Search this blog/このブログの中でさがす:

czwartek, 26 maja 2016

X-Men vs. Avengers



SDCC 2012 by Pat Loika na licencji CC BY 2.0
Postaci na zdjęciu są własnością Marvel Comics.
                Jak spora liczba widzów miałam problem z polskim tytułem Captain America: Civil War, ale po seansie uważam, że w porównaniu do treści filmu jest bardzo adekwatny. (⌒‿⌒) Podobnie jak do tego w jaki sposób zamierzam podejść do podwójnej recenzji Captain America i ­X-Men: Apocalypse. Bo historia filmów Marvela pokazuje, że nieustanna wojna pomiędzy właścicielami praw do ekranizacji udowadnia jedno: wszystko ze szkodą dla fanów, a w konsekwencji dla tych, co zarabiają. (`ε´) Ale widzę też, że powoli zauważają, czego się od nich oczekuje i nam to dają. Bo oba filmy, to dobre filmy. Nie wybitne, ale spełniające oczekiwania fanów. I mają te same bolączki. (⇀‸↼‶)

                Pozwólcie mi wyjaśnić. Kiedy pierwsze filmy wchodziły do kin, zachwyt był ogromny, a jednocześnie było to przeświadczenie, że wszystko robi Marvel i to jeden świat. Ostatecznie okazało się, że nie. Spider-Man swoją drogą, X-Men swoją, FF swoją i tak dalej. Dopóki, dopóty Marvel (o zgrozo) nie zrozumiał rzeczy, która wydawała się oczywista: fanom chodziło nie tylko oto, by powstawały filmy i miały rzeszę postaci znanych z komiksów, ale by te filmy tworzyły spójną całość. Ok, zrobiliście X i Y. Teraz pokażcie nam ich razem. Ale jak to nie da się? Znowu te prawa autorskie i licencje? Sęk w tym, że Marvel zrozumiał iż chcemy Reeda Richards, Tony'ego Starka i Bannera gadających o promieniowaniu gamma i pozytronach, Wolverine'a i Thinga łypiących na siebie, Icemana obok Human Torcha gadającego z Spider-Manem oraz Thora i Storm na wspólnej pogawędce po tym jak posprzedawał prawa do ekranizacji (które wróciły do niego już w większości - czego przykładem był bój o Spider-Mana).  A gdzieś obok Ghost Ridera i Blade'a. A tymczasem część filmów powstała bez większego planu. Każdy w swojej piaskownicy. (nasza reakcja: ٩(╬ʘ益ʘ╬)۶ ) Nic nie było połączone. Ten sam piasek, nie te granice. Niech się cieszy każdy, kto odkrywał to od Iron Mana, a nie pierwszych X-Men.

                Drugim pokłosiem, jest to, co powoduje, że nie wróżę sukcesu (niekoniecznie finansowego) DC z filmami: chęć zadowolenia wszystkich fanów i upchania jak największej liczby postaci, zamiast budowanie spójnego świata. Na siłę wciskane postaci do X-Men: Last Stand czy Wolverine: Origins albo villains w kolejnych Spider-Manach, rzesza filmów o kolejnych postaciach, byle te filmy były (Daredevil, Elektra, Blade, Ghost Rider, Fantastic Four). Podczas gdy MCU i najnowsza trylogia X-Men pokazuje, że powoli i spokojnie daje lepszy efekt (nadal czekam na kolejny solowy film Hulka, w którym pojawi się She-Hulk!). I te wszystkie cameo i krótkie występy w X-Men: Apocalypse są cudowne. Dają niedosyt, ale nie poczucie, że są zbędne. Bo my chcemy Jubilee i Banshee i Syrin i Klawa i tak dalej. Ale nie kosztem powiedziania ((╬◣﹏◢))

                Trzecim problemem filmów, jest sztampowość. Przekonanie, że film trzeba zbudować według konkretnego schematu, na końcu którego jest rozwałka/bójka ze złym. Obowiązkowo, nawet jeśli nie ma to sensu (Deadpool) albo patetycznych do bólu z ogranymi schematami (X-Men: Last Stand, Spider-Man 3) lub kolejny film ociekający Wolverinem (ile już ich było? X-Men Trilogy, Origins, Wolverine, DoFP...). Potrzeba było dopiero powstania MCU oraz nowej trylogii X-Men by zrozumiano, że chcemy mnóstwa postaci, ale z sensem i nie naraz! Chcemy opowieści, którą możemy łyknąć, a nie krzywić się przy popijaniu. Owszem, bywało lepiej i gorzej, ale ogólnie jest już lepiej.

                I w całej tej wojnie mamy teraz te dwa filmy, które to wszystko potwierdzają, a jednocześnie udowadniają, że powinno być inaczej. Że mimo wojny o postaci i prawa, da się zrobić dwa filmy, które choć nie dzieją się w tym samym świecie, tworzą spójny obraz światów XCU i MCU. Wbrew pozorom oba filmy są o tym samym. Civil War opowiada o konsekwencjach akcji. O tym, że każda akcja wiąże się z reakcją. Po czterech latach istnienia Avengers, tuzinie filmów i kilku serialach, świat zadał pytanie quis custodiet ipsos custodies? Któż strzeże strażników? Ano nikt. Są na wolności. Poza pierwszymi Avengers, które dawały nam to przeświadczenie, że S.H.I.E.L.D. i jakaś rada światowa nad tym panuje. Dopóki się nie posypało i dopóki agencja nie przeszła do serialu, a wojna między studiami filmowymi i serialowymi udowadnia, że twórcy generalnie mają serial w gdzieś i nie zamierzają reperkusji z serialu umieszczać w filmach, ale na odwrót już tak. W związku z tym pa-pa S.H.I.E.L.D. Dziś już nikt nie kontroluje Avengers poza nimi samymi. A oni robią co chcą i kiedy chcą. I okazuje się, że ci ludzie są niebezpieczni i stanowią zagrożenie. I każda ze stron ma rację.

                Pokrótce. Wyobraź sobie, że masz policję, która przed oddanie każdego strzału musi wystąpić o zgodę. Zgroza, co nie? Bo przecież wiadomo, że nikt nie będzie czekał dwa tygodnie czy nawet pięciu minut na zgodę, kiedy przestępca ucieka tu i teraz albo tu i teraz morduje. A jednak tego oczekiwano od Avengers. I mądry Captain America powiedział "nie", a równie mądry Iron Man  powiedział temu "nie" swoje własne "nie". Potrzebna jest kontrola Avengers jak i ich swoboda. Jak w  animowanym Young Justice: potrzebny jest zespół do działań oficjalnych i wolnych jak i szybkich i tajnych.

                X-Men: Apocalypse opowiada o konieczności reakcji. O tym, że na każdą podjętą akcję, musi być reakcja. Zasadnicza różnica jest taka, że X-Men są przeciwieństwem Avengers. Za to, za co świat lubi jednych, nienawidzi drugich. Pierwszych postrzega jako złych, drugich jako dobrych. W ich przypadku, nie ma tego pytania czy jest zagrożenie i czy ktoś to kontroluje. Są już jasne odpowiedzi: jest zagrożenie i nie ma strażników. I X-Men reagują - stają się strażnikami swojej rasy. Pojawia się zagrożenie i działamy. Nie ma zagrożenia, siedzimy cicho. Proste i skuteczne. Bo tego oczekujemy od X-Men*.

                Zasadniczą różnicą między jednym, a drugim jest to, jakie mieliśmy oczekiwania odnośnie filmów. Captain America miał być filmem o konflikcie między przyjaciółmi i nim był. Nie było wielkiego złego. Epickiej walki z bad guyem. Jest sobie drużyna remarkable people, którzy są indywidualistami i którzy wcześniej czy później muszą się pokłócić. Po drugiej stronie mamy film o młodych ludziach, którzy odkrywają w sobie nowe możliwości i razem z nimi zostają rzuceni w wir działań i muszą temu podołać. Stać się drużyną, ponieważ obecnie nikt inny tego nie dokona. Nie ma Avengers, jesteśmy my. Oba filmy mają swoje grzeszki, mniejsze i większe. Ale oba są tym, czym mają być. Nie próbują udawać nadmiaru patosu (choć niektóre rzeczy w X-Men dzieją się, bo scenariusz tak mówi i są głupie), dawać nam odpowiedzi na postawione pytania. Dają frajdę, i ku temu były stworzone. Wreszcie! Bo nawet tego twórcy musieli się uczyć na nowo. Jak Avengers i First Class dało nam frajdę, tak teraz Civil War i Apocalypse. Mimo  - jak powtórzyć wypada - swoich bolączek, błędów i luk.

                Jest tylko jeden grzech, którego nie przeboleję. Który wpędza mnie w (ノ°益°)ノ Odpowiedź na pytanie czemu Marvel jest lepszy od DC jest fakt, że jest Ci pierwsi mają zdecydowanie mniej "dopakowane" postaci. Mniejszą skalę. Jednakże Marvel i FOX w filmach próbują nam pokazać na siłę jacy oni wszyscy są destrukcyjni i ciągle podkręcają śrubę. Wszyscy wiemy, że jak się bohaterowie biją, to szkody będą. Ale jak widzę po raz kolejny jak podnoszą cudzą własność i ciskają nią albo niszczą budynek bo tak (czyt, bo eksplozja musi być), to mnie skręca w ogonach. Jak widzę po raz enty dokręcanie logiki mocy na poziom już nie up to eleven, ale up to twenty to mam ochotę podrapać scenarzystę, producenta i całą resztę. Albo kolejne szpiegowskie gadżety, pieniądze znikąd. Wiadomość dla wszystkich: nie chcemy rozpierduch. Nie chcemy wyrywania budynków w Sydney, kiedy jesteśmy w Kairze, Bagdadzie czy nawet Melbourne. Superszpiegowskiej agencji, w której każdy ważny jest superdetektywem i która wie wszystko. Chcemy X-Men: Evolution, Wolverine and the X-Men, Avengers: Earth's Mighties Heroes. Ponieważ to są historie, które pokazują, że można, że się da. Które dają nam X-Men i Avengers jakich kochamy i lubimy. I chcemy, tak chcemy, by wszystkie postaci które nam daliście (te z seriali i X-Men również) spotkały się razem i skopały Thanosowi tyłek. I nikt ma nie zginać. Thanos również. Ponieważ retconów śmierci i wskrzeszania też nie chcemy.

Oba filmy mają po 3 +2 +3 = 8 ogonów!




Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.

*Dlatego warto przeprosić moich byłych graczy sesji X-Men RPG na Avalonie. Nie dałem wam X-Men. Dałem wam Avengers z mieszanych z Fantastic Four, podszytych X-Menami, i którzy udają, że są X-Men.  Dopiero mój następca pokazał wam prawdziwych X-Men.

Przypis by Pan F.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz