Search this blog/このブログの中でさがす:

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Pizza slice.

Żółwie są wszędzie. TMNT Tattoo by Aylen Gaspar na licencji CC BY 2.0.
TMNT są właśnością Mirage Studios


                Zdarza się, że niektóre tematy uderzają znienacka. Nienacek ma to do siebie, że jest jak prawdziwy ninja. Pojawia się i znika kiedy chce i jak chce. Weekendowy Nienacek przyniósł nam temat na wpis. I słowo się rzekło. Będzie o ninjach. Skorupiastych. I kilku innych zwierzątkach.

Pomieszane z poplątanym. Czyli ninja  z Okinawy.
                Ci, którzy się nie domyślili o czym mowa, niech się nie martwią. Chodzi o franczyzę TMNT. Teenage Mutant Ninja Turtles. Ktoś na Filmwebie napisał, że to jest dziwne połączenie powstałe w latach osiemdziesiątych, a pasujące bardzo do lat dziewięćdziesiątych. I nieświadomie miał rację bardziej, niż zapewne mu się zdaje.  Z tych czterech słów prawdą o protagonistach jest to, że są żółwiami i są zmutowani.
                Kitsune wam o tym wspomniała. Po pierwsze, w większości znanych mi inkarnacji Żółwie nie są zdecydowanie teenage. Jeśli już, to bardzo dojrzali jak na swój wiek. Nie stanowi to takiego problemu jak aspekt ninja. Otóż... rozwieję kilka mitów, narosłych za sprawą żółwi i Naruto. Ninja nie byli wojownikami w dosłownym znaczeniu. To byli szpiedzy, skrytobójcy. Nie znali się na bojowaniu tak jak samuraiowie. Ich celem nie było wdawać się w walkę. Zabić jednym ciosem i zbiec niepostrzeżenie. Owszem, część z nich była samuraiami - w tym sensie, że Ci wykonywali szpiegowskie zadania, nie będąc zawodowymi ninja.  Owszem, umieli walczyć różnymi broniami i bez nich, jak każdy samurai zresztą, ale próżno szukać wśród nich karate, sai (Raphael) czy nunchaku (Micheangelo). Żółwie ninja niestety ninjami nie są. Ani zawodowymi, ani kimś z gminu lub klasy samuraiów wyszkolonym w szpiegostwie/wysłanym na przeszpiegi.
                Nie są też samuraiami czy też bushi, mimo niekiedy stwierdzeń, że podążają za bushidou.  Jako ninja zresztą, ciężko byłoby im pogodzić niehonorowe i nie przystojące samuraiom czyny, które musieli by wykonywać. Przeczy chociażby temu fakt, że posługują się sztukami nieznanymi samuraiom. Używane przez nich umiejętności pochodzą z Chin i dotarły do Japonii przez wyspy Ryukyu czyli Okinawę dopiero w DWUDZIESTYM WIEKU. Żółwie ninja to zadziwiający miks ninja z Okinawskimi sztukami walki, podszyty z lekka japońskim, dwudziestowiecznym zachwytem nad tymże i feudalną Japonią z wieków XVI-XVIII.
                I wiecie? I co z tego? Nic. TMNT to fikcja i jako fikcja prezentuje się zadowalająco dobrze. Czy to jako krwawy, czarno-biały komiks z lat osiemdziesiątych czy jako stara kreskówka z Bepope, i  ocksteady'im. Czy też w kinówkach (Narodziny Ninja rapu! Cowabunga!) albo w serialu z 2003 roku. Czy też nawet w zeszłorocznym filmie, mimo iż nie był szczytem żółwiowych marzeń. Nawet Next Mutation miało coś w sobie, po mimo faktu bycia fatalnym serialem (który oglądałem z przyjemnością). I jeśli dzięki niemu zainteresowałem się sztukami walki jakimkolwiek wydaniu albo samą Japonią, to czemu narzekać na fakt, że Amerykanin stworzył fikcję luźno bazując na japońskich elementach? Czyż odwrotnie to nie działa. Eat the pizza, dude and cowabunga!

Franczyza ma 3+3+3 = dziewięć ogonów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz