Search this blog/このブログの中でさがす:

piątek, 9 grudnia 2022

Saa ike! Shuriken Sentai Ninninger!

 

Goton shuriken: fire ver. z serii. Zakupione w Japonii.

Shuriken Sentai Ninninger to taka dziwna seria. Znaczy się, nie widziałem w niej nic dziwnego, dopóki nie poznałem opinii innych o niej i nie przekonałem się, że w przeciwieństwie do mnie, niewielu lubi tą serię i krytykuje ją za wiele elementów. Rzekłbym „fair enough”, ponieważ owe zarzuty, nie jak w przypadku poprzedniej serii, mają jakieś uzasadnienie. Choć również są punktowaniem stałych elementów serialu, to jednak zwracają uwagę na ich egzekucję, a nie samą obecność.


To, na co wielu nie zwraca jednak uwagi to niezrozumienie jak pewne historie funkcjonują. Widzowie mają jakieś bazowe oczekiwania wobec serii, ale często nie są świadomi istnienia pewnego zjawiska przy tworzeniu opowieści. Mianowicie, jedyną wspólną cechą ich wszystkich, jest to, że są opowiadane, w ten czy inny sposób. Nie muszą mieć zakończenia. Nie muszą być spójne. Nie muszą mieć domkniętych wszystkich wątków. A nade wszystko: postaci wcale nie muszą się rozwinąć w jakikolwiek sposób. Oczywiście, to nie oznacza, że opowieść będzie ani dobra ani zła w powodu braku tych elementów. To oznacza tyle, że poza ta jedną rzeczą tzn. przedstawianiem opowieści. Co więcej, minimalna liczba odbiorców opowieści wynosi… jeden tzn. jej autor.

To powiedziawszy, możecie się czuć całkowicie zaskoczeni, że tak jest. Kiedy więc ktoś gani Ninninger za brak rozwoju jakiejś postaci czy za miałkie charaktery czy nieprzekonujących złych, ja zadaję pytanie: czy to, w tym konkretnym przypadku źle? Jeśli tak, to ok, a jeśli nie, to czemu się ktoś czepia? Nie powinniśmy się oburzać, że jakiegoś, oczekiwanego przez nas elementu nie ma, ale zadawać sobie właśnie pytania jak powyżej.

W przypadku Ninninger ja odpowiadam „nie” i argumentuję to tym samym, co zawsze, jeśli chodzi o Sentai: to od wielu lat serial dla dzieci, więc ma bawić przede wszystkim je i napędzić sprzedaż zabawek. Jeśli nam, dorosłym, przeszkadza jakiś element z tego powodu to albo zaciśniemy zęby, albo oglądajmy coś innego.

I to jest powodem, dla które nadal jestem wstanie oglądać Super Sentai i dla którego podobało mi się Ninninger. Nastawiłem się na typową historię dla Sentai. Nie oczekiwałem braku skupienia na czerwonym, bogatej charakterologii czy złożoności złoczyńców. Dostałem to, co od wielu lat dostajemy: ludzie w kolorowych kostiumach biją się potworami, a potem robią to samo, tylko, że w wielkim robocie. A nawet więcej: podobało mi się wiele elementów, które fanom przeszkadzało, bo mieli wygórowane oczekiwania.

Celem opowieści jest jej opowiedzenie. I nic więcej. Zadać więc warto sobie teraz jedno pytanie: czy historia Ninninger została opowiedziana? Czy jej cel został spełniony? Nie pytam się, czy nam się podobała. I ja odpowiadam: tak, została.

Owszem, wielu nie podoba się to w jaki sposób została opowiedziana. Że była nieciekawa, czy miałka, że postaci płaskie, a Akaninger był denerwujący. I to jest zrozumiałe i dobre podejście. Tak samo jak ja nie uważam, że Judgement Day od Marvela czy poprzednie serie ninja w ramach Sentai – Kakuranger i Hurricanger – zostały dobrze opowiedziane, tak samo inny mają prawo mieć taką opinię w stosunku do Ninninger. Ja akurat uważam odwrotnie. W momencie, którym jesteśmy wstanie zaakceptować fakt, że ten serial potrafi być nonsensowny, a niekiedy idiotyczny, zaczniemy się z niego cieszyć bardziej. A jeśli dalej się będziemy oczekiwać wybitności na poziomie dzieł Shakespeara czy sukcesów na poziomie Jetman lub Gokaiger, to się zawiedziemy co roku.

Co więc można powiedzieć, o tym sezonie? Jest tak sentai’owy jak tylko można być. A to oznacza, że jak jesteś nastawiony na taką rozrywkę to się nie zawiedziesz. My się nie zawiedliśmy i tego wam życzymy przy oglądaniu.


Serial ma 1+1+2 = 4 ogony!

1 komentarz: