Search this blog/このブログの中でさがす:

środa, 2 maja 2018

Ciąg dalszy Japoniii, jakiej nie znacie: nihonjinron


Spotkanie z inną kulturą zaczyna się od szacunku dla ich elementów. W tym przypadku broni. Nawet jeśli to tylko replika. Źródło własne.
Mieliśmy już kilka wpisów o Japonii. Był taki bardziej wyjaśniający podstawowe pojęcia¸ a także takie o broniach  - a konkretniej psia wam mać katanach - czy  języku, a także po części gdzieś nam się udawało przeciskać drobne smaczki, jak o ninjach we wpisie o TMNT. Ale zapewne, część z was może się zapytać, skąd u nas taka pewność, co do podawanych faktów? Cóż, bo rozmawiamy z Japończykami, czyli ludźmi, którzy to wiedzą. Owszem, nie są to profesorowie, a raczej przeciętni zjadacze ryżu. Ale też my nie mówimy o akademickich dysputach, a o tym jakbyśmy my im tłumaczyli rozbiory Polski i narodowe powstania. Czyli, rzeczy z natury dość proste. A skąd pewność, że oni nas nie okłamują? A! I o tym sobie porozmawiamy. O Japonii w spotkaniach. Spotkaniach z Japończykami.

Wpis w swoisty sposób stanowi kontynuację innego wpisu. Po prostu. Może kiedyś będzie więcej tego typu wpisów.

Jedną z niezaprzeczalnie najlepszych rzeczy w nauce języka obcego, są możliwości jakie nam to otwiera. Pozwala zrozumieć pewne konteksty, prostych, jakby się zdało, sytuacji i ukryte znaczenia słów. Chodzący na kaligrafię w szkole przy Mandze uczniowie pisali kiedyś znak na starszą siostrę - - i zapytali jak się go czyta (czy po prostu: jak się siostra po japońsku?). I zaraz zaprzeczyli odpowiedzi "nee" bo "w anime mówią oneesan". Sęk w tym, że oneesan to zbita trzech struktur gramatycznych - słowa "nee" (starsza siostra), przyrostka dodającego grzeczność "o" oraz przyrostka zaznaczającego poziom grzeczności, stosunków i umiejscowienia w danej społeczności/grupie "san"  (często tłumaczonego jako pan/pani). Dosłowne tłumaczenie jest więc "szanowna/szacowna Pani Starsza Siostra" - przy czym "Pani" jest raczej z braku polskiego odpowiednika na ten konkretny, kontekst sytuacyjny. Ale może przykład inny, z dziedziny wam bardziej znanej. Ryksza to zapożyczone z niemieckiego, zmiemczone japońskie słowo "rikisha" (czyt. rikiśia). Dosłowne znaczenie to "ludzka siła". Origami znaczy "składane papieru", a ikebana "życie kwiatów". Bushidou to droga wojownika, a ninja "ukryta osoba". Karate to "pusta dłoń" (stąd też elementami tegoż nie są walki bronią, choć te są z nią powiązane - np. walka kijem to już boujutsu, które zawiera elementy karate tzn. ciosy nie uwzględniające samej broni, ale ułatwiające jej użycia). Na tej samej zasadzie działają u nas słowa czarodziej, mikrofala, biustonosz czy linoskoczek.

W rozmowach z Japończykami bardzo jest to ważne, by rozumieć właśnie takie pojęcia w ich dosłownym znaczeniu. Dają one bardzo wiele o tym, czym są pewne rzeczy np. suiseki, czyli wodne kamienie. Jest to sztuka wyszukiwania kamieni o odpowiednim kształcie, który przypomina np. górę albo budowlę i umieszczenie go w miniaturowej wersji ogrodu japońskiego, gdzie kamienie czy piasek udają wodę. Zrozumienie japońskiej codzienności - nie tylko w pojęciach takich jak wstyd czy hierarchia - rodzi się właśnie w takich pojęciach i grzecznościach. Odmienność kulturowa sprawia, że łapanie takich kwestii daje sporo. My chcemy coś się dowiedzieć, a Oni podzielić. Mamy to doświadczenie właśnie pod tym kątem. Działa to również w drugą stronę - czasami ludzie (i lisy) z poza Japonii wiedzą więcej niż sami Japończycy. To raczej oczywiste. Nie można oczekiwać od każdego, że będzie znał swój kraj i jego kulturę na wylot. I wtedy to my dzielimy się wiedzą z Nimi - choć są to rzadkie przypadki.

Idąc już do celu. W każdej dyskusji z Japończykami, również naszymi nauczycielami, widzę w drobnych rzeczach te właśnie drobne ruchy, gesty i słowa, które świadczą o tym, że wiele z tego co wiem i wam mówię jest prawdą. To są naprawdę małe rzeczy. Konkretne słowa. Odruchy - zwłaszcza ukłony. Przypadkowe zdania. Drobne prezenty. Każde spotkanie z nimi zaczyna się od jikoushoukai, czyli przedstawienia się. Nawet jak się imion nie pamięta, to jest fajnie. I to jest przedstawienie się grupa grupie i osoby osobom w podgrupach. I to też jest wynikiem japońskiej kultury. To nie jest zresztą zwykłe "Jestem Zdenek" "A ja Mariko". To jest prawdziwe, małe przemówienie. Co lubię, co nie. Skąd pochodzę. Czym się zajmuję. W ten sposób zdobywamy ich szacunek, ponieważ nawet kiedy są u Nas w gości, to szanujemy ich inność i odmienność kulturową.  A oni szanują naszą chęć poznania ich kraju i ich zwyczajów.

Inną kwestią jest to, że poza swoim krajem Japończycy faktycznie wydają się być bardziej otwarci i szybko łapią kontakt, choć nadal widać w nich typowe podziały na grupy i grupki, które każe im dzielić świat na "Japończyków" i "gaijinów". I w tych rozmowach - choć są tylko chwilą - widać, że są zachwyceni faktem, że obcokrajowcy lubią ich kraj i wiedzą coś o nim więcej. I znają i lubią te same rzeczy. Oglądają Sentai i Kamen Rider. Podpowiadają miejsca wizyt. Śpiewają razem z nami openingi do Himitsu Sentai Goranger, Battler Fever J czy Samurai Sentai Shinkenger. I Evangeliona, Slayers, piosenki z Totoro i Sailor Moon. Robiliśmy hadoukeny i kamehamehy. Graliśmy na kendamie. Łapaliśmy ryż pałeczkami. Jedliśmy curry i rameny. A czy Wy, jako Polacy, nie bylibyście zadowoleni odwrotną sytuacją? I ten zachwyt nad zachwytem innych otwiera drogi i rozwiązuje języki.

Taka bezpośrednia bliskość sprawia, że ludzie inaczej rozmawiają. Owszem, nie poruszamy kwestii politycznych ani historycznie wrażliwych. Nie chcemy wojny, ani też nie czujemy takowej potrzeby. Ale tematyka jest codziennie, zwykła.  O serialach. O kuchni. O historii. Legendach (również naszych - sprzedajemy im nieustanie legendę o Smoku Wawelskim). Parkach rozrywki. Dzięki temu mówią nam o rzeczach z drugiej ręki, o których nie czyta się i mówi normalnie. Takich, jakie widzi się na filmikach JuliainJapan czy Rachel & Jun. Ciekawostki kulturowe. Różnorodności różne.

To wszystko o czym tu piszę, nie byłoby możliwe bez swoistego wysiłku. Specyficzna postawa Japończyków w kontaktach z obcokrajowcami, ma swoją nazwę: nihonjinron Jest to zbiór szeregu różnych teorii, które pod wieloma względami mają potwierdzić wyjątkowość tego kraju. Choć część z nich ma podłoże naukowe, to w praktyce codzienności "typowy" Japończyk potwierdzi każdy mit, którym "zaatakuje" go obcokrajowiec i nie będzie go dementował. Jedynym sposobem na walkę z nihonjinron jest nie pytać Japończyków o potwierdzenie różnych mitów i hipotez, a pokazać, że uczyniło się jakiś krok w celu zaakceptowania Japonii taką jaką jest np. jej zasad. Pierwszym krokiem jest język, drugim grzeczność, a trzecim podjęcie próby znalezienia i zaakceptowania swojego miejsca w tym kraju lub w spotkaniach z nim. Zaakceptować bycie nie-Japończykiem. Stąd praktyka jikoushoukai, mimo iż często jest ona wielce sztuczna. Nie chodzi o to by być bardziej papieskim od papieża, ale im większy wykazujemy wysiłek, tym bardziej Japończycy się dla nas otwierają. Zamiast zbywać nas postawą "bo gaijin nie zrozumie, więc nie ma sensu go poprawiać/uczyć", zaczynają doceniać nasz trud i odpłacają pomocą. Zaczynają poprawiać nasze wypowiedzi, szczerze chwalić nasze umiejętności. Jedną z najbardziej dla nas znaczących rzeczy, była podpowiedź, gdzie w Japonii jest park rozrywki dedykowany moim, specyficznym upodobaniom - Toei Kyoto Studio Park. Ten specyficzny sposób otwarcia się wymaga jednak sporego wysiłku.

Dlatego mam pewność, że w kwestiach związanych z Japonią - kulturą, serialami, życiem - Japończycy nam nie kłamią. Nie atakując ją nihonjinronem, oni nie mają jak go potwierdzać. Traktując Japonię jako zwykły kraj, mający swoje plusy i minusy, nie dajemy im powodu by nam jakikolwiek mit potwierdzali. Oni po prostu z nami rozmawiają, a widząc, że my ani nie demonizujemy ani gloryfikujemy ich kraju, tylko rozmawiamy jak człowiek z człowiekiem, to nie ma potrzeby aby nam istnienie owych aniołów i demonów potwierdzać. Tylko po prostu rozmawiają. Powiem szczerze: jeszcze bezpośrednio żaden Japończyk nie potwierdził an zaprzeczył mi żadnego mitu o Japonii. Nie musiał. Po prostu byli sobą. Na tyle na ile można być w dwie godziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz