To powoli staje się moja standartowa grafika.. |
Dla
każdego, kto oglądał nie tylko jakąkolwiek nowszą serię Super Sentai, ale również wszystkie związane z tym schematy, ten
kiedy ogląda starsze serie to pyta się samego siebie „Kiedy pojawi się x?”.
Takie samo pytanie można zadawać sobie ktoś, kto widział filmy związane z Super Sentai. Jak do tej pory wszystkie,
oprócz spotkania Gorenger z J.A.K.Q., były po prostu dodatkowymi,
pobocznymi opowieściami. Coś jakby godzinny odcinek specjalny. Dlatego nie poświęcałem
im osobnych wpisów. Ale na 20 rocznicę istnienia Sentai powstało aż cztery dzieła: dwa filmy i dwie serie. Pierwszą
serię mamy już za sobą. Pora więc na pierwszy z filmów.
Ole!
Vs Kakuranger rozpoczyna stały już, doroczny zwyczaj w Sentai, a mianowicie team-up’owy
film. Choć sami Kakuranger nie są
związani z żadną rocznicą, to jednak Ouranger
już tak - świętują dwudziestolecie Gorenger,
a więc i całej idei i franczyzy. Jak się możecie domyślić, rocznicowa jest
również seria dwudziesta - Gekisou SentaiCarranger, oraz związany z nią film.
Idea takich filmów jest naprawdę
zacna i sama w sobie doczeka się ciekawych rozwiązań i ulepszeń, o których
będziemy pisać systematycznie. Niekiedy są to tylko zwykle filmy o spotkaniu dwóch
drużyn, a inny razem ważną wstawkę fabularną, bez której nie idzie czasem
zrozumieć skąd się coś wzięło - choć nie jest to coś, co jest istotne dla samej
fabuły (np. nowa broń itp.).
Kiedy więc Ourangersom, z powodu małego konkursu pomiędzy Bacchusem a Buludontem (ojciec kontra
syn) przychodzi się zmierzyć z youkai,
a nie tylko kolejnym robotem Baranoi, to szef Miura wzywa na pomoc ekspertów,
czyli Kakuranger. Czy powinniśmy się
z tego powodu cieszyć? Jasne. Jeśli mam
się szczerze wypowiedzieć, to mam mieszane uczucia. Fabuła ssie i to mocno.
Znaczy się, nie rozumiem większości rozwiązań fabularnych, zachowań, pomysłów
na powalenie przeciwnika. Nie rozumiem ogromnego zagrania tropu speed of plot, który mocno wpłynął na nią,
a którego MUSIMY się sami domyśleć, bo nie jest wyjaśniony. Owszem, super
fajnie, że będą takie filmy. Super fajnie, że w ten sposób łączymy (wreszcie)
wewnętrznie ze sobą świat Sentai.
Nawet bardzo. Ale jak na pierwszy film, to fabuła jest... uh... mocno
idiotyczna.
Cały film zastanawiałem się
czemu to, a czemu tamto. Jak zwykle w tego typu produkcjach od Toei, pewne
zachowania postaci nie są zostawiane same sobie i czy to narrator tłumaczy nam
działanie mocy Kamen Ridera czy też
postaci w dyskusji wyjaśniają nam jakąś ideę - najczęściej jakąś legendę,
wierzenie czy symbolikę świątyni - lub mechanizm nowej zabawki, tak tutaj nam
tego zabrakło. Charakterystyczna cecha Sentai
, brnięcie w ich typowe cannon
discontinuity, sprawiła, że fabuła jest pełna dziur. Bo wiecie, można
zrozumieć, że nie tłumaczą nam jak połączyć kilkadziesiąt światowych organizacji
do ochrony Ziemi przed złem na jednej planecie czy faktu czemu Denjiman nie pomagali SunVulcan w walce ze SWOIM wrogiem
(Queen Hedrian). Albo trzech wersji historii dinozaurów i takie tam. Ale chyba
tutaj polecieli nam z tym niewyjaśnianiem aż za daleko. O ile pozostałe
elementy dziwią, ale nie wpływają na samą fabułę sezonu, a na spójność świata,
to tak tutaj znaczna część fabuły pozostaje bez wyjaśnienia. A potrzeba by było
tylko kilku zdań więcej przez cały film, aby spiąć fabułę.
Kolejny problem - i zarazem
gwóźdź do trumny - to umieszczenie w świecie. Nie da rady tego uczynić. Film
jest zawieszony w próżni. Nie dzieje się kiedykolwiek. Ani Kakuranger nie mogli by być obecni, tak jak byli (ale to można
spuścić jakoś pominąć - nie takie rzeczy Toei nie wyjaśnia), ani Ouranger, gdyż... hmm... ani po
obecności postaci ani po robotach nie da się nigdzie tego wcisnąć. NIGDZIE! A
tego już pominąć nijak się da. Werdykt, film nie może być kanoniczny. I tyle. Czy
cokolwiek jest wstanie obronić ten film? Cóż, nie. Nic a nic. Sama idea spotkań
to za mało bym mógł się pozytywnie wypowiedzieć. Jeśli mam być bardzo szczery,
po raz pierwszy wam powiem: odpuście sobie. Fabuła jak na zwykły odcinek
rozdmuchana do czterdziestu pięciu minut. Gdyby to był odcinek w środku sezonu,
spoko, jeszcze jestem wstanie zrozumieć (brak czasu itd.). Ale jak na produkcję stand alone, nie da rady. Kolejny problem świetnej serii Ouranger...
Moim zdaniem ten film ma parę plusów. Choćby głos różowego Youkaia. Ten sam aktor dubbingował Majin Buu w Dragon Ball Z. No i bardzo długa walka robotów. Zawsze lubiłem akcje z robotami w PR i SS.
OdpowiedzUsuńPoza tym do minusów dodałbym że Kakuranger pojawiają się tu tylko jako dodatek, bo fabuła skupia się na Ohranger. Brakuje też relacji pomiędzy poszczególnymi postaciami. np. jakieś spięcia pomiędzy Jirayą i Oh-Greenem. Na to niestety trzeba będzie poczekać. Dopiero w Sentai made in XXI century będą się takie smaczki pojawiać.
Ale i tak Toeiowi należą się brawa za pomysł wskrzeszenia filmów team-upowych, które zawsze są sporą atrakcją.
Zapomniałem coś dodać, a nie mogę zedytować poprzedniego komentarza.
OdpowiedzUsuńCo do tej idiotycznej fabuły to Sentai to akurat produkcja, którą należy oglądać z wyłączonym mózgiem. A określenie ,,idiotyczny''. autorzy chyba uznali by jako komplement. Takie wrażenie mam po obejrzeniu paru odcinków serii Ninninger i Kamen Ridera Drive. To był dopiero festiwal debilizmu momentami.
Na ciekawą inteligentną fabułę będziesz musiał poczekać aż dojdziesz do Kamen Riderów Heisei chociaż Sentai też mają przebłyski bo takie np. Timeranger fabularnie zamiata podłogę.
Idiotyzm, idiotyzmem. Nie mam nic przeciwko charakterystycznej fabule sentai, które często nie jest logiczna, ale jednak w jakiś sposób wytłumaczona, nawet jeśli to głupie wytłumaczenie. Ale kiedy nie wyjaśniają i to nie jest kwestia tego, że mamy trzy wersje historii dinusiów albo ponieważ mamy silne plot driven wydarzenia i dlatego Denjiman nie pomagali SunVulcan (bo fabuła nie wymagała/nie pozwalała) itd. Taki urok - jak pisałem przy okazji Goggle V - każde pokolenie ma swój sezon. Sentai nie są spójne. Ale fabuła tego filmy wymagała jednego zdania by być akceptowalną. Za dwa wpisy powiem jakiego.
Usuń