Search this blog/このブログの中でさがす:

niedziela, 15 listopada 2015

Kagayake! Taiyou Sentai SunVulcan!


Pełne źródło grafiki w stopce.
                Denshi Sentai Denjiman okazało się być sukcesem. Tak wielkim sukcesem, że Toei zapragnął znowu odwołać się do swoich korzeni i podobnie jak w przypadku Himitsu Sentai Goranger uczynić zeń dwa sezony i zrobić porządną kontynuację. Choć nie doczekaliśmy się w końcu drugiego sezonu Denjiman i rekord długości Gorenger nie pobito, to jednak dostaliśmy swoją kontynuację. W pewnym sensie. Wraz z nią dobiegała również trzyletnia współpraca pomiędzy Toei, a Marvel. Po Spider-Manie, Kapitanie Ameryce i nawiązań do marvelowskiego Asgardu przyszedł czas na... by wziąć sprawy we własne ręce. Biorąc to co najlepsze z Denshi Sentai Denjiman, dorzucając coś od siebie i wcześniejszych produkcji, Toei po raz ostatni we współpracy z Marvelem tworzy nową jakość. Tworzy... Taiyou Sentai! Sun Vulcan!

                W królewskim grodzie Kraka, gdzie przyszło mi pisać wpis, również mamy nową jakoś. Pogodową jakość. Smoging! Z dodatkiem porannego coldingu, popołudniowego cieplingu mamy zabójczą mieszankę "nie wiadomo jak się ubrać". W niczym nie przeszkadza to w oglądaniu. Kagaku Sentai Dynaman co prawda nadal w trakcie oglądania, więc i Choudenshi Bioman i Dengeki Sentai Changeman niewiele bliżej, od ostatniego wpisu, ale bliżej. Powoli wracamy do normalnego stanu, zmniejszając tylko nieznacznie tempo oglądania ze względu na nasze przygotowania do panelu na Serialkon 2015, które pochłoną ogromną ilość czasu. Serdecznie zapraszamy. Tymczasem, sprawdźmy kto znowu chce zniszczyć/przejąć Ziemię, jakim sposobem i po co. Oraz kto ich tym razem powstrzyma.

ZAĆMIENIE SŁOŃCA

                Ziemia nigdy nie miała dobrze. Japończycy ciągle wymyślają w jaki sposób i kto mógłby chcieć zmienić pokojowe nastawienie (taaa...) mieszkańców naszej planety, ciągle zmuszając nas do coraz większej solidarności i poświęcenia się w celu obrony tenże. Tym razem nasza planeta była zagrożona podwójnie (szerzej o tym poniżej), a jednym z tych zagrożeń było Machine Empire Black Magma. W takich chwilach jak nic, Ziemia umie się zjednoczyć i Guardias of the World Peace pod wodzą Japończyków (dziwi was to?) tworzy nowy zespół Sentai, Sun Vulcan.
                Wielokrotnie powtarzałem: Toei umie odgrzewać kotlety. W tym sezonie sięgnął po wiele swoich kawałków, w tym po dwa najlepsze kąski z ówcześnie znanych serii tego typu. Himitsu Sentai Gorenger doczekało się trzech nawiązań. Baza Sun Vulcan ukryta jest pod parkiem Safari, do której wchodzi się przez Safari Snack podobnie jak Gorengers wchodzili przez Snack Gon. Drugie nawiązanie jest ataku kończącym (zob. niżej), a trzecie w podobieństwie żółtych rangersów, o czym za chwile. No i najważniejsze odwołanie, które omówimy w osobnym akapicie.

WSCHÓD SŁOŃCA

                Istotą zespołu Sun Vulcan jest pięć osób. Sam zespół tworzy trójka odpowiednio przeszkolonych osób. Ouwashi Ryuusuke zostaje VulEagle. Samejima Kinya zostaje VulShark. Hyou Asao zostaje VulPanther. Z tym ostatnim wiążą się aż trzy ciekawostki. Po pierwsze, Japończycy wymawiają go jako VulPansa, choć łatwiej i bliżej jest do VulPanta, co słychać już w Kaizoku Sentai Gokaiger. Skąd to "s" nie wiem. Drugą ciekawostką jest nawiązanie do postaci Oiwy Daity - Kirenger z Gorengers. Hyou jest równie inteligentny, silny i jeszcze bardziej uwielbia kare raisu (ryż curry) niż Oiwa. Grający go aktor ma dziwny głos i po pierwszym odcinku myślałem, że słuchanie go będzie mordęgą, ale się przeliczyłem. Nie było źle i szło się przyzwyczaić.
                Sam zespół nabiera kolorytu już od samego początku, a zdecydowanie zaczyna świecić od połowy sezonu. Ryuusuke jest pilotem z sił powietrznych. Sanejima to marynarz, a Hyou to ranger (zbieżność słów przypadkowa). Są więc zespołem wojskowym i umieją to wykorzystać. Być może za sprawą mniejszej liczby członków albo licznych, innych nawiązań udało się ich dobrze przedstawić. Po pierwsze ustanawiają trzy, klasyczne kolory, choć żółty jeszcze przez jakiś czas nie będzie ważnym kolorem w hierarchii. Nowością jest nawiązanie do zwierząt i żywiołów, które stanowi jedyny, wyraźny, odróżnik od wcześniejszych serii. Jak mieliśmy Denji Stick tak i mamy Vulcan Stick. Mieliśmy Gorenger Storm, mamy i Vulcan Ball. Denjiman mieli swoje DenjiScope, SunVulcan mają Vulcan Eye i Vulcan Ear. Nic nowego. No prawie... Ale to tym za chwilę.
                Ale sam zespół to nie wszystko. Jak zwykle mają swojego dowódcę. Dotychczasowi dowódcy byli różni, ale Arashiyama Daizaburou jest kimś na swoim miejscu. Jest kimś pomiędzy Edogawą Gonpachim z Gorenger, a Testuzanem Kuramą z Battle Fever. Pełni podobne role i funkcje w podobnych aspektach. Odróżnia go jednak coś innego. Ma wśród swoich swoją córkę, Arashiyamę Misę (Miss Arashiyama... chyba pun intended), które stoi wiernie u jego boku i stanowi uzupełnienie zespołu, obiekt westchnień i jedyną, żeńską protagonistkę. W przeciwieństwie do większości tego typu postaci jak do tej pory, Misa nie jest bierna. Owszem, kiedy zachodzi taka potrzeba zostawia walkę innym, ale kiedy trzeba to bierze w niej udział. Ma wspólny motyw z Denjiman, a mianowicie gadającego psa CC (Shishi).


ZENIT

                Przeszliśmy więc do aspektu, który stanowi dla mnie zagadkę. Dwa akapity wyżej wspomniałem o tym, że w zasadzie jest niewiele nowego odnośnie arsenału Sun Vulcan. Ich unikatowe ataki stanowią nowość, ale w zasadzie są wariacją różnych ciosów i nawiązań do zwierząt. Okazjonalnie pojawi się nadludzka siła czy refleks, ale to nic wielkiego. Od tej serii staną się stałym bywalcem. Jedyne co w tym nowego, to to, że są teraz mają nazwy i niekiedy są dziwne i bardzo mało praktyczne. Co się pod tym kątem zmienia, to fakt, że czerwony ranger po raz pierwszy od czasów Himitsu Sentai Gorenger został bardziej wyróżniony. Przyjdzie nam na to poczekać, ale zapewniam was jest na co.
                Wielka zmiana dotyczy... pojazdów mechanicznych innych niż wehikuły służące tylko do przemieszczania się. Na pole walki przynosi go JaguarVulcan. Tym razem składa się on z trzech elementów (!): Cosmo Vulcan, sterowany przez VulEagle oraz dwuelementowego VulBull, sterowanego przez VulShark i VulPanther. Kolorystycznie czy pod względem stylu walki nie stanowi niczego nowego. Ale... ale tym raz jego bazowe elementy potrafią walczyć, choć rzadko przyjdzie nam to uświadczyć. A no dlatego, że jak się spodziewać by można. 1+2 = 1. Kochani, mecha się tym razem nie transformują, ale łączą! Mamy pierwsze łączenie się robotów! Gattai! Gurando kurosu! (Gattai! Grand Cross!).
                Gdzie to zdziwienie? Posiadam świadomość tego, że roboty i ich połączenia różnie wyglądają. Ale gdybym projektował Sun Vulcan Robo, to bałbym się o jego rzeczywistą funkcjonalność...

PO ZENICIE

                Przejdźmy się na drugą stronę barykady. Na początku zaznaczę, że to co zaraz powiem, trudno nazwać spoilerem, skoro w endingu do PIERWSZEGO odcinka mamy to pokazane oraz, że dzieje się to w pierwszych odcinkach (nie powiem którym, ale długo czekać nie będzie trzeba).
                 Machine Empire stanowi dziwny zbiór osobistości. Zaawansowana technologicznie organizacja robotów okazuje się nie być taka zaawansowana technologicznie i nie tak metaliczna jak sama sądzi. Poza teleportacją, androidami i gynoidami1, technologią powiększania się, bardzo niewiele jest tam zaawansowanych rzeczy, a niektóre gynoidy naprawia się bandażując je...
                Sam przywódca, Führer Hell Saturn... Czyż ta nazwa coś wam nie mówi? Gorenger + Battle Fever? I wygląd lekko a'la Darth Vader? Sama jego postać może i nie była zła - mimo licznych kalek -  ale została przyćmiona przez obecność kogoś innego.  Najważniejszym odwołanie w Taiyou Sentai Sun Vulcan, które uczyniło zeń kontynuację Denshi Sentai Denjiman jest powrót nigdy tak naprawdę nie pokonanej Queen Hedorian. Przez zdecydowaną część sezonu stanowi ona zastępczynię Führera i wykonuje jego rolę o wiele lepiej. I ma zdecydowanie więcej do pokazania ze swoich umiejętności niż to co zaprezentowała sezon wcześniej. I co ważne, inicjatywa jej "zrekrutowania" pochodzi od Black Magmy, bądź co bądź organizacji, która miała być w pełni robotyczna... Obecność królowej z jej organicznymi i stereotypowo kobiecymi zachciankami sprawia, że organizacja czasem zachowuje się dziwnie i decyduje się na kroki co najmniej mało logiczne, po to by je spełnić.
                Black Magma ma na swoich usługach jeszcze dwie grupy. Rolę polowych dowódców pełnią Zero Girls czyli cztery gynoidy. Choć widzimy je od samego początku ich rola jest raczej mało znacząca. Same potwory... stanowią bio-mechaniczne istoty. Są więc po części żywe, albo w najlepszym dla nich razie bazują na żywych organizmach. Kilku z nich stanowi naprawdę interesujące potwory i strategie, ale zaczynam widzieć powtórki w pomysłach (np. kolejny potwór-mamut czy skorpion/krab). Mogę powiedzieć, że jeden potwór omal nie został pokonany przez kogoś z poza zespołu... Przeszkodziło temu fakt, że byłaby to kobieta.


ZMIERZCH

                Co prowadzi nas obowiązkowego akapitu o roli kobiet. Tutaj mam mieszane uczucia, gdyż sezon jednocześnie pozbawiony jest i nie jest postaci kobiecych. Arashiyama Misa jest jedyną, żeńską protagonistką, a jednocześnie antagoniści mają ich kilka. Sam zaś zespół nie ma żadnej. Choć Misa jest kobietą silną, to jednak nadal żyje świecie patriarchalnym. W tym wypadku chodzi o jej ojca. Królowa Hedorian jest zdecydowanie silną kobietą i kontynuuje nowa wątek silnych, żeńskich antagonistów. Widać to zdecydowanie w niektórych odcinkach, kiedy to plan Machine Empire całkowicie jest zdominowany przez jej zachciankę. Jednocześnie Hell Satan jest jedyną "męską" postacią u przeciwników, jeśli pominąć fakt, że to android. Android z duszą. Zdecydowanie jednak mogę powiedzieć: jest to sezon na przód, pod tym względem.
                Jeśli zresztą o tym mowa. Pod wieloma względami, opowiedziana historia jest dużo lepsza niż ta z Denjiman oraz bardzo zbliżona poziomem do Battle Fever. Zdecydowanie bardziej wciągająca. Ma jednak swoje zgrzyty. Tyczą się one różnic kulturowych. Aż trzy odcinki poświęcono na silny wątek chrześcijański. Twórcy - choć nas to nie powinno dziwić - przedstawiają kilka historycznych postaci z zachodu, bardzo rozmijając się z prawdą. Szczególnie w przypadku przedstawieniu... duszy świętej jako, powiedzmy, polteigeista. Choć i towarzyszące jej inne duchy "księcia" i "bandyty" też nie są dobrze ujęte (specjalnie piszę bez podania o kogo chodzi). Historia z zakonnicą również pokazuje to, że scenarzysta/producent swobodnie potraktował realia zakonne. To akurat dziwi, bo wystarczyłoby odwołać się do realiów klasztorów buddyjskich czy shintoistycznych: tam również taka swoboda nie byłaby możliwa.
                Wszystko to jednak nawiązuje do innej mentalności Japończyków, którzy wierzą w o wiele więcej zjawisk nadnaturalnych i przesądów niż ludzie zachodu, co było widać wyraźnie od czasów Battle Fever J. Co najważniejsze, to inny krąg religijny, niemal całkowicie oderwany od religii monoteistycznych. A silno związany z wspomnianym buddyzmem, shintoizmem czy konfucjaniznem. Takie więc podejście nie powinno dziwić, a mówimy przecież o serialu z 1981 roku, kiedy dostęp do pewnej wiedzy nie był tak prosty jak teraz, a budżet był przecież ograniczony.

WIECZÓR

                Taiyou Sentai Sun Vulcan czyli Solar Squadron Sun Vulcan (dla przypomnienia - co byście zrozumieli słoneczne aluzje) oglądało się bardzo przyjemnie. Od tego sezonu licząc, Toei zdany jest na siebie i bez wsparcia w postaci ”Boga Tokusatsu" Ishinomori'ego Shotarou czy Marvela. I pokazuje, że tak naprawdę nigdy nie potrzebował wsparcia. Owszem, dzięki Supaidamanowi mamy jeden z najbardziej rozpoznawalnych elementów, roboty, ale serie Ishinomori'ego ich nie potrzebowały. Najlepszą częścią nie są (jak dotąd) one, ale walki w "ludzkiej|" formie i opowiedziana historia. A to wyszło w Sun Vulcan przyzwoicie. Dzięki Ishinomori'emu w ogóle mamy Super Sentai, ale Toei pokazał, że on nie jest niezbędny. Od czasów Sun Vulcan jakość sezonów nie spadnie poniżej pewnego poziomu. Przynajmniej tyle widzę po tym, co do tej pory obejrzałem.




1 android - robot wyglądający jak mężczyzna. Gynoid - robot wyglądający jak kobieta. Co ciekawe word podkreśla mi to drugie słowo, co ukazuje jak bardzo mało znane jest to rozróżnienie.

Serial ma 1+0+0 = 1 Ogon









Ciekawostki.

1. Sun Vulcan jest jedynym zespołem, którego liczba członków zawsze wynosiła trzy. Zresztą mówi o tym nazwa. Japońska wymowa sun jest identyczna, ze słowem trzy po japońsku. Pun intended.

2. Jedyny sezon - i teraz możemy już to powiedzieć - będący bezpośrednią kontynuacją poprzedniego.

3. Po raz pierwszy mamy broń sieczną ("sword") jako weapon of choice.

4. Zespół nie miał żeńskiego członka. Co nie przeszkadza w dodaniu obowiązkowej sceny basenowej w czołówce.

5. Pierwszy sezon, w którym nie tylko widzimy poważne uszkodzenie [spoiler] co jego totalne zniszczenie.

6. Ostatni sezon z obowiązkowymi szalikami we strojach.

7. Małym odwołaniem do Battle Fever J jest umieszczenie w jednym z odcinków grafik konstrukcyjnych do Battle Fever Robo.
8. Choć nieustanie VulPanther jest tak nazywany, to jako obraz jego zwierzęcia używa się nie pantery (leoparda) tylko... geparda.


Źródła grafik:
Logo Taiyou Sentai SunVulcan ze zwierzętami: praca własna. All Rights Reserved. Zdjęcia zwierząt pochodzą odpowiednio z: Orzeł, Rekin i Gepard. Wszystkie z nich są udostępnione na licencji CC BY 2.0 i zostały odpowiednich autorów (odpowiednio Kev Chappman, Elias Levy i Tambako the Jaguar; linki j.w.)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz