Idea niektórych wpisów polega na zwróceniu uwagi na pewne inne kwestie, niż zwykle tematy. Widzicie, z pisaniem na bogu związany jest pewien
problem. Jest on całkowicie nie literacki. Nie związany z weną czy jej brakiem.
Albo czasem czy pomysłem na notkę. Nie, problem jest natury edytorskiej i
wizualnej. Oraz prawnej. Zwłaszcza prawnej.
O czym ostatnio mieliśmy z Kitsune
dyskusję. A rozmawialiśmy o pewnej niespodziance, którą szykujemy. I
która spędza nam sen z powiek. Bo chcielibyśmy, ale nam nie wolno.
Początkowo
mieliśmy wam zapisać całą naszą dyskusję, tak jak ją zapamiętaliśmy, ale w
konsekwencji zdecydowaliśmy się na coś strawniejszego. Najpierw ja, Pan F.!
zrobię krótki wstęp, a potem Kitsune
opisze tą kwestię od strony praktycznej. Więc... Na początku zaznaczymy, notka
jest uproszczeniem całej kwestii. Nie jesteśmy prawnikami i w żadnym wypadku
nie chcieliśmy wyczerpywać tematu związanego z Tą Kwestią. Tylko mamy dla was
niespodziankę, która wymaga pewnego wstępu, abyście w konsekwencji nie poczuli
się zawiedzeni.
Nie
jest niczym tajemniczym już, że jestem fanem Super Sentai, które poznałem (co nie dziwne) dzięki Sami Wiecie Czemu. Zapowiedziałem zresztą
już notkę o każdym z sezonów. Pierwsza z nich, o Himitsu Sentai Goranger, natrafiła na nieprzewidziany problem natury
prawnej. Zmusiło to nas oboje do zakasania rękawów. Efekt był mizerny. Chodzi o
to, moi... ekhm... Nasi czytelnicy, że obrazki się same nie znajdują.
Oczywiście, "można" po prostu wejść na Wujka Google i wziąć, co się
znajdzie w kilka minut. Bach, rach ciach ciach i jest ładny post. Chodzi
właśnie o to, że nie można. Widzicie, zanim jakiekolwiek zdjęcie czy grafika pojawi się na
blogu, to mija jakiś czas. Jeśli sądzicie, że wystarczy wpisać Himitsu Sentai Goranger w wyszukiwarkę i
wybrać co się pojawi do notki o tymże, to się mylicie. Otóż każde dzieło ma
swojego właściciela. Minimum jednego. Pierwszym właścicielem jest osoba (lub
osoby) posiadająca autorskie prawa do dzieła. To znaczy jej autor. I cokolwiek
by się nie stało, "Słoneczniki" van Gogha nie przestają być jego obrazem,
a Peter Pan and Wendy nadal jest
napisane przez James M. Barrie'ego. I nic tego nie zmieni.
Drugim
właścicielem jest ów ktoś, posiadający prawo majątkowe do dzieła, czyli prawo
do dysponowania dziełem. Decydowaniu o nim; kto go wyda; kto może się nim
posłużyć i w jakich wypadkach; kto na tym zarobi i tak dalej. Prawa te nie są
trwałe i wieczne i w Polsce wygasają siedemdziesiąt lat po śmierci ostatniego
z autorów, pomijając różne inne, nietypowe przypadki. Wtedy to, przechodzą
do domeny publicznej to znaczy, że nie trzeba się pytać nikogo o pozwolenie
na wykorzystanie. Tak jest na przykład z Frankensteinem Mary Shelley czy Genji
Monogatari, ale już Piotruś Pan nadal podpada pod prawa majątkowe,
przekazane pewnemu Szpitalowi. Które i tak wygasną, po upłynięciu odpowiedniego
czasu od śmierci Barrie'ego.
Prawa
majątkowe (za wyjątkiem np. programów komputerowych) mają tylko jeszcze dwa
ograniczenia. Pierwszym jest fair use
czyli dozwolony użytek własny. Chodzi o to, w dużym skrócie, że w pewnych
sytuacjach mamy prawo do decydowania o użytkowaniu dzieła bez pytania się
autora. Na przykład, nie musimy się pytać autora piosenki, czy możemy utwór puścić
koledze czy na gronie rodziny. Nikt nie musi nam pozwalać na pożyczenie książki
czy płyty z filmem, które legalnie kupiliśmy. Drugim ograniczeniem jest prawo
cytatu czyli prawo do użycia fragmentu utworu (lub niekiedy w przypadku grafik
i obrazów, całości) w innym dziele. To pierwsze na blogu jest ciężkie do osiągnięcia. Czemu? Więc...
O
wszystkim tym wspomina ustawa o prawach autorskich i prawach pokrewnych, którą
trzeba ją było przeczytać. [Kitsune: (︶︹︺) ]
Całość opiera się jeszcze o jedną ustawę, a mianowicie o Znakach
Towarowych czyli tym, kto i w jakim zakresie ma prawo do dysponowania symbolami
i nazwami. Bo nie wszystko i nie zawsze wolno nam powiedzieć. Bardzo dużym
skrócie, całość rozchodzi się o coś, co można zamknąć w dwóch znakach
graficznych: © (copyright) i ™ (trademark).
Tak
moi drodzy, aby móc umieszczać legalnie grafiki na blogu musiałem się zapoznać z
ustawami. I je zrozumieć. Oprócz naszych ustaw, jest też amerykańskie prawo. I
japońskie niekiedy...
Gdyby
jednak całość opierała się tylko o te dwie ustawy, to musiałbym opierać się
tylko na darmowych rzeczach, domenie publicznej oraz własnych utworach. I większość blogów również. Na
szczęście, z pomocą przyszli inni artyści i licencje typu Creative Commons (CC), czyli dobrowolne zrzeczenie się
części praw majątkowych do dzieła np. wymogu zgody do użytku lub pobierania
opłat za użytek. Nie znaczy, że można je zawsze dowolnie przerabiać lub
wykorzystywać w celach komercyjnych. Ale to zawsze trzeba wskazać autora, tekst
odpowiedniej licencji CC lub odnośnik
doń, ale za to nie trzeba się już pytać
o zgodę na użytek. Większość grafik z bloga (np. obecny nagłówek czy grafiki lead'owe ostatnich notek) zostały
udostępnione na licencji CC, która
wymusza na nas odpowiednią informacje w stopce. Tak jak dzisiejsza grafika.
Widzicie, za każdym razem kiedy potrzebna jest nam grafika, zdjęcie czy inny
obrazek to posiłkujemy się trzema źródłami, za wyjątkiem przypadków, kiedy z
góry wiemy, że nic nie znajdziemy i muszę sama coś przygotować. Pierwsze źródło to Google, drugie to strony typu Flickr,
a ostatnie to strony z zdjęciami stockowymi.
Za każdym razem jednak poszukujemy dwóch typów grafik: darmowych lub dostępnych
do użytku bez zgody autora. Zależy nam na grafikach, które nie mają ograniczenia
"non-commercial" (czyli bez
użytku komercyjnego), choć nie jest to mus.
Miru ra Kiru jest blogiem popkulturowy.
To znaczy, że piszemy wiele o innych dziełach. Dziełach objętych autorskimi
prawami majątkowymi. Niekiedy również odpowiednimi znakami towarowymi. To
oznacza, że nie wolno nam bezkarnie publikować dowolnej grafiki dowolnego
dzieła. Nie zawsze też możemy dowolnie używać niektórych nazw
lub publikować logo. Dla porównania... Dwa wyniki wyszukiwania dla Himitsu Sentai Goranger w Google (przy okazji TM oznacza również, że czasownik od tej nazwy nie może być tu użyty - Pan F.),
obrazujące jak różnią się wyniki "dowolne" i "wątpliwe" od
"darmowych". Pokazujące również to, jak trudne bywa szukanie legalnych grafik do utworów popkulturowych. Hontou-ni! Muzukashii desu! Różnica widoczna gołym okiem. Gdzie indziej nie jest lepiej.
Oba screeny podpadają pod dozwolony użytek.
1) Bez ograniczeń. Jakie bogactwo! A to tylko czubek... |
2) Z ograniczeniem wyszukiwania do jednej z licencji CC. Nan desu ka. Co
ci ludzie mają wspólnego z Gorangersami?
I co tu robią zordy z
Siedemnastej Serii?
|
Ile to trwa? Znalezienie grafiki? Eto... Zależy
od szczęścia. Poszukiwanie zdjęcia do nagłówka trwało... cały dzień. Po czym
okazało, że połowa grafik nie pasuje albo jest związana z nimi zagwostka
prawna. Mieliśmy wątpliwości czy nam wolno ich użyć. I nigdzie pomocy. I znów
wertowanie ustaw... Znalezienie grafik do nadchodzącej notki o Himitsu Sentai Goranger trwa już
tydzień...
Niekiedy grafika znajduje się od razu.
Niekiedy trwa to godzinę. Niekiedy nie znajdujemy jej nigdy. Moja ostatnia
notka o nowościach mangowych na czerwiec i wydaniu Sailor Moon w Polsce cierpi właśnie na tym. Użycie logo
opublikowanego na stronie Anime Eden budziło naszą wątpliwość prawną. Jednocześnie
byłoby zbyt... oczywiste. Problematyczne okazało się również znalezienie jakiekolwiek
innego zdjęcia z podpowiedzią np. z japońskim mundurkiem. Nie tylko kwesta
znalezienia takowego. Sięgnijcie do ustawy i zobaczcie sobie kiedy wolno
publikować czyjś wizerunek, a kiedy nie.A nie chcieliśmy wrzucać czegokolwiek.
Biorąc to pod uwagę, zenbu, zdecydowaliśmy się na pewien odważny, jak mniemamy, krok. I
to jest owa niespodzianka. Serial Super
Sentai liczy już trzydzieści dziewięć sezonów. Pierwszy odcinek
trzydziestej dziewiątej serii jest 1975 z kolei. Czeka nas więc co najmniej osiemdziesiąt
grafik. Samych drużyn i ich pojazdów, robotów itd. Z czystym sercem muszę przyznać:
ze dwieście. Pewnie więcej. I to wszystko szukać będę ja... Kitsune!
A wiemy, że Chcecie o tym czytać. Z jakiegoś powodu wpis z zapowiedzią recenzjach Super Sentai, pobija wszelkie rekordy. No chyba, że Misuta Efu nie umie czytać tabelek i wykresów z danymi. Co jest możliwe. ^_^
A wiemy, że Chcecie o tym czytać. Z jakiegoś powodu wpis z zapowiedzią recenzjach Super Sentai, pobija wszelkie rekordy. No chyba, że Misuta Efu nie umie czytać tabelek i wykresów z danymi. Co jest możliwe. ^_^
Napisaliśmy więc maila do Toei LTD,
właściciela praw majątkowych do wszystkich serii, z prośbą o możliwość wykorzystania
grafik z ich strony. Jak do tej pory, nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Czekamy, bo
być może ostatnie trzęsienie ziemi w Japonii wpłynęło na to. Jeśli dostaniemy
pozytywną odpowiedź na naszą prośbę, możecie spodziewać się o wiele lepszych i częstszych
notek. Okraszonych tym, na co nam zostanie udzielone pozwolenie, a nie tylko suchym tekstem. Jeśli
nie, poszukiwania legalnych grafik będą trwały lub być może powstaną własne. Co
niestety opóźni każdą z notek.
Trzymajcie więc kciuki! ^_^ Liczymy na
sukces! Jeśli jednak się nie uda, to z góry przepraszamy! m(_ _)m
Źródła grafik:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz