Mieliśmy juz kilka motywów w Super Sentai. Niektóre się już nam jakoś
powtórzyły - jak motyw samochodowego zespołu czy szkolnego. Motyw zwierzęcy
należy do bardziej popularnych. Do tej pory był w m. in. Taiyou Sentai SunVulcan, Choujuu Sentai Liveman czy Choujin Sentai Jetman. Motyw fantasy był w Kousoku Sentai Turboranger i Gosei Sentai Dairanger oraz
Ninja Sentai Kakuranger. A co jeśli twórcy postanowili dać nam
znany, ale jednak nowy motyw i połączyć go z już istniejącymi? Zwierzęta +
fantasy + żywioły + kosmos... i mamy kolejną serię. Seijuu Sentai Gingaman.
Chwilowo za oknem jest zimning. Choć jeszcze nie dawno był ciepling. Taki mamy klimat. Heh. Obecnie oglądam jeszcze Mirai SentaiTimeranger, a skończone zostało Kyukyu Sentai GoGoFive. Nadchodzą więc... Hyakujuu Sentai Gaoranger (Hundred Beasts Squadron Gaoranger - seria rocznicowa!) oraz Ninpuu SentaiHurricanger (Enduring Wing Squadron Hurricanger). Czyli w sumie niewiele nadgoniliśmy. Z różnych przyczyn, mamy mniej czasu teraz, a i nie chcemy też aby się nam wpisy i oglądanie rozlazły. Ale teraz, może skupmy się nad omawianą serią. Bo jest to sezon, który nam bardzo przypadła do gustu. Bardzo, bardzo.
W
bardzo dużym skrócie, historia tego sezonu to walka z kosmicznymi piratami
Barban, którzy najechali Ziemię 3000 lat temu. Podczas pierwszej potyczki, Starbeast (jap. Seijuu) oraz pięciu wojowników z lasu Ginga - czyli pierwsi Gingaman - uwięzili ich. Po tym
zdarzeniu, mieszkańcy lasu ukryli go przed światem oraz przez pokolenia
przekazywać status Gingaman nowym
zespołom, w nadziei, że nigdy nie przyjdzie im się ponownie zmierzyć z Barban.
Dzisiaj, kiedy pieczęć więżąca piratów została naruszona, 133 pokolenie
wojowników musi stawić im czoło. Nie brzmi zachęcająco, prawda? Ale, które trzy
zdaniowe streszczenie któregokolwiek sezonu, brzmi zachęcająco?
Starbeast to są bardzo potężne,
kosmiczne, gigantyczne zwierzęta. Swoistego rodzaju kosmiczne bóstwa. Za ich pośrednictwem
związane są dwa motywy - kosmosu i zwierząt. Choć pomagają Gingaman, to źródłem ich mocy jest przede wszystkim magia lasu
Ginga. Nie jest to pierwszy zespół o kosmicznym źródle (Bioman, Carranger
czy Denjiman byli przed nimi), ale do tej
pory było tak, iż tylko źródło mocy pochodziło z kosmosu, ale samo w sobie nie
uczestniczyło w walce. A tutaj kosmiczny element jest bezpośrednio obecny i działa.
Nie pierwszy raz widzimy ten motyw, ale do tej pory był bardziej po stronie
złych. Vader z Denjiman, Black Magma z SunVulcan, Zone z Fiveman czy
Gozma z Changeman.
Pozostałe dwa motywy, żywiołów i fantasy, pochodzi bezpośrednio od Gingaman i mocy lasu Ginga. Cała moc lasu osadzona jest w
lekko baśniowej i fantastycznej konwencji, ale już konkretne moce wojowników
przypisane są żywiołom - ognia, wody, elektryczności, wiatru i ziemi (choć
bardziej w formie roślin, a konkretniej kwiatów). Nie jest to połączenie wybitne,
ale w tej konwencji i połączeniu zdające swój egzamin. W zasadzie, większość
konwencji sentai trzeba podzielić na
technologię i fantasy/magię. Czasami się mieszają (Carranger, Turboranger czy Ouranger),
a czasem są wyraźnie rozdzielone (Maskman
czy Juuranger vs. Jetman czy Liveman).
Opening. Całkiem-całkiem!
W
tym sezonie przyjdzie nam oglądać zmagania dwóch, ciekawych stron, z których
żadna nie odstaje. Gingaman stanowią
początkowo grupę zagubioną w nowym świecie, ale grupę zgraną oraz o wyraźnie
zaznaczonych charakterach, a każdy z nich doczeka się swojego rozwinięcia i
wątku pobocznego, choć nie wszystkie będą ważkie i znaczące. Ale choć
początkowo - jak często zresztą - można uznać, że to znowu tylko Czerwony
dostaje swój czas, to jednak z czasem się to zmienia i wszyscy dostają swoje
więcej jak pięć minut. Stało się to już powoli standardem. Charakterystyczną
cechą japońskiej kultury jest społeczne/grupowe myślenie. Od kilku sezonów
jednak coraz częściej mamy do czynienia z indywidualizmem postaci. Choć nadal
są zespołem i tworzą całość, to jednak wyraźniej widać indywidualne charaktery
postaci. GingaRed walczy z rolą
przywódcy i spuścizną po swoim bracie. GingaBlue
to stoicki spokój, który objawia się niemal we wszystkim. GingaBlue to trochę życiowy ciamajda (podobnie jak Yellow Owl z Jetman czy Green Racer z Carranger), ale jednak udowadniający, że
wystarczy się spiąć i się uda. GingaYellow
walczy z kategoryzacją własnej osoby jako nieodpowiedzialnego dzieciaka, a GingaPink ma walkę wykraczająca poza
świat serialu (z japońskim stereotypem kobiet).
Jeśli
już o tym mowa, to może warto do tego wątku wrócić. Początkowe sezony cierpiały
mocno na syndrom niedopracowanych postaci żeńskich. Choć Momoranger była najważniejszym elementem zespołu (ze względu na
rozpoczynanie finishera, bez którego pokonanie MotW było karkołomnym zadaniem), to już Miss America czy Denji Pink
były od podawania herbaty. Pierwszą, wyraźną rolę żeńską mamy w SunVulcan, a potem w Goggle V. Naprawdę jednak bardzo
znaczącą rolę żeńską mamy dopiero w Kakuranger
(Tsurihime jest PRZYWÓDCZYNIĄ!), a
potem dopiero w Timeranger. Sposób
kreacji GingaPink pokazuje, że nadal
jest z tym problem. Nie jest to postać za którą można by stanąć murem, ale też
nie jest to postać tak bezużyteczna jak wcześniej inne wojowniczki.
Jeśli
chodzi o to, co nas najczęściej interesuje najbardziej. Arsenał. Choć uważam Flashman za najgorszą, w sensie najmniej
zapadającą w pamięć serię, to jednak personalne bronie mieli niezwykłe i
unikatowe. Zwykle dostajemy jakiś zestaw broni (np. w Ouranger czy Juuranger), mniej
czy bardziej zapadający w pamięć, a ten był naprawdę dobry i unikatowy. W Gingaman
broniom brakuje pewnego polotu. Są to po prostu miecze, jakich wiele już
widzieliśmy w sentai. Inaczej ma się
sprawa z Starbeast, które są tutejszym odpowiednikiem mechów. Pod tym względem
są bardzo oryginalnym pomysłem, a ich... hmm... wzmocnienia są jeszcze bardziej
pomysłowe. I choć chcę wam to rozwinąć, to powinniście już wiedzieć wszystko o
spoilerach na tym blogu.
Przechodząc
do Barban. Kosmiczni piraci stanowią
całkiem niezłą zgraję różnorakich postaci. Na ich czele stoi kapitan Zahab, a
jego prawie-że prawą ręką jest Sterniczka Shellinda. Potem jest czterech
dowódców, z których każdy ma inny charakter. Gun Boss Shambash jest mistrzem od broni palnej, a w opozycji do
niego stoi mistrz broni białej Sword
General Budou, który jest wzorowany na samurai'ach
i jest najciekawszą postacią z pośród Barban. Potem jest czarodziejka Spectral Empress Illies i jej wujek, mózg
całek ekipy, Bucrates (który ma przydomek Barreled
Scholar czyli dosłownie zabeczkowany uczony - gra słów, bo jest on właśnie
dokładnie tym. Uczonym-beczką). I ostatni, Destruction
King Battobas - prawdziwa druga ręka Zahaba i najsilniejszy zaraz po nim. Nie
jest niczym nowym, że pośród nich są różne animozje, które dodają opowieści
pikanterii, ale tym razem są to naprawdę dobre konflikty i całkiem niezłe ich
pociągnięcie.
Ogólnie,
możemy być zadowoleni zarówno z protagonistów jak i antagonistów. Fabularnie...
znów mamy świetny sezon. Choć trzon uknutej intrygi nie powala, to jednak jego
rozwinięcie i podejście scenarzystów do niej to inna kwestia. Postaci z obu
stron zostały wykorzystane po to, aby świetnie rozwinąć motywy i potrzeby obu
stron. Po raz pierwszy mamy również to, że animozje złych nie stanowią o ich
końcu, lecz są doskonale uwarunkowane, wyjaśnione i rozegrane. Zdaje sobie
sprawę z tego, że naprawdę ciężko teraz będzie układać listę sezonów. Tylko
spód nie przejdzie radykalnych zmian. To znaczy również, że mamy okres naprawdę dobrych sezonów.
Pozostaje
nam więc na sam koniec wspomnieć o wspólnym filmie z Megaranger. Kilkukrotnie już pisałem, że filmy te cierpią na problem
z continuity, a mianowicie tym, gdzie
i jak je umiejscowić. Ten film również ma ten problem, ale nie taki jak inne.
Poza tym, nie stanowi nic wielkiego. Fabularne spotkanie tych dwóch zespołów po
prostu wypada w porządku, bez wodotrysków. Stanowi swoistą wisienkę na torcie.
Ot, jest, powinien być, ale gdyby nie było, to byśmy nie narzekali.
Jak
pisałem ostatnio, zaczyna się nam dekada naprawdę dobrych sezonów, które już na
papierze wyglądają świetnie. Cóż więc powiedzieć? Seijuu Sentai Gingaman stanowią świetny sezon, do którego ciężko
się przyczepić. Porządna fabuła, doskonali antagoniści, dający się lubić
protagoniści. Świetnie wykorzystane motywy przewodnie. To, do czego można by
się przyczepić, to charakterystyczna sentai'owa
powtarzalność niektórych elementów. Ale powiedzmy sobie szczerze: widzimy to od
zawsze. Podbne transformacje robotów, czy bronie podręczne (np. Changeman vs. Flashman). Fakt, że nie wszystko jest nowe i pewne rzeczy sami
przewidzimy, pozwala nam się skupić na lepszych elementach. A tych Gingaman mają sporo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz