Source Na licencji: CC BY-SA 3.0 |
Trzeba wam może na początku
wiedzieć, że Japończycy mają dwa zestawy dwóch pojęć, które opisują ich
zachowanie odnośnie tego, o czym będę mówić. Jedno to uchi i soto czyli
wewnętrzne i zewnętrzne. To podział na grupy, który wyznacza to, o czym można
mówić, a czym nie oraz to, jak się
zwracać. To jak zostaniesz potraktowany, zależy od tego jaki jest Twój status
odnośnie grupy. Czy jesteś jej częścią czy nie. Pewne sprawy omawia się tylko
wewnątrz, a pewne można mówić na zewnątrz.
Drugim zestawem jest honne i tatemae. Honne oznacza to
co myślisz i naprawdę pragniesz, a tatemae
to, co powinieneś pokazać na zewnątrz; to, czego się po Tobie oczekuje. Pan F.
pięknie nazywa to "konwenansem społecznym". Honne to ty. Tatemae to
maska. A ta maska ma problemy z mówieniem "nie".
Kiedy Japończyk, jak ja, kłamie
mówiąc, że coś lubi lub coś mu smakowało, to nie dlatego, że jest hipokrytą,
ale ponieważ tak wypada. To jest grzeczność. Wynika to z powyższego oraz też
z odmiennego rozumienia słowa "kłamstwo", które w języku
japońskim nie istnieje. Nasze uso,
znaczy "to co nie jest ani hontou
(faktem) ani makoto (prawdą)".
To co powiemy, zależy od tego kto, komu i w jakiej sytuacji mówi. Wy też
to znacie. Wielokrotnie to obserwuję, nawet w Polsce, choć nie na taką skalę,
jak by się chciało sądzić.
Dlatego nie o wszystkim wam
powiem. W pewnych kwestiach jesteście soto,
podczas gdy kwestia jest uchi. Czasem
jest to kwestia tego, że mówimy o czymś bardzo honne, własnym lub czyimś. I dlatego pewne przykłady przemilczę. Pewne
argumenty. Pewne spostrzeżenia.
Nowością w tym wszystkim jest dla
mnie jednak postawa, że skoro ja coś uważam, to wszyscy tak mają. Że MOJSZE
jest bardziej TWOJSZE niż TWOJSZE. Że MOJSZE MA BYĆ TWOJSZE bardziej niż
TWOJSZE jest TWOJSZE. Masz przyjąć moje myślenie, bo ja tak mówię. Jeśli ja
uważam, że wątróbka jest smaczna, to jest tak i Tobie też ma smakować. Nawet
jeśli uważasz ją za ohydną. A jak śmiesz powiedzieć inaczej, toś głupi i się
nie znasz. Ale za tym Twoim mówieniem nie stoi nic konkretnego. Tradycja. Sens.
Nauka. Wiedza. Kiedy Japończyk wymusza na kimś jakieś zachowanie to stoi za tym
tradycja. Czasem konwenans społeczny. Innym razem, wychowywanie, twarde i
surowe, ale uczące. I nie twierdzę, że akurat to MOJSZE (japońskie) jest lepsze
niż TWOJSZE (polskie). Jest inne. Takie jest MOJSZE, a TWOJSZE jest inne. Ale
kiedyś ktoś twierdzi, że wątróbka jest smaczna i smakować na pewno będzie
każdemu, to próbuje twierdzić, że jego MOJSZE jest również moje.
A do tego podszywanie swoich tez
sofizmatami, a konkretniej argumentami odnoszącymi się do osoby i człowieka
(zob. wyżej), którymi uzasadniamy ową hipokryzję zachowawczą. Czyli taką, że
nasze zachowanie, ocena sytuacji nie zależy od argumentów logicznych, ale od
osoby, której dotyczyć ma nasza reakcja. Pan F. podpowiada: napisz "mentalność
Kalego, to zrozumie każdy". Jak stateczny, ułożony prezes Yamada-San powie,
że piosenka World is Mine śpiewana przez Hatsune Miku jest fajna, to znaczy, że jest. Ale jak tak
tą samą opinię powie otaku,
Urahara-San, to już World is Mine nie jest fajne! Bo jak otaku (geek/nerd) może
cokolwiek o tym wiedzieć! Oczywiście zamiast World is Mine może być dowolna
rzecz. Sęk w tym, że nawet gdyby byłby Billem Gatesem, Obamą albo zwykłym
Tanaką, to też by mógł. To kim jest, nie ma znaczenia. Owszem, czasem może nas to oburzać, że jakiś ktoś śmie
wypowiedzieć jakąś opinię (np. rozwodnik o integralności małżeństwa), ale
pamiętajmy, że tylko krowa nie zmienia zdania i myli się ten, kto nic nie czyni
i nikt nie ma prawa nikomu odbierać prawa do opinii. Nawet jeśli ktoś nie koniecznie
ma moralne prawo do tej opinii lub czegoś nie zna w ogóle. Tyle że wtedy
powinien siedzieć cicho.
A ja się pytam, dlaczego akurat
TWOJSZE, a nie MOJSZE ma być bardziej MOJSZE niż jest obecnie moje MOJSZE? A może
tak uczyńmy MOJSZE TWOJSZYM? Czemu nie zdanie kogoś innego? Dlaczego nie
TWOJSZE Forresta Gumpa? Bo wdepnął w...
?
Trzeba słuchać każdego, bo nawet zepsuty
zegar, dwa razy na dzień wskazuje dobra godzinę. I nawet idiocie wyrwie się coś
mądrego.
Ale też dorastający ryż, pochyla
głowę. Mądry Japończyk wie, że z każdą wiedzą ma rosnąć pokora i uniżenie, a
nie pycha i wywyższanie się. Mądry Japończyk wie również, że TWOJSZE jest
TWOJSZE i ma takie być. Nie moją sprawą jest je oceniać. De gustibus non est dispudandum. O gustach się nie dyskutuje. Gusta
nie podlegają dyskusji. Ściślej, gusta nie podlegają kwestionowaniu. Nie jest
niczyją sprawą poza czyimś MOJSZA, to co kto lubi. Za czym przepada. Bo nie
wiesz jakie to jest. Albo nie znasz tego. Albo nie rozumiesz tego kogoś. Albo
nie jesteś nim. Sokrates powiedział, że wiem, że nic nie wiem. Dopóki owe
czyjejś MOJSZE nie narusza twojego MOJSZE, to nie masz prawa do zmuszania kogoś
do jakiejkolwiek zmiany jego MOJSZE. Moje MOJSZE kończy się tam, gdzie zaczyna się czyjeś
inne MOJSZE.
Pisała o tym Mysza, wraz z cudownymi obrazkowymi cytatami i Paweł Opydo i
pewnie wiele innych osób. Itai da yo.
To boli, gdy ktoś jedzie po Tobie, bo jesteś geekiem, bo lubisz coś, co inni uważają za głupie, jednocześnie nie
wiedząc, że nic nie wiedzą. Szpila w serce. Chlast bo brzuchu ostrzem. Sztylet
w plecy. Maczuga w nerki. Bez zastanowienia. Bo komiks. Bo "bajka"
(!*@&#^$%!*@). Bo fantasy. Bo orki są brzydkie. Bo dziecinne. Jeśli ktoś
nazywa "toaletowym" coś, bo jest komiksem czy filmem animowanym i z
automatu jest dla dzieci (a jak dla dzieci, to nie ma wartości), to życzę
powodzenia. Bo jeśli produkujemy dla dzieci same głupie i bezwartościowe
rzeczy, to jednak nasuwa się myśl, czego chcemy ich nauczyć? A co, wszystko co
dla dorosłych nie nosi nigdy znamion papieru toaletowego? Długie, szare i no
właśnie, toaletowe?
Sęk w tym, że geek, oprócz tego co powiedzieli Mysza i Paweł, to ktoś, kto zauważa drugie dno
pewnych rzeczy. Że z wielką mocą, wiąże się równie wielka odpowiedzialność? (Spider-Man; I Voltaire. I Biblia. Hello, Superman również podpada pod to, ucząc nas stopniowania siły) Albo, że mimo wszystko...
I tak dalej.
Boli. Podwójnie boli, bo masz
jeszcze świadomość, że ktoś, kto miesza z błotem pokulturę, zabija swoje własne
dziecko wewnątrz. Zabija Dzwoneczka, mówiąc, że nie wierzy w wróżki (Peter Pan and Wendy). I powiedzenie
"I don't care" nie sprawia,
że "I do not care". I care!
Całym, swoim lisim sercem i brzuchem. Chciałoby się czasem powiedzieć,
że możemy przezwyciężyć różnice, które oddzielają nas i przestać walczyć ze
sobą, a odkryć, że każdy z nas jest inny; rzadki i wyjątkowy. I ma to światło w
sobie, który służy do dzielenia się nim (My
Little Pony Friendship is Magic i My
Little Pony: Equestria Girls - Rainbow Rocks), ale niektórzy są bardzo
oporni na działanie światła. I choć wiele rzeczy wydaje się zagrożeniem w ciemności, a staje się zapraszającym kiedy je oświetlimy (Legend of Korra) to jednak nie wszystkie. A niektórzy usilnie próbują unikać jakiegokolwiek światła.
Najbardziej jednak boli, kiedy
takie rzeczy mówią osoby, które noszą w sobie okruch jakiejś miłości do czegoś
ekstra geekowskiego. Albo geek nie-popkulturowy. Ktoś, kto powinien rozumieć,
ale jednak gdzieś po drodze do chatki Baby Jagi chyba, za dużo okruchów
rozsypał i ostał się tylko jeden. I za takich ludzi, Kitsune się modli.
Wiem, że są rzeczy ważne i
ważniejsze i nie zawsze Goku czy Power Rangers wygrają z prozą życia, które
jest nowelą. Wiecie, nie chodzi o to, by MOJSZE przesłoniło Ci TWOJSZE; by było koniecznie ważniejsze od TWOJSZE i by padać w uwielbieniu nad TWOJSZE, bo jest TWOJSZE. By TWOJSZE ćczić jak Buddę. Raczej by nie deptać czyichś uczuć tylko
dlatego, że nie rozumiem tego, co ktoś lubi. By nie traktować kogoś jak drowa,
mrocznego elfa. Jak Viconii z Baldur's
Gate. Minsc to najgłupsza,
najbardziej cofnięta w rozwoju postać, jaką można dołączyć do drużyny w tej grze. Mroczne elfy
(drowy) to ktoś, kogo traktuje się argumentum ad personam prosto w pysk: wszystkie
drowy są złe. Drowy to mordercy, złodzieje i kłamcy. Spotkasz takiego, to zabić.
Szansa na to, że drow poza swoją macierzystą krainą, Podmrokiem, przeżyje
niezlinczowany niebezpiecznie jest bliska 100%. A jednak w tej "głupiej
grze" kiedy drużyna gracza ratuje mroczną elfkę Viconię przed linczem
(drugi raz, pierwszy był w pierwszej części gry) i staje przed możliwością albo
przyjęcia jej do drużyny albo oddalenia, to Minsc, świadomy tego, że elfka
puszczona wolno na pewno jak nie dziś, to jutro, i tak zostanie zlinczowana,
mówi do głównej postaci: "Uratowaliśmy ją i jest teraz naszą
odpowiedzialnością. Co jeśli znowu ją złapią?". I dlatego zawsze jak gram
(ja, Pan F.) to albo ja ratuję i do drużyny przyjmuję albo - grając na
fakcie, że moja drużyna nie wie, że ona tam jest - omijam to miejsce. Bo ja już
nawet w grach nie potrafię oszukiwać. Oddaję pałeczkę Kitsune.
Ech... I choć zdumienia mnie jak
wspaniałe rzeczy rodzą się na popiołach tragedii (X-Men: Evolution), to jednak mam świadomość, że czasem nie wyrasta
nic. Ale czy zamierzam się poddawać, może ktoś zapytać? Twardy ze mnie lis. Nigdy
nie nauczyłam się jak mam to robić. (Dragon
Ball Z). I choć czasem może to wyglądać inaczej, to wiedzcie, że czasem
naszą rolą nie jest walka, ale podejmowanie trudnych decyzji (Tengen Toppa Guren Lagan), a takowa może
polegać również na nie pchaniu palców między framugę otwartych drzwi i burzeniu
betonowej konstrukcji młotkiem do wbijania gwoździ. I tak jak ja nie zamierzam
zmuszać kogoś do polubienia MOJSZE, tak będę siekać pazurami każdego, kto
będzie chciał MOJSZE zamienić na TWOJSZE. Bo TWOJSZE niby miałoby być NAJMOJSZE.
Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.
.
Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz