Search this blog/このブログの中でさがす:

niedziela, 12 kwietnia 2015

The Big Spider Theory.

Bazinga by A M na licencji CC BY 2.0

                I minął kolejny, zapracowany tydzień. W międzyczasie chyba wiosna zadomowiła się tego roku na dobre. Co oznacza, że z ukrycia wyszły wszelkie stawonogi ziemne. W tym jeden, ogromny, nowojorski, który pałęta się tam od 1962 roku. Ale, ale! Nie przybył sam! Wziął ze sobą Sheldona i kumpli.

            Spider-Man! Spider-Man! Does whatever a Spider can!
           
            Spider-Man był moim chyba pierwszym superbohaterem. Bez mała, to było dobre ponad dwadzieścia pięć lat temu, jak zaczęła się moja  znim przygoda. Mam do niego ogromny sentyment, nie tylko ze względu na motto. Odkąd stałem się świadomym czytelnikiem, był on dla mnie zawsze typem bohatera, którym chce się być. Nie był kimś mało znanym i relatywnie słabym jak powiedzmy... Jubilee. Nie był też nikim z ligi Iron Mana, Thora czy Hulka, a jednak o godnym by się z nimi zmierzyć. Coś, o czy wspomniał podczas starcia z Komodo.
            W pierwszym StareVision polecałem Runaways. Ze Spider-Manem jest ten problem, że postać ma już sześćdziesiąt lat na karku i nie jeden tytuł za sobą. Toś to Sheldon (see below) poproszony o kupno Spider-Mana, zapytał się jakiego? Amazing? Spectacular? Fantastic? Powiedzenie "Poczytajcie Spider-Mana" to jak zaproszenie do przeczytania biblioteki. Jednakowoż jest kilka historii, które utkwiły mi w mojej głowie. Nie będę się nad nimi rozpisywał. Ot wspomnę o nich w kilku zdaniach.
            Od jakiegoś czasu nie jestem na bieżąco z komiksami. Nie mam czasu. Nie mam chęci i doszedłem do wniosku, że jako geek muszę wybrać, na czym się skupić. I padło na anime, mangę i animacje. A więc komiks, do którego mam sentyment, poszedł w odstawkę i z nowszych historii nie czytam za dużo. Prawie nic. Mogę tylko żałować ewentualnych przeżyć i nauki, która by z tego wynikła. Ale to takie marzenie i niech takie pozostanie. Pogodziłem się z faktem, że każdy wybór wiążę się ze stratą (to też z komiksu). Dlatego polecę kilka "starszych" historii. Takich, które czegoś mnie nauczyły. I wszystkie o Spider-Manie.

Coming Home

            To pierwsza historia z Morlunem. Jak również ta, która wprowadziła wątek totemistyczny do Spider-Mana. Nie każdy ją lubił, nie każdy był zachwycony. Dla mnie jednak istotne były trzy sceny. Druga, pierwsze starcie z Morlunem. Stoicki spokój. Frak. I pięść, silniejsza od hulkowej. Epicki, stoicki spokój Morluna i desperacka walka Petera o chwilę wytchnienia. Walka o zrozumienie pierwszej sceny, która przychodzi w ostatnim momencie. Ostatnia, gdy odpowiada sobie na pytanie Ezekiela, które to zadał mu  w pierwszej scenie. Tej, w której mówi o rodzajach wiedzy. To, co nam się wydaje, to, co wiemy i to, co możemy udowodnić.  Przepiękne.

Torment

            Urzekły mnie niesamowite rysunki Todda McFarlene'a. Pierwszy wydany w Polsce Mega Marvel od TM Semic. I pierwsze moje spotkanie z Kravenem, a drugie z Lizardem. Podobnie jak w Coming Home, desperacka walka Spider-Mana z kontrolowanym przez Calypso Lizardem. Sęk w tym, że tym razem Spider-Man nie jest w pełni sił, a Lizard jest bardziej krwiożerczy niż zwykle. Urzekające w historii były jednak nie tylko rysunki, ale i utrzymywany klimat. Torment było pierwszą, samodzielną historią McFarlene'a, którą nie tylko narysował, ale i pokrył tuszem oraz napisał. I jego styl bardzo pasuje do wszelkich tego typu opowieści, jak Sub City z Morbiusem.

Kraven's Last Hunt

            Nigdy nie  miałem wielkiego do czynienia z Kravenem. Urodziłem się na dwa lata przed jego ostatnim występem. Jednak dzięki TM Semic, które wydało ta historię, zawsze wiedziałem o jego istnieniu. Przez lata słyszałem wiele o tej historii. To była dla mnie mitologiczna opowieść, którą kiedyś tam kupię na bazarze. I nigdy nie kupiłem. Jeśli ktoś z was ma kopię, jakąkolwiek, po polsku czy angielsku, to kupię.
            Czy można polecać, coś czego się nie zna? Tak. Owszem. Wiem o czym jest ta historia i jaki jest jej przebieg. Jako japonofil, który ubóstwia samurai'ów, rozumiem Kravena w każdym calu. Rozumiem jego decyzje, jego chęć pogoni za czymś, co dziś dla wielu nie istnieje. Rozumiem to, dlaczego zrobił to, co zrobił. I dlaczego na samym końcu musiał popełnić samobójstwo. Odkąd zapoznałem się z tą historią w ten czy inny sposób, mam ogromny szacunek do Kravena. Jako dojrzały czytelnik, mogę powiedzieć w pełni. To najprawdopodobniej najlepsza historia z kart komiksu, z jaką przyszło mi poznać. Porównywalna tylko z scenami śmierci Supermana i złamania kręgosłupa Bruce'a Wayne'a przez Bane'a. Chyba.


Postać ma 3+3+3 = dziewięć ogonów.
Historie mają 3+0+0 = trzy ogony.









Your Godzilla was defeat by infantry.

Source Na licencji CC BY 2.0
            Nie wiem jakim cudem się to stało. Nie mam pojęcia czemu tak długo mi to zajęło. Istnieje, gdzieś tam w kosmosie, poza final frontier, taki serial, który na potęgę wykorzystuje wszystko, czym żyję. Który ma dowcipy o Supermanie i Star Treku, które rozumiem. I które śmieszą. Ma już ósmą serię, a ja jestem w ciemnym polu z wiedzą o jego istnieniu. Czyli pięć odcinków pierwszej serii. O tym, że The Big Bang Theory jest tym właśnie, wiem stąd. Po raz kolejny muszę podziękować Myszy. Po gdy wreszcie się zabrałem, mam ochotę oglądać na okrągło. I choć moje angielskie ucho i zasób słów są zbyt wątle by zrozumieć wszystko, co się do mnie mówi, nadal ryczę ze śmiechu jak koń na rykowisku. Jeśli jeszcze nie znasz, wpadaj. Nie sądzę byś długo pożałował. The Big Bang Theory awaits!

Serial ma 3+1+0 = cztery ogony.


               


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz