Search this blog/このブログの中でさがす:

poniedziałek, 15 marca 2021

Nie mam czasu desu.

 

Źródło grafiki: Licencja: domena publiczna.

               „Nie ma czasu desu” to bardzo popularne niegdyś na moich zajęciach z języka japońskiego powiedzenie, dlaczego coś nie zostało zrobione na czas. Dziś, jest ono dla nas pretekstem by porozmawiać z wami o dwóch kwestiach: jak umieć znajdować czas, kiedy się go nie ma oraz dlaczego  w większości przypadków ustawianie nam grafiku zajęć pilnych i pilniejszych pod swój grafik rzeczy pilnych i pilniejszych sprawia, że złowrogo szumią wierzby, a Kitsune ma ochotę rzucać klątwy. A wierzcie mi, że gdy ktoś bez uzgadniania z nami próbuje nam przestawiać w grafiku, najczęściej spotka się z albo z odmową, Ciszą Złowrogą lub prośbą o sprawdzenia stanu układu swoich klepek w głowie, bo się chyba poprzestawiały.

               Łagodnie mówiąc.

 

               Spędziliśmy razem z Kitsune kilka godzin, na pisaniu tego wpisu, ale uznaliśmy, że wykasujemy te napisane dwie strony i powiemy coś zwięźlej: szanujmy czas innych. Wiadomo, że są różne sytuacje życiowe, które mieszają w naszych planach. Wiadomo, że czasem trzeba zrezygnować z czegoś, na rzecz czegoś innego. To są normalne sytuacje. Ale to nie znaczy, że zawsze i wszędzie możemy zakładać, że ktoś poświęci swój czas wolny czy zaplanowane aktywności na rzecz naszych wymagań. Jest to nie tylko niegrzeczne, co GŁUPIE. Taki prosty przykład: nie opowiadamy wszystkim, o wszystkich swoich planach, nawet rodzinie. To znaczy, że możemy mieć zaplanowane wyjście do kina albo konwent i zwyczajnie nas nie będzie. Założenie, że w tym czasie zrobię z kimś/za kogoś/dla kogoś coś innego, bo przecież „nigdy nie wychodzę” jest dziwne. To, że rzadko wychodzimy gdzieś, nie znaczy, że dziś nie wyjdziemy. To, że uważasz nasze seriale za głupie i nie warte czasu, nie znaczy, że się z Tobą zgodzimy, rzucimy oglądanie i ruszymy do działania! Tym bardziej więc jest dziwienie się naszemu zdziwieniu, kiedy reagujemy stanowczym „NIE!” kiedy ktoś za nas podjął decyzję, że się na coś zgodzimy. W rodzaju Złowrogiego Szumienia Wierzb na stwierdzenie typu „Pan F. ogląda teraz jakiś głupi serial, więc nic się nie stanie jak go nie oglądnie ergo NA PEWNO może Ci pomóc i NA PEWNO ci pomoże, więc jak tylko wyjdzie z WC to zamiast oglądać dalej, to do Ciebie przyjdzie”. Jeśli ktoś do nas przychodzi i oznajmia „był tutaj Kowalski i chce byś mu pomógł. Powiedziałem/am, że zaraz przyjdziesz” to niech się nie dziwi, że usłyszy „Sam/a idź!”.

 

               Naprawdę, szanujmy czas innych i ich decyzje o jego spędzaniu. Nie decydujmy za kogoś, że na pewno coś zrobi wtedy, kiedy będziemy chcieli, a już na pewno nie BEZ informowania i BEZ zgody zainteresowanej osoby! Owszem, każdemu się zdarza i czasem nieświadomie coś robimy coś w tym stylu. Nam również. Ale to nie upoważnia nas do świadomego planowania ZA KOGOŚ wolnego czasu. A nieświadome zachowania trzeba próbować wychwytywać i zwalczać.

 

               Dla nas jest o tyle ważna kwestia, że związana jest z dwoma aspektami naszego życia: po pierwsze nasze hobby jest postrzegane często jako strata czasu, więc pokusa by nas zająć czymś produktywnym jest duża (a znam takich, co robili nam to z premedytacją). Po drugie, większość naszych aktywności jest złożona czasowo. Oglądnięcie jednego odcinka serialu to tylko 25-30 minut, ale cały sezon zajmie już kilkanaście godzin. Rozgrywki e-sportowe w League of Legends trwają większość roku po kilka godzin co piątek i sobotę. Przygotowanie wpisu trwa kilka dni, a w skrajnych wypadkach miesięcy i lat. Opracowanie naukowe czytamy kilka tygodni. I tak dalej. To nie jest tak, że możemy sobie pozwolić na każdą przerwę.  Owszem, nie da rady codziennie tego wszystkiego robić – bo zwyczajnie człowiek i lis zgłupieje – więc robimy przerwy, wybieramy itd. Wbrew pozorom, jest to bardzo trudne siąść i tylko oglądać seriale albo filmy. Można jeden taki weekend raz na jakiś czas, ale nie większość.

 


To zdjęcie obrazuje jak dużo czasu czasem coś zajmuje. By mieć czas na tą dolną połowę (mangi i Japonię), musieliśmy mocno ograniczyć górną część (komiks zachodni gł. Marvel). Źródło Własne.

               Niemniej jednak jest jeszcze druga kwestia: lenistwo i prokrastynacja. To nasze bolączki, a w tym roku obiecaliśmy sobie walczyć z tymi kwestiami. Ale opowiemy wam również naszą historię: jak mimo lenistwa, prokrastynacji, dojazdów do pracy do Katowic z Krakowa (dwie godziny w jedną stronę!), zajęć, blogowania, opiekowaniem się bratanicami, organizowaniem nam czasu przez innych itd. nadal mieliśmy czas na wiele rzeczy. Na przykład na 3000 odcinków Super Sentai i Kamen Rider. Brzmi okropnie, a jednak jestem jedną z tych osób, którym się to udało.

 

               Nasza metoda, dopracowywana przez wiele lat, opiera się na dwóch kwestiach. Po pierwsze, powinno się zidentyfikować czasopożeraczy tzn. rzeczy, które zajmują dużo czasu, a podczas ich wykonywania nie da się wykonywać innych rzecz. Na naszym przykładzie:, bezmyślne przeglądanie Internetu. Zbyt długie granie w gry bez końca* czy oglądanie transmisji sportowych – w tym esportowych. Potem trzeba zdecydować co z nimi zrobić? Czy są to aktywności, na które szukamy czasu czy też nie? Jeśli nie, to co dalej? Z część trzeba zrezygnować kompletnie zrezygnować, część ograniczyć, a cześć wykorzystać. Ja się dziwię, czemu podczas oglądania sportu ludzie potrafią przeglądać Internety, ale nie potrafią czytać czegoś. Ja podczas oglądania telewizji czy esportu często robię coś jeszcze – nie dlatego, że telewizja czy esport nie są zajmujące, ale dlatego, że, pomijając nawet same reklamy, nie zawsze trzeba 100% uwagi poświęcać na nie. Ale nawet jeśli, to w przerwach reklamowych można nie tylko czekać, robić herbatę czy uzgadniać wywóz nieczystości organicznych z Królem Ceramicznego Królestwa.

 

               Podobnie z graniem. Podamy Wam dwa przykłady. Uwielbiamy mobilną grę Marvel Puzzle Quest. Gra wymaga od nas kilku godzin dziennie i to w określonej porze dnia. Jak w nią jeszcze graliśmy to łączyło się to z tym, że w tym samym czasie oglądaliśmy seriale. Ale mimo to jakaś część dnia nam uciekała, a i trzeba było planować wszystko tak, by zawsze móc zagrać. Nie bez żalu, gra odeszła do lamusa. Po drugiej stronie mam np. serię Resident Evil, która też jest czasochłonna, bo lubimy imersję i  gramy zwykle powoli. I mimo faktu, że nie da się zapisać zawsze i wszędzie to jednak nawet jeśli utracimy jakąś część progresu to zawsze możemy jeszcze raz podejść do kwestii. Jeśli muszę przerwać grę i nie zapisać to finalnie nie oznacza, że coś stracę. Ot muszę jakiś fragment powtórzyć. Oraz łatwiej jest siąść na 15 minut w jakiejś porze dnia by przejść kolejny fragment Resident Evil niż we wcześniejszym przypadku. Inny przykład to porównanie League of Legends do Street Fighter V. Jedna gra w Ligę to średnio 30-40 minut. Jedna walka w Street Fighter… 5 minut maksymalnie. Jasne więc, że łatwiej jest siąść na chwilę do tego drugiego tytułu jak pierwszego.

 

               O takie właśnie rzeczy chodzi. Jeśli coś zajmuje Ci dużo czasu i o ile nie jest to to, na co chcesz go spędzać, to albo musi paść decyzja o rezygnacji albo o tym, czy mogę to z czymś połączyć. Inaczej wiecznie nie będzie na nic czasu. To bywają trudne decyzje, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. NIE da się mieć casu na wszystko, ponieważ dzień nie jest z gumy, a spać też trzeba.

 

               Drugi element w tej układance, to znalezienie takich momentów za dnia, w których czas nam ucieka, ale nie da się z nich zrezygnować i zacząć coś w nich robić, jeśli to jest możliwe. Podróż z i do pracy zajmuje czas i jeśli nie jedziesz samochodem, to niemal zawsze można coś jeszcze robić. Czytać książkę. Oglądać serial na komórce czy tablecie. Uczyć się. My pracujemy w Katowicach, ale mieszkamy w Krakowie. Dojazd to dwie godziny w jedną stronę. Przeczytaliśmy kilka książek. Oglądnęliśmy kilka seriali. Ale nawet w mniej ekstremalnych przypadkach, jest to jakaś ilość czasu, którą większość ludzi spędza na staniu lub siedzeniu. Tylko. Czasami to jest kwestia umiejętnego planowania przerw. Jeśli musisz się dużo uczyć, to w zaplanowanej przerwie można oglądnąć jeden odcinek serialu (taki dwudziesto-kilku minutowy) może być lepszym pomysłem niż przegląd Facebooka.  Bo odcinek ma ustaloną długość i wiadomo, kiedy się go skończy.

 

To tylko część naszej kolekcji, ale ma ona obrazować inny aspekt: pewne decyzje zostały podjęte, że akurat na to CHCEMY mieć czas (i miejsce).

               Kolejnym elementem są prawa Murphy’ego. Tych jest wiele, ale generalnie chodzi o to, by przy planowaniu dnia zakładać, że coś zajmie nam więcej czasu, coś pójdzie nie po naszej myśli, sytuacje awaryjne itd. Zawsze doliczać ekstra czas, co znaczy, że powinno się mniej więcej albo wiedzieć ile co zajmie albo mieć wyznaczoną ramę. Dla przykładu, jeśli rzeczy typu posiłki czy higiena zajmują dwie godziny, to polecam policzyć trzy. Zauważyliśmy, że jeśli wedle wszelkich prawideł powinniśmy zdążyć oglądnąć w drodze do i z pracy sześć odcinków, to często było to cztery-pięć. Więc lepiej układać czas na cztery odcinki, ale zawsze cieszyć się z tych dodatkowo oglądniętych. Widzicie, lepsza radość, że udało się wykonać plan z naddatkiem niż smutek z niedostatku. Ale chodzi również o to, że wtedy o wiele łatwiej jest również znajdować czas na nieprzewidziane rzeczy. Jeśli z tytułu awarii pralki nie oglądnęliście czterech odcinków to jest to mniejsza strata niż sześć.

 

               Kolejny aspekt, to uświadomienie sobie skali danego zagadnienia i rozbicie go na mniejsze zadania. Popatrzcie się na oglądanie Super Sentai. Na dzień dzisiejszy, jest 2217 odcinków wyemitowanych, co daje ~934 godziny (=~39 dni) oglądania non stop. Nie brzmi zachęcająco. Ale oglądając po trzy odcinki dziennie – jeden do pracy, jeden z pracy i jeden przed snem – zajmie to trochę ponad dwa lata. Przy naszej pracy i dojazdach Kraków<-> Katowice i możliwości oglądania nawet sześciu odcinków dziennie, jest to to zrobienia w niecałe 13 miesięcy. Można też podejść do tego sposobem: jeden sezon w jeden miesiąc, czyli 44 miesiące – 3,5 roku. Brzmi zdecydowanie lepiej. Jeśli czytasz TYLKO dwadzieścia minut dziennie, to kiedyś zsumuje się to na książkę, jedną, a potem drugą i trzecią.

 

               Nam, nawet mimo  tego, że inni organizują nam czas (słusznie czy nie słusznie to inna kwestia), naszego lenistwa i prokrastynacji oraz zwykłego życia, udało się tego dokonać. Owszem, zajęło nam to DUŻO więcej czasu, ale złożyły się na to też inne czynniki, a każdy kolejny sezon oglądnięty oznaczał bycie bliżej celu. Po prostu, kropla drąży skałę.

 

               Za przykład jak to całościowo działa, niech posłużą speedrunnerzy: gracze, którzy specjalizują się w przechodzeniu gier na czas. Polecam zagrać w jakaś grę samemu np. Resident Evil 2: Remake albo jeszcze lepiej, Resident Evil HD Rematestered – nawet z poradnikiem, który podpowie wszystkie zagadki, a potem obejrzeć rekord świata w przejściu z takiej gry. Nam osobiście przejście pierwszego tytułu, zajęło 8 godzin – mimo iż wiedziałem co i jak trzeba zrobić. Rekord świata jest poniżej 49 minut. A to dlatego, że taki gracz, pomijając ogromną wiedzę, odcina z rozgrywki WSZYSTKIE nie potrzebne elementy jak zbieranie przedmiotów, otwieranie szafek czy wie kiedy jaki przedmiot zebrać. Nawet przy znajomości gry (tzn. wiesz gdzie co jest, znasz kody do sejfów itd.), przejście całości zajmuje do trzech godzin. Tak to mniej więcej wygląda.

 

               Owszem, trzeba być jeszcze świadomym jednej rzeczy: trzeba planować z rozwagą. Nawet gdybyśmy się spięli i codziennie ze stuprocentową skutecznością wykonali pełny plan, tego co chcemy codziennie zrobić to byłoby 10 minut po północy, kiedy szliśmy byśmy spać. I to licząc, że nie robimy przerw. To nawet nie jest kwestia tego, że aż tyle rzeczy byśmy chcieli robić: to już jest kwestia tego, że to byłoby męczące. Codziennie z czegoś rezygnujemy albo ucinamy czas. Po prostu nie da się codziennie być na pełnym biegu, tym bardziej po pracy i mając np. rodzinę. Musisz zdecydować, co jest niezbędnym minimum, a wszystko ponad to odciąć na dany dzień. Owszem, jeśli się okaże, że masz ekstra godzinę dziennie bo skończyło się wcześniej, to dobrze. Przeznacz ją na sen, odpoczynek albo inną aktywność. W organizacji czasu nie chodzi o to by zrobić wszystko, ale by zrobić jak najwięcej, a to nie znaczy, że masz mieć upakowany dzień aż po położenie głowy na poduszkę.

 

Taka karta podczas rodzinnej gry w tysiąca i nie mogliśmy grać... Źródło własne.

               Ostatnią kwestią jest kwestia priorytetów: są rzeczy ważne i ważniejsze. Kiedy nasz brat przychodzi, siada do stołu i wyciąga karty, to często przerywamy to, co robimy bo czas spędzony z rodziną jest wtedy ważniejszy. Ale on też potrafi zrozumieć, że „dziś nie gramy, bo się uczę” albo „gra moja drużyna i oglądam”. Również dla tych karcianych posiedzeń zrezygnowaliśmy z grania w niektóre gry całkowicie, a w niektóre w pewnych ramach czasowych. Albo stwierdzamy, że „ok, dziś nie będzie serialu oglądania”. Dla takich momentów planuję również dzień tak, by mieć zawsze jakiś zapas. A widzicie, a mimo to idziemy do przodu ze wszystkim. Tak jak zresztą już pisaliśmy – to umiejętność, którą się nauczyliśmy: znajdowanie czasu na wiele rzeczy i na decydowaniu o tym, z czego aktualnie można zrezygnować.

 

               Warto może powiedzieć jeszcze jedną rzecz w kwestii priorytetów: mianowicie, nie spieszcie się z pewnymi rzeczami. Z perspektywy czasu rushowanie Super Sentai sprawiło tylko, że oglądnęliśmy wszystko, ale wiele już nie pamiętamy, bo odcinek nie zdążył się wgryźć w pamięć, a my już ciśniemy następny. W znajdowaniu czas na pewne rzeczy, nie chodzi o to by zrobić to szybko, ale skutecznie. Jak ze snem: nie liczy się tylko ilość, ale jakość. To ma znaczyć to, że nie zawsze pójście w ilość jest dobre. Oznacza to również, że czasem dobrze jest zrobić przerwę. Przerwy są ważne. Osiem godzin w pracy przed komputerem i osiem godzin w domu przed laptopem aż prosi się o jakieś przerwy dla oczu.

 

                Innymi słowy: narzekanie na to, że się nie ma czasu, to wymówka na lenistwo albo zbyt dużo w grafiku. Niektórzy faktycznie nie mają czasu, ale coraz częściej słyszę, że ludzie, którzy zaczęli robić mniej, zaczęli robić więcej. Taka dziwna rzecz. Czytując jeden z numerów popularnego niegdyś komiksu, W.I.T.C.H.: „Z pewnością najtrudniejsze w każdej decyzji jest przekonanie, że każdy wybór jest również rezygnacją.” Aby mieć czas na wszystko, trzeba ze wszystkiego zrezygnować. Bo nie da się mieć czasu na wszystko.

                Albo jak mówi filozofia Ikigai: jak chcesz coś zrobić, to rób!

 

 

 

 

*Dla przykładu: piłka można jest grą z końcem: w każdym sezonie dokładnie wiadomo ile gier na kogo itd. się rozgrywa. Większość gier mobilnych czy drużynowych z trybem rankingowym jak League of Legends, Overwatch czy CSGO są grami bez końca: można albo grać i grać, przechodzić kolejne plansze i kolejne albo aby dojść do lub utrzymać jakąś pozycję trzeba grać nieokreśloną liczbę rozgrywek. Wiele gier mobilnych wymaga codziennego, regularnego grania aby się rozwijać i piąć w rankingu i o takich grach mówię jako grach bez końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz