Search this blog/このブログの中でさがす:

niedziela, 11 czerwca 2017

Tenshin da! Gosei Sentai Dairanger!



Hououranger czyli Rin.
五星戦隊ダイレンジャー ホウオウレンジャー 天風星リン 
 by L.P.MONKEY  na licencji CC BY NC ND 2.0 
Postać Hououranger jest własnością Toei Company.

                Przychodzi nam się dzisiaj zmierzyć z bardzo interesującą serią. Serią, którą każdy w jakimś stopniu zna, ale nikt nie potrafi nazwać jej elementów prawidłowo. Serią zapomnianą, która dla większości osób tylko "dała nam białego wojownika". Jeśli jest jakieś zło, które Sami Wiecie Jaki Serial zrobił Sentai, to oprócz wyparcia w świadomości większości faktu istnienia pierwowzoru, jest nim niemal całkowite zignorowanie dorobku dwóch, świetnych oryginalnych serii Sentai. A tym samym, zignorowanie dwóch, azjatyckich mitologii. Dziś chińska oraz Gosei Sentai Dairanger!

                Na polu powoli zaczyna się ciepling... Bardzo długo nie pisałem tych wstępniaków... Więc, ciepling. Więc, momentami upałing. W tym tygodniu skończyliśmy oglądać Ninja Sentai Kakuranger, a zaczęliśmy Chourik iSentai Ohranger (kolejna seria z błędem w transliteracji...). Potem będzie Gekisou Sentai Carranger, a następnie Denji Sentai Megaranger (Electromagnetic Squadron Megaranger).

                Choć obiecywałem sobie niewiele miejsca poświęcam korelacjom pomiędzy Sami Wiecie jakim serialem, a Super Sentai, to jednak zdecydowałem, że dla dobra Dairanger muszę zacząć od tej kwestii. Trzeba jednak powiedzieć jedną rzecz. To nie jest tak, że Amerykanie wzięli pomysł od Japończyków i nakręcili swój serial. Oni KUPILI PRAWA DO UŻYCIA SCEN, które swobodnie użyli i wpletli między nie oryginalne sceny i postaci i z tego zrobili serial. Za każdym razem więc kiedy widzicie zdjęcie, screena itd., a także COSPLAY, jest spora szansa, że nie pochodzi ono z amerykańskiego serialu. Dopóki jest ono statyczne, bez dźwięku, nie ma oznak, że pochodzi z scen nakręconych bezpośrednio na potrzeby adaptacji oraz  - co się szczególnie tyczy cosplayu - nie ma kontekstu sugerującego czegoś innego, to na 90+% pochodzi ono z Sentai. BEZ KONTKESTU nie jesteście wstanie stwierdzić, że pochodzi z Sami Wiecie Czego, a przez charakter użycia, na pewno możemy powiedzieć, że jest z Sentai. Oznacza to, że - na konkretnym przykładzie mówiąc - to najczęściej nie jest Biały Wojownik, a Kiba Ranger. Taka prawda.

                To nie jest jednak koniec. Charakter użycia scen - a więc również strojów, potworów i robotów - sprawia jednak, że takie podejście byłoby krzywdzące dla amerykańskiej franczyzy. W jakimś stopniu strój Kiby jest i strojem White Rangera. W jakimś stopniu Mitycznie Bestie Ki są również Thunderzordami. Itd. Tacy fani Super Sentai jak ja, nie mogą o tym zapominać. W żadnym wypadku. Trudno jest się jednak czasem odciąć od tego. Problem, o którym powiem teraz, sprawia jednak, że chcemy i będziemy zaznaczać, że dana rzecz jest najczęściej z Sentai, a nie Sami Wiecie Jakiego Serialu. Zaczyna się od Juuranger [Zyuranger], ale dopiero z kolejną serią nabiera większych rozmiarów, a każda kolejna seria go nakręca. Jeśli weźmiecie powyższy akapit pod uwagę oraz dodacie do tego fakt, że w większości przypadków ludzie nie tylko nie znają oryginalnych serii, co również je one nie obchodzą, to dochodzi do zafałszowania tagów wyszukiwania. Sporo grafik czy filmików podpisywanych jest jakby wyłącznie pochodziły z amerykańskiego serialu. Dałbym waz zrzut, ale nie mogę znaleźć tego wpisu na FB, gdzie ktoś podrzuca znajomej filmik z walką Ressha Sentai Toqger z podpisem "Patrz X! Metroseksualni Power Rangers". Na szczęście osoba X wiedziała, że to nie byli oni i go z błędu wyprowadziła.

                Sprawia to, że Gosei Sentai Dairanger kojarzone są najczęściej właśnie z Białym Wojownikiem i Thunderzordami, które z Smoka, Lwa, Pegaza, Quilina (tzw. Chiński jednorożec) i feniksa stały się Smokiem, Lwem, Jednorożcem (!), Gryfem (!) i Ognistym Ptakiem (WTF?!), a Won Tiger i Byakkoshinken, Tygrysozordem i Sabą. Fakt, że również z powodu zachowania ciągłości fabuły oraz antagonistów, główni przeciwnicy oraz cannon fodder również zostali porzuceni. Czy to dobrze? Z jednej strony, mam świadomość że bez Sami Wiecie Czego, nigdy nie poznałbym Super Sentai, a z drugiej jak widzę, w jaki sposób niektóre oryginalne sceny są wykorzystane to mną trzepie. Sceny z Dairanger, Kakuranger czy Legendary War (z Kaizoku Sentai Goaiger) to porażka. Końcowo, zwykle po prostu nie reaguję na to zewnętrznie. Ostatecznie przecież, fakt, że nie przepadam za amerykańską, w mojej ocenie gorszą, adaptacją, to nie mogę jej odmówić zasług na polu rozpropagowania Super Sentai.

                Osobiście uważam, że Zyuranger byli serią przeciętną, ale Dairanger i kolejne sezony pokazali, że uratowanie franczyzy przez Jetman nie poszło na marne i dalej Toei może dać nam świetne seriale. Jetman miało mitologię bazującą na Kagaku Ninjatai Gatchaman, Zyuranger na mitologiach "zachodnich", a teraz dostaliśmy mitologię wschodu - Chin. Choć nie odnosi się to do stworów, to jednak źródła mocy zespołu oraz niektórych ich kompanów, silnie nawiązują do tenże. W starożytnych Chinach istniał kraj Daos, a którego składały się trzy plemienia: Shura (przodkowie ludzi), Dai (z których pochodzą Dairanger) oraz Gorma (z których wywodzą się antagoniści). Ponieważ jednak ci ostatni pragnęli całej władzy w imperium, to rozpoczęli wojnę, w której przeciwstawili się im Dai. Siła magii Gormów była tak duża, że mogli się zmieniać w potwory. To spowodowało, że do Dai przyłączyło się pięć Mitycznych Bestii Chi/Ki - Ryuuseiou, Sei-Jishi, Sei-Tenma, Sei-Kirin oraz Sei-Houou, a pięciu wojowników, opanowawszy energię ki (jap. Kiryouku - moc ki), a więc zdolnych do kontroli Bestii Chi/Ki, przeciwstawiło się im. Wojna przerwana została zniknięciem obu plemion.

Opening. Wersja dłuższa - tradycyjnie wersja Live.

                Pięć tysięcy lat później, Gorma powracają, a wraz z nimi zachodzi konieczność odnalezienia pięciu potomków wojowników Ki, którzy pod przewodnictwem mistrza Kaku muszą zmierzyć się z nimi, a także odnaleźć zagubione Bestie Ki - bo na początku dysponują tylko Ryuseiou (Star Dragon King), niepoprawnie zapisywanego jako Ryuseioh (zob. ciekawostka 1 na samym dole). Stąd też, musicie wybaczyć mi brak akapitu o mechach oraz filmiku o nic. Pojawimy się zbyt późno i podpadają pod spoilery.

                Początkowo historia rozwija się wolno i jest strasznie przegadana. Przeciwnicy nie zachwycają.  Jednakże wraz z każdym, kolejnym odcinkiem, nowymi postaciami - zarówno przeciwnikami jak i sprzymierzeńcami - mitologia świata rozwija się i ciągnie w zaskakująco dobrym kierunku. Gorma okazują się nie zawsze być tacy źli, podczas gdy Dairanger tacy dobrzy (w sensie, świętoszkowaci). Wszystko zmierza do pokazania, że obie strony konfliktu nie są czarno-białe, choć są skłócone. Wielką frajdę sprawia oglądanie tego, jak się fabuła rozwija. Jak kolejni adwersarze próbują przeszkodzić Dairanger, a Ci znajdują kolejnych sprzymierzeńców. Gdyby tą historię przenieść na inny, nie tokusatsu, grunt to nadal byłaby to dobrze napisana opowieść, pełna dobrze zaplanowanych momentów. Jak zwykle jednak, moim zdaniem, finał trochę zawodzi.

                Świetną częścią serialu są walki. Każdy z Dairanger prezentuje inny styl kung-fu, zależny od jego mitycznej Bestii. Jest więc na przykład sławny styl pijanej pięści. Starcia niejednokrotnie odbywają się na płaszczyźnie nie tylko "pokonać formę małą -> wsiąść w robota -> pokonać formę duża". To bardzo dobra część serialu, będąca również popisem umiejętności walk z bronią białą - podstawową są kije, ale ujrzymy również wiele innych, niekiedy rzadko widywanych np. naginatę, sasumatę czy włócznię. W zasadzie, to po raz pierwszy dostajemy naprawdę dobrą choreografię oraz prawdziwe style i nowe, nietypowe bronie, które naprawdę istnieją w świecie realnym. Bardzo fajnie jest dla odmiany, obejrzeć coś mniej wydumanego i nierealnego.

                Po raz kolejny, nie zawodzą źli, czyli Gorma. Sami w sobie stanowią wielką telenowelę pokroju "Wspaniałego Stulecia". Unikalne potwory, bazujące na często przedmiotach, a nie tylko żywych istotach. Dobrze napisani generałowie i ich przywódcy oraz szlachta Gormów. Po Gozma z Changeman, Tube z Maskman czy Vyram z Jetman dostajemy kolejnych, których chce się oglądać, choć niekoniecznie kibicować. Mają w zasadzie tylko jedną wadę: są, idąc nazewnictwem z D&D, chaotyczni źli. Wyście sobie, a my sobie: każden sobie rzepkę skrobie. Przegrywali kolejne starcia, właśnie z powodu wewnętrznych niesnasek, zamiast po prostu działać razem. Czy kiedyś znowu dostaniemy współdziałających złych, którzy nie spiskują między sobą?

                Dairanger stanowią zespół, który nawiązuje trochę to Gorenger - ten sam zestaw kolorów. Ta sama liczba kobiet: jedna, na pozycji różowej. Wyraziste charaktery, choć nie bez drobnych niedociągnięć. Każdy dostał swoje piętnaście minut oraz swoją opowieść i rozwinięcie charakteru. Ciężko mi to opisać, bez spoilerów, ale może powiem w ten sposób: jest na co czekać. Jest co oglądać. Jest czym zostać zaskoczonym.  Wadą tego zespołu jest... hmm... Rin, Hoouranger (różowa) jest znowu często traktowana jako mniej użyteczny członek, od którego wymaga się wyłącznie "kobiecych" zadań i podejścia do tematu. Również pewien wątek ich mistrza, Kaku, ma swoje bolączki. Niejednokrotnie wie/umie coś, co już dawno swoim uczniom powinien przekazać, ale jakoś zwleka nawet teraz. Również jego "piętnaście minut" ma mocne wady.

                Jeśli chodzi o całokształt, to nadal nie jest poziom fabularny Jetman. To nadal nie jest ich sposób budowania napięcia, kreacji złych i dobrych. Zdecydowanie jednak ten sezon dorównuje Liveman i to pod wieloma względami. Pod niektórymi względami go przewyższa, a pod innymi nie. Gdybym miał powiedzieć, jak dobry jest ten sezon to mam kłopot. Jetman są pierwsi, drudzy Gokaiger, ale dalsze miejsca to już katorga. Gorenger, Battle Fever J, SunVulcan, Liveman oraz właśnie Dairanger konkurują o kolejne pozycje i są równie dobrymi kandydatami.


Serial ma 1+1+2 = cztery ogony!








Ciekawostki.
1. Kolejny przykład błędnego, moim zdaniem, zapisu. Znak czytany jest jako długie "o" i znaczy "król". Kiedy Hepburn opracowywał swoją transliterację, to zależało mu na dwóch rzeczach: oddanie zarówno wymowy, jak i oryginalnego jej zapisu. Długie "o" zapisuje się jako おう, które często - dla pokazania wymowy "po angielsku" - jacyś "źli ludzie" zapisują jako "oh". Stąd powinno być Ryuuseiou i Sei-Houou, a nie Ryuuseioh i Sei-Hohoh. Niestety, ten idiotyzm przychodzi to powoli do Polski... Mangacy podpisani Ohtaka Shinobu (na obwolucie polskiego wydania Magi: Labirynth of Magi od Waneko) i Ohkubo Atsuhi (na okładce Soul Eater od JPF). Dwa sezony później dostaniemy - jak to prześmiewczo mówię - Strażników/Wojowników Ohów czyli Ohranger zamiast Ouranger. Pozwolę sobie zakląć. W duchu. Taki zapis jest sprzeczny z zasadami romanizacji Hepburna, ale ponieważ szeroko używany, to Ministerstwo Japońskie dopuszcza go w paszportach. Więc o ile w Imionach i nazwiskach, ma jakieś uzasadnienie, to jednak jest to niekonsekwencja. Stanowcze  **** NIE! Już bez zaklinania ducha.
2. Pierwsza seria, w której mamy roll call bez transformacji - całkowicie bez użycia mocy.
3. Jedyna seria, w której jeden z wojowników jest mocno [spoiler]. Tak, Sami Wiecie Co: Turbo nie byli pierwsi.
4. Pierwszy sezon, w którym jeden z robotów jest wstanie [spoiler] samodzielnie. I nie mówimy tu o robocie spoza podstawowego zespołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz