Search this blog/このブログの中でさがす:

poniedziałek, 11 maja 2015

Avengers! Assemble!

Avengers Assemble! (and Loki, too.) by Pat Lolka na licencji CC 2.0
Avengers są własnością Marvel Comics.


Przed wyruszeniem w drogę musisz zebrać drużynę. Tak po prostu, zwyczajnie. I zapewne zapytacie jaki to ma związek z Mścicielami? A no ma. Bo Avengers: Age of Ultron bardzo przypomina granie w Baldur's  Gate. And you must gather your party before venturing forth. Więc zbieramy drużynę (Yatta!) i huzia na tengu! Znaczy się koboldy. I gobliny. I Ultrony.


[Wtrącenie Pana F. Kitsune wplotła mnóstwo japońskich zwrotów. Konsekwentnie zmieniłem je na angielskie. Bardziej zrozumiałe. I dlatego jestem podrapany... Auć.]

Nawiązanie do Baldur's Gate, w którego granie nadal cieszy, nie jest przypadkowe. O wiele lepiej ogląda się (gra się) w to wszystko, kiedy grasz pierwszy raz i odkrywasz wszystko. Smaczki i nawiązania. Sceny po napisach. Diament w drzewie w lokacji na wschód od Candlekeep. Oraz to, gdzie jest młot +2 dla twojego kapłana. Ale jak zaczynasz zastanawiać się nad tym wszystkim, grać po raz kolejny, jesteś znudzony. (︶︹︺) nie grasz na eksplorację, ale na zdobycie konkretnych przedmiotów w określonej kolejności. I tak jest z AAoU (Nauczyłam się skrótów filmów!  Proud on. ^_^). Jest kolejnym elementem planu o tym, jak to Thanosowi zrobi się kuku, tylko jeszcze nie wiemy, że to będzie Thanos i że to my mu kuku zrobimy. Jest świetnym filmem jako element całości MCU, tego jak to się rozgrywa i jest to jeden z jedynych dwóch plusów filmu. To cudowny film, jako środkowe podsumowanie tego, co my jako fani wiemy, a Avengers dopiero poznają. Oraz tego jak, z coraz mniejszym entuzjazmem dla mnie i moich ogonów, wszystko prowadzi do epickiego finału. 。.:☆*:・'(*⌒―⌒*))) Czegoś w stylu:





tyle, że Thanos zamiast Galactusa. I w moim lisim sercu ciągle mam ten płomyk nadziei, że przynajmniej tego nie zepsują. Słusznie napisała zwierz (w ogóle, ja i moje ogony zgadzamy się ze zwierzem po całości), że Avengers (pierwsi) byli świetni, bo epicka była bitwa w NY. Zrobili PIĘĆ, god damn, filmów by nakręcić szósty. To było epickie, widzieć jak się zbierają. Jak zaczynają tworzyć zespół. A potem... Phase 2 psuje efekt. Po kolei (poza IM3) daje nam coraz lepsze zawiązanie historii całości, razem z Agents of S.H.I.E.L.D. To nie napawa optymizmem, choć trzęsły się mi ogony. ^_^ GotG był świetnym filmem, który wyjaśniał o co biega z gemami i wprowadzał Thanosa na całego. I Avengers 2 znów mieli być epiccy. Nie byli. To wszystko jest znów jak w Baldur's Gate. Ogólny plot jest cudowny. Smaczki są cudowne. Elminster i Drizzt. Viconia. Mincs i Boo. Ale co nie jest to to, że pojedynczo każdy element historii nie błyszczy tak jasno. Ultron cieszy. (─‿‿─) Vision cieszy. (っ˘ω˘ς )  Falcon i War Machine cieszą. (*^‿^*) Klaw cieszy. (⌒‿⌒) Każda nowa postać albo stara, o której nie zapomnieli, cieszy. Kolejny gem w oczywistym, nie zaskakującym miejscu cieszy (ale mniej). Ale całość nie cieszy (odwrotnie jak w Baldur's Gate), choć kila razy "wow"-nęłam na seansie. AAoU jest elementem całej historii związanej z infinity gems  jako ten element, stanowi wyśmienity film podsumowujący to, co wiemy; to, do czego to zmierza. Jako koniec phase 2. Jako coś w środku, bez ukrywania, że to jest jak było z phase 1. Powiedzmy sobie szczerze, tak naprawdę idziemy na te seanse by wiedzieć jak się rozwinie całość, a nie jaki będzie poszczególny film. By dostać kolejny gem. Plot twist. Czekamy na scenę po/w środku napisów z THANOSEM. I naprawdę chcemy by nie był to Thanos po raz kolejny. Przyznajcie się bez oszukiwania, że tak naprawdę każdy z was działa tak "Chodźmy na film, który będzie przeciętny, bo chcemy wiedzieć jak się rozwinie gem plot". To jest najbardziej interesujące. W tym wszystkim jest jednak pewna magia. Coś dziwnego. Co mimo tego, że wiemy ogólnie czego się spodziewać, nadal chcemy więcej. Nie powiecie mi, że oglądając to:




nie macie nadal dreszczy. ヽ(o^―^o)ノ Mimo iż to już wiecie! To jest właśnie najlepsza część MCU i AAoU. Koneksje. Połączenia. Nawiązania. Kolejne postaci. Jak te kilka smaczków z Agents of S.H.I.E.L.D. (TE trzy postaci...). Fakt, że możemy zobaczyć wreszcie kogoś nowego. Czekam na She-Hulk i kolejny film z Hulkiem jako główną postacią. I wreszcie Spider-Mana obok kogoś już z MCU. (✯◡✯)

Jednocześnie chcę, naprawdę chcę, się w tym mylić. W tym, że to wszystko TYLKO tak wygląda. Że kolejny film z MCU będzie tylko elementem historii o tym jak Earth Mightiest Heroes (równa się  nie tylko Avengersom) kopią tyłek Thanosowi, ale opowie coś naprawdę fajnego. Bo naprawdę, czekam na Panthera, Marvel i Strange'a i dobre opowieści. (◕‿◕) I naprawdę liczę na to, że wszyscy, włącznie z GotG  i serialowymi postaciami (nie tylko z Agentów, ale i Daredevila i innych zapowiedzianych), spotkają się razem w jednym, epickim filmie. I to wszytko wyjdzie super. Bo jak na razie, epickie było tylko Avengers i pokonanie Hydry.

Więc co jest nie tak z Avengers: Age od Ultron?

Problemem jest to, że scenariusz przypomina granie w Baldur's Gate po raz któryś, z tą różnicą, że bierzemy wszystko co złe, bo co dobre, to bierze main plot z Thanosem i kamieniami. Jest przewidywalnie. Wszystko idzie mało zaskakująco. Nie mamy tu nic do odkrycia. Nikt nie był zaskoczony niczym. No dobra. Źródło jednej umiejętności Visiona jest zaskakujące. Zaskoczył mnie Hawkeye. Problemem z tą grą było kontrolowanie drużyny. Wyszukiwanie ścieżek jakimi drużyna przejdzie z końca kopalni Nashkeel do początku, jak ominie ten gaik w środku Jarmarku albo ominięcie jeziorka. I problemy z zebraniem drużyny. Nie w sensie kto (bo nie Garrick), ale to że z powodu różnych rzeczy (czarów, petryfikacji i takie tam), nawet jeśli cała drużyna była sprawna (żywa) nie zawsze miałeś nad nią kontrolę i mogłeś iść dalej. Trzeba było czekać aż czary zejdą. I mimo tego, że podróżowałeś z jednego punktu na skraj mapy/wchodziłeś gdzieś, słyszałeś głos Piotra Fronczewskiego, mówiącego na okrągło:




I to jest właśnie główny problem Avengers. Team Management. I tylko jeden plus. Jeden. Obecność Falcona i War Machine. Choć są to role epizodyczne, ale są. Bo jedynym, który działa bez problemowo jest Hawkeye, najlepszy z całego grona starych członków i to ssie, bo to nie on powinien być kimś kto spaja team. Choć po tym co mu Loki uczynił, się mu należało. I zaczynam lubić Hawkeye'a Bo z nowych, Vision zdobywa miejsce na podium. Ale to mało. Zadziwia mnie, że Falcon, mimo roli w CA:WS nie został instant Avenger. God damn! Armia robotów chce zniszczyć świat i może się jej udać, a my zamiast wezwać kogo się da by ich skopać, bierzemy stary dreamteam plus trzech, którzy sami się wprosili i thats it! A na straży dodajemy ostatniego, bidulę War Machine. A rolę WM ratuje tylko logiczność tego posunięcia. Bo to co do zrobienia miał, jest rozsądne: precausion. Tylko i wyłącznie Hawkeye zasługuje na uznanie. Tylko. Jest jedyną, dobrze poprowadzoną postacią. Jedyną myślącą o zespole jako całości. JEDYNĄ! Visiona i War Machine było za mało, by oceniać. Ale oni też na plus.

Pamiętacie jak Stark po raz pierwszy spotyka Bannera i jest tech-babble. Forget! Teraz mamy dwóch szalonych naukowców, dzięki którym mamy historię. Bo głos rozsądku, Banner, nie umiał zatrzymać szalonego pomysłu Starka i mu pomaga. Pamiętacie sceny walki Agentki May z Agentów? Obrywa!  Pierwsze walki Black Widow? She is awesome! I jak wiele awesomności można jeszcze z niej wycisnąć? May jest lepsza, bo obrywa. Nie jest niezniszczalna. Cavalry, god damn! Widow... Ech.. nie do zdarcia.  I dlatego jest meh. Zepchnięty (ZNOWU! ☆o(><;)○) do roli monstrum, siania zniszczenia Hulk. Zepchnięty do roli osiłka z młotem i spajania plotu Infinity gems Thor. Ultron, który jest charakterologicznie lepszym Starkiem. I więcej tego, ale to już spoiler. Naprawdę, nie czułem większości postaci. Łącznie z Quicksilverem i Scarlet Witch. Ogony nie drżały. Hawkeye, Ultron, Vision, War Machine. Wielka Czwórka.

Kolejny problem, ale tym razem poruszony w Avengers na plus, to szersza kwestia superbohaterów. I wszyscy wiemy, że to jest 凸(-‿‿-)凸 w stronę filmu o Wielkim S. Superbohaterowie są niszczycielscy. Gdziekolwiek się pojawią, są zniszczenia. I tak naprawdę, jest tu jeszcze zaklęte koło. Każdej akcji towarzyszy reakcja. Akcją są bohaterowie. Reakcją złoczyńcy. I odwrotnie. Policja istnieje, bo ktoś coś kiedyś ukradł, zabił. Ktoś coś ukradnie, kogoś zabije, bo istnieje policja. Ktoś ładnie powiedział, że chyba w większości wypadków myślą tylko w jeden sposób: dopóki badguy obrywa, nikt poza nim nie ginie, wszystko ujdzie. Zniszczenia. Zrujnowane życia. I chociaż Avengers, jako film, z tym walczą i pokazują, że można dbać o wszystko wokół; o cywili; minimum zniszczeń itd, to jednak nie zmienia faktu, że bohaterowie w spandeksie są niszczycielscy. Są.

Jacy są więc ogólnie Avengers: Age of Ultron? Byliby lepsi. Zdecydowanie lepsi. Gdybyśmy nie wiedzieli wcześniej o Visionie, Klawie. Gdyby mogli nas zaskoczyć. Potężnie. Poważnie. A tak, przewidywalny film. Z jednym plusem. Jest częścią MCU. Czyli większego plotu. Ale i tak frajda oglądania była. Ogony drżały. Ale nie tak jak przy Avengers, gdzie grały:


I tego mi było brak. Zdecydowanie czegoś wielkiego. Czegoś na naprawdę wielkie WOW. "YATTTA!"na całego. Całym sercem, czterema ogonami i strzyżeniem uszu. Bo ja Marvela lubię. I lubić chcę. Avengers! Assemble!

Film ma 3+2+3 = osiem ogonów.









Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015-2019, all rights reserved.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz