porządku, choć wyraźnie widać, że maski są oddzielne od reszty i
przy zbliżeniach wygląda to źle. Są też małe pelerynki, a właściwie szaliki. Bardzo
szybko zostają również wprowadzone pozy oraz związana z nimi henshin czyli przemiana. Choć oficjalnie
trwa ona 0,5 sekundy, to jednak mi ją widzimy bardzo wolno, abyśmy mogli się
nacieszyć ruchami, które są dość charakterystyczne i niejednokrotnie
parodiowane.
Obaj
również różnią się charakterologicznie, chociaż ojcuje im obojgu Tobei,
stanowiący moralną, mentalną, psychologiczną i strategiczną podporę. Hongo jest
łagodniejszy i bardziej empatyczny, podczas gdy Ichimonji jest bardziej
porywczy i zamknięty. Choć im bardziej poznajemy obu, tym coraz wyraźniej
widać, że to Hongo jest introwertyczny, a Ichimonji ekstrawertyczny i tak
naprawdę oboje są bardzo podobni i bardzo różni. Identyczni jak bliźniacy
dwujajowi i jednojajowi jednocześnie. Choć mnie osobiście Hongo nie podpadł.
Jest
też w serialu kilka zmyślnych elementów, które budują późniejszą narrację. Nie
mogę oczywiście o nich teraz powiedzieć, ale mogę zaznaczyć, że wraz z
postępem, coraz więcej jest takich rzeczy, smaczków, które wzmacniają serial.
Niektóre z nich są bardzo pomysłowe i ciekawe i ciężko podać takie, które by
były mocno słabe.
Ogromnym
tego plusem jest fakt skupienia się większego na fabule niż na tym, jak co
wygląda. Mała, stosunkowo, liczba postaci sprawia, że ogarnięcie wszystkiego
jest o wiele łatwiejsze. Z drugiej strony, zabrakło trochę głębi, którą o wiele
częściej widzę w sentai w postaci
odcinków dedykowanych. Fakt, że to tutaj nie jest aż tak potrzebne, ale
zdecydowanie da się odczuć brak odcinków o rodzinach, zainteresowaniach itp. W
sumie, niewiele wiemy o większości postaci. To nie sprawia jednak, że fabuła
jest gorsza. Jest bardziej skupiona na relacjach pomiędzy złymi, a dobrymi oraz
wewnętrznymi rozgrywkami obu stron.
I
teraz słów kilka o nich. O złych. Chciałbym wam ich odbiór pozostawić wam, więc
niestety powiedzieć wam o nich nie mogę wiele. Ich akcje całkowicie podlegają
fabule i są od niej zależni. Ze wszystkimi tego wadami, a te tutaj są bardzo
spore. Bardzo, bardzo spore. Mam problem jak wam powiedzieć, a nie powiedzieć.
Więc pozwolę sobie to ująć tak. Mogli zrobić o wiele więcej. Mogli być o wiele
większym zagrożeniem. Pokonani zostali przez garstkę ludzi, z których dwoje
sami stworzyli.
Ale
tak poza tym, to jest to organizacja całkiem sensownie działająca i logicznie
myśląca oraz pewna swoich założeń. Owszem, nie jest tak zawsze, ale w
przeważającej większości jest dobrze. Pierwsze odcinki są pod tym kątem lepiej
zagrane, ale późniejsze odsłaniają troszeczkę inną wizję, która ogólnie lepiej
pasuje do całości. Zastanawiające dla mnie jest to, że mają dość sporo
pieniędzy i zasobów na te wszystkie swoje bazy i stanowiska. Oraz niezliczoną
liczbę bojowników, których... powstrzymam się od komentarza.
[Filmik usunięty. :(]
Nawiązanie zachodnie: Micheangelo z TMNT wykonuje "sekretne kata" będące nawiązaniem do kolejnego sezonu serialu. Pewnie nie wiedzieliście... Ja też. Do czasu.
Czy
można coś jeszcze powiedzieć o pierwszym serialu? Ma niezbyt dobry opening, który mocni zapada w pamięć, że
do dziś się go śpiewa. O wiele bardziej niż w przypadku sentai, buduje podkład pod franczyzę i jej stałe elementy. Ma o
wiele lepiej zbudowaną mitologię oraz jest wewnętrznie spójny. Da się oglądać
kolejne sezony oddzielnie, ale w sumie lepiej jest po kolei. Daje to o wiele
lepszy osąd. Nie jest to jak w przypadku ery Zordona, ale bardziej jak
powiązane nićmi sezony. A przygody Riderów to również integralne filmy. Tym razem były dwa (jeszcze przede mną, ale raczej nie będzie o nich osobnych wpisów).
Byłem
miło zaskoczony tym serialem. Nigdy nie byłem fanem i zawsze jakoś wolałem sentai, ale po obejrzeniu już prawie dwóch
sezonów jednoznacznie mogę stwierdzić, że to jest bardzo dobry serial, który w
ogóle się nie zestarzał, choć ząb czasu go nieco rusza. Mimo swoich
charakterystycznych wad, specyficznych plot
holi czy innych nieścisłości, nie ogląda się go źle, ale wprost przeciwnie.
Momentami jest lepiej jak w sentai, a
momentami gorzej. Nigdy jednak serial nie zszedł na psy. Jakie będą kolejne sezony?
Zobaczymy. W tej materii Ishinomori miał o wiele więcej do powiedzenia, a więc
i mógł swoją wizję rozwinąć lepiej. Poczekamy, zobaczymy.
Serial ma... 1+1+0 = dwa ogony! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz