Search this blog/このブログの中でさがす:

wtorek, 25 lipca 2017

Ninja! Ninja! Ninja Sentai Kakuranger!


Tsuruhime, Ninja White. Kakuranger Ninja White  by glee-chan. Posted with author's permission.
Postać Tsuruhime, Ninja White, Jest własnością Toei Company.



                Przy okazji poprzedniego wpisu odnośnie Sentai wspomniałem, że również kolejny wpis poruszy serię bardzo zapomnianą dla zachodniego świata. O ile Dairanger mieli jeszcze bardzo duży wpływ, na to co dostaliśmy w samy wiecie czym, to kolejny był jeszcze bardziej okrojony. Tak samo jak poprzednio, dostaliśmy zordy. Ale poza tym, tylko... cóż... Ninja Sentai Kakuranger! zasługuje na o wiele więcej uznania!



                Na zewnątrz pogoda jest już różna. Raz upaling, a raz deszczing, czasem burzing. Jesteśmy już w połowie Gekisou Sentai Carranger (Racing Squadron Carranger), a to oznacza, że dość szybko przerzucimy się na Denji Sentai Megaranger (Electromagnetic Squadron Megarenger), a zaś Seijuu Sentai Gingaman (Starbeast Squadron Gingaman [Galacticmen]). Czyli warto zaznaczyć, że po ostatniej serii, Chouriki Sentai Ohranger, minęliśmy półmetek na każdy możliwy sposób (o tym następnym razem). Razem z seriami 33-36, mamy w pełni obejrzane 23 serie a obecnie leci 41. Ale dziś seria osiemnasta.



                Wszystko co ostatnio powiedziałem o wpływie Sami Wiecie Czego na Super Sentai jest nadal prawdą odnośnie Kakuranger. W przypadku tego sezonu jednak trzeba powiedzieć, że przeniesienie było jeszcze bardziej drastyczne tzn. konieczność (tylko czemu?) zachowania oryginalnych kostiumów (pięciu z Jyuuranger i  jednego z Dairanger) zmusiła twórców do tego by nie wykorzystywać oryginalnych kostiumów z Kakuranger aż do mini sezonu z Alien Ranger, a tym samym trzeba było dokonać  o wiele większej akrobatyki, aby móc dokonać przeniesienia. Po obejrzeniu obu wersji, zdecydowanie stwierdzam, że niepotrzebnej. I już piszę, czemu.



                Kakuranger są potomkami pięciu rodów ninja, którzy walczyli z youkai czyli potworami z japońskiej mitologii, od tych bardziej znanych (kappa, rokurokubi, Yuki Onna czy kitsune) po te mniej (Azukiarai, Mokumokuren albo Nurikabe). Choć część z youkai chciała po prostu się zmieszać i żyć spokojnie, to jednak fakt, że owo współżycie często było z negatywnym wpływem dla ludzi oraz iż potężniejsze potwory pragnęły większej kontroli, walka była nieunikniona. W konsekwencji pięciu wojowników wygnało wszystkie stwory (jeden im tylko uciekł) za zapieczętowane drzwi. I tak był spokój przez czterysta lat, dopóki ów jeden potwór nie doprowadził do ponownego otwarcia bramy i uwolnienia ich. Walka trwa na nowo, choć my doskonale wiemy, kto w niej zwycięży.



                Mamy tu już dwie kwestie. W świecie Sentai Kakuranger są znani jako "pop ninja", gdzie "pop" jest skrótem od "popculture" czyli popkultury. Grają więc na wielu motywach popkulturowych, które są dalekie od prawdy, ale ciągle żywe w umysłach ludzi, jeśli mówimy o ninja. Druga kwestia to silne odwołanie się do japońskiej mitologii i ich istot. Oczywiście, w wydaniu japońskim (tzn. poprzez osobę narratora, który omawia kolejne youkai), który ma na celu naukę poprzez zabawę. Jak doskonale wiecie tylko motyw ninja został przeniesiony - choć już w amerykańskim wydaniu.



                To co jest tutaj warte uwagi, to fakt, że oba motywy dawały ogromne możliwości narracyjne, fabularne oraz naprawdę dobrych, przemyślanych potworów. Wiecie coś jak serial o współczesnej husarii walczącej z skrzatami, wiłami, rusałkami czy wodnikami. Osobiście oceniam to na... nieźle. Motyw ninja został wykorzystany niezbyt - zespół przypomina bardziej popkulturową mieszankę ninja i samurai'ów jak samych ninja - co jest bliższe prawdzie historycznej (ninja byli samurai'ami, a przynajmniej ze swych rodowodów tak wynikało). Przez większość czasu nie odniosłem wrażenia, że mamy do czynienia z ninja - po prostu było miejscami za dużo walki, a za mało skradania się. Choć jak spojrzeć na chociażby Naruto czy Ninja Scroll,  nie odbiegło to zbytnio od tegoż, to jednak te dwa bardziej są ninjowate niż Kakuranger. Ostatecznie jako wykorzystanie motywu - średnio. Jako całość, bardzo fajnie. Podobny sezon w tym wymiarze dostaniemy dużo później, a mianowicie mowa o Samurai Sentai Shinkenger. Jak poszło, napiszę wtedy.





                Motyw mitologicznych stworzeń został odegrany świetnie i mamy całą plejadę istot, które zostały uwspółcześnione i wykorzystane w sposób bardzo dobry. Kiedy czytasz wszystkie, łatwo dostępne  źródła informacji (np. najpopularniejsze mitologie Japonii), to większość istot się powtarza. Masz obake, yurei, kitsune, taniki, Yuki Onna itd. Brakuje jakiś konkretniejszych legend (poza Kojiki i Baśnie Japońskie Royalla Tyllera brak chyba takich pozycji na polskim rynku). A Kakuranger dali nam kilkadziesiąt mniej znanych potworów mitologicznych, które zawsze było miło poznać i dowiedzieć się, że takie istnieją. Nic mnie tak nie zapoznało z nimi jak oni. To, w jaki sposób youkai chcą odegrać swoją rolę i w jaki wpadają po kolei na Kakuranger, zmienia się wraz z postępem fabuły. Nie wszystkie rozwinięcia mi się spodobały i zdecydowanie wolałbym formułę z początku serialu (no big evil), ale jednocześnie wiedziałem, że takie coś się nie uchowa.



                Dlatego też ciężko wypowiedzieć się bez spoilerowo na temat youkai. Na samym początku są oni niezależni i działają osobno, a dopiero rozwój fabuły skupia ich na tym, by pokonać Kakuranger i... spoiler. To co o nich można jeszcze powiedzieć, to fakt, że są najbardziej przyjaznymi ze wszystkich. A przynajmniej nie wszyscy są tak źli, jak by chciano nam wmawiać. Nie są na pewno monotematyczni. Nie, wprost przeciwnie. Są różni. Wielcy i mali. Cudowni i okropni. Mili i straszni. Przyjacielscy i wrodzy. A nade wszystko, raz jeszcze powiem, stanowią jedną z lepszych lekcji japońskiej kultury i naprawdę dobrze się ich śledzi.



                Sami Kakuranger stanowią też zbiór ciekawych osób. Sasuke, Tsuruhime, Saizou, Sekai i Jiraya są wyraźnie zaznaczeni, omówieni oraz mają swoje własne wątki. Są grupą podróżującą w kotobusie, Nekomaru, który jest foodtruckiem oraz ich źródłem utrzymania. To jest ciekawe rozwiązanie, które sprawia, że wreszcie znika dziwny problem iż "źli" atakują cały kraj, a Ci dobrzy docierają wszędzie szybko z tej swojej jednej bazy. Na większe omówienie zasługują aż dwie związane z nimi kwestie. Po pierwsze, przywódcą nie jest czerwony, a biała, która na dodatek jest księżniczką. Tsuruhime tym samym wyprzedziła Sami Wiecie Co w tym pomyśle (choć niewiele). Niestety, zwyczajowo najlepsze zabawki dostaje czerwony, ale to Tsuruhime dostaje największe tło fabularne. Po drugie, Jiraya (czarny) wychowywał się w USA i mówi po angielsku. I to bez żadnej typowo japońskiej wymowy. Totalnie. Nic. On naprawdę mówi po ANGIELSKU. Wow.



                Specjalnie nie mówię nic o robotach, bo - oprócz unikania spoilerów - warto samemu ocenić je w kontekście Sami Wiecie Czego, a wtedy również przekonacie się jak wielką gimnastykę wykonali Amerykanie. Kolejną kwestią jest to, że mimo wszystko stojąca za nimi opowieść całkowicie mnie nie powala i można było rozegrać ją lepiej. Moim skromnym zdaniem, brakuje jej nie tylko lepszego rozwinięcia, co i tła fabularnego. Roboty są... hmm... bez większego sensu. W tym znaczeniu, czemu takie motywy. Czemu takie. Przypomina to trochę Zyuranger - w tym sensie, czemu do jasnej cholery tygrys i mamut są dinozaurami. A tutaj... cóż... Żadem motyw - poza żurawiem (tsuru - jak w imieniu Ninja White - Tsuruhime) - nie ma IMO sensu. Ale to oceńcie również sami.



                Czy coś jeszcze warto dodać? W sumie nie. Albo inaczej. Jest w jednym odcinku bardzo mocne nawiązanie do jednego z anime znanego również w Polsce. Jest po stronie youkai kilka osób, na które warto czekać. To wszystko sprawia, że naprawdę nieźle się to ogląda i odkrywa. I jak zwykle, moim zdaniem, zakończenie nie powala. Totalnie. Ale do tego się już przyzwyczaiłem. Dostaliśmy dwa dobre motywy, które nie zostały źle użyte. Dostaliśmy inne rozwiązanie tego, czym ma być zespół oraz inny sposób zawiązania fabuły. Jedno spore nawiązanie oraz żeńskiego przywódcę. Sporo nowości. Dwa, dobre motywy.

               A Amerykanie zaś zamiast z tego skorzystać, kompletnie olali motyw youkai i zrobili resztę po swojemu - a przecież wystarczyłby tylko jeden zabieg. Co zrobili dobrze, to ich chwała. Ale na taką krajalnicę to aż żal teraz patrzeć. Kompletnie nie wiem, czemu się tak męczyli. Bezsens. Dostali jeden z najprostszych sezonów podówczas do przerobienia, a się tak wymęczyli. Wiecie, dali końcówkę, potem początek, by na sam koniec wrzucić środek. Chyba jedynym powodem była liczba rangersów/zordów (5 vs 6), ale patrząc po tym, co później wyrabiali, tym bardziej nie rozumiem. Jak dla mnie, mogli po prostu polecieć jak po nitce do kłębka. A wybrali co chcieli. I w ten sposób dokonali takiej masakry oryginału, że aż strach. Choć trzeba przyznać, że nie wyszło to źle, o ile nie zna się oryginału i nie wie, co z nim zrobiono. A ja znam...



Serial ma 1+1+2 = cztery ogony!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz