Search this blog/このブログの中でさがす:

poniedziałek, 22 marca 2021

Tensou! Tensou Sentai Goseiger!

 

Gosei Pink i Gosei Yellow - źródło własne. Goseiger są własnością Toei Ltd.

               Tensou Sentai Goseiger to jeden z tych sezonów, co do których wiele osób ma mieszane uczucia. Po świetnych – naszym zdaniem – Shinkengers, dochodzimy do sezonu, który w drodze do jednego z najlepszych – rocznicowych Gokaiger – nie spisuje się najlepiej, ale jednocześnie ciężko powiedzieć czemu. Znaczy się, oglądając ten sezon miałem właśnie takie odczucia. Z drugiej strony nie mogę nic zarzucić koncepcji, ani postaciom. Co więc sprawia, że jeden z naszych ulubionych sezonów nie jest obiektywnie tak dobry, jakbyśmy chcieli?

 

               Goseiger są aniołami – w rozumieniu, niebiańskimi istotami – których zadaniem jest strzec Ziemi przed różnego rodzaju zagrożeniami. Pierwszy raz w historii Super Sentai takie stwierdzenie nie jest na wyrost i się spełnia – i choć technicznie jest to spoiler, to jednak pozwalamy sobie na niewielkie odstępstwo od naszych zasad. Co więcej by rzec, ta koncepcja na papierze nie brzmi źle, ale mam wrażenie, że właśnie jej oddanie na ekranie nie zdało rachunku. Technicznie, mieliśmy już nie jedną serię, w które zmieniał się główny zły, ale zawsze pozostawał on w związku z początkową frakcją i nie był od niej niezależny.

 

               Powód, dla którego w przypadku Goseiger to nie zdało rachunku jest prosty: kolejne organizacje są i odchodzą. Po prostu, bohaterowie pokonują jedną, to przychodzi kolejna. Są po prostu generyczni, nie zapadający w pamięć. A w niektórych przypadkach, kalką z innych przeciwników. W ostateczności nie stanowiły takiego zagrożenia, skoro udało się je pokonać o wiele szybciej niż większość przeciwników. Jeśli przeciwstawić ich innemu sezonowi z tym pomysłem, Boukengers, mamy spory rozrzut jakości. Negative Syndicates po prostu udało się rozbudować, nadać im motywację, pokazać rozrzut motywów itd.

 

               Jest też kolejna kwestia, która jest już na tyle spoilerowa, że musimy pominąć szczegóły, by ją omówić. Wiadomo przecież, że sezon nie mógł się zakończyć bez jakiegoś tąpnięcia. Owszem jest ono i, co bardzo dobrze, nie jest ono czymś „nagłym”, ale zaplanowanym. Sam pomysł na to jest ciekawy, końcówka emocjonująca, ale nadal… jakby to powiedzieć… Emocje są, ponieważ przywiązałeś się do protagonistów, a nie dlatego, że fabuła jest jakaś wyjątkowa w tym względzie. Można ją było, w jej trzonie, przewidzieć.

 

               Jeżeli więc już mówimy o protagonistach. Prawda jest taka, że Goseiger oglądaliśmy… dziesięć lat temu. I był to nasz trzeci sezon, więc naprawdę sporo nie pamiętamy i musieliśmy zrobić porządny research. A rewatch idzie powoli (nadal jesteśmy w pierwszym sezonie). Te recenzje, na które trafiliśmy narzekały na generyczność i powtarzalność postaci. Nie mieliśmy takiego odczucia. Po pierwsze, warto nadłożyć, że nie mieliśmy go przy okazji wszystkich sezonów, co po prostu oznacza, że nie mamy tutaj efektu braku doświadczenia. Nam osobiście postaci przypadły do gustów. Z perspektywy czasu, choć nawet ówcześnie byliśmy w tej kwestii żółtodziobami, wiedzieliśmy po prostu więcej o tym, czego się można spodziewać po Japończykach. W tym wypadku oznaczało to również to, że po prostu wiedzieliśmy – czy też przeczuwaliśmy – jakiego typu scen należy się spodziewać. To sprawia, że nie patrzymy na te postaci jako na powtórki czy „głupie”. Owszem, ktoś, kto nie zna sposobu myślenia Japończyków może nie być zachwycony, ale my nie byliśmy. I nadal nie jesteśmy. Również, co warto zaznaczyć, wszystkie najlepsze występy postaci są w występach filmowych, z których jeden – nie powiemy jeszcze jaki – oglądaliśmy wielokrotnie. Stąd też te postaci jakoś lepiej nam utkwiły.

 

               Nie zmienia to faktu, że rozumiemy kontrargumenty – stwierdzenia tych, którym ten sezon się nie spodobał, a postaci wydały się miałkie. Wynika to bardziej z faktu czym jest i jak jest produkowane Super Sentai, a nie z tego, że akurat są to Goseiger. Wydaje nam się, że jest to przypadłość wielu innych sezonów oraz faktów, że oględnie patrząc, w stworzono już wtedy trzydzieści cztery sezony, nie wspominając o Kamen Rider, Metal Hero czy innych serialach tokusatsu. Recenzując Super Sentai nie powinno się patrzyć tylko przez pryzmat konkretnego sezonu, ale całości. W pierwszej kolejności powinno się ocenić czy pasuje nam estetyka serialu, a potem można się zastanawiać nad tym, czy postaci się w to wpisują.

 

               Widzicie, Goseiger nie są pierwszymi i nie będą ostatnimi, którzy będą robić głupie rzeczy, stosować dziwne formy ataków. To na pewno nie jest pierwszy ani ostatni sezon, który ma dziwne roboty, głupie podejście złych czy inne elementy, które są mało logiczne. Ostatecznie bowiem nie ma być logiczny. Ma widzów – w dzisiejszych czasach głównie dzieci – nauczyć. Podejścia do życia, nie poddawania się itd. Oraz – co również istotne – ma się sprzedać w postaci zabawek.

 

               Nie łudźmy się: czasy się zmieniły i dzisiaj na serialu zarabia się inaczej. Nie chodzi już o to, by serial przyciągnął, a reklamy zrobiły swoje. Chodzi to, by był na tyle atrakcyjny i miał odpowiednią liczbę gadżetów, by te się sprzedawały. Wiele z ówczesnych sezonów ma jakiś element „kolekcjonerski”. Zaczęło się to mniej więcej od czasów Gaoranger i nie można się temu dziwić. Prawda jest jednak taka, że my akurat weszliśmy w Sentai w momencie kiedy taka była już rzeczywistość. I mimo tego, oglądało się nam to świetnie.

 

               Owszem, zdarzają się sezony słabsze i lepsze. Lepiej rozpisane i poprowadzone postaci i gorzej. Fabuły porządne i nie. O sile Sentai świadczy nie „perfekcyjność” poszczególnych elementów, ale ich niedoskonałość. Goseiger spełniają swoje zadanie: mają postaci, które się lubiło. Dobre plot twisty. W porządku mecha. Zapadające w pamięć postaci poboczne. I miałkich złych. Całościowo wyszło średnio, ale nadal nie słabo.

 

               Choć prawda jest również taka, że po nich nastąpiła taka bomba, że nie temu nie dziwię.

 

Tensou Sentai Gieiger ma 1+1+1=2 ogony!







 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz