Search this blog/このブログの中でさがす:

środa, 27 maja 2015

Związane ręce.



Copyright reasons by gaelx na licencji CC BY SA 2.0
                Idea niektórych wpisów polega na zwróceniu uwagi na pewne inne kwestie, niż zwykle tematy. Widzicie, z pisaniem na bogu związany jest pewien problem. Jest on całkowicie nie literacki. Nie związany z weną czy jej brakiem. Albo czasem czy pomysłem na notkę. Nie, problem jest natury edytorskiej i wizualnej. Oraz prawnej. Zwłaszcza prawnej.  O czym ostatnio mieliśmy z Kitsune dyskusję.  A rozmawialiśmy  o pewnej niespodziance, którą szykujemy. I która spędza nam sen z powiek. Bo chcielibyśmy, ale nam nie wolno.

                Początkowo mieliśmy wam zapisać całą naszą dyskusję, tak jak ją zapamiętaliśmy, ale w konsekwencji zdecydowaliśmy się na coś strawniejszego. Najpierw ja, Pan F.! zrobię krótki wstęp, a potem Kitsune opisze tą kwestię od strony praktycznej. Więc... Na początku zaznaczymy, notka jest uproszczeniem całej kwestii. Nie jesteśmy prawnikami i w żadnym wypadku nie chcieliśmy wyczerpywać tematu związanego z Tą Kwestią. Tylko mamy dla was niespodziankę, która wymaga pewnego wstępu, abyście w konsekwencji nie poczuli się zawiedzeni.

                Nie jest niczym tajemniczym już, że jestem fanem Super Sentai, które poznałem (co nie dziwne) dzięki Sami Wiecie Czemu. Zapowiedziałem zresztą już notkę o każdym z sezonów. Pierwsza z nich, o Himitsu Sentai Goranger, natrafiła na nieprzewidziany problem natury prawnej. Zmusiło to nas oboje do zakasania rękawów. Efekt był mizerny. Chodzi o to, moi... ekhm... Nasi czytelnicy, że obrazki się same nie znajdują. Oczywiście, "można" po prostu wejść na Wujka Google i wziąć, co się znajdzie w kilka minut. Bach, rach ciach ciach i jest ładny post. Chodzi właśnie o to, że nie można. Widzicie, zanim jakiekolwiek zdjęcie czy grafika pojawi się na blogu, to mija jakiś czas. Jeśli sądzicie, że wystarczy wpisać Himitsu Sentai Goranger w wyszukiwarkę i wybrać co się pojawi do notki o tymże, to się mylicie. Otóż każde dzieło ma swojego właściciela. Minimum jednego. Pierwszym właścicielem jest osoba (lub osoby) posiadająca autorskie prawa do dzieła. To znaczy jej autor. I cokolwiek by się nie stało, "Słoneczniki" van Gogha nie przestają być jego obrazem, a Peter Pan and Wendy nadal jest napisane przez James M. Barrie'ego. I nic tego nie zmieni.
                Drugim właścicielem jest ów ktoś, posiadający prawo majątkowe do dzieła, czyli prawo do dysponowania dziełem. Decydowaniu o nim; kto go wyda; kto może się nim posłużyć i w jakich wypadkach; kto na tym zarobi i tak dalej. Prawa te nie są trwałe i wieczne i w Polsce wygasają siedemdziesiąt lat po śmierci ostatniego z autorów, pomijając różne inne, nietypowe przypadki. Wtedy to, przechodzą do domeny publicznej to znaczy, że nie trzeba się pytać nikogo o pozwolenie na wykorzystanie. Tak jest na przykład z Frankensteinem Mary Shelley czy Genji Monogatari, ale już Piotruś Pan nadal podpada pod prawa majątkowe, przekazane pewnemu Szpitalowi. Które i tak wygasną, po upłynięciu odpowiedniego czasu od śmierci Barrie'ego.
                Prawa majątkowe (za wyjątkiem np. programów komputerowych) mają tylko jeszcze dwa ograniczenia. Pierwszym jest fair use czyli dozwolony użytek własny. Chodzi o to, w dużym skrócie, że w pewnych sytuacjach mamy prawo do decydowania o użytkowaniu dzieła bez pytania się autora. Na przykład, nie musimy się pytać autora piosenki, czy możemy utwór puścić koledze czy na gronie rodziny. Nikt nie musi nam pozwalać na pożyczenie książki czy płyty z filmem, które legalnie kupiliśmy. Drugim ograniczeniem jest prawo cytatu czyli prawo do użycia fragmentu utworu (lub niekiedy w przypadku grafik i obrazów, całości) w innym dziele. To pierwsze na blogu jest ciężkie do osiągnięcia. Czemu? Więc...
                O wszystkim tym wspomina ustawa o prawach autorskich i prawach pokrewnych, którą trzeba ją było przeczytać. [Kitsune: (︶︹︺) ] Całość opiera się jeszcze o jedną ustawę, a mianowicie o Znakach Towarowych czyli tym, kto i w jakim zakresie ma prawo do dysponowania symbolami i nazwami. Bo nie wszystko i nie zawsze wolno nam powiedzieć. Bardzo dużym skrócie, całość rozchodzi się o coś, co można zamknąć w dwóch znakach graficznych: © (copyright) i  ™ (trademark).
                Tak moi drodzy, aby móc umieszczać legalnie grafiki na blogu musiałem się zapoznać z ustawami. I je zrozumieć. Oprócz naszych ustaw, jest też amerykańskie prawo. I japońskie niekiedy...
                Gdyby jednak całość opierała się tylko o te dwie ustawy, to musiałbym opierać się tylko na darmowych rzeczach, domenie publicznej oraz własnych utworach. I większość blogów również. Na szczęście, z pomocą przyszli inni artyści i licencje typu Creative Commons (CC), czyli dobrowolne zrzeczenie się części praw majątkowych do dzieła np. wymogu zgody do użytku lub pobierania opłat za użytek. Nie znaczy, że można je zawsze dowolnie przerabiać lub wykorzystywać w celach komercyjnych. Ale to zawsze trzeba wskazać autora, tekst odpowiedniej licencji CC lub odnośnik doń, ale za  to nie trzeba się już pytać o zgodę na użytek. Większość grafik z bloga (np. obecny nagłówek czy grafiki lead'owe ostatnich notek) zostały udostępnione na licencji CC, która wymusza na nas odpowiednią informacje w stopce. Tak jak dzisiejsza grafika.

                Widzicie, za każdym razem kiedy potrzebna jest nam grafika, zdjęcie czy inny obrazek to posiłkujemy się trzema źródłami, za wyjątkiem przypadków, kiedy z góry wiemy, że nic nie znajdziemy i muszę sama coś przygotować. Pierwsze źródło to Google, drugie to strony typu Flickr, a ostatnie to strony z zdjęciami stockowymi. Za każdym razem jednak poszukujemy dwóch typów grafik: darmowych lub dostępnych do użytku bez zgody autora. Zależy nam na grafikach, które nie mają ograniczenia "non-commercial" (czyli bez użytku komercyjnego), choć nie jest to mus.

                Miru ra Kiru jest blogiem popkulturowy. To znaczy, że piszemy wiele o innych dziełach. Dziełach objętych autorskimi prawami majątkowymi. Niekiedy również odpowiednimi znakami towarowymi. To oznacza, że nie wolno nam bezkarnie publikować dowolnej grafiki dowolnego dzieła. Nie zawsze też możemy dowolnie używać niektórych nazw lub publikować logo. Dla porównania... Dwa wyniki wyszukiwania dla Himitsu Sentai Goranger w Google (przy okazji TM oznacza również, że czasownik od tej nazwy nie może być tu użyty - Pan F.), obrazujące jak różnią się wyniki "dowolne" i "wątpliwe" od "darmowych". Pokazujące również to, jak trudne bywa szukanie legalnych grafik do utworów popkulturowych. Hontou-ni! Muzukashii desu! Różnica widoczna gołym okiem. Gdzie indziej nie jest lepiej.

Oba screeny podpadają pod dozwolony użytek.

1) Bez ograniczeń. Jakie bogactwo! A to tylko czubek...
2) Z ograniczeniem wyszukiwania do jednej z licencji CC. Nan desu ka.  Co ci ludzie mają wspólnego z Gorangersami
 I co tu robią zordy z Siedemnastej Serii?

                Ile to trwa? Znalezienie grafiki? Eto... Zależy od szczęścia. Poszukiwanie zdjęcia do nagłówka trwało... cały dzień. Po czym okazało, że połowa grafik nie pasuje albo jest związana z nimi zagwostka prawna. Mieliśmy wątpliwości czy nam wolno ich użyć. I nigdzie pomocy. I znów wertowanie ustaw... Znalezienie grafik do nadchodzącej notki o Himitsu Sentai Goranger trwa już tydzień...

                Niekiedy grafika znajduje się od razu. Niekiedy trwa to godzinę. Niekiedy nie znajdujemy jej nigdy. Moja ostatnia notka o nowościach mangowych na czerwiec i wydaniu Sailor Moon w Polsce cierpi właśnie na tym. Użycie logo opublikowanego na stronie Anime Eden budziło naszą wątpliwość prawną. Jednocześnie byłoby zbyt... oczywiste. Problematyczne okazało się również znalezienie jakiekolwiek innego zdjęcia z podpowiedzią np. z japońskim mundurkiem. Nie tylko kwesta znalezienia takowego. Sięgnijcie do ustawy i zobaczcie sobie kiedy wolno publikować czyjś wizerunek, a kiedy nie.A nie chcieliśmy wrzucać czegokolwiek.

                Biorąc to pod uwagę, zenbu, zdecydowaliśmy się na pewien odważny, jak mniemamy, krok. I to jest owa niespodzianka. Serial Super Sentai liczy już trzydzieści dziewięć sezonów. Pierwszy odcinek trzydziestej dziewiątej serii jest 1975 z kolei. Czeka nas więc co najmniej osiemdziesiąt grafik. Samych drużyn i ich pojazdów, robotów itd. Z czystym sercem muszę przyznać: ze dwieście. Pewnie więcej. I to wszystko szukać będę ja... Kitsune!

                A wiemy, że Chcecie o tym czytać. Z jakiegoś powodu wpis z zapowiedzią  recenzjach Super Sentai, pobija wszelkie rekordy. No chyba, że Misuta Efu nie umie czytać tabelek i wykresów z danymi. Co jest możliwe. ^_^

                Napisaliśmy więc maila do Toei LTD, właściciela praw majątkowych do wszystkich serii, z prośbą o możliwość wykorzystania grafik z ich strony. Jak do tej pory, nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Czekamy, bo być może ostatnie trzęsienie ziemi w Japonii wpłynęło na to. Jeśli dostaniemy pozytywną odpowiedź na naszą prośbę, możecie spodziewać się o wiele lepszych i częstszych notek. Okraszonych tym, na co nam zostanie udzielone pozwolenie, a nie tylko suchym tekstem. Jeśli nie, poszukiwania legalnych grafik będą trwały lub być może powstaną własne. Co niestety opóźni każdą z notek.

                Trzymajcie więc kciuki! ^_^ Liczymy na sukces! Jeśli jednak się nie uda, to z góry przepraszamy! m(_ _)m


Źródła grafik:
Screenshoty z Google: Własne; Na licencji CC BY SA 2.0 (Duh...)

Postać Kitsune Copyright by me (Konrad Włodarczyk) 2015, all rights reserved.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz