Tsuruhime, Ninja White. Kakuranger Ninja White by glee-chan.
Posted with author's permission.
Postać Tsuruhime, Ninja White, Jest własnością Toei Company.
Przy okazji poprzedniego wpisu odnośnie
Sentai wspomniałem, że również kolejny wpis poruszy serię bardzo zapomnianą dla
zachodniego świata. O ile Dairanger
mieli jeszcze bardzo duży wpływ, na to co dostaliśmy w samy wiecie czym, to
kolejny był jeszcze bardziej okrojony. Tak samo jak poprzednio, dostaliśmy
zordy. Ale poza tym, tylko... cóż... Ninja
Sentai Kakuranger! zasługuje na o wiele więcej uznania!
Na zewnątrz pogoda jest już
różna. Raz upaling, a raz deszczing, czasem burzing. Jesteśmy już w połowie Gekisou Sentai Carranger (Racing Squadron Carranger), a to
oznacza, że dość szybko przerzucimy się na Denji Sentai Megaranger (Electromagnetic
Squadron Megarenger), a zaś Seijuu Sentai Gingaman (Starbeast Squadron
Gingaman [Galacticmen]). Czyli
warto zaznaczyć, że po ostatniej serii, Chouriki Sentai Ohranger, minęliśmy półmetek na każdy możliwy sposób (o tym
następnym razem). Razem z seriami 33-36, mamy w pełni obejrzane 23 serie a
obecnie leci 41. Ale dziś seria osiemnasta.
Wszystko
co ostatnio powiedziałem o wpływie Sami Wiecie Czego na Super Sentai jest nadal prawdą odnośnie Kakuranger. W przypadku
tego sezonu jednak trzeba powiedzieć, że przeniesienie było jeszcze bardziej
drastyczne tzn. konieczność (tylko czemu?) zachowania oryginalnych kostiumów
(pięciu z Jyuuranger i jednego z Dairanger) zmusiła twórców do tego by
nie wykorzystywać oryginalnych kostiumów z Kakuranger aż do mini sezonu z Alien Ranger, a tym samym trzeba było
dokonać o wiele większej akrobatyki, aby
móc dokonać przeniesienia. Po obejrzeniu obu wersji, zdecydowanie stwierdzam,
że niepotrzebnej. I już piszę, czemu.
Kakuranger są potomkami pięciu rodów
ninja, którzy walczyli z youkai czyli
potworami z japońskiej mitologii, od tych bardziej znanych (kappa, rokurokubi,
Yuki Onna czy kitsune) po te mniej (Azukiarai, Mokumokuren albo Nurikabe). Choć
część z youkai chciała po prostu się
zmieszać i żyć spokojnie, to jednak fakt, że owo współżycie często było z
negatywnym wpływem dla ludzi oraz iż potężniejsze potwory pragnęły większej
kontroli, walka była nieunikniona. W konsekwencji pięciu wojowników wygnało
wszystkie stwory (jeden im tylko uciekł) za zapieczętowane drzwi. I tak był
spokój przez czterysta lat, dopóki ów jeden potwór nie doprowadził do ponownego
otwarcia bramy i uwolnienia ich. Walka trwa na nowo, choć my doskonale wiemy,
kto w niej zwycięży.
Mamy
tu już dwie kwestie. W świecie Sentai
Kakuranger są znani jako "pop ninja", gdzie "pop" jest skrótem od "popculture" czyli popkultury. Grają
więc na wielu motywach popkulturowych, które są dalekie od prawdy, ale ciągle
żywe w umysłach ludzi, jeśli mówimy o ninja.
Druga kwestia to silne odwołanie się do japońskiej mitologii i ich istot.
Oczywiście, w wydaniu japońskim (tzn. poprzez osobę narratora, który omawia
kolejne youkai), który ma na celu
naukę poprzez zabawę. Jak doskonale wiecie tylko motyw ninja został przeniesiony - choć już w amerykańskim wydaniu.
To
co jest tutaj warte uwagi, to fakt, że oba motywy dawały ogromne możliwości
narracyjne, fabularne oraz naprawdę dobrych, przemyślanych potworów. Wiecie coś
jak serial o współczesnej husarii walczącej z skrzatami, wiłami, rusałkami czy
wodnikami. Osobiście oceniam to na... nieźle. Motyw ninja został wykorzystany niezbyt - zespół przypomina bardziej popkulturową
mieszankę ninja i samurai'ów jak samych ninja - co jest bliższe prawdzie
historycznej (ninja byli samurai'ami, a przynajmniej ze swych
rodowodów tak wynikało). Przez większość czasu nie odniosłem wrażenia, że mamy
do czynienia z ninja - po prostu było
miejscami za dużo walki, a za mało skradania się. Choć jak spojrzeć na chociażby Naruto czy Ninja Scroll, nie odbiegło to zbytnio od tegoż, to jednak te
dwa bardziej są ninjowate niż Kakuranger. Ostatecznie jako
wykorzystanie motywu - średnio. Jako całość, bardzo fajnie. Podobny sezon w tym
wymiarze dostaniemy dużo później, a mianowicie mowa o Samurai Sentai Shinkenger. Jak poszło, napiszę wtedy.
Motyw
mitologicznych stworzeń został odegrany świetnie i mamy całą plejadę istot,
które zostały uwspółcześnione i wykorzystane w sposób bardzo dobry. Kiedy
czytasz wszystkie, łatwo dostępne źródła
informacji (np. najpopularniejsze mitologie Japonii), to większość istot się
powtarza. Masz obake, yurei, kitsune,
taniki, Yuki Onna itd. Brakuje jakiś konkretniejszych legend (poza Kojiki i Baśnie Japońskie Royalla Tyllera brak chyba takich pozycji na polskim rynku). A Kakuranger dali nam kilkadziesiąt mniej znanych
potworów mitologicznych, które zawsze było miło poznać i dowiedzieć się, że
takie istnieją. Nic mnie tak nie zapoznało z nimi jak oni. To, w jaki sposób youkai chcą odegrać swoją rolę i w jaki
wpadają po kolei na Kakuranger, zmienia się wraz z postępem fabuły. Nie
wszystkie rozwinięcia mi się spodobały i zdecydowanie wolałbym formułę z
początku serialu (no big evil), ale
jednocześnie wiedziałem, że takie coś się nie uchowa.
Dlatego
też ciężko wypowiedzieć się bez spoilerowo na temat youkai. Na samym początku są oni niezależni i działają osobno, a
dopiero rozwój fabuły skupia ich na tym, by pokonać Kakuranger i... spoiler. To co o nich można jeszcze powiedzieć, to
fakt, że są najbardziej przyjaznymi ze wszystkich. A przynajmniej nie wszyscy są
tak źli, jak by chciano nam wmawiać. Nie są na pewno monotematyczni. Nie,
wprost przeciwnie. Są różni. Wielcy i mali. Cudowni i okropni. Mili i straszni.
Przyjacielscy i wrodzy. A nade wszystko, raz jeszcze powiem, stanowią jedną z lepszych
lekcji japońskiej kultury i naprawdę dobrze się ich śledzi.
Sami
Kakuranger stanowią też zbiór
ciekawych osób. Sasuke, Tsuruhime, Saizou, Sekai i Jiraya są wyraźnie
zaznaczeni, omówieni oraz mają swoje własne wątki. Są grupą podróżującą w
kotobusie, Nekomaru, który jest foodtruckiem
oraz ich źródłem utrzymania. To jest ciekawe rozwiązanie, które sprawia, że
wreszcie znika dziwny problem iż "źli" atakują cały kraj, a Ci dobrzy
docierają wszędzie szybko z tej swojej jednej bazy. Na większe omówienie zasługują
aż dwie związane z nimi kwestie. Po pierwsze, przywódcą nie jest czerwony, a
biała, która na dodatek jest księżniczką. Tsuruhime tym samym wyprzedziła Sami
Wiecie Co w tym pomyśle (choć niewiele). Niestety, zwyczajowo najlepsze zabawki
dostaje czerwony, ale to Tsuruhime dostaje największe tło fabularne. Po drugie,
Jiraya (czarny) wychowywał się w USA i mówi po angielsku. I to bez żadnej
typowo japońskiej wymowy. Totalnie. Nic. On naprawdę mówi po ANGIELSKU. Wow.
Specjalnie
nie mówię nic o robotach, bo - oprócz unikania spoilerów - warto samemu ocenić
je w kontekście Sami Wiecie Czego, a wtedy również przekonacie się jak wielką
gimnastykę wykonali Amerykanie. Kolejną kwestią jest to, że mimo wszystko stojąca
za nimi opowieść całkowicie mnie nie powala i można było rozegrać ją lepiej.
Moim skromnym zdaniem, brakuje jej nie tylko lepszego rozwinięcia, co i tła
fabularnego. Roboty są... hmm... bez większego sensu. W tym znaczeniu, czemu
takie motywy. Czemu takie. Przypomina to trochę Zyuranger - w tym sensie, czemu
do jasnej cholery tygrys i mamut są dinozaurami. A tutaj... cóż... Żadem motyw
- poza żurawiem (tsuru - jak w imieniu Ninja White - Tsuruhime) - nie ma IMO
sensu. Ale to oceńcie również sami.
Czy
coś jeszcze warto dodać? W sumie nie. Albo inaczej. Jest w jednym odcinku
bardzo mocne nawiązanie do jednego z anime znanego również w Polsce. Jest po
stronie youkai kilka osób, na które
warto czekać. To wszystko sprawia, że naprawdę nieźle się to ogląda i odkrywa. I
jak zwykle, moim zdaniem, zakończenie nie powala. Totalnie. Ale do tego się już
przyzwyczaiłem. Dostaliśmy dwa dobre motywy, które nie zostały źle użyte. Dostaliśmy inne rozwiązanie tego, czym ma być zespół oraz inny sposób zawiązania fabuły. Jedno spore nawiązanie oraz żeńskiego przywódcę. Sporo nowości. Dwa, dobre motywy.
A Amerykanie zaś zamiast z tego skorzystać, kompletnie olali motyw youkai i zrobili resztę po swojemu - a przecież wystarczyłby tylko jeden zabieg. Co zrobili dobrze, to ich chwała. Ale na taką krajalnicę to aż żal teraz patrzeć. Kompletnie nie wiem, czemu się tak męczyli. Bezsens. Dostali jeden z najprostszych sezonów podówczas do przerobienia, a się tak wymęczyli. Wiecie, dali końcówkę, potem początek, by na sam koniec wrzucić środek. Chyba jedynym powodem była liczba rangersów/zordów (5 vs 6), ale patrząc po tym, co później wyrabiali, tym bardziej nie rozumiem. Jak dla mnie, mogli po prostu polecieć jak po nitce do kłębka. A wybrali co chcieli. I w ten sposób dokonali takiej masakry oryginału, że aż strach. Choć trzeba przyznać, że nie wyszło to źle, o ile nie zna się oryginału i nie wie, co z nim zrobiono. A ja znam...
|
Search this blog/このブログの中でさがす:
We are also at・もここにいる
wtorek, 25 lipca 2017
Ninja! Ninja! Ninja Sentai Kakuranger!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz