Search this blog/このブログの中でさがす:

poniedziałek, 20 listopada 2017

Dzwonnik z Notre Dame i Sofizmaty


Cosplay Esmeraldy z Dzwonnika z Notre Dame.
Postać Esmeraldy należy do Disney Company.
Zdjęcie zrobione podczas Magnificon 2015 (zgoda na publikację wizerunku uzyskana ustnie).
 Źródło Własne - wszelkie prawa zastrzeżone.

                W zasadzie to miał to być wpis o innej animacji. Ale zakupiwszy jakiś czas temu Dzwonnika z Notre Dame, przypomniałem go sobie niedawno. O ludzie! Jaka mnie naszła ochota, by porozmawiać o tym, że Disney to samo zło, a większość z nas jest albo Frollo albo Quasimodo, a już niekoniecznie Febusem lub Esmeraldą. Więc porozmawiajmy. Czemu nie? Tylko, że porozmawiajmy na poważnie. Dzisiaj powiem wam przede wszystkim o tym jak argumentować, a jak nie. A reszta jest tylko pretekstem.

                Może na początek warto powiedzieć, że nie przygotowywałem się specjalnie do tego wpisu. Jest on wynikiem nagłej myśli i kilku przemyśleń, więc jest zbiorem raczej kilku obserwacji jak udokumentowanych faktów. W pewien sposób zamierzam obnażyć to, w jaki sposób wiele osób myśli i funkcjonuje. To pewnego stopnia nawet powiem, że sam widzę takie rzeczy u siebie - więc, żeby nie było, że kreuję się na wielce cnotliwego. Choć chociaż świadomość tego pomaga to zwalczać.

                Dzwonnik z Notre Dame, jak zdecydowana większość prac sygnowana oryginalnie przez Disneya (a więc pomijam np. Marvela , Star Wars czy Pixara), jest filmem bazującym na dziele z domeny publicznej - powieści "Katedra Naszej Pani w Paryżu" Victora Hugo. Akurat z tego ta firma jest znana od samego początku i pominąwszy oryginalną ferajnę Walta Disneya, - Mickey'a, Minnie, Donalda z całą rodziną, Goofie'ego, Pluto, Pete'a itd. - samo studio prawie nigdy nie tworzył oryginalnych dzieł. Nawet posądzanemu o bycie pierwszym pełnometrażowym filmem nie bazującym na domenie publicznej Królowi Lwowi zarzuca się bycie opowieścią o Mojżeszu - na tej samej zasadzie jak Frozen jest Andersenową Królową Śniegu.

                Oryginalne dzieło było odwzorowaniem francuskiego społeczeństwa w postaci miasta Paryża. I o ile film zachował to odwzorowanie (nie wiem - książki nie czytałem), to widać to wyraźnie w filmie. W jakiś sposób jest to wizja ponadczasowa oraz ponadmiejscowa - nie musi się odnosić do żadnej konkretnej społeczności ani czasu. Równie dobrze możemy ją odnieść do Polski współczesnej jak i osiemnastowiecznego Paryża. Na główny plan wyłaniają się cztery typy osób, choć jeśli się przyjrzeć to jest ich sześć. Mamy więc władzę/siłę (Frollo), urzędnika (Febus), przydatnego sługę/wyrzutka (Quasimodo) oraz tłum (zwykli obywatele), zło/margines społeczny (Cygani) i zaprzeczający wszelkim ich stereotypowym cechom wyjątek (Esmeralda). Jeśli odnieść te zależności do dowolnej grupy osób, to możemy uczynić to na dwa sposoby.

                Bezpośrednio, po prostu przenosimy te archetypy na daną grupę według zasady wyżej. Możemy to uczynić nie tylko na poziomie kraju, co również województwa, miasta, szkoły, rodziny itd. Czasem będzie to porównanie mniej pasujące, a czasem bardziej. Nie zawsze odnajdziemy wszystkie sześć archetypów. W sumie, nic trudnego i ciekawego. Ja chcę jednak pokazać wam zupełnie inne podejście do tego schematu. Jednakże, aby je zrozumieć, muszę wam powiedzieć o dwóch rzeczach. O jednej już wam kiedyś obiecałem wspomnieć, a o tej drugiej wspomnę dziś. I pomny długości swojego wywodu, zaznaczam, że wszystko jest akonto Dzwonnika i nadal o nim mowa.


Na tym zdjęciu również nie ma bajki, 
gdyż postać owa nazywa się... Bąbelki (oryg. Bubbles).
by Gage Skidmore na licencji CC BY SA 2.0
                Sofizmaty, to rodzaj argumentowania, który jest poza logiką. To znaczy, że jest to rodzaj argumentu, który nie jest logiczny, choć na takowy może wyglądać. Może wynikać z wykrętu, ukrytego błędu, jak również zwyczajnie, po prostu chęci udowodnienia swojej racji po trupach. Szczególnym przykładem sofizmatów są błędy logiczno-językowe. Najprostszy przykład, opierający się o skrót myślowy: określanie animacji jako bajek. A teraz wyjaśnienie, czemu to jest sofizmat - uwaga! Będzie długo. Bajka jest epickim, alegorycznym, utworem literackim, zawierającym morał, zwykle wierszowanym i krótkim. Kropka. Według Wikipedii szczególnym rodzajem bajek (ależ to jest błąd...), a właściwie ich zasadniczo przeciwieństwem, są baśnie, którymi są np. Akademia Pana Kleksa, Czerwony Kapturek czy Dziewczynka z Zapałkami. Są więc to dłuższe, niekoniecznie wierszowane opowieści o wyraźnie cudownym charakterze i odrealnione (nierzeczywiste - bajki są bardziej rzeczywiste np. ze wg. na alegoryczność), niekiedy z ukrytym morałem. Te były dzieciom nie tylko czytane, co i czasem po prostu opowiadane. Nawiązujące do tego ostatniego, istniejące języku potocznym funkcjonują związki frazeologiczne typu "opowiadać bajki" "jak z bajki", "wkładać między bajki", są więc ze swej natury błędne. Oczywiście nie każda baśń musi posiadać wszystkie cechy jej charakterystyczne (np. trudno doszukiwać się w Dziewczynce z Zapałkami czy Jasiu i Magicznej Fasoli antropomorfizacji przyrody), to jednak główne cecha baśni - oczywista cudowność, a przez to nieprawdziwość - została przeniesiona na każdą opowieść dla dzieci, niezależnie od jej formy i wyolbrzymiona (np. dodawanie często cechy infantylności i braku sensu). Trudno mi wyłapać elementy baśni w Avengersach, Batmanie czy Samuraju Jacku, choć na przykład w My Little Pony czy Marta Mówi poszłoby łatwiej. Wciąż to nie są bajki, ani baśnie (literackie). Klasyczny błąd logiczno-językowy, i to podwójny (błąd w nazwie [powinna być baśń] i błąd w określeniu formy przekazu [dzieło nie literackie]. Inne, proste przykłady to pleonazmy (masło maślane np. Kucyk Pony) czy pustosłowia. Ot proszę bardzo, macie przykład sofizmatu. Każda argumentacja odnośnie animacji oparta o cechy baśni lub bajek jest z gruntu nielogiczna, a więc stanowi argumentację poza logiczną, czyli właśnie sofizmat.


Demokracja, czyli system polityczny zaprojektowany
do stosowania logicznej argumentacji (tj. debaty), a w którym najczęściej 
stosuje się podane tu sofizmaty jako typowe argumenty w dyskusji.
                To, co jednak nas interesuje to wszelkie rodzaje argumenty typu "argument odnoszący się Argumentum ad...). I tu sobie pozwolę na krótką listę z przykładami. Postaram się by były takie, aby od razu wykazać również znajdujące się w nich błędy np. natury metodologicznej lub wynikające z stereotypu. Podany wyżej przykład opisuje bowiem zjawisko, ale nie pokazuje prawdziwego zagrożenia i sensu sofizmatów. Rodzajów jest oczywiście więcej, a ja tylko podam te najbardziej nam ważkie. Argument odwołujący się do słuchaczy (argumentum ad auditorem), czego przykładem jest długa już czasowo "kłótnia" ewolucjonistów z kreacjonistami. Ci pierwsi argumentują słuchaczom, że Ci przecież nie chcą podważać setek lat nauki i doświadczeń,  a ci drudzy, że nie chcieliby pochodzić od małpy (a Darwin użył słowa małpolud i powiedział, że mamy z nim wspólnego przodka. Zapamiętajcie sobie: powiedzenie, że człowiek pochodzi od małpy jest jak powiedzenie, że mój brat/kuzyn jest moim ojcem albo dziadkiem). Ani jeden argument ani drugi nie udowadnia jednak samego twierdzenia, a jedynie odnosi się do woli słuchaczy. To również zapytanie się uczniów, czy chcą chodzić do szkoły (większość nie chce) w dyskusji nad potrzebnością reformy szkół. Zdanie dzieci nie jest tutaj argumentem w sensie logicznym. Argument odnoszący się do człowieka (argumentum and hominem) czyli argument, odwołujący się do poglądów i zachowań danej osoby. Np. odrzucanie argumentacji katolika odnośnie kary śmierci, argumentując to piątym przykazaniem. Pewnie mało osób wie, o zasadzie niesprawiedliwego agresora: w sytuacji kiedy ktoś nas atakuje, a nie ma innego środka lub zostały one wykorzystane, w celu ochrony swojego życia (przez co rozumie się również życie rodziny czy narodu) dopuszczalne jest, ale nie wskazane, bez zaciągnięcia grzechu (do grzechu wymagana jest świadomość i dobrowolność, a tej drugiej w takiej sytuacji brak) zabójstwo drugiej strony. Tu pozwolę sobie zakończyć, bo to temat rzeka. Argument odnoszący się do niewiedzy (argumentum ad ignorantiam) czyli, skoro nie możesz udowodnić (nie ważne czy przez brak wiedzy albo nieudowadnialność twierdzenia) to nie masz racji. Uwielbiam to, ponieważ widzicie, czasem stosuję to w sposób odwrócony: nie jestem wstanie udowodnić komuś istnienia ewolucji, ponieważ ani mu w jedną dyskusję nie wtłoczę pięciu lat moich studiów ani nie noszę przy sobie szeregu skamielin itd. więc argumentuję czasem "uczyłem się tego/zdawałem z tego egzaminy, więc wiem co mówię", co same w sobie jest swoistym argumentem odnoszącym się do autorytetu (argumentum ad verecundiam) i też jest sofizmatem. Argument odnoszący się do osoby (argumentum ad personam) - bardzo podobne do hominem, ale różnica jest taka, że tutaj nie odwołujemy się do poglądów danej osoby, ale do tego, że JEST to ta osoba. "On zawsze głupio gada, więc teraz też głupio mówi - nie ważne co mówi". W sumie to jeszcze warto powiedzieć o argumentach odwołujących się do konsekwencji (ad consequentiam - to nie jest prawdziwe, bo nie podoba mi się to co z tego wynika), kary (ad baculum - jak się nie będziesz uczył, to ci **** zleję) i liczby osób, które wyznają daną rzecz (ad numerum - rację ma liczniejszy).
do X" (łac.


Darwin się przewraca. Sofizmatów w dyskusji
o ewolucji jest wiele i żaden nawet prawdy nie
widział na oczy.
Źródło, Domena publiczna, autor nieznany.
                Być może część z was widzi, że sofizmaty są czasami argumentami logicznymi w sensie, że słusznymi i poprawnymi, co przeczy ich definicji. Rozumiem przez to fakt, że czasem NIE JESTEŚMY wstanie udowodnić wszystkiego, nawet jeśli wiemy, że mamy rację. I wtedy musimy argumentować sofizmatem. Rozwijając powyższe, pozwolę sobie podać przykład ewolucji. Ewolucja to pewien rodzaj procesu o pewnych cechach stałych, który jest faktem. Ewolucja może być w sensie biologicznym, ale też i np. możemy mówić o ewolucji czyjegoś pisma czy poglądów. Miałem w swoim życiu kilku dyskusji, podczas których  - jak napisałem wyżej - nie jestem wstanie kogoś przekonać do tego, że ewolucja w sensie biologicznym istnieje i to, że jest teorią, nie znaczy, że jest nieprawdziwa/mniej prawdziwa (gdyż teoria to zbiór faktów, praw, pojęć, aksjomatów, definicji oraz hipotez, wraz z ich logicznymi następstwami/wnioskami; jedyna wątpliwa rzecz tutaj, to hipoteza, która może być po prostu nieudowodniona czy niemożliwa do udowodnienia. Wiele osób myli właśnie hipotezę [czyt. twierdzenie niepewne, wymagające udowodnienia] z teorią). Mówię wtedy, że musi mi zaufać. Że wiem co widziałem i co studiowałem. W zasadzie, prawdziwość każdej wiedzy, której nie sprawdziliśmy samemu (a to jest niemożliwe dla całej naszej wiedzy) jest argumentowana autorytetem. Ufamy nauczycielom, Einstenowi, Pasteurowi, Newtonowi, Miodkowi, a nawet starszemu koledze po fachu, rodzicom, dziadkom itd.

                Sofizmaty są mi potrzebne by wam pokazać i wyjaśnić filozofię gumofilco-karate, a ta - trailer - do tego, by wykazać, że archetyp Frollo nie jest archetypem jednoznacznie negatywnym, a Esmeraldy czy Quasimoda jednoznacznie pozytywnym. Filozofia gumofilco-karate (tzn. samoobrony swoich poglądów) opiera się na dwóch założeniach: jest argument siły i siła argumentu. Rację rzeczywistą ma ten, którego siła argumentu jest większa dopóki, dopóty nie stanie naprzeciw większej sile argumentu. W praktyce, rację ma ten, kto skuteczniej przepycha swoje argumenty, a więc argument siły. I najczęstszą metodą jest tutaj metoda młotka, polegająca na jak najtwardszym uderzeniu ("dowaleniu") przeciwnika argumentem - może to być dosłownie pięść lub kopniak albo jakiś sofizmat. Ile ja dyskusji "przegrałem" bo nie szło się przebić siłą argumentu przez sofizmaty przeciwnika to wam nie powiem. Większość ludzi nie wie nawet co to jest i że nie stanowią one logicznego argumentu. Trzeba jeszcze powiedzieć, że argument siły nie oznacza tylko siły fizycznej i wykorzystania pozycji w hierarchii. Argument siły można zastosować słownie, gestem czy nawet nic nie robiąc i może to zrobić osoba będąca teoretycznie niżej. Odwołam się do tego później.


Czerwony Kapturek, czyli baśń o tym jak
Babcia i Kapturek zmuszone argumentem siły wilka
dają się zjeść, a wilk zmuszony argumentem siły
myśliwego daje się rozpruć. Trudno orzec,
czyja racja większa.
                I teraz najważniejsze: najmądrzejsi są nie Ci ludzie, którzy zawsze stosują siłę argumentu, ale Ci, którzy wiedzą, kiedy stosować który rodzaj argumentu. Sami doskonale wiecie, że czasem komuś nie wytłumaczycie albo po prostu brakuje mu wiedzy do zrozumienia. A czasem nie ma sensu tłumaczyć tylko uciekać albo walić po mordzie od razu. Myślicie, że zbir będzie czekał, aż mu wytłumaczycie, że on i jego kumple nie mają szans na ciebie, bo znasz karate? Często walnie z piąchy albo noża i nie będzie czekał, aż spróbujesz się dogadać. Albo, że zadufany rozmówca, który "ma rację", tak od razu uwierzy w logiczne argumenty? Niektórzy tak. A innym najpierw trzeba "zasadzić kopa" tak, żeby pokazać, że się mylą, a nie że my rację mamy. Myślicie, że w polityce chodzi o siłę argumentu? Chciałbym. Jednakże, argument siły nie jest argumentem złym ze swej natury. Decyduje o tym kontekst.


                A teraz takie drobne pytanie: czy wiecie, kiedy w życiu stosuje się sofizmaty jako jedyne, logiczne argumenty w dyskusji? I to jako argument siły? A no na przykład opiekunowie (nie tylko rodzice, bo i wujkowie, dziadkowie itd.) do małych dzieci. Argumentum ad vericundum i ad  baculum aż się patrzy. Albo policjant do potencjalnego przestępcy lub zbir do ofiary - argumentum ad vericundum. Przesłuchania policyjne to często argumentum ad personam lub hominem (policjanci często doskonale wiedzą z kim mają do czynienia i tak prowadzą rozmowę, by użyć to na swoją korzyść). Nauczyciel do uczniów. Itd.  Największym zagrożeniem tego, jest to, że NIE ZAWSZE mamy rację my i w związku z tym nie zawsze mamy prawo użyć argumentu z pozycji "ja wiem, a ty nie, więc słuchaj co mówię", a więc sofizmatu. Najmądrzejsi z najmądrzejszych wiedzą i o tym i wiedzą kiedy mogą, a kiedy stosować sofizmaty. Niestety, najczęściej bardziej wykształceni używają swojej przewagi wiedzy, by rozporządzać mniej wykształconym w sposób negatywny.

                Wracając już bardziej do Dzwonnika z Notre Dame. Frollo jest postacią jednoznacznie negatywną. Uważa, że ma rację w tym, iż Cyganów trzeba się pozbyć, bo są źli i szkodzą miastu. Oczywiście, nie umie tego udowodnić. Quasimodo zaś jest... cóż... jest niezrozumiany, choć sympatyczny i pożyteczny. I też nie jest wstanie tego udowodnić, bo jest osądzany po wyglądzie. Chyba nikt nie chciałby być jak oni, prawda? Archetyp Febusa czy Esmeraldy lepiej przemawia. Archetyp szlachetnego urzędnika, który sprzeciwia się władzy i pozytywnego wyjątku, którzy zaprzecza złej regule, ale będącym jej częścią. Sęk w tym, że większość z nas jest jak Frollo lub Quasimodo - albo się wywyższamy, albo jesteśmy poniżani przez wywyższających się. Ale - bo przecież nie po to pisałem dwie strony, by nie było "ale". Popatrzmy się na to po całości. Frollo pierwszy.


Piękno tego filmu polega na tym, że postępowanie żadnej postaci nie jest
jednoznacznie dobre lub złe. Wymaga szerszego kontekstu do oceny.
Ciężko ocenić po samej nazwie czynu, czy Quasimodo postąpił źle
czy Febus postąpił źle, czy Frollo postąpił źle. A jednak, w życiu codziennym
często nie szukamy kontekstu tylko wydajemy wyrok.
na licencji CC BY ND 2.0
                Patrząc na to z perspektywy filozofii gumofilco-karate i sofizmatów, jedynymi wadami postępowania Frollo odnośnie Cygan jest posłużenie się niesłuszne sofizmatem do usprawiedliwienia złego użycia argumentu siły. Więc nie chodzi o to, że Frollo użył argumentu siły, ale o to, że nie miał on uzasadnienia. Drugą kwestią jest to, że nie wiemy czy miał rację odnośnie Cygan. Nie wiemy, czy faktycznie stanowili jakieś zagrożenie dla miasta. Frollo przegrał, ponieważ gdyby miał rację, to nieumiejętnie ją wyłożył i stracił poparcie Quasimoda, Febusa oraz społeczeństwa. Gdyby jej nie miał, to i tak przegrał - ale tutaj ponieważ użył argumentu siły do przepchnięcia swojej racji. Archetyp Frollo to archetyp osoby, która wie, że ma rację i używa sofizmatów do jej argumentowania, ponieważ nie da się inaczej albo osoby, która swoją rację przepycha za wszelką cenę. A jak wiemy, pierwsze nie jest jednoznacznie negatywne, a drugie tak. Frollo nie jest postacią jednoznacznie złą. Uratował w konsekwencji Quasimoda i się nim zajmował, a także wyznawał chrześcijaństwo, którego dobrym wyznawcą się mienił (błędnie). Jego chęć opieki nad miastem również była dobra. Niestety wykonanie tegoż było złe. I argumentacja również.

                Nie bronię przez to Frolla, ale chcę zwrócić uwagę, że archetyp władzy nie jest archetypem zła. Choć politycy nie ułatwiają nam tego. Wiecie nie nazwałbym władzy jaką mieli (i nadal mają) nade mną moi rodzice złem. Ani różnych innych władz, pod którymi byłem. Nie demonizujmy władzy, ale też nie gloryfikujmy jej. Sam Frollo był złą władzą - owszem - a jego metody niezbyt pozytywne, to jednak sama ich natura nie była zła, tylko sposób w jaki została użyta. Władza musi korzystać z argumentum ad vericundum, gdyż inaczej musieliby cały naród doszkolić z każdej dziedziny np. ekonomii, gospodarki, ochrony środowiska, oświaty itd., a jak wiecie to jest niemożliwe. Frollo użył jednak swojego autorytetu w zły sposób.

              Z drugiej strony mamy Febusa i Esmeraldę, którzy jednoznacznie przeciwstawiają się takiej metodyce. Teoretycznie, robią dobrze, bo była to w tym przypadku zła metoda, ale patrząc po całości, stosują dokładnie taką samą metodologię jaka on. Wiedzą, że mają rację i też nie są wstanie jej Frollowi wyłożyć, ale udaje im się społeczeństwu, które przekonane nią ostatecznie im pomaga. Różnica polega na tym, że oni użyli nie argumentu siły, a siłę argumentu, po to by usprawiedliwić słuszny argument siły - Frollo nie był kimś, kogo przekona argumentacja logiczna, a powinien być w jakiś sposób powstrzymany. Ale nie znaczy to, że są jednoznacznie pozytywni: Febus, bądź co bądź, jest zdrajcą, ale sam w sobie nie zrobił nic, by przekonać Frollo i odwieść go od złej argumentacji. Esmeralda również w jakiś sposób zdradza Cyganów oraz nie walczy z negatywną opinią o nich. Owszem są postaciami pozytywnymi, które użyły dobrej argumentacji, ale nie są do końca dobre.

                Nie oskarżam przez to ani jednych ani drugich. Archetyp Febusa jednak wiąże się nieodzownie z "paniami w okienku", które czasem chcą pomóc, ale nie mogą i czasem robią, co mogą (a czasem nie). Taki listonosz czasem również nie doniesie wszystkiego tak szybko, jakbyśmy chcieli, a pani w przychodni nie rozdwoi się by rejestrować osoby z kolejki i przez telefon. To też są "Febusy", które nie zawsze mogą wyrwać się spod "złej władzy", na którą sami nie mają aż takiego wpływu. Archetyp Esmeraldy i poniekąd Cyganów również, to archetyp bycia niezrozumianym przez bycie częścią jakiejś grupy społecznej i to bycie tą częścią pozytywną (bo negatywne też są przecież). Bycie ocenianym przez stereotypy i próba im się przeciwstawiania. To rzadko jest łatwe. I obie grupy mierzą się z siłą, której nie da się po prostu wyjaśnić, co robi źle i gdzie ich argumentacja szwankuje, choć sami niekiedy również są w jakimś stopniu częścią tej siły. I czasem po prostu nie mogą inaczej, jak tylko argumentem siły.

                Jest jeszcze Quasimodo, czyli ktoś kto jest pomiędzy nimi. Wiecie jakiego typu argumentu używa? Argumentu siły. On, podobnie jak Febus i Esmeralda, wie - albo raczej w konsekwencji dowiaduje się, że




i zamiast argumentować, używa właśnie swoistego argumentu siły. Po prostu robi swoje, to, co powinno być zrobione. Pomaga i ratuje. Ale, początkowo robi to wbrew Frollo, zdradza go, albowiem uważa podówczas, że on ma rację (ufa mu), to jednak zauważa, że nie wszystkich powinno się wrzucać do jednego worka - Esmeralda nie jest przecież taką Cyganką, jak wszyscy pozostali i jak je opisuje Frollo. Poza tym, że jest po prostu wyrzutkiem, typem posłusznego sługi, to jednak jest bardzo mądry i ma rację, choć nie jest wstanie jej udowodnić, ponieważ i tak go nikt nie będzie chciał słuchać.

                I znowuż, nie bronię i nie osłaniam tutaj Quasimoda, choć jest najbardziej pozytywną postacią z nich wszystkich. Popada on w taką stagnację, z którą ostatecznie walczy, pozostania w ukryciu, pozostania dziwakiem z dzwonnicy. I to jest złe. Złe jest również oszukiwanie swojego... mistrza, któremu bądź co bądź zawdzięcza utrzymanie (choć Frollo początkowo nie był taki chętny).

                Ogólny problemem trzech ostatnich archetypów jest właśnie stoją w opozycji do sił, które ich nie rozumieją, i którym argumentowanie swoich słusznych racji nie jest proste. I wszystkie one, albo poddadzą się tej sile albo zaatakują ją argumentem siły i sofizmatami. Oczywiście, musi to być dokonane w sposób przemyślany i mądry, inaczej bowiem jest to zwykła przepychanka na "młotki i pięści". Oglądałem kiedyś odcinek programu Tomasza Lisa. Pal sześć kto na kogo i o czym mówili. Sęk w tym, że każdy kto zna retorykę, logikę i podstawy argumentacji wiedział, kto się pogrąża, a kto skutecznie udowadnia swoje racje. Powiem tak: reprezentant pewnej grupy społecznej poszedł w stereotypy, a oponent je zbijał i wykazywał głupotę. Niestety, strona przegrana nie dała się przekonać i wyszła w utwierdzeniu, że przeciwnik nie wie co mówi. Tak wygląda większość debat. Obiektywnie, zwyciężył odpierający, ale sporo osób uznało zwycięstwo strony atakującej, która w tej dyskusji była Frollo. To rzadko jest łatwe, ocenić, kto wygrał. A jeszcze trudniejsze, jak się nie wie wszystkiego, co się powinno.

                Pointując, bo przecież trzeba by już jakąś kończyć. Każdy z nas jest Frollo i Febusem, a niekiedy nawet Quasimodem i Esmeraldą. Ja wiem, że wiele osób widzi mnie właśnie jako Frolla. Czy mają rację? Nie wiem. Oby nie. Część widzi we mnie Quasimoda lub Cygana, a cząstka tej ostatniej części może nawet Cygana-Esmeraldę. Czy mają rację? Też nie wiem. Ja osobiście wiem, że czasem zachowuję się jak Frollo lub pokazuję się jako uciemiężony Quasimodo. Być może dlatego, że ja o prostu pewne rzeczy wiem i nie muszę ich nikomu udowadniać - zwłaszcza, jak ktoś nie chce. A może nie wiem, tylko mi się tak wydaje? Trudno ocenić. Tak samo jak to, że większość ludzi podczas dyskusji jest jak Frollo: ja mam rację, a reszta ma się dostosować. Ewentualnie są uciemiężonymi Quasimodami, którzy nigdy z dzwonnicy nie wyjdą (nie jak w filmie) i tam w spokoju swoje dziwactwo pielęgnują. Bardzo rzadko widzę inne typy.

                Dlatego im bardziej nad tym myślę, tym częściej dochodzę do wniosku, że ze wszystkim trzeba być ostrożnym i dopóki nie masz 200% pewności, to nie być pewnym niczego. Nie oceniać. Nie wydawać opinii. Poczekać. Nie bądźmy jak Frollo i nie zmuszajmy również ludzi do bycia jak Cyganie czy Quasimodo. Ani też nie stawiajmy ich w sytuacji takiej jak Febus. Tak po prostu. Mądry był Sokrates, mówiąc, że wiem, że nic nie wiem. Trzeba być świadomym, że w każdej dyskusji, każdej, trzeba wiedzieć co się mówi i uważać na to, co mówi droga strona. Jak argumentuje. Nie po to by wykazać swoją rację, ale po to by odnaleźć błędy i je wyeliminować. A kto wygra, nie ma znaczenia o ile będzie to prawda. Czasem ja mam rację, a czasem ktoś inny. Nawet w tych tematach, na których się znam. Na samym początku powiedział, że porozmawiamy o tym, że Disney to samo zło. I tyle się napisałem, żeby teraz powiedzieć: Disney, moi kochani, to Frollo w czystej postaci. Ale taki, który chce cały Paryż dla siebie i na swoją modłę. Robi świetne filmy, świetne dobra popkultury, ale każdy dla niego jest Quasimodem lub Esmeraldą lub Febusem. Sęk w tym, że ten Frollo jest bardzo potężny i jego argument siły jest ważki. Moje pytanie brzmi, że skoro nec Hercules contra plures, a ten Hercules wygrywa bo nikt z plures się nie rusza, to kiedy pojawi się  taka hydra czy lew nemejski, że ten Hercules sobie nie poradzi... I czy owa hydra nie będzie jeszcze gorsza.
Film ma 3+2+1 = 6 ogonów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz